Michał Piętniewicz – Przyjaciółka. Wspomnienie o śp. Małgorzacie Misiewicz

0
345

    Bo była Przyjaciółką. Wielu ludzi, nie tylko moją, choć w dzień jej śmierci wyjątkowo silnie przypomniała mi się. Wieloletnia redaktor naczelna czasopisma „Dla nas”, autorka przeszło 20 tomików poetyckich, członkini Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddziału Kraków, działająca na rzecz osób chorujących psychicznie i ich rodzin, będąca na drodze Neokatechumenalnej we Wspólnocie Franciszkańskiej, w końcu mama dwóch synów, Krzysztofa i Piotra i babcia trojga wnucząt: Kubusia, Maksia oraz Poli. Niedługo ma ukazać się książka Małgosi pt. „Wiersze lanckorońskie” poprzedzona wstępem mojego autorstwa oraz wywiadem, który z nią przeprowadziłem. Nad wywiadem pracowaliśmy wiele miesięcy.

Najpierw przesłałem adresatce wywiadu pytania, a potem mozolnie, przez wiele sesji, spisywałem odpowiedzi do komputera. Nie tylko jednak sprawy zawodowo – literackie nas łączyły, ale również wspólnota dusz. Małgosia chorowała, tak jak i ja, więc mieliśmy wiele tematów do przedyskutowania. Ale to jednak nie choroba była w tym wszystkim najważniejsza, ale specyficzna wrażliwość na świat: na kwiaty, ptaki, drzewa, braci najmniejszych, a w końcu na ludzi. Jej twórczości poświęciłem kilka artykułów, można powiedzieć, że byłem jej niejako krytykiem towarzyszącym a poza tym krytykiem – przyjacielem. Gościła mnie w każdy czwartek na obiedzie, w jej mieszkaniu na Królowej Jadwigi. Nigdy nie zapomnę smaku polędwiczek – oj troszczyłaś się Małgosiu, żebym wychodził od Ciebie zadowolony. Wychodziłem od niej po pewnym czasie, dość krótkim, bo nie chciałem jej przemęczać, była osobą mocno schorowaną, ciągle słabująca, ale równocześnie niezwykle dzielną i heroiczną, nie poddawała się chorobie, ale stale wystawiała szpadę swojej twórczości, swojej poezji, stale walczyła z różnymi chorobami, pisząc, wydając, wygłaszając, czy po prostu będąc z ludźmi. Jest Małgorzata Misiewicz również autorką programu „Jestem”, który gromadził różnych poetów przy Domu Kultury Wola, zaraz obok jej miejsca zamieszkania. W wywiadzie, który przeprowadziłem z poetką, przyznaje się do wielu ciekawych faktów biograficznych, z tego, co pamiętam, z odbytych z nią rozmów, wiem, że nie miała życia usłanego różami, ale bardzo ciężkie, znojne, mozolne, pełne trudu i prawdziwego poświęcenia dla innych. W jej osobie łączyły się dwie cechy teologiczne: teologia radości i teologia krzyża. Kiedyś, by dookreślić specyfikę jej artystycznego profilu, użyłem określenia: krzyż w kwiatach. Tak, była Małgosia między krzyżem choroby a kwiatami poezji, a może jedno nie mogło istnieć bez drugiego, może wręcz jedno drugie w jakiś sposób warunkowało i czyniło tak wiarygodnym, autentycznym?

Była osobą pełną pasji. Nosiła w swoim sercu wiele zranień i krzywd, ale niechętnie o nich mówiła. Zapamiętam ją, jako osobę niezwykle pogodną, otwartą, miłą, serdeczną, zapraszającą do wejścia do swojego świata, nieco magicznego i jednocześnie tak bardzo naszego, tak bardzo prawdziwego, gdzie blask łączy się z cieniem, a Małgosia była jak ta fala, z której dobywała się pojedyncze ziarenka – kryształy jej poezji.

    Będzie mi Ciebie bardzo brakowało Małgosiu, bo towarzyszyłaś od wielu lat moim poczynaniom twórczym i zawsze, niecierpliwie czekałem na Twój komentarz. Bo kiedy paliłem papierosa na balkonie, u Ciebie, i kiedy powracałem, widziałem, jak cieszysz się, że mogę zjeść zupę, którą dla mnie przygotowałaś. Za zupę, za wiersze, za Twój pogodny uśmiech, za ciekawe rozmowy, za Twoje wielkie serce, bardzo Ci, z całego serca dziękuję. Do zobaczenia w świecie, o którym nic nie wiemy.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko