Wiersze Gdańskiego Klubu poetów

0
222
Ryszard Tomczyk "Fala", 2015, olej, 90 x 120

GRAŻYNA FIDRYCH- WITKOWICKI

* * *

Wrześniowa Panna
stąpa  ostrożnie 
wśród  kaszubskich  wrzosów

w  szeleście  brzóz 
słyszy  opowieści  lata
koralem  jarzębiny 
wita  jesień 

Zaduszki

Cmentarne  znicze
w  woalu  mgły 
mrużą  oczy

w  kałużach  
przegląda  się 
zaduma

bliscy  są  tu  z  nami
jakby
nie  odeszli

otwieramy  serca
choć  łzy  już  otarte
pamięć  żyje 

* * *

Spadają  meteoryty
marzenia  snują  się 
po  głowie 

w  ciemności 
pełnej  konstelacji 
może  las  tobie
coś  opowie

może wyszepcze
niesłyszane
może  objawi
niewidziane 

może  ukoi 
tajemne  tęsknoty 
kaszubskiej  nocy

* * *

W  ramionach  nocy
gwiazdy
zaopatrzone  w  księżyc 

słychać  pohukiwanie  sowy 
bezszelestnie  kołuje
nietoperz

zbiór  Kasjopei 
pamięta 
twoje  imię 

czekaj  na  mnie 
——–


STANISŁAW  PAWŁOWICZ             


 Alert

między miłością a nienawiścią
nie ma nawet  zielonej granicy

na peronie pustka
nienaruszona dal  i cisza

słyszysz pociąg

będziemy żyć

jak najdalej od siebie


Burza

w pobliżu niepokój
płynie echem
ścieli ciemność

zdławiona cisza

w brzemiennych sakwach
oczekiwanie

sam z niebem
ze sobą sam

pogodzony bez wyboru

burza


 Audyt

wyszedłeś na pustynię
a teraz szukasz oazy
by uciszyć oddech
dotknąć rosy

nie umiesz czekać
i nie chcesz uciekać

rozpisywać ciszę
przynależeć do siebie
nie oczekiwać

nie idź na ten bal
samsonowi odrosły włosy


Spacer

pod parasolem

przytul się
nie zmokniesz

bez słów
pisze się czas
cichnie przestrzeń

widzisz te światła

tam są szczęśliwi ludzie
——–


MAŁGORZATA T. SKWAREK-GAŁĘSKA


ZABAWY

ostre litery zamykają w pudełkach
bębnią o wieka złym słowem nie dają
spać ci o czystych sumieniach umytych
dłoniach szeleszczący kieszeniach
krwawię i rodzę potworne sny pusta
krzyczę rano znajduję piasek cienie
przenoszą nas z ziarnka na ziarnko
nie dadzą spokoju dopóki ust nie zasypie
lawina wtedy zedrą skórę poukładają kości
wytyczą nową wspaniałą piaskownicę
nie wolno plakać
nie wolno zasnąć
bawmy się


BIOGRAFIA

różowo-pomarańczowa sukienka koszmar
przyklejony pod skórą wplątany między
minuty rodzinnych wyjść obowiązkowych

– wolała siedzieć zamknięta w książce
umierała podczas akademii gdy zimne oko
śledziło paraliż nóg drganie nerwów odrywała
kęsy sumienia zapełniając lodówkę przerażały
kruchość niezaradność nie mogła opowiedzieć
o umieraniu przywoływaniu życia wiązała
czerwone nitki na skórze obgryzała paznokcie
rozrywała aortę skazywała się dla dzieci
za cęnę głodu nie została
bohaterką

       “Tam, gdzie nie da się uniknąć bitwy, trzeba ją podjąć”
                                                                   Sun Tzu

pogubione pociski wrosły w glebę – kiełkują
poeci nie poddają się bez walki
zbierają z ziemi upadłych
czynią nad nimi egzorcyzmy słowa
pacyfistycznie nastawieni do teorii
wchodzą w wojnę jak sprawnie
uwiedziona kochanka pokonani
bronią obosieczną – łatwy żer historii
oddają serca płonące pieśnią
we władanie konieczności


IDEALNA MATKA

za dużo jedno słowo
za mało jeden gest
zawsze nie tak
a przecież chciałam
przecież mogłam
być doskonała
to nie był ten dzień
gdy rodziły się
idealne
matki
one już dawno przekroczyły
rubikon sumienia
góry własnych możliwości


DZIKA

pogubiłam się
przestałam lubić

rozdłubuję
serce wykałaczką
potem sklejam
jeszcze trafiam z aortą

dzika róża rozrasta się
we mnie
drobnym
kolczastym ściegiem
——–

AGNIESZKA TOMIK- POWAGA
                    
***
                    
Pali się.
Ogień w knajpie nad morzem.
Kibice Lechii kibice ze Śląska za moimi plecami.
Czuję że idę
Przeciw nicości gdy ogrzewa mnie płomień.
Czuję że idę przeciw nicości
Gdy mówisz do mnie –
Powoli. To przyjdzie.
Kiedy jesteś niecierpliwa to znaczy
Że jesteś młoda.

Czuję że idę przez grząski piasek.
A cała mądrość świata
Wchodzi we mnie
Jak nóż.
                  

Ballada na koniec świata

Nie posłużę Ci tak
Jakbyś chciała
Moja królewno.
Nogi już nie chcą
Prowadzić mnie
Przez piekło.

Będziesz patrzyła
Na swoje wnuki
Nie całkiem zginiesz
A tylko słońce
Trochę przygaśnie
Jak w wiecznej zimie.

Mogliśmy kochać
Się znacznie wcześniej
Ale czas minął.
Poleż tu przy mnie
By moje serce
Ciebie ukryło.

By moje serce
Ciebie ukryło…


***
Słyszeli że rewolucja wybuchła gdzieś daleko.
W ich domu było cicho
i mieszkał z nimi Zmierzch.
Ogień pomagał im szukać dawne wota
ukryte w jaskini.
Ich włosy posiwiały a stary mercedes
woził ich nocą do miasta.
Patrzyli na pokryte mniszkiem ulice domy i ludzi.
Od dawna już nie rozmawiali
słysząc od lat swoje myśli.
Gdy ich znaleziono pod wodą
mieli zrośnięte serca.


***
Zjesz zęby na tej podróży
Nikt ci nie odda cichego szczęścia
Nikt nie zagrzeje miejsca
Nie znajdą cię listy pisane przez
bliskich.
Bo bliscy odeszli od ciebie
jak się odchodzi od umarłego

W tej pustej nocy
leżysz na stole
i wcale nie masz rozchylonych nóg
Nie masz też w szafie białej sukni
bo ci, z którymi szłaś
mieli kogoś wcześniej po drodze
I tamtych łączył Bóg

Na twoich włosach światło księżyca
W dzień tylko siwe
Nocą przyzywa cię nieba bieg
——–

TADEUSZ WOJEWÓDZKI


Sens istnienia

codzienność
wypełniona marzeniami dostatku
leniwie karmi
powszedniość
przepycha ideały
wydeptanymi ścieżkami
normalności
pomiędzy banałami
święci ołtarze
kroplami obfitości
zaklina wieczność
ofiarami doczesności
….
codzienność
nie snuje marzeń
nawet w cieniu
powszedniości
by żyć pięknie
radością istnienia
wyzbytego podłości zakłamaniem
w czystości własnego sumienia
żyć nie dla bycia
żyć dla tworzenia

codzienność
choć wszechobecna
nie jest sensem
ludzkiego
istnienia


Lęk

lęk
boi się przyszłego
zapatrzony w siebie
spętany ruchem zastygłym w obawie
każe czekać na zło
z przeszłości

lęk
karmi do syta
obawami
każdą napotkaną myśl 
budzi wątpliwości
poskramia
rozsądną myśl
przywraca niepewność
ukojoną dobrą radą
podsyca niepokój
utulony nadzieją powodzenia

lęk
każe czekać na zło
z przyszłości
lęk
to tylko krzyk nicości
cień niebytu
lęk to nic


Uśmiech jeden

szarą godziną
szarym dniem
uśmiech
psocił się nieznośnie
na ulicach miast

nagabywał kogo chciał
z posępnej twarzy
smutku wymazał bruzdy
i dalej migiem gnał
w kąciki ust
by ludzie obcy sobie
częstowali się nim
wprost na ulicy
od ucha do ucha
jeden drugiego

z szarej godziny
uczynił radosny dzień
ten jeden uśmiech
radości
ledwo cień


Sobą nadal być

potykasz się
o krawędzie słów
ułożonych nazbyt logicznie

w krokach
odmierzanych dla korzyści
nie znajdujesz miejsca
dla własnych stóp

nie z naiwności
nie z niewiedzy
wybierasz z codzienności
kompletnie inną
z ludzkich dróg
gdzie sens słów układa tylko
bezwzględny nakaz prawdy

aby sobą
nadal być

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko