GRAŻYNA FIDRYCH- WITKOWICKI
* * *
Wrześniowa Panna
stąpa ostrożnie
wśród kaszubskich wrzosów
w szeleście brzóz
słyszy opowieści lata
koralem jarzębiny
wita jesień
Zaduszki
Cmentarne znicze
w woalu mgły
mrużą oczy
w kałużach
przegląda się
zaduma
bliscy są tu z nami
jakby
nie odeszli
otwieramy serca
choć łzy już otarte
pamięć żyje
* * *
Spadają meteoryty
marzenia snują się
po głowie
w ciemności
pełnej konstelacji
może las tobie
coś opowie
może wyszepcze
niesłyszane
może objawi
niewidziane
może ukoi
tajemne tęsknoty
kaszubskiej nocy
* * *
W ramionach nocy
gwiazdy
zaopatrzone w księżyc
słychać pohukiwanie sowy
bezszelestnie kołuje
nietoperz
zbiór Kasjopei
pamięta
twoje imię
czekaj na mnie
——–
STANISŁAW PAWŁOWICZ
Alert
między miłością a nienawiścią
nie ma nawet zielonej granicy
na peronie pustka
nienaruszona dal i cisza
słyszysz pociąg
będziemy żyć
jak najdalej od siebie
Burza
w pobliżu niepokój
płynie echem
ścieli ciemność
zdławiona cisza
w brzemiennych sakwach
oczekiwanie
sam z niebem
ze sobą sam
pogodzony bez wyboru
burza
Audyt
wyszedłeś na pustynię
a teraz szukasz oazy
by uciszyć oddech
dotknąć rosy
nie umiesz czekać
i nie chcesz uciekać
rozpisywać ciszę
przynależeć do siebie
nie oczekiwać
nie idź na ten bal
samsonowi odrosły włosy
Spacer
pod parasolem
przytul się
nie zmokniesz
bez słów
pisze się czas
cichnie przestrzeń
widzisz te światła
tam są szczęśliwi ludzie
——–
MAŁGORZATA T. SKWAREK-GAŁĘSKA
ZABAWY
ostre litery zamykają w pudełkach
bębnią o wieka złym słowem nie dają
spać ci o czystych sumieniach umytych
dłoniach szeleszczący kieszeniach
krwawię i rodzę potworne sny pusta
krzyczę rano znajduję piasek cienie
przenoszą nas z ziarnka na ziarnko
nie dadzą spokoju dopóki ust nie zasypie
lawina wtedy zedrą skórę poukładają kości
wytyczą nową wspaniałą piaskownicę
nie wolno plakać
nie wolno zasnąć
bawmy się
BIOGRAFIA
różowo-pomarańczowa sukienka koszmar
przyklejony pod skórą wplątany między
minuty rodzinnych wyjść obowiązkowych
– wolała siedzieć zamknięta w książce
umierała podczas akademii gdy zimne oko
śledziło paraliż nóg drganie nerwów odrywała
kęsy sumienia zapełniając lodówkę przerażały
kruchość niezaradność nie mogła opowiedzieć
o umieraniu przywoływaniu życia wiązała
czerwone nitki na skórze obgryzała paznokcie
rozrywała aortę skazywała się dla dzieci
za cęnę głodu nie została
bohaterką
“Tam, gdzie nie da się uniknąć bitwy, trzeba ją podjąć”
Sun Tzu
pogubione pociski wrosły w glebę – kiełkują
poeci nie poddają się bez walki
zbierają z ziemi upadłych
czynią nad nimi egzorcyzmy słowa
pacyfistycznie nastawieni do teorii
wchodzą w wojnę jak sprawnie
uwiedziona kochanka pokonani
bronią obosieczną – łatwy żer historii
oddają serca płonące pieśnią
we władanie konieczności
IDEALNA MATKA
za dużo jedno słowo
za mało jeden gest
zawsze nie tak
a przecież chciałam
przecież mogłam
być doskonała
to nie był ten dzień
gdy rodziły się
idealne
matki
one już dawno przekroczyły
rubikon sumienia
góry własnych możliwości
DZIKA
pogubiłam się
przestałam lubić
rozdłubuję
serce wykałaczką
potem sklejam
jeszcze trafiam z aortą
dzika róża rozrasta się
we mnie
drobnym
kolczastym ściegiem
——–
AGNIESZKA TOMIK- POWAGA
***
Pali się.
Ogień w knajpie nad morzem.
Kibice Lechii kibice ze Śląska za moimi plecami.
Czuję że idę
Przeciw nicości gdy ogrzewa mnie płomień.
Czuję że idę przeciw nicości
Gdy mówisz do mnie –
Powoli. To przyjdzie.
Kiedy jesteś niecierpliwa to znaczy
Że jesteś młoda.
Czuję że idę przez grząski piasek.
A cała mądrość świata
Wchodzi we mnie
Jak nóż.
Ballada na koniec świata
Nie posłużę Ci tak
Jakbyś chciała
Moja królewno.
Nogi już nie chcą
Prowadzić mnie
Przez piekło.
Będziesz patrzyła
Na swoje wnuki
Nie całkiem zginiesz
A tylko słońce
Trochę przygaśnie
Jak w wiecznej zimie.
Mogliśmy kochać
Się znacznie wcześniej
Ale czas minął.
Poleż tu przy mnie
By moje serce
Ciebie ukryło.
By moje serce
Ciebie ukryło…
***
Słyszeli że rewolucja wybuchła gdzieś daleko.
W ich domu było cicho
i mieszkał z nimi Zmierzch.
Ogień pomagał im szukać dawne wota
ukryte w jaskini.
Ich włosy posiwiały a stary mercedes
woził ich nocą do miasta.
Patrzyli na pokryte mniszkiem ulice domy i ludzi.
Od dawna już nie rozmawiali
słysząc od lat swoje myśli.
Gdy ich znaleziono pod wodą
mieli zrośnięte serca.
***
Zjesz zęby na tej podróży
Nikt ci nie odda cichego szczęścia
Nikt nie zagrzeje miejsca
Nie znajdą cię listy pisane przez
bliskich.
Bo bliscy odeszli od ciebie
jak się odchodzi od umarłego
W tej pustej nocy
leżysz na stole
i wcale nie masz rozchylonych nóg
Nie masz też w szafie białej sukni
bo ci, z którymi szłaś
mieli kogoś wcześniej po drodze
I tamtych łączył Bóg
Na twoich włosach światło księżyca
W dzień tylko siwe
Nocą przyzywa cię nieba bieg
——–
TADEUSZ WOJEWÓDZKI
Sens istnienia
codzienność
wypełniona marzeniami dostatku
leniwie karmi
powszedniość
przepycha ideały
wydeptanymi ścieżkami
normalności
pomiędzy banałami
święci ołtarze
kroplami obfitości
zaklina wieczność
ofiarami doczesności
….
codzienność
nie snuje marzeń
nawet w cieniu
powszedniości
by żyć pięknie
radością istnienia
wyzbytego podłości zakłamaniem
w czystości własnego sumienia
żyć nie dla bycia
żyć dla tworzenia
…
codzienność
choć wszechobecna
nie jest sensem
ludzkiego
istnienia
Lęk
lęk
boi się przyszłego
zapatrzony w siebie
spętany ruchem zastygłym w obawie
każe czekać na zło
z przeszłości
lęk
karmi do syta
obawami
każdą napotkaną myśl
budzi wątpliwości
poskramia
rozsądną myśl
przywraca niepewność
ukojoną dobrą radą
podsyca niepokój
utulony nadzieją powodzenia
lęk
każe czekać na zło
z przyszłości
lęk
to tylko krzyk nicości
cień niebytu
lęk to nic
Uśmiech jeden
szarą godziną
szarym dniem
uśmiech
psocił się nieznośnie
na ulicach miast
nagabywał kogo chciał
z posępnej twarzy
smutku wymazał bruzdy
i dalej migiem gnał
w kąciki ust
by ludzie obcy sobie
częstowali się nim
wprost na ulicy
od ucha do ucha
jeden drugiego
z szarej godziny
uczynił radosny dzień
ten jeden uśmiech
radości
ledwo cień
Sobą nadal być
potykasz się
o krawędzie słów
ułożonych nazbyt logicznie
w krokach
odmierzanych dla korzyści
nie znajdujesz miejsca
dla własnych stóp
nie z naiwności
nie z niewiedzy
wybierasz z codzienności
kompletnie inną
z ludzkich dróg
gdzie sens słów układa tylko
bezwzględny nakaz prawdy
aby sobą
nadal być