Andrzej Wołosewicz – O nieistniejącej eseistyce Krzysztofa Gąsiorowskiego – część III (ostatnia)

0
117

Drugą kwestią, którą już sygnalizowałem, jest kwestia o c z y w i s t o ś c i. Oczywistość, zasada oczywistości. Oczywistość dotyczy stosunku do rzeczywistości ludzkiej, którego specyfika polega na – jeśli idzie o interesującą nas poezję – bezpośrednim, bezproblemowym uchwyceniu, ujęciu poetyckiego komunikatu.[1] Można tu mówić o czymś – jeśli miałoby to ułatwić nasze zrozumienie tej kwestii – na kształt Husserlowskiego unaocznienia, bezpośredniego i natychmiastowego uchwycenia bytu, zjawiska, tu: „prawdy ludzkiej” podanej w wierszu, a nawet lepiej by powiedzieć, jeśli chciałbym powiedzieć Gąsiorowskim, podanej wierszem (bo sformułowanie w wierszu dopuszcza możliwość zaistnienia wiersza jako czegoś zewnętrznego, jako naczynia przekazu, który niesie; na co trudno by było – moim zdaniem – znaleźć argumenty u Krzysztofa).

Kryterium „oczywistości” („prawda ludzka”, do której się ono odwołuje, jest zawsze większa, zdaniem Gąsiorowskiego, od aktualnej „prawdy świata”) dokładnie tak, jak totalność (a to jest ontologiczny wymiar „prawdy ludzkiej”) jest zawsze większa od aktualności („prawda świata” jest zawsze jakaś; to ją wiąże Gąsiorowski z „nowatorstwem”, czyli zawsze ze stosunkiem do kontekstu konkretnego utworu lub innego tekstu) uważa Gąsiorowski za „jedyną nadzieję poetów”![2] Tylko kryterium „oczywistości” – spełnione! – zaświadcza o wystarczalności poetyckiej motywacji „prawdy człowieczej”. Ona to właśnie winna nam przyświecać w XX wiecznym mocowaniu się ze sztuką.

Zakończmy omawianie kategorii oczywistości jeszcze jednym, bardzo charakterystycznym przytoczeniem: „„Nasza wiedza neguje nasze doświadczenie, nasze doświadczenia nie mieszczą się w naszej wiedzy. Jeśli kryzys wartości był prokrustowym łożem naszych ojców, kryzys znaczeń, czyli kryzys faktyczności języka, okazuje się naszą prokrustową trumną. Chyba tylko poezja może wypełnić tę lukę między doświadczeniem i wiedzą. Albowiem, najprawdopodobniej, to, co łączy w jedną całość wiedzę (uwewnętrznioną) z jej językiem dyskursywnym i doświadczenie (uogólnione) z jego językiem emocji, przybiera właśnie postać poezji, która – aby była zrozumiana i spełniona – musi ujawniać swoją własną metodę asercji – „oczywistość”; „oczywistość”, która – w przeciwieństwie do potocznego znaczenia tego słowa, określającego banał – zaspokaja nawet naszą niewiedzę, czyli stanowi potencjalne uogólnienie i duchowych, i fizycznych doświadczeń. Na tym polega jej, tak oburzająca empiryków, dogmatyków i strukturalistów, arbitralność: geneza, metoda, kontekst komunikatu poetyckiego nie rozstrzygają o jego celności, więc prawdzie. Rozstrzyga o tym jego „Forma””[3] I choć wydaje się, że to wyjaśnienie powinno zakończyć raz na zawsze łatwe krytyki Gąsiorowskiego właśnie za – odrzucaną przez niego! – potocznie rozumianą banalność oczywistości, to polemiki, w które musiał w obronie swego stanowiska się wdawać wskazują na zupełnie co innego,[4] dlatego poświęciłem tyle miejsca jej wyjaśniającej obronie, bo nie ma nic gorszego w polemikach niż krytyka wynikająca z niezrozumienia, z przekręcania sensu terminu forsowanego przez ich autora. Samo odrzucenie byłoby do zaakceptowania. Niech puentą tego, o co tu chodzi będzie fragment z jednego z przywołanych w ostatnim przypisie polemicznych tekstów: „Wytyka mi również Zagajewski, że „odgrzewam swą przez małe tylko grono rozumianą teorię poezji”. („wiersz nie jest analizą świata, dąży do stania się jego czynnym elementem”). Chociaż cytowany fragment pochodzi z polemiki z Kurowickim, dostrzegającym w poezji tylko (zamącone) funkcje poznawcze, mam nadzieję, że może być samodzielnie zrozumiały. Merleau-Ponty (nikt z Orientacji!) na przykład, nazywa ten proces ponownym zanurzaniem się aktu językowego w istnienie, a i on tę myśl wziął skądciś. Czy jednak nie może zdziwić, że Zagajewski, jeden z nieprzejednanych krytyków aktualnego stanu świadomości literackiej uważa za argument miażdżący „małe grono rozumiejących”? Gdybyż tylko o to chodziło, znajdowałby się we wcale niezłym towarzystwie. Zamiast dyskutować albo spać, warto trochę pomyśleć.”[5]

Jeśli więc poezja ma być „wyspą oczywistości na oceanie rzeczywistości”, to na usprawiedliwienie krytyków Gąsiorowskiego można powiedzieć, że ocean jest zbiornikiem dużym i znalezienie na nim wyspy wcale nie jest łatwym zadaniem,[6] wymaga nawigacyjnego przygotowania, cierpliwości a czasami i krzepy fizycznej (nad trudnymi książkami trzeba posiedzieć) i przed wszystkim chęci odpowiedzenia na zew morza. Myślę, że brak tych przymiotów, łagodziłby polemiczne złośliwości Gąsiorowskiego, byłby przezeń zrozumiały.

Warto dla ocalenia podstaw eseistyki Gąsiorowskiego przedstawić (roboczo) jego „słownik pojęć”, na których opiera się cała jego teoretyczna twórczość. Byłyby to:

  1. poezja jako czynność egzystencjalna,
  2. język zerowy,
  3. oczywistość,
  4. trzeci człowiek,
  5. wnętrze świata,
  6. stałe psychiczne, stałe wyobrażeniowe,
  7. bariera kreacyjna, skok kreacyjny.

1, 2, 3, 6 już zostały omówione, odpowiednio: 1 i 2 w rozdziale 2.2., 3 w rozdziale bieżącym a 6 w rozdziale 1.2 (przy charakteryzowaniu formulizmu[7]) Pozostają nam terminy z punktów 4, 5 i 7.

„Trzeci człowiek” to na tyle ważna kategoria, że esej tak zatytułowany użyczył tytułu całej, wielokrotnie już cytowanej, książce. Kategoria ta pojawia się przy problemie zaangażowania. Podtytuł rozdziału zatytułowanego „Trzeci człowiek” brzmi: „Uwagi o zaangażowaniu poezji jako problemie artystycznym”. Zacytujmy stosowny fragment: „Poezja (kultura) stanowi dziedzinę i n t e r s u b i e k t y w n o ś c i – w s p ó l n e j  p o d m i o t o w o ś c i. Dla człowieka, jako istoty społecznej, jest to właściwie jedyna dziedzina podmiotowości uświadomionej, jedyna, choćby i samotnicza, praktyka tożsamości. Zdaje się, że to wyłącznie dzięki sztuce – w sztuce a zwłaszcza w poezji, która posługując się językiem obejmuje całą uobecnioną rzeczywistość ludzką, uprzytomnioną rzeczywistość, a to ze względu na „poetyckie” posługiwanie się nim – można przekroczyć nierozwiązywalny w języku pojęciowym ów straszliwy problem „Drugiego”, a tym samym dostrzec samego siebie. Gdyż – „wiem, że inni myślą, więc jestem”. Jeszcze tylko dzięki sztuce możemy godzić się na siebie, wiedząc, że wszystkiego o sobie się nie wie. Albowiem dzięki poezji posiada się to „więcej”. Dopiero „Inny” jest warunkiem nas samych, a poza sztuką „Inny” jest, zdaje się, inaczej niż jako przedmiot nieosiągalny, inni zaś są niewyobrażalni. Ponadto uobecnienie „Drugiego” dzięki sztuce wymaga – istnienia ustrukturalizowanej zbiorowości. I o d w r o t n i e – istnienie zbiorowości wymaga takich uobecnień. Upraszczając – podmiot liryczny jest owym „trzecim”, obcym człowiekiem, za pośrednictwem którego można, można dopiero, doświadczać podmiotowości drugiego człowieka.  Pojawienie się poezji taką obecność i ustanawia i zatwierdza, podmiotowość i przedmiotowość równoważą się. W świecie poezji (kultury) egzystencjalna opozycja „być i mieć” odwraca się, równoważąc swój sens pierwotny – tutaj „mieć” (nazwać, wykreować, posiąść) decyduje o autentyczności. Trudno to nazwać lepiej, niż uczynił Karpowicz: „odwrócone światło”.”[8] Kategoria trzeciego człowieka wydaje się być pojęciem znacznie czytelniejszym niż choćby oczywistość, której poświęciłem tyle miejsca.

„Wnętrze świata” nie ma w sobie nic tajemniczego, znaczy dokładnie to, co znaczy (oczywiście nie w sensie fizycznym, tylko w znaczeniu wnętrza świata ludzkiego), a cała jego możliwa tajemniczość może ewentualnie brać się z tego, że – jak chce Gąsiorowski – jest ono dostępne poezji. Tajemniczość byłaby tu pochodną tajemniczości poezji samej, a tę można sobie wyobrazić choćby ze względu na i ciemne poetyckie doświadczenie i nie najłatwiejszy do werbalizacji sposób istnienia, usytuowania poezji widoczny choćby w perypetiach konceptu języka zerowego.

„Bariera kreacyjna”, „skok kreacyjny”. Gąsiorowski używa tych określeń zamiennie, są one bowiem komplementarne: oznaczają to samo, opisują pewien fundamentalny kłopot podchodząc do niego z przeciwnym stron. Utwór artystyczny – postulaty teoretyczne. Jeśli idę do tego zestawienia, zderzenia, (po)łączenia od strony utworu to mówię o skoku kreacyjnym wykonanym przez poetę: oto mam przed sobą swoistą creatio et nihilo, bo nie ma, jak dotąd, dobrych sposobów pełnego prześwietlenia procesu twórczego. Jeśli idę od strony namysłu teoretycznego, wysiłku interpretacyjnego, to mówię o barierze kreacyjnej, bo… nigdy nie przejdę na tamtą stronę; mogę, oczywiście, opisywać mniej lub bardziej udanie, jak to widać z mojej strony, moimi narzędziami, ale zawsze pozostaje pewne residuum niedostępności – wiersz nigdy nie jest w pełni dyskursywnie przekładalny. Byłby wówczas – to mocna teza Gąsiorowskiego, której nigdy dość powtarzać – niekonieczny! A wiersz jest, co już wiemy, niezbywalną cechą ludzkiej egzystencji. Ta różnica kierunku, z którego podchodzi się do wiersza, do styku wiersza z jego omawianiem, interpretacją jest różnicą jakościową, jak chce Gąsiorowski, co powoduje, że mamy do czynienia z sytuacją trudną. Już łatwiejsza wydaje się sytuacja czytelnika, bo przed nim, przy określonym wysiłku, zawsze na horyzoncie widnieje szansa związana z omówioną już o c z y w i s t o ś c i ą.

Gąsiorowski pisze: „Trzeba nieustannie powtarzać, że między postulatem teoretycznym a utworem artystycznym istnieje zasadnicza różnica jakościowa, nie ma przejścia, wije się głęboka nieprzekraczalna szczelina o rozmiarach co najmniej „skoku kreacyjnego”[9] i w poezji zamiast racji liczą się jedynie i wyłącznie przykłady. Poezja bowiem jest odnajdywaniem, nie poszukiwaniem i dobry wiersz stanowi raczej początek niż efekt każdego poetyckiego problemu. (…) Poezja i jej odbicie dyskursywne należą do na tyle odmiennych gatunków, że nie wydają w ogóle lub bezpłodne rodzą potomstwo.[10] Dzisiejszy dialog poetów i krytyków jest smutnym nieporozumieniem, obie strony mówią o czym innym: dramat polega na tym, że krytykom wydaje się, że mówią o poezji. Opozycja poezji – teoria literatury jest fikcją wobec procesu twórczego, fikcją tym bardziej wartą zdemaskowania, że wewnątrz samej poezji toczy się wielki spór o istotę inspiracji. Logos czy imago? Prawo czy zjawisko? Suma czy różnica? Wyrażenie czy odsłonięcie? Co prawda poezja zawsze oscylowała pomiędzy tymi nigdy nie równoważącymi się biegunami. W nieustającej wymianie między człowiekiem a światem albo zasób obrazów albo definicji okazywał się niewystarczający. Paradoksalny wiek dwudziesty jest jednak nadal nienasycony obrazami, mimo że już od dawna poszukuje swojej kulturowej formuły. Jednakże rozstrzygnięcie między „słowem” a „obrazem” w gruncie rzeczy sprowadza się do odpowiedzi na pytanie czy literatura zastana, czy świat jest źródłem literatury. W rozpędzonej epoce jedno tylko istnieje rozwiązanie. Obraz. Nieprzekraczalna, doprowadzona poza możliwość bezpośredniej analizy znaczeniowej, niesprowadzalna do niej wersja ś w i a t a.”[11]

Zakwestionowanie możliwości bezpośredniej analizy znaczeniowej – to brzmi jak nekrolog dla krytyki, dla teoretyzowania o poezji. Na szczęście tutaj tylko relacjonuję poglądy Gąsiorowskiego, a jeśli – prowadząc rozważania teoretyczne – musiałbym usprawiedliwić się z podjęcia niewykonalnego zadania, to powiem tyle, że Gąsiorowski sam się go podejmuje jak Syzyf. Ja też wiem, że to syzyfowe zajęcie, ale czy ktoś kiedyś w historii dziejów ludzkiego wysiłku podjął próbę przekonania Syzyfa, aby zaprzestał? Dotoczyć kamień na szczyt? Zwyciężyć? Raczej – tu jestem zgodny z Gąsiorowskim, który powtarza za Rilkem: „Kto mówi o zwycięstwach, przetrwać oto wszystko”.

Przywołałem ten skonstruowany przez siebie podręczny słownik terminów eseistyki Gąsiorowskiego, bo szukanie któregoś z tych terminów w zasobach słownikowych literaturoznawstwa wydaje się czymś jeszcze bardzie daremnym niż wysiłek Syzyfa. I niech to będzie puentą rozważań o nieistniejącej eseistyce Krzysztofa.

Na koniec przypomnijmy, że nieobecność eseistyki Gąsiorowskiego jest tym bardziej zaskakująca, że nie jest ona obszerna, zawiera bowiem tylko 5 pozycji, więc w sensie ilościowym jest łatwa do ogarnięcia. Dlaczego tak się nie dzieje, próbowałem powiedzieć przybliżając ją samą.


[1] Szczegóły takiego ujęcia – patrz wcześniejszy opis kręgu czasoprzestrzeni „teraźniejszości”; oczywiście ta natychmiastowość rozciąga się i na pozostałe dwa kręgi.

[2] Na marginesie: ponieważ Gąsiorowski totalizuje „prawdę ludzką” sądzę, że odnosząca się do niej kategoria „oczywistości” jest tym „świętym Graalem”, którego poszukiwanie dostrzega u Gąsiorowskiego Błoński („Odmarsz”, s.151-152).

[3] Trzeci człowiek, dz. cyt., s. 45-46.

[4] Patrz choćby: Kronika (Poezja 3/1976, s. 112-116), Szczęśliwe nieszczęście (Poezja 9/1976, s. 66-67), Polemiki (Poezja 12/1976, s. 122-124).

[5] Poezja 12/1976, s. 124.

[6] Parz zaginiecie filipińskiego samolotu wiosną 2014 roku, na którego szczątki natrafiono dopiero latem roku następnego.

[7] Uzupełnieniem może być krótki fragment Kroniki (Poezja 1976 nr 3, s. 115) poświęcony omówieniu kilku prób odniesień do poezji St. Czachorowskiego.

[8] Trzeci człowiek, dz. cyt., s. 18-129.

[9] W omawianej w następnym rozdziale (R.4.3. Synapsy literackie) koncepcji Latoura pojawią się w sposób niezwykle silny kwestie dokładnie bliźniacze: przejść, przeskoków, szczelin pomiędzy „przekładami” wiedzy na kolejne jej formy, owego słynnego Latourowskiego „pakowania rzeczy w słowa” – tam dopiero dzieją się rzeczy!

[10] Chciałbym w tym ostrzeżeniu Gąsiorowskiego o bezpłodność znaleźć usprawiedliwienie dla wszelkich moich prób i ujęć nazbyt wykraczających poza – jak to zgrabnie ujął Śliwiński – idealnie odrobioną instrukcję zachowań środowiskowych; skoro grozi nam bezpłodne potomstwo (a to zdaje się poważnie martwić Śliwińskiego i nie wydaje mi się, aby były to obawy nieuzasadnione), to wszystkie zabiegi literackiego in vitro są dopuszczalne. Wszak podtrzymanie gatunku itd.

[11] K. Gąsiorowski, Źródła poezji w: Za progiem wyboru, dz .cyt., s. 19. Przypominałem już ten fragment w krótszym przywołaniu, ale tu potrzebowałem przytoczenia bardziej wyczerpującego.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko