Piotr Wojciechowski – LEOPARDY ZWIASTUJĄ POKÓJ

0
121

   Nóż w żylastej, pomarszczonej dłoni starca. Za chwilę poderżnie gardło chłopca. Moc ingeruje. Izaak będzie żył. Ale równowaga świata też będzie ocalona – baranek zaplątał się w ciernie obok głazów ołtarza ofiarnego. Oto zaczyna się trwająca tysiąclecia wędrówka Baranka przez imaginarium symboliczne naszej cywilizacji. Pojawi się przy wyjściu Izraela z Egiptu jako posiłek dający siły uchodźcom. Nad Jordanem Chrzciciel wprowadzi Go do Nowego Testamentu. Będzie odtąd symbolem ofiarnej śmierci, ale także przebaczenia i nadziei.

  Dziś symbolem nadziei stało  się zwierzę  drapieżne, leopard czyli lampart plamisty, lampart. Czwarty pod względem wielkości kot świata (po tygrysie, lwie i jaguarze). Występuje w Afryce i Azji. On także zjawia się w Biblii jako symbol pokoju, bo leopard to pantera (Panthera pardus).  U Izajasza czytamy: „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał.Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadał słomę.”

    To jednak nie ta wizja biblijna spowodowała, że Leopardem nazwano potężny pojazd bojowy. Leopard jako czołg to świetne narzędzie zabijania, jest w stanie w czasie minuty wystrzelić do tysiąca sztuk amunicji, razi cele nawet  odległości dwu kilometrów. Silnik dieslowski ma moc ponad 1000 KM, pojazd osiąga szybkość 50 km na godzinę.

   Dziś wierzymy, że pokój przyniesie nam uzbrojenie Ukrainy w czołgi tego typu. Smutna to  nasza nadzieja. Smutna chociażby przez to, że do pokoju  trzeba pójść przez militarne zwycięstwo, a nikt nie ma jasnego obrazu ani zwycięstwa, ani pokoju. Nie takiego świata chcieliśmy, a musimy wołać o uzbrojenie, o ten nóż nad ludzkim karkiem.

I wołamy przecież. Miesiącami z bardzo wielu stron słyszało się wezwania do tego, aby Niemcy pozwoliły przekazać Leopardy walczącym. Stało się, już wkrótce przeciw piętnastu tysiącom czołgów rosyjskich Ukraina będzie mogła stawić sto pięćdziesiąt nowoczesnych czołgów, w większości sławnych Leopardów. Może będzie ich trzysta, ale wiadomo też, będą wchodziły do walki stopniowo, bo szkolenie załóg trwa, bo każda marka musi mieć w pogotowiu warsztaty serwisowe, odpowiednie zaopatrzenie w paliwo. Nasza nadzieja woła – dajce szybciej, dajcie więcej. Usłyszymy w odpowiedzi – niemożliwe. Wszystko to odbywa się wśród wrzawy mediów, wzajemnych połajanek polityków, pełnych powagi wystąpień ekspertów.   słów, a za mało o tych, co giną, a będą ginąć bardziej gromadnie, gdy przybędą wszystkie obiecane czołgi, rakiety, samoloty.

   To zależy do decyzji sojuszników z Zachodu.

  Czy Ukraina jest dla zachodniej demokracji ważna?

 Dwa miesiące temu umarł w amerykańskim szpitalu osiemdziesięcioletni Roman Laba, z pochodzenia Ukrainiec i Polak, z wyboru Europejczyk, osiedlony w Stanach. Chcę go tu przypomnieć, bo to był człowiek nie tylko rozumiejący symbole, mity i rytuały, ale przeżywający te sprawy całym sercem. Takie pojęcia jak chrześcijańskie dziedzictwo pokoju i jedności, jak amerykańska demokracja, jak kulturowe dziedzictwo Europy, jak polski wkład w ideę Solidarności, były dla Romana istotą rzeczywistości, a co więcej, były jego życiowym zadaniem.

  Roman Laba pochodził z ukraińsko-polskiej rodziny, która jeszcze w latach czterdziestych trafiła z obozu dla dipisów w Bawarii do Stanów Zjednoczonych. Jego ojciec kończył gimnazjum ukraińskie w Przemyślu, matka do starości czytała polskie gazety. On sam był historykiem idei, alpinistą, podróżnikiem, instruktorem narciarstwa. Zostawił swój ważny ślad w postaci książki „The Roots of Solidarity”. Korzenie Solidarności. Książka nie ukazała się w polskim tłumaczeniu, za to przez autorów na Zachodzie jest często cytowana przez poważnych naukowców.  To jedno z najbardziej oryginalnych i rzetelnych opracowań lat osiemdziesiątych – sam autor określił, że  tematem jest „demokratyzacja polskiej klasy robotniczej”. Wydana dopiero w 2014 roku, choć  pisana była w Polsce, na gorąco, od lipca 1980, do listopada 1982, bo 11 listopada 1982 władze stanu wojennego pochwaliły się w telewizji, że właśnie wyrzucają z kraju groźnego amerykańskiego szpiega.

Roman Laba w internetowej poczcie przysyłał mi wiersze wielkich poetów Zachodu domagając się, abym je przekładał na polski. Przysyłał dużo więcej, zawsze to, co uważał za ważne, reprodukcje malarstwa, widoki włoskich kościołów, artykuły o oporze prawosławia na świecie przeciw patriarchatowi moskiewskiemu. Przed śmiercią przysłał  mi  artykuł Timothy Snydera z periodyku „Forgein Affairs”  zatytułowany – „W wojnie demokracji z nihilizmem przyszłość jest w rękach Ukrainy”. To właśnie lektura tego eseju sprawia, że wracam do pytania:

Czy Ukraina jest dla zachodniej demokracji ważna?

 We wzmiankowanym eseju Snyder już parę miesięcy temu pisał: „W czasie, gdy demokracja chyli się do upadku wszędzie na świecie i jest zagrożona także w Stanach Zjednoczonych, opór, jaki Ukraina stawia rosyjskiej agresji, przynosi umocnienie wiary w zasady demokracji i w jej przyszłość. Dla wielu to zadziwiające. To dlatego Ukraina stanowi wyzwanie dla tych na Zachodzie, którzy zapomnieli o etycznym fundamencie demokracji, dla tych właśnie, którzy chcąc czy nie chcąc, u siebie w kraju i w skali globu, oddali pole oligarchii i jej elitom.

Opór Ukrainy przypomina nam, że demokracja polega na ludzkim ryzyku i ludzkich prawach, a zwycięstwo Ukrainy okaże się dla demokracji powiewem świeżości.”

Próbuję zrozumieć co znaczy opieszałość Zachodu we wspieraniu bronią sprawy ukraińskiej niepodległości. Muszę brać pod uwagę to, że oligarchia i jej elity nie życzą sobie, aby demokrację ożywiły jakieś świeże powiewy. Gdyby decydenci działali  racjonalnie, sygnalizowaliby jedno: Bardziej opłacalne jest podtrzymywanie wojny niż przybliżenie zwycięstwa. Konkluzja musiałaby być haniebna.

  Ale przecież pozostaje pytanie – czy decydenci działają racjonalnie?

  Najprawdopodobniej nie. Działają w sytuacji sporu, w cieniu lęku przed wojną atomową, działają uwikłani w emocjonalne uprzedzenia i przesiąkające podświadomość mitologie. Kłócą się, próbują przez decyzje polityczne załatwiać interesy finansowe i rozgrywać intrygi ambicjonalne.

   Pytanie – na ile decydenci działają racjonalnie, jest ważne dla mnie bo jestem mieszkańcem kraju sąsiadującego z polem walki.  Ale to samo pytanie – jako logiczny schemat – ważne jest dla mnie, bom pisarz. A w tym fachu przenikanie się irracjonalności z racjonalnością, walka mitu z argumentem zachodzi na wielu polach, każde z nich najważniejsze.

Gdy piszę powieść lub opowiadanie,  majstruję przy losach dziesiątków postaci, zawiaduję ich decyzjami w setkach sytuacji egzystencjalnego i moralnego rozdroża. W jakim stopniu mają działać racjonalnie, logicznie, celowo? W jakim stopniu ulegać siłom tradycji, intuicjom, instynktom, przywidzeniom?

Pisząc rozstrzygać też muszę, jakiego zachowania oczekiwać od czytelników, jak sprawić, aby zechcieli kupić książkę, czytać książkę, a wreszcie aby zechcieli dać jej prawdziwe życie – a to znaczy: aby zechcieli rozmawiać o książkach, lecieć z książkami do przyjaciół i upierać się – musicie to przeczytać!

    Pytanie o mozaikowe splątanie racjonalnego z przesądem i irracjonalnym stawiam sobie jako pisarz obserwujący teatr polityki współczesnej. W czasie przedwyborczym i wyborczym działania  i wypowiedzi rzadko można rozpoznać jako racjonalne, wynikające z logicznego zestawienia godnych zaufania faktów. Myślę, że ni tylko ja czuję, że splot układów prawa, polityki i ekonomii  osiągnął takie skomplikowania,  taki dynamizm zmienności, że łatwo się pogubić. W dodatku sumienia wystrzępiły się tak po dziadowsku, że ani wyborcy ani politycy nie żyją już w przestrzeni jasno oświetlonej prawdą. Nie liczą się fakty, bo się ich do końca nie rozumie. Liczą się narracje. Jest wyścig narracji. A liczą się narracje stwarzające pozór obiektywnej klarowności, ale też takie, które im towarzyszą. To znaczy narracje nabuzowane emocjonalnie, dotykające ludzkiej krzywdy, ludzkiej winy, obietnic szczęścia i ładu.

  Tak walka wyborcza staje się karykaturą literatury. Chciałoby się pisać tak, aby pokazać korytarze idące z mroku w światło. Chciałoby się stawiać pytania o zło i dobro, o marne lub kryształowe charaktery. Chciałoby się oczekiwać, że nadzieja jest w tym, że ktoś stanie się lepszy niż był. A harcownicy buszujący wokół słupków procentowego poparcia  wciągają w korytarze, które są bardzo inne. Tu nie wolno pytać o charakter, podejrzenie, że ktoś mógłby mieć lepszy charakter, ktoś mógłby być lepszy, jest wbrew dogmatowi równości. To sprawia, że nie zło i dobro są w grze, ale pomyślna lub niepomyślna sytuacja. Tu nie ma lepszych czy gorszych charakterów, cała zaś nadzieja jest w nowym prawie, w ustawie, w instytucji, w komisji. Uchwali się prawo, powoła komisję i na pewno będzie lepiej.

  Co za wyzwanie dla pisarza – mówić i pisać wobec absurdu wojny, wobec wiary w leopardy z gałązkami oliwnymi w kłach. Co za wyzwanie, być sobą i dawać świadectwo wobec zamętu.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko