Wiersze tygodnia – Jacek M. Hohensee

1
134
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


SONETY O PETRARCE

  I

Jaki wiatr nadał twym krokom kierunek,
Błądzisz miejsca szukając, gdzie czyste powietrze
Nie zmąci słowa co rozpięte, jeszcze
Zbyt delikatne, żeby zakląć strunę.

Idziesz więc miastem jak podwodnym lasem
I twarz jej niesiesz, bacząc by nie wplątać
Włosów w gałęzie i nic nie uronić
Ze słoneczności, która dziś jest twoja…

O słodka Lauro, znów widziałem Ciebie
Jak znudzona błądzeniem po pustych pokojach
Wyszłaś wprost na ulicę i zbudziłaś ptaki.

Pojawieniem swoim wiatr zsypujesz w włosy
I krokiem radosnym i śpiewnymi dłońmi
Zapalasz chłodnego krople deszczu Lauro.


 II

Oto szukasz miejsca, gdzie się czas odwróci
I składasz jej postać z bliskich ci przedmiotów
Jak sylwetkę ptaka, co ukryty w drzewie
Śpiewa o spokoju, układa się z liści.

Gdziekolwiek jesteś, czy wpatrzona w śpiewność
Własnego odbicia nad Tybrem schylona,
Czy z naręczem kwiatów w słonecznej ulicy Awinionu
Jesteś we mnie i tam pozostaniesz.

Lauro. Jak powstrzymać ciągły
Obrót zieleni jeśli nie muzyką
Co przesłoni krajobraz i zbliży mi Ciebie.

Idę do Ciebie akweduktem słońca
Omijając grobowce. Przed falami Tybru
Skłoniwszy się powiem, że Cię kocham Lauro.


  III

Gdzieś w drodze do Kolonii, gdy zgubił podkowę
Mój koń, w jednym z zajazdów spoglądając w okno
Znów myślami do niej wróciłem i liczyłem chwile
Którem z nią spędził. Szarzało za oknem

I na pustej drodze, jeszcze pełnej światła
Jechał wóz ciężki, pełen drewna. Może
To było we Flandrii, dzisiaj nie pamiętam.
Lecz jej oczy pamiętam, jej włosy i ręce…

Las Ardeński rano. Tę lekkość powietrza
Również Tobie zawdzięczam. Kto inny me serce
Tak mógłby uskrzydlić. Oczom kazał patrzeć.

Drzewa ranna przejrzystość i słońce co biegnie
Wzdłuż gałęzi jak po twoich włosach, srebrząc
Rosę na liściach. Lauro, to wszystko jest Twoje.


  IV

Z kim się spotykasz, tego swoim wzrokiem
Przyrównujesz do niej. Zamiast do ogrodu
Wstąpiłeś do miasta, gdzie każda z kariatyd
Ma jej twarz słoneczną i jej prosty uśmiech.

Lauro. Gdzie odnaleźć teraz mam Ciebie
Czy w płaszczu niebieskim
W kaplicy świętego Jana prowadzisz korowód
Ze wstążką we włosach. Może mieszkasz jeszcze

W dalekiej Prowansji. Może czekasz na mnie.
Tyle lat Lauro. Ja ten dzień pamiętam.
Gdziekolwiek jestem, jesteś ze mną także.

Tyle lat Lauro. Im dalej do Ciebie
Tym bardziej pragnę włócząc się po świecie
Znów Ciebie ujrzeć. Wciąż myślę o Tobie.


 V

W Alpach, jeśli pamiętasz, gdyś na Wietrzną Górę
Wspinał się, by ujrzeć jak Rodan przepływa,
W drodze starca spotkałeś, który Ci tłumaczył
Twoją młodość. – I ja – mówił starzec

Pragnąłem ujrzeć niebo z bliska, ale
Nic po za szatą rozdartą o ciernie
I dłońmi, którem pokaleczył o ostre kamienie
Nie przyniosłem stamtąd. Dziś mieszkam w dolinie

I myślę o sobie. I wiem wiele więcej.
Lauro. z każdej Wietrznej Góry
Wracam do Ciebie, a wracam tym śpieszniej

Im do Ciebie dalej. Lecz to oddalenie
Jest jeszcze bardziej strome i bardziej bolesne.
Wiec się błąkam Lauro, albo stoję w miejscu.


  VI

Strwożony o nią zapiszesz jej profil
Każdy ruch powieki, każde drgnienie szaty.
Niosąc oddalenie brzegiem rzeki, niesiesz
Wszystko coś zapisał i coś z niej spamiętał.

Cóż mówi Ci ten portret, który chcesz ożywić?
Wtopioną w złoto Simone Martini
Darował Ci postać jej, niby opowieść o niej,
Którą usłyszał od ciebie.

A więc jest piękna i palce ma drobne
Nawykłe w sztuce czytania kwiatów i motyli,
A cała postać jej smukła niby cyprys.

Lauro. Lat dwadzieścia mija
Odkąd Ciebie ujrzałem. Dotąd Cię pamiętam.
Czas nie dotarł do nas i nic nie naznaczył.


 VII

Idę ogrodem. Dziś wyszedłszy z domu
Potknąłem się na ścieżce. Szron był dzisiaj rano.
Stanowię z laską jedna całość dzisiaj. Wolno
Przesuwam drzewa wzdłuż alei i milczę.

Jak to się stało, że zastygły nagle
Wokół mnie ptaki i drzewa wzniesione
Nad podział ziemi. Idę dziś ogrodem
Śnieg ma zapach głowni zgasłego ogniska.

Moim starczym rękom nie uderzać w struny
Ale gasić serce zmęczone pamięcią
I cierpkim wiatrem, który je kołysze.

Jestem stokroć cięższy. Mam wygasłe oczy
I pamięć równie płytką co ruch mojej ręki.
Nikt na grobie Laury nie posadzi kwiatów.


                                                1963/1964
—————

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Nie znałem tych młodzieńczych wierszy Jacka, jestem zachwycony. Jaka zdumiewająca dojrzałość. Nic dziwnego, że wyrosło z Niego to co wyrosło! Pozdrawiam. AB.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko