Andrzej Walter – Sztandar wyprowadzić czyli jakże piękna katastrofa

0
232

Związek Literatów Polskich – cóż to jest za Organizacja? Czemu i komu służy w dzisiejszych czasach, w czasach niemal zarazy, w których dodajmy – świadome czytelnictwo sięgnęło dna, a rola i pozycja społeczna pisarza uległa niemal całkowitej degradacji, i dodajmy atmosfera wokół książek i wszystkiego co jest z nimi związane jest co najmniej mało sprzyjająca, żeby nie powiedzieć, iż jest obojętnie lekceważąca i sprawiająca, że książka współczesnemu cyfrowemu człowiekowi przestaje być w ogóle potrzebna.

Po cóż nam taka, i w ogóle takie, tego typu organizacje jak: Związek Literatów Polskich, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, wszelakie Unie Literackie i inne efemerydy pisarskie? Dlaczego się je nadal powołuje bądź utrzymuje przy życiu? Czy nie powołuje się bądź nie utrzymuje się trupa? Przecież to wszystko – pisarze, pisanie, książki i słowo jako element kulturotwórczy wydają się być martwe.

Jedną z ważkich odpowiedzi jest, że martwe (mimo wszystko) nie są.

Dziś wydaje się, że więcej ludzi pisze niż czyta, ale to inny aspekt sprawy i kolejny temat do obfitych rozważań. Tak na marginesie.

Drugą z odpowiedzi jest to, że podtrzymywanie środowiska literackiego oraz życia literackiego w jakiejkolwiek formie dobroczynnie wpływa na samą świadomość towarzysko-zawodową pisarzy i ich samopoczucie w tym swoistym bycie ku destrukcji totalnej. Istnienie tegoż życia i tego środowiska niejako uzasadnia i ich istnienie i sens dalszej twórczości. Nie każdy bowiem rodzi się Noblistą, choć każdy po te laury zmierza – mniej bądź bardziej. A to pomimo umierającego czytelnictwa wciąż dla człowieka jako takiego i ludzkości jako zbiorowości ma znaczenie.

Odpowiedź trzecia jest druzgocąca – Organizacje te (wszystkie jak jeden mąż) potrzebne w ogóle nikomu nie są (w takim właśnie świecie, jaki mamy za oknem). Pozornie. Nie są one bowiem potrzebne społeczeństwu, ale są potrzebne nam samym – pisarzom: prozaikom, poetom, dramatopisarzom, eseistom, krytykom oraz tłumaczom literatury pięknej. Są też potrzebne chociażby jako baza czy też punkt odniesienia całego środowiska wobec młynów twórczości i jej owoców…

Odpowiedź pasująca z kolei do wszystkich poprzednich jest też taka, że skoro nie ma już prawie zawodu pisarza, to i zawodowa organizacja Pisarzy nie ma racji bytu. Związek nie ma praktycznie żadnych środków finansowych, nie udziela żadnej pomocy materialnej pisarzom, ani prawnej, ani społecznej. Ledwie zipie, a co za tym idzie utrzymują Go jedynie nasze dobrowolne składki.

W tej optyce spojrzenia: po cóż my tutaj w ogóle jesteśmy? Czemu i komu służymy? Co dalej?

Jedyna logiczna odpowiedź jest taka, że jesteśmy Tu sami dla siebie, ale i dla podtrzymania tradycji, dla wspierania rozwoju literatury i dla dodawania otuchy ludziom wciąż książki kochającym i miłość tę pielęgnującym, a także dla samej idei, że książka to najlepiej nam znany impuls postępu i rozwoju ludzkości, żeby się nawzajem nie pozabijała… że książka daje: życie, wyobraźnię, nowy świat, inny świat – daje: wiarę, nadzieję i miłość, że książkę warto i pisać i czytać, że to sztuka, sztuka najszlachetniejsza ze sztuk, najstarsza i najbogaciej wynagradzająca wysiłek intelektualny.

Jednym słowem jesteśmy tu z literacko rozumianej Miłości – z pasji, z fascynacji, z wolnej i nieprzymuszonej woli, dobrowolnie i za darmo, ale i jest tu z nami grono karierowiczów, grono oszustów i uzurpatorów, którzy za parawanem Literatury knują i spiskują celem promocji własnej osoby, własnych interesów i własnego ego wyniesionego ponad wszelką Ideę, ponad wartości, ponad podziw i szacunek dla innych – inni, to dla takich ludzi tyczki do wyminięcia i przeszkody do wzięcia. To już nawet nie brak empatii, ale jakiś pakt z diabłem każe im sączyć ten literacki fałsz w drodze na szczyty. Jest nas tu ścisłe grono – większość ludzi dobrych, tych powołanych i przedstawionych wcześniej – marzycieli i idealistów chcących coś ocalić z literackiego Armagedonu. I grupka hochsztaplerów wiodących „na pokuszenie” bardziej niezorientowanych. Dla tej grupy rozpad i upadek naszej Organizacja nie będzie żadną tragedią, byle tylko ich osoba i ich narcyzm zapewnił: lustereczko powiedz przecie, kto jest naj-piękniejszy na świecie…

I macie przed sobą ludzi starej daty, z poprzedniej epoki takich jak: Marka Wawrzkiewicza, Bohdana Wrocławskiego czy Piotra Müldnera-Nieckowskiego oraz kilku innych, jeszcze żyjących, wyznających stare, tradycyjne hierarchie wartości, starą szkołę zakochania w literaturze i w życiu literackim, a naprzeciw macie takich złotoustych cwaniaczków obiecujących gruszki na wierzbie i cuda wszelakie na literackiej pustyni przepychających się pięściami i łokciami kandydatów na kandydatów i literacki ersatz.

Dla mnie wybór tak zaprezentowany i przedstawiony jest prosty, ja głosuję sercem, rozumem i tradycją – wszystkim tym co nam jeszcze pozostało. Na tych kontrkandydatów zagłosują Ci, którzy kochają: układy, układziki, zakulisowe matactwa, intryganctwo i cwaniackie metody promowania nie za meritum, a za nic nieznaczące, wymyślane nagrody, często nawet „światowe”, których organizatorami są fikcyjne fundacje i nieistniejący profesorowie, przysyłający potem dyplomik zrobiony na domowej drukarce, za inne przymioty, z których możemy wymienić: …i tutaj wymieńcie sobie Państwo sami… to, co możemy wymienić. Z literaturą ma to niewiele wspólnego. Może jedynie wyborczą fatamorganę, że gdzie indziej będzie lepiej… Otóż nie będzie.

Lepiej już było…

Powinniśmy sobie szczerze i rzetelnie powiedzieć – kto kocha literaturę, pisarzy, tradycję i Sprawę, a kto kocha tylko siebie. Przecież jakże łatwo wszyscy takich ludzi rozpoznajemy. Jakże łatwo i z właściwym wyczuciem wiemy, to ten który dziś nas klepie po plecach, obiecuje niemożliwe, zaprasza na spotkania, bo coś mu możemy załatwić, potem nam podstawi nogę, albo zostawi gdzieś samotnego i opuszczonego. Takie są metody działania Narcyza. Traktuje ludzi instrumentalnie, jak trampolinę, po której wskakuje na coraz wyższe poziomy. Nie meritum swej twórczości, nie argumentami, ale metodami zza kulis, metodami intrygi i gołosłownych, nagich obietnic.

W atmosferze zmierzchu bogów do głosu dochodzą demony i demonicznie zmotywowani uzurpatorzy przekonujący wszystkich, że to wyścig szczurów, że to nic takiego, ot, kapitalizm w następnej odsłonie. Kłamstwo goni kłamstwo, a Nasza Literacka Organizacja (każda!)? Jeśli fakty są przeciwko nam tym gorzej dla faktów.

Prym w wyżej opisanych działaniach biorą panowie prezesi pewnych, znanych nam Oddziałów. Nadsyłają całkowicie świadomie do rozpatrzenia Komisji Kwalifikacyjnej stosy kandydatur o poziomie tak żenującym, że pewne wyimki z twórczości wstyd przytaczać, gdyż są głupie, wulgarne, prymitywne i obrażające wszelki dobry smak i zwyczajnie ludzki rozum. Rozumiem, że w niektórych oddziałach brakuje członków i robi się tzw. łapankę, ale żeby zaraz robić, aż tak. Poprzez takie działania to oni robią złą robotę dla każdego związku, stowarzyszenia, unii próbując zaniżyć Jego poziom. Nazwać niektórych kandydatów z ich strony grafomanami, obraża grafomanów, którzy piszą dla samego aktu pisania, a tutaj kilku aplikantów przekroczyło granice obsceniczności. Dlaczego Ci Panowie to czynią? Odpowiedź jest oczywista. Dla umacniania własnej władzy nad ewentualnie przyjętymi tego typy kandydaturami. Najlepiej rządzić kretynami i ludźmi mocno uzależnionymi od innych – takie motto mają chyba i obecne władze państwa, a ich arogancja jest zbliżona do arogancji wyżej wymienionych.

Póki co żadne ze środowisk literackiego światka nie jest jeszcze przygotowane na jakąkolwiek zmianę. Na nowych wizjonerów, na nowych Kapitanów tych jakże szlachetnych w swym wydźwięku statków legendarnie pokonujących swoje Odyseje oraz płynących wciąż po tych niesłychanie wzburzonych wodach. Fałszywi prorocy, wieczni obiecywacze i kusiciele laurów wszelakich (jak powiedziałem wcześniej, absolutnie nic nieznaczących) nic Wam nie załatwią. Załatwią Was. Załatwią sobie. Sobie przypiszą wszelkie zasługi, wystawią piersi do orderów, które im się ponoć należą, a Was zemną i przemielą i wyrzucą na śmietnik, na ten sam śmietnik, na który już was wyrzucił wiatr historii i społecznych deprecjacji. Potraktują Was jak narzędzie do promocji swojej Osoby. Zastanówcie się, czy tak nie jest, zobaczcie kto i jakie dostaje nagrody, kto, kogo zaprasza na spotkania, wręcza dyplomy i nagrody… To naprawdę nie jest trudne do odgadnięcia, jeśli tylko chce się to dostrzec. A potem oby jeszcze chcieli i zdołali sztandar wyprowadzić, gdyż obawiam się, że dokonamy swego losu pod jednym ze stołecznych mostów, jak na margines społeczny przystało…

Andrzej Walter

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko