Jesteśmy tutaj. W Greenway House. Ze wzgórza, poprzez krzewy spoglądamy na olśniewającą białą rezydencję z przytulonym ogrodem pełnym egzotycznych roślin, wisterii i innych pnączy, dalej parkiem niebotycznych paproci, akacji, kwitnących rododendronów i magnolii o fantazyjnie powyginanych konarach. Niżej, poprzez drzewa połyskuje woda. To fale rzeki Dart, zmierzającej do ujścia na południu Półwyspu Kornwalijskiego. Dom i jego wnętrza zapamiętamy na zawsze. Wydaje się, że niedawno, zaledwie wczoraj jego właścicielka, Agatha Christie wyruszyła stąd, by towarzyszyć w kolejnej egzotycznej wyprawie archeologicznej, którą rozpoczyna jej mąż Max Mallowan. W „Autobiografii” napisała: „najpiękniejsza posiadłość w tej okolicy …idealny, wymarzony dom”, kiedy kupowała w roku 1938 znaną jej od dzieciństwa posesję.
To tutaj powstało kilka książek najbardziej poczytnej w świecie autorki kryminałów. Ale zaraz wyruszamy stąd samochodem w kierunku wschodnim, na nieodległą Riwierę Angielską, do Torquay – miejsca urodzenia Agathy Mary Clarissy Miller (15 września 1890), dojrzewania, rozkwitu jej pierwszej miłości i nieustających powrotów niemal do końca życia. Torquay i okolice oraz malownicze przestrzenie wrzosowisk Dartmoor również zaistniały w kilkunastu powieściach tej, tytanicznie pracującej pisarki, której przez ponad pół wieku nie brakowało twórczej weny.
W przypadku twórczości Agathy Christie przemijanie czasu nie wpływa na destrukcję wizerunku pierwszej „na świeczniku” damy literatury brytyjskiej, obdarzonej zasłużonym tytułem Królowej Kryminałów. Większość spośród jej ponad 80 książek (poza kryminałami, także opowiadań, powieści obyczajowych i sztuk teatralnych) dotąd znajduje czytelników na całym świecie, a kolejne edycje liczone są w setkach milionów egzemplarzy, plasując się tuż za nakładami Biblii oraz dzieł Williama Szekspira. Wydaje się, że nawet oponenci literatury kryminalnej nie mogli nie słyszeć (przynajmniej za sprawą promowania ekranizacji) o tak głośnych tytułach jak „Morderstwo w Orient Ekspressie” czy „Śmierć na Nilu”. (Te akurat powieści sfilmował w ostatnich latach – z różnym skutkiem, jako reżyser i odtwórca roli Poirota – słynny odtwórca ról szekspirowskich, Kenneth Branagh).
Pierwszą ze swoich powieści kryminalnych pt. „Tajemnicza historia w Styles” Agatha Christie wydała w roku 1920, już wtedy powołując w niej do życia postać ekscentrycznego detektywa Herkulesa Poirota. Z przyczyn najbardziej wiadomych samej autorce (a niektórzy domyślają się, że z powodu sympatii do Belgów), był to więc belgijski policjant, który uciekł z kraju do Anglii przed niemieckimi okupantami, i już wtedy był emerytem. Bez kontrowersyjnych zachowań i geniuszu dedukcji tego wszędobylskiego dżentelmena o nikczemnej posturze nie obyła się ponad połowa spośród opowiadań i powieści, chociaż znakomicie radziła sobie też w tropieniu zbrodni wprowadzona do książek 10 lat później („Morderstwo na plebanii”) zdziwaczała, ale niezrównana siwowłosa panna Jane Marple oraz pojawiająca się sporadycznie specyficzna para Tommy i Tuppence Beresford. Od czasu ukazania się debiutanckiej książki, pisarka – można powiedzieć – nie wstawała od swojego Remingtona (a raczej – woziła maszynę do pisania ze sobą i stawiała ją gdziekolwiek, gdzie znalazł się kawałek blatu czy biurko, nawet w kajucie parowca „Sudan”, pływającego po Nilu). Gdyby teraz, w XXI wieku „celebrować” setną rocznicę każdej z kolejno pisanych i wydawanych książek, świeczki na tortach zapalano by systematycznie co roku, począwszy od stulecia wydania wymienionej już powieści aż po ostatnią – „Tajemnice Wawrzynów”, napisaną w roku 1973 przez leciwą Agathę Christie w wieku 83 lat.
Na brak pomysłów pisarka nigdy nie narzekała. Przychodziły zewsząd: w rodzinnej Anglii, podczas atrakcyjnych podróży po świecie z pierwszym mężem Archibaldem Christie (którego nazwisko zachowała na zawsze mimo niegodnej jego postawy), i z drugim, młodszym o 14 lat Maxem Mallowanem, cenionym archeologiem i badaczem starożytnej kultury, stąd tak egzotyczne nazwy w niektórych tytułach książek jak „Morderstwo w Mezopotamii” (1936), „Śmierć na Nilu” (1937) czy „Spotkanie w Bagdadzie” (1951). W „Autobiografii” Agatha Christie zwierza się i z takich „warsztatowych” tajemnic: „…idę ulicą, oglądam wystawę sklepu z kapeluszami, aż tu nagle błyska myśl: o, w ten sposób można by znakomicie zamaskować zbrodnię, nikt się nie domyśli”, lub też: „Pomysły moich powieści znajduję zmywając. Jest to zajęcie tak głupie, że zawsze rodzi we mnie myśl o zabójstwie”.
W rzeczy samej autorka „Trzech ślepych myszek” i „Pięciu małych świnek” przez długi czas była skazana na zajmowanie się domem i niczym ponadto. Pochodziła z dobrze sytuowanej rodziny mieszczańskiej, wychowywana była wraz z dwójką starszego rodzeństwa (ukochaną siostrą Madge i wiecznie sprawiającym problemy bratem Louisem Montantem) w zakupionej przez ekscentryczną matkę Clarissę posiadłości Ashfield w Torquay. Rodzeństwo uczyło się poza domem, ona – została wyedukowana w domu. W dzieciństwie osierocona przez ojca, Fredericka Millera – „prostodusznego, ortodoksyjnego chrześcijanina” wędrującego przez ocean na Florydę i z powrotem, nobliwego bywalca miejscowych elitarnych klubów, w tym Royal Torbay Yacht Club.
Któż by pomyślał, że pierwszą powieść trzydziestoletnia Agatha Chrisite napisała, żeby zarobić na własne utrzymanie… Była, oczywiście, doskonale wyedukowana, wykorzystująca wszystko, co dawało jej odkrywanie świata, a przymioty charakteru i zwyczajnie, talent musiały sprawić, że po latach znalazła się jako równa wśród równych w londyńskim Klubie Autorów Powieści Kryminalnych, nie ustępując tam także koleżance po piórze, Dorothy Leigh Sayers. Ta, młodsza o trzy lata absolwentka uniwersytetu w rodzinnym Oxfordzie była eseistką, dramatopisarką oraz autorką słuchowisk radiowych i w podobnym czasie debiutowała. Poza „Catholic Tales” została zapamiętana też jako autorka 14 powieści kryminalnych powiązanych z transcendencją. Gdy (zapewne z powodu choroby) przestała przewodniczyć klubowi, funkcję tę przejęła w roku 1956 Agatha Christie. (Do tego czasu lata upłynęły od skandalu, jaki wywołał jej rewolucyjny pomysł, kiedy to – wbrew obowiązującym zasadom – uczyniła zbrodniarzem narratora swojej powieści „Zabójstwo Rogera Ackroyda” sprzed trzydziestu lat).
W „Encyklopedii kobiet” znalazł się zapis: „…potwierdzono uznanie dla gatunku literackiego, który przez krytykę bywał bardzo rzadko doceniany. Agata Christie i Dorothy Leigh Sayers należą do najbardziej znaczących przedstawicielek powieści kryminalnej na wysokim poziomie”. Opinię tę przypieczętował fakt odznaczenia za twórczy dorobek Agathy Christie w roku 1971 Orderem Imperium Brytyjskiego: od tego czasu przysługiwał pisarce tytuł Dame. Inna rzecz, że współcześnie pojawiają się teksty, także w Polsce, kwestionujące poziom, styl, pomysły i w ogóle całą twórczość brytyjskiej mistrzyni kryminału z Torquay…
Ale my – nie o tym. My o tym – w jakiej scenografii przyrodniczo-urbanistycznej rodziły się pomysły Agathy Christie do jej kolejnych bestsellerów. Wędrówka ich tropem nie byłaby możliwa bez dostępnych źródeł, także internetowych, chociaż jeszcze kilkanaście lat temu wydawane przewodniki nie uwzględniały szczególnie miejsc związanych z pisarką. Aż żal, że w Pascalowskim przewodniku „Anglia” z roku 1998 jest tylko wzmianka o ekspozycji poświęconej jej w Abbey Mansion w Torquay, a o atrakcjach tego miejsca mówi takie oto zdanie: „…dawnych sławnych gości – na przykład Agathę Christie czy podróżnika Freya Starka – przebił popularnością hotelarz Basil Fawlty z serialu TV, którego szowinizm i urażona duma świetnie pokazują jak miasto przystosowało się do wymagań tysięcy turystów”. W przewodniku „Wielka Brytania” (Wiedza i życie, 1996) nazwisko autorki „Pułapki na myszy” pojawia się tylko raz, przy okazji Burgh Island na południu Półwyspu Kornwalijskiego: dotąd można tu odwiedzać luksusowy hotel w stylu art. deco, gdzie m.in. pluskała się w basenie z morskich skał Agatha Christie. Jej posiadłość Greenway stała się popularna dopiero u progu XXI wieku, kiedy jedyny wnuk pisarki, Mathew Prichard przekazał dziedzictwo pod skrzydła National Trust, instytucji wielce zasłużonej dla ochrony brytyjskich dóbr kultury. Dlatego jeszcze tam powrócimy.
Ale teraz jesteśmy tutaj, nad lazurowym morzem i – jak niegdyś mała Agatha Miller, spacerujemy nadbrzeżnym deptakiem uroczego Torquay ocienionym kordylinami australijskimi – palmami sprowadzonymi niegdyś z Nowej Zelandii. Na wodzie zatoki drzemią setki jachtów prosto z pocztówek. Woda to był żywioł Agathy Christie. Podróżując po świecie z pierwszym mężem, Archibaldem, doskonaliła umiejętności w zakresie surfingu, nawet na Hawajach czy w Cape Town. W rozległych parkach Torquay, u stóp wzgórza ozdobionego luksusowymi rezydencjami, jeszcze z czasów wiktoriańskich, również dominuje egzotyczna roślinność. Angielska Riwiera zapamiętała wiele niezwykłych lat życia i twórczości pisarki. W graniczącym z Kornwalią hrabstwie Devon miejscowości wielokrotnie bywały tłem sensacyjnych opowieści Agaty Christie. Co roku we wrześniu od lat odbywa się tutaj literacki festiwal, którego uczestnicy celebrują dzień urodzin pisarki, zwiedzają miejsca związane z jej życiem i twórczością, tropiąc ślady książkowych wydarzeń. Kiedy jesteśmy tutaj pod koniec kwietnia, możemy swobodnie, i spokojnie iść własnym tropem…
Wiktoriański obiekt Pavilion zdobi plakieta z wizerunkiem Agathy Christie. To tutaj, po koncercie muzyki Wagnera przystojny Archie Christie oświadczył się pełnej wdzięku pannie Miller. Po drugiej stronie zatoki, w nobliwym Grand Hotelu spędzili w wigilię Bożego Narodzenia 1914 roku swój honeymoon, ale wkrótce świeżo upieczony małżonek wyruszył na wojnę, zaś ona podjęła pracę w szpitalu jako pielęgniarka oraz w aptece, gdzie wiedza nabyta w temacie trucizn okazała się wkrótce ogromnie przydatna w pracy twórczej.
Niestety, w Torquay nie zwiedzimy domu, w którym urodziła się Agatha Miller. W epilogu swojej „Autobiografii”pisarka wspominała: „…pojechałam w górę Barton Road…Nie zostało nic, co by mogło obudzić wspomnienia (…) Nie ocalało ani jedno z wielkich drzew. Zniknęły wyniosłe jesiony, buk, sekwoja, sosny, wiązy okalające warzywnik, wiecznie zielone dęby – nawet nie potrafiłam ustalić, gdzie stał dom (…) Żegnaj, najdroższe Ashfield”. Niebieska plansza z informacją to jedyny ślad…
Cóż począć… Fotografujemy się przy popiersiu pisarki, wykonanym z brązu przez holenderskiego rzeźbiarza. Jego dzieło ustawiono w roku 1990, blisko wody, w sąsiedztwie Pavilionu dla upamiętnienia 100. rocznicy urodzin Agathy Christie. Pobliskie Torquay Museum jest chwilowo niedostępne, a tam właśnie zgromadzono część pamiątek po pisarce – książki, bibeloty, pamiątki z egzotycznych wojaży. Szczęśliwie – zobaczymy bogatą kolekcję w posiadłości Greenway. Tutaj ważne są miejsca związane z powieściami Agathy Christie. Oszołomieni podzwrotnikowymi barwami pejzażu, próbujmy je zapamiętać.
Organizatorzy corocznego festiwalu opracowali wykaz utworów, których akcja osadzona jest w Devonie na Półwyspie Kornwalijskim, co ułatwia rozeznanie w gąszczu (tak!) fabuł, kontekstów i lokalizacji. Warto zatem przypomnieć, że już pierwsza powieść pt. „Tajemnicza historia w Styles” z roku 1920, z wielkim „wejściem” detektywa Poirota, dzieje się Dartmoor. To tutaj Agatha Christie ukryła się w miejscowości Haytor, by w hotelu Moorlands spokojnie pisać… To był początek. W roku 1931 pojawiła się jeszcze jedna powieść z tych stron – „Tajemnica wirującego stolika”, gdzie obok fikcyjnych nazw rzeczywistych miejscowości z wrzosowisk jest także rzeczywiste Exeter, gdzie również była okazja skonfrontowania topografii z fabułą…
Pośród wielu innych, aż czternaście książek związanych jest z miejscowościami najcieplejszego wybrzeża brytyjskiego, czyli Riwiery Angielskiej. Począwszy od „Morderstwa na polu golfowym” – jakże przydały się autorce młodzieńcze doświadczenia z gry w golfa na zajęciach w Torquay i w Churston (1923), poprzez „Mężczyznę w brązowym garniturze” (1924), „Morderstwo na plebanii” z debiutem detektywistycznym Miss Marple (1930), „Samotny dom” (1932), gdzie imponujący Hotel Imperial otrzymał miano Majestic, a samo Torquay występuje jako St. Loo, „Dlaczego nie Evans?” (1934) związane z malowniczym nadmorskim klifem oraz „A.B.C.” (1936) z bliskim autorce z młodości Elberly Cove aż po powieści z okresu drugiej wojny światowej „Noc w bibliotece” (1942) – znowu w hotelu Majestic i – w roli rekwizytu – z kufrem znalezionym w Greenway House, następnie „Uśpione morderstwo” (książka została wydana jednak dopiero po śmierci autorki w roku 1976, podobnie jak „Kurtyna”, w której ostatecznie odszedł Poirot) oraz powojenne: „Pani Ginty nie żyje” (1952) i „Tajemnica Wawrzynów” (1973).
Ta ostatnia powieść była rzeczywiście ostatnią, napisaną przez 83-letnią autorkę: czy może dlatego osadzoną w domu jej dzieciństwa? Torquay nosi tu nazwę Hollowquay, znajome ulice również mają zmienione nazwy, podobnie jak ukochany dom Ashfield to tutaj Wawrzyny, dokąd wprowadza się para postarzałych detektywów Tommy i Tuppence Beresford, którzy próbują rozwikłać dawne tajemnice niosące nadal śmierć. Fabułę, podobnie jak inne, wykoncypowane w ciągu ponad pół wieku, niesie żywy język, niejednoznaczni bohaterowie i zaskakująca pomysłowość autorki. Nie ma w tych powieściach – i nigdy nie było – brutalności i okrucieństwa, charakterystycznych dla współczesnych powieści kryminalnych. Trup nie ściele się gęsto, raczej jest już „usłany” głównie za sprawą trucizny, rzadziej ostrego narzędzia, a w podtekście akcji rozpracowywanej najczęściej przy użyciu „małych szarych komórek” wszędobylskiego Poirota można zwykle dopatrzyć się delikatnego, może trochę biblijnego napomnienia…
Agatha Christie wykorzystała też swoje pobyty nadmorskie w Południowym Devonie. Wspomniany już pobyt pisarki na Burgh Island ( zjawiskowej wysepce połączonej z lądem kamienną groblą, dostępną dla pieszych podczas odpływu), zaowocował powstaniem w roku 1939 powieści o kontrowersyjnym tytule „Dziesięciu małych Murzynków”, dziejącej się na Soldiers Island. Tytuł został już w następnym roku zmieniony pod wpływem próśb córki Rosalind na „I nie było już nikogo”. Kto mógł przypuszczać, że książka będzie w przyszłości wydawana najczęściej ze wszystkich i równie najczęściej adaptowana na sceny. Burgh Island odnajdziemy również jako Smugglers’ Island w napisanym dwa lata później kryminale „Hotel na wybrzeżu” (lub „Zło, które żyje pod słońcem”), a detektyw Poirot, który miał tutaj wypoczywać, znajduje – jak to on – ciało aktorki… W oryginalnych miejscach bywali atrakcyjni ludzie, skrywający sekrety, dlatego okolice pobliskich Kingsbridge i Salcombe staną się miejscem, gdzie pod wysokim klifem zostanie zamordowany uczestnik domowego party w „Godzinie Zero”, wydanej w roku 1944.
Może chociaż w Greenway Agathy Christie odetchniemy od jej dreszczowców i zbrodni? Ale – gdzież tam… To już któryś z utworów pisarki, powstałych w okresie drugiej wojny światowej: „Pięć małych świnek” (1943) jest kolejną sposobnością do wykazania się umiejętnościami przez Herculesa Poirota, który wydedukuje, kto w rzeczywistości przed laty otruł znanego artystę, a wszystko to w realiach otoczenia znanego autorce na co dzień. W 1956 roku irytujący detektyw pojawia się ponownie w scenerii Greenway i ponownie – w powieści „Zbrodnia na festynie” (1956) znakomicie radzi sobie z rozwiązaniem zagadki, kto zabił młodą kobietę, której zwłoki znaleziono w szopie na przystani dla łodzi. Część akcji dzieje się w hostelu dla młodzieży w Brixham, ale to znowu niedaleka Riwiera Angielska… Wracajmy zatem do Greenway – tym razem jako Sunny Point House, gdzie dwa lata później Agatha Christie zlokalizowała akcję „Próby niewinności”, czyli rozwikłania tajemniczej zbrodni, wyjątkowo bez udziału detektywów. Jest tu i rzeka Dart, którą prom płynie do ujścia w Dartmouth. Jest dzwon, którego dźwięk rozlega się do dzisiaj…
Jesteśmy my, myszkujący z aparatem fotograficznym po wnętrzach Greenway House, spacerujący po okolicach, zaopatrzeni w książki, przewodniki i miniaturowe edytorskie cudeńko: w roku 2009 roku kupiłam w Bath – wydaną przez National Trust „Address Book”. Zwykły, można by rzec, „kapownik” adresowy, pocket book, a wydany tak pięknie jak tylko ta instytucja potrafi: strony na nazwiska i adresy rozdzielają kolorowe fotografie portretów pisarzy, ich domów, gabinetów, biurek, drobiazgów, ogrodów. Już kiedyś wyraziłam postulat, żeby podobnie potraktować pisarzy i poetów polskich… Tutaj zobaczymy m.in. dom Virginii i Leonarda Woolfów, Rudyarda Kiplinga, Thomasa Hardy’ego, George’a Bernarda Show i właśnie – Agathy Christie. Ten najważniejszy dom, niegdyś dwór tudoriański Greenway Court, pamiętający kolejnych właścicieli i ich losy począwszy od wieku XVI, który dzięki opiece National Trust odzyskał dawną urodę i został udostępniony zwiedzającym. Ale na fotografii prezentowany jest jeszcze przed remontem, z wyraźnymi śladami po usuniętych pnączach, i wydeptanymi progami, przez to bardziej związany z dawnymi mieszkańcami.
Dom, nabyty w roku 1938, wymagał przebudowy i dostosowania do potrzeb rodziny. Niestety, w okresie wojny został zajęty na polecenie Admiralicji przez żołnierzy gwardii przybrzeżnej. Pomieszczenia gospodarcze zamieniono na… kilkanaście kabin WC. Udało się po wojnie pisarce przekonać władze do ich likwidacji, natomiast wręcz zabroniła usunięcia przepięknych fresków batalistyczno-pejzażowych, jakie w bibliotece wykonał anonimowy wojskowy artysta. Od lat 50. XX w. pani Agatha wraz z mężem Maxem Mallowanem i córką Rosalind oraz jej rodziną spędzała tu każdą wiosnę, lato i każde Boże Narodzenie. Dla okolicznych mieszkańców była po prostu panią Mallowan. W gościnnych wnętrzach domu, pięknie usytuowanego pośród bogatej zieleni, licznie bywali przyjaciele grający w krykieta i golfa. To dla nich autorka „Pękniętego zwierciadła” czytała swoje najnowsze powieści. Tutaj także rozpoczęła w roku 1950 pisanie swojej autobiografii, co do zakończenia dzieła trwało piętnaście lat. To „czytadło”, w najlepszym tego słowa znaczeniu, zostało wydane jako „Autobiografia” w następnym roku po śmierci Agathy Christie (1977), natomiast do polskiego czytelnika trafiło – w znakomitym przekładzie Magdaleny Konikowskiej i Teresy Lechowskiej – niemal ćwierć wieku później (Wydawnictwo Dolnośląskie, 2010) . Po wielokrotnym sięganiu do książki podpisuję się pod słowami edytorów, angielskiego i polskiego, na okładce: „„Na okładce anglojęzycznego wydania Autobiografii można przeczytać: „to najlepsza rzecz, jaką Christie kiedykolwiek napisała”. Nie bez racji””.
W roku 1959 pisarka przekazała posesję córce. Rosalind i jej drugi mąż, Anthony Hicks opiekowali się domem i ogrodem, kultywując pamięć pisarki po jej odejściu w dniu 15 stycznia 1976 roku. Kiedy i ich zabrakło w latach 2004 i 2006, jedyny syn Rosalind, Mathew Prichard przekazał Greenway House, jak już wspomniałam – pod opiekę National Trust.
Dzisiaj można tu podziwiać bogaty księgozbiór pisarki oraz wszystkie edycje jej własnych dzieł, także w przekładach na 45 języków. Książki znajdziemy w kilku pomieszczeniach, najwięcej w bibliotece, gdzie zwiedzający mają prawo fotografować się na tle wojennych fresków. Podobnie jak w obszernym salonie, niemal wiernie odtwarzającym klimat rodzinnego domu pisarki w Ashfield. W serwantkach drzemią kolekcje rodowej porcelany i sreber, na kominku – oryginalne bibeloty z przywożone z egzotycznych podróży. Półki biblioteczne podniesiono o jeden poziom, teraz pośród książek mieszczą się też ceramiczne serwisy i … archaiczna statuetka, którą postawiono zapewne niedawno, bo nie ma jej na pocztówce wydanej nieco wcześniej, jaką nabyłam w sklepie z pamiątkami (to charakterystyczne miejsce, przynależne wszystkim zwiedzanym w Wielkiej Brytanii obiektom). Inaczej też wygląda w gablocie kolekcja zegarków, niż ta w folderze, który zabierzemy stąd ze sobą. Wraz z serią własnych zdjęć: przy wielopokoleniowej kompozycji rodzinnych zdjęć na fortepianie (proszę zagrać – więc przez chwilę dotykam klawiszy instrumentu należącego do Agathy Christie, która podobno grywała tylko wtedy, kiedy nikt nie słyszał…). Zatrzymane w kadrze wnętrza jadalni, pokoju z portretem czteroletniej Agatki, lalkami z czasów dzieciństwa jej i córki, egzotyczne przedmioty z wypraw archeologicznych, nigdy nie oglądane utensylia kuchenne, w garderobie wiekowe płaszcze i futra, staromodne walizy wciąż gotowe do podróży, archaiczna maszyna do pisania Remington – stała towarzyszka wędrówek Agathy Christie. Kilka godzin zajmuje refleksyjny spacer po bajecznym parku, z drogą obniżającą się ku Bird Pond i Kwan Yin Pond – z przeglądającą się w wodzie naturalnej wielkości rzeźbą azjatyckiej piękności. Jeszcze niżej, nad brzegiem Dart stoi szopa nad przystanią – z wiklinowym fotelem na balkonie, gdzie lubiła odpoczywać Agatha Christie i gdzie – w swojej powieści „Zbrodnia na festynie” ulokowała zwłoki niewinnej dziewczyny…
Niepodobieństwem jest odszukiwanie po Anglii domów zamieszkiwanych przez małżeństwo Christie, potem Mallowan. Albo ekspedycja do hotelu, gdzie porzucona przez małżonka Archibalda pisarka ukrywała się przez 11 dni, którego to faktu nigdy nie skomentowała publicznie. Albo tropienie lokalizacji powieści obyczajowych, napisanych pod pseudonimem Mary Westmacott („Niedokończony portret”, „Chleb olbrzyma”, Róża i cis”, „W samotności”). Ale żeby sfotografować jedno z miejsc wyjątkowych, wybrałam się do londyńskiego West Endu, dzielnicy rozrywek i teatrów. Na fasadzie Teatru St. Martin umieszczona niebieska, okrągła plakieta informuje, że „Pułapka na myszy” – sztuka Agathy Christie (oryginalny tytuł „Mousetrap”), od czasu premiery w roku 1952 nie schodzi z afisza! Jej premiera miała miejsce w sąsiednim Ambassadors Theatre, ale po kilku latach została przeniesiona na scenę obok. Jedyną, kilkumiesięczną przerwą, która wstrzymała przedstawienia, była pandemia Covid. Kto by pomyślał, że tak rozwinie się kariera słuchowiska radiowego z 1947 roku pt. „Trzy ślepe myszki”, które Agatha Christie napisała na życzenie królowej Marii, matki Jerzego VI, entuzjastki jej twórczości…