Autorką powieści Nadchodzi chłopiec (2020), przełożonej przez Justynę Najbar-Miller (Grupa Wydawnicza Foksal,2020), jest koreańska pisarka Han Kang, urodzona w 1970 roku w mieście Kwangju [kwanzu/Gwangju], stolicy prowincji Południowej Jeolla, znajdującej się na południowym cyplu Półwyspu Koreańskiego.
Po dziesięciu latach spędzonych w Kwangju Han Kang z rodzicami zamieszkała w Suyuri, to znaczy „wiosce Suyu”, która jest dzisiaj dzielnicą (dong) Seulu. Studiowała literaturę koreańską na Uniwersytecie Yonsei. Wówczas fascynowała ją poezja Yi Sanga. Zapamiętała jego stwierdzenie o tym, że „ ludzie powinni być roślinami. I kto wie, może to zainspirowało ją do napisania Wegetarianki (2007), pierwszej jej powieści przełożonej na język angielski i wyróżnionej Nagrodę Bookera (2016).
Niewątpliwie, Hang Kang jest utalentowaną córką pisarza Han Seung-wona, która debiutowała jako poetka. Komponowała również piosenki. Karierę powieściopisarki rozpoczęła w 1995 roku, publikując opowiadania i powieści, wyróżniane prestiżowymi nagrodami.
Wegetarianka
Bohaterka Wegetarianki (Kwiaty Orientu, 20142), przełożonej na polski przez Justynę Najbar-Miller i autorkę Koreańskiej etyki językowej Choi Jeong In, jest Yong-hye, która na początku prowadzi z mężem spokojne i normalne rodzinne życie. Ale coś z nią zaczęło się dziać, czego mąż nie rozumiał. Po prostu nie mogła spać. Okazało się, że przeżywała koszmary. Prześladowała ją krew. Pewnego dnia wyrzuciła do śmieci mięso z lodówki, a na kolację podała tylko sałatę. Śniły się jej krwawe sceny. Ostatecznie postanowiła w ogóle nie spożywać mięsa. Wybrała życie „roślinne”, szokując rodzinę i znajomych, którzy starali się ją przekonać, że mięso jest potrzebne dla zdrowego życia. Jej bunt stał się ekstremalny, skandaliczny i doprowadził ją do psychicznej destrukcji. Niewątpliwie, opis jej zachowania irytuje czytelnika niemal do końca powieści, podobnie jak unieszczęśliwia rodzinę współżycie z osobą pogrążoną w zaburzeniach anoreksji. Jednak w tej powieści jej przemiana kończy się próba samobójczą i zamknięciem jej w szpitalu psychiatrycznym, które prowadzą do kolejnych wydarzeń. Sugerują one, że jej „choroba” może być interpretowana jako alegoria nietolerancji wobec ludzi łamiących normy, zwłaszcza ład rodzinny, szczególnie ceniony w Korei.
Powstanie w Kwangju
Równie wstrząsajacą powieścią Han Kang jest Nadchodzi chłopiec (2014), przerażająco smutna opowieść o masakrze dokonanej na mieszkańcach jej rodzinnego miasta Kwangju (Gwangju) w 1980 roku przez policję i żołnierzy na rozkaz generała Chun Doo-hwana, który dokonał zamachu stanu w grudniu 1979 roku i został prezydentem Korei Południowej. Pół roku później, w czasie stanu wojennego, w obronie praw demokratycznych wystąpili studenci Uniwersytetu Chonnam, a przeciw bezbronnym demonstrantom skierowano uzbrojone odziały policji i wojska. W rezultacie wybuchło powstanie, a nawet doszło do wyparcia oddziału wojskowego i przejęcia władzy w mieście przez jego obywateli. Jednak po kilku dniach do walki z częściowo uzbrojonymi mieszkańcami skierowano oddziały pancerne, które dokonały masakry. Wówczas zginęło ponad 600 osób (ofiar pewnie było znacznie więcej niż podała strona rządowa). Działo się to w dniach 18-27 maja 1980 roku. Wojsko okrutnie rozprawiło się z powstańcami: bito, gwałcono i rozstrzeliwano bez sądu nawet przypadkowe osoby. Symbolem ich okrucieństwa jest zastrzelenie chłopca, który się poddał i szedł z podniesionymi rękami.
Za prezydentury Chun Doo-hwana bunt uznano za rebelię wywołaną przez komunistów, których przywódcą był jakoby Kim Dae-jun, którego skazano na karę śmierci, ale wyrok zamieniono na więzienie wskutek międzynarodowych protestów (m.in. papież Jan Paweł II zwracał się o łaskę).
Przebywając w Japonii w 1973 roku śledziłem informacje o porwaniu Kima Dae-juna z hotelu w Tokio przez agentów koreańskich. Warto pamiętać, że po zmianie oceny tych wydarzeń Kim Dae-jun jako przedstawiciel opozycji został wybrany prezydentem Republiki Korei (1998-2003). Otrzymał też Nagrodę Nobla za obronę praw człowieka.
X
(Przypomniałem sobie teraz, że byłem w pobliżu Kwanju późnym latem1980 roku podczas konferencji koreanistów w Naejangsan w Południowej Prowincji Jeolla (Cholla). Wtedy jeden z uczestników coś mówił o tym, że blisko znajduje się Kwangju, ale nas (uczestników tej konferencji) do tego miasta nie zawiozą. Wówczas nie zwróciłem na to uwagi, ponieważ mój program pobytu związany był raczej ze zwiedzaniem głównych ośrodków kulturalnych i przemysłowych Korei i rozmowami w Seulu na temat pomocy dla nowej koreanistyki Uniwersytetu Warszawskiego, nowej tzn. opartej na wykorzystaniu publikacji południowokoreańskich. Wtedy mgliście rysowało się w mojej wyobraźni przekonanie o potrzebie utworzenia pięcioletnich studiów w tej dziedzinie. Widząc z bliska zabytki kultury i spotykając jej współtwórców, podobnie myślałem w czasie spotkań z literatami i artystami wietnamskimi rok później, gdy do Wietnamu delegował mnie Wacław Sadkowski, naczelny redaktor „Literatury na Świecie” w celu zebrania materiałów i przygotowania specjalnego numeru poświęconego literaturze wietnamskiej. Po powrocie taką antologię przygotowałem, ale kierunku wietnamistyki w Instytucie Orientalistycznym nie udało się utworzyć.
X
Ale wróćmy do powieści Han Kang – jednej z wielu utworów poświęconych wspomnianym wydarzeniom w Korei.
Nadchodzi chłopiec rozpoczyna się w spokojnej, melancholijnej tonacji. Pierwszy narrator, chłopiec Tong-ho, uczeń gimnazjum, znajduje się w tymczasowej kostnicy, spogląda na miłorzęby rosnące przed urzędem prowincji. Pilnuje rozkładających się ciał osób zabitych w masakrze. „– Zanosi się na deszcz – mruczysz” – opowiada narrator wszechwiedzący, który wie, że chłopiec poszukuje wśród zmarłych zwłok przyjaciela, z którym stracił kontakt w czasie zamieszek. Podobnie jak on, wielu innych, krążących wokół niego również poszukuje bliskich. W tym czasie ze szpitala Czerwonego Krzyża przywożą kolejnych zmarłych.
„Kobieta pierwsza zaczyna śpiewać hymn narodowy. Jej głos ginie wkrótce w tłumie kilku tysięcy głosów piętrzących się niczym wieża o wysokości kilku tysięcy metrów. Ty również nisko nucisz tę melodię, która wznosi się powoli i dostojnie, aby gwałtownie zjechać w dół..(s.6, wszystkie cytaty w tłumaczeniu Justyny Najbar-Miller)
Chłopiec pilnuje porządku w spisie zmarłych poddanych ceremonii żałobnej. Pomaga również w przenoszeniu martwych, pokaleczonych ciał, więc nie ma czasu na powrót do domu. Razem z tym milczącym bohaterem oglądamy skutki okrucieństwa władzy wobec niewinnych dziewcząt i chłopców. I myślimy, że nawet demokracja może zamienić się w bezmyślną i okrutną dyktaturę.
W drugim rozdziale („Czarne tchnienie”) opowiada o sobie zastrzelony Dhong-dae, poszukiwany kolega pierwszego bohatera Tong-ho. Jego dusza – jeszcze zagnieżdżona w ciele przyciśniętym przez zwłoki mężczyzny – już wie, że jego siostra również zginęła, ale nie widzi jej ciała w pobliżu. Kiedy żołnierze polewają stos ciał benzyną, dusza zaczyna oddzielać się od ciała. W tej samej chwili dociera do jej świadomości, że zginał również Tong-ho, który powinien był bezpiecznie wrócić do domu, zanim wojsko znów zajęło miasto w czasie godziny policyjnej.
W trzecim rozdziale („Siedem policzków”) wiele lat później (w 2010) matka chłopca Tong-ho, redaktorka, nie chce zdradzić miejsca pobytu autora zakazanej książki, dramatu, którego większość tekstu cenzura wykreśliła, więc śledczy grozi jej („Chcesz, żeby ślad po tobie zaginał?”) i wymierza jej za każdym razem cios w to samo miejsce na policzku.
Wraz z rozwojem narracji świadkowie tragicznych wydarzeń są coraz starsi, ale wspomnieniami wciąż wracają do jednego miejsca, jednego wieczoru, który mógł być zwyczajny, jak każdy inny poprzednich tygodni i miesięcy. Ale wszystko się zmieniło wskutek masakry bezbronnych cywili, których protest często kończy się również śmiercią najbliższych.
W czwartym rozdziale („Krwią i żelazem”) czytam o latach spędzonych w więzieniach i o brutalnych przesłuchaniach. A w piątym („Źrenica nocy”) towarzyszę próbom Yuna do udzielenia wywiadu przez uczestniczkę demonstracji w czasach przemocy.
[Yun] Wydawał się skonsternowany, z opanowaniem mówił jednak dalej. Próbował się jeszcze raz skontaktować z dziesięcioma powstańcami z armii obywateli, ale się okazało, że dwóch odebrało sobie życie, zatem pozostało ośmiu. Spośród nich jedynie siedmiu zgodziło się na dalsze wywiady, a ich zapis Yun zamierzał opublikować w aneksie do planowanej książki, której pierwszy rozdział miał odpowiadać treści rozprawy opracowanej dziesięć lat wcześniej.”(s.182)
A kobieta, Im Son-ju, do której zwracał się Yun z prośbą o nagranie wspomnień, przypomina sobie dnie, kiedy upadł „szczyt przemocy” uosobiony przez wojskowego prezydenta Paka, zabitego w październiku. Ale bohaterka tego rozdziału przeczuwa, że może być jeszcze gorzej.
„Skoro upadł symbol państwa opartego na przemocy, to czy zdesperowane robotnice, które w ramach protestu zrzucają ubrania, mogą czuć się bezpiecznie? Czy nie będzie już można tratować leżących na ziemi kobiet tak, że pękają im jelita? Gazety donosiły, że młody generał Chon Tu-hwan [Chun Doo-hwan, później prezydent] zaufany człowiek prezydenta, wjechał do Seulu wozem opancerzonym i wkrótce potem objął stanowisko szefa centralnej Agencji Wywiadowczej. Czułaś, jak przechodzą cię dreszcze. „Stanie się co niedobrego”. (s.206)
Kto by pomyślał, że panna Im tak lubi czytać gazety? – zażartował sobie krojczy w średnim wieku. (s.207)
„Nazywali cię odtąd po prostu komunistyczną suką. Wyszło bowiem na jaw, że w przeszłości pracowałaś w fabryce i prowadziłaś działalność związkową. Codziennie kładli cię na stole w sali przesłuchań, żeby potwierdzić swój scenariusz, Próbowali dowieść, że jesteś szpiegiem, który od czterech lat ukrywa się w prowincjonalnym mieście w zakładzie krawieckim dla kobiet.
Brudna komunistyczna suko! Możesz sobie krzyczeć, nikt ci nie przyjdzie na ratunek. (s.222)
Bohaterka przeżyła. Po wyjściu z więzienia zamieszkała u brata, ale nie mogła „znieść nalotów, które policja robiła dwa razy w tygodniu” (s.224)
Bohaterowie przez dziesięciolecia żyją w traumie. W „Tam gdzie kwitną kwiaty” (rozdz. 6) matka wspomina syna, którego już nie zobaczy, bo pogrzebała go własnymi rękoma (s.236)
„Dziwnie się czuję trzydzieści lat później, w rocznicę śmierci twojej czy twojego ojca, gdy widzę jak twój średni brat stoi przy grobie i zagryza wargi. To przecież nie jego wina, że umarłeś. Czemu więc pierwszy wśród kolegów się przygarbił, czemu tak wcześnie posiwiał? Ciężko mi na sercu, gdy pomyślę, że ciągle jeszcze pragnie zemsty. (s.238). A przecież Tong-ho obiecał, że wróci o szóstej, gdy zamkną budynek, i zje z nimi kolację. Ale nie przyszedł. Matka poszła z synem go szukać, ale powstańcy z armii obywateli ich nie wpuścili. A po latach, gdy ciała zabitych przeniesiono na nowy cmentarz, symboliczne nagrobki postawiono też zaginionym. Ale matka nie znalazła tam dwójki swoich dzieci.
Epilog
Należy jeszcze wspomnieć, że w tej powieści narracja zbudowana jest z losów sześciu uczestników powstania, a łączy ją postać chłopca Tong-ho. Jej kompozycja jest na tyle misterna, że czytelnik musi czytać w dużym skupieniu, żeby w toku lektury pojąć kto i o kim mówi od pierwszej strony. W powieści nie ma patetycznych opisów, ani zdecydowanie jednoznacznych ocen zachowań ludzi, ofiar i katów, którymi okazali się zwykli ludzie. Ale już od dawna wiemy, że w określonym systemie ludzie potrafią zachowywać się jak zbrodniarze. Do czego więc są zdolni zwykli ludzie, którym dano karabiny do rąk, dobrze ilustruje powieść Hang Kang.
Autorka precyzyjnie wyjaśnia mechanizm zbrodni totalitarnych systemów. Zło i dobro, naturę człowieka ukazuje w losach uczestników wydarzeń i ich rodzin w toku przedstawiania kameralnych dramatów. Ostrzega przed niebezpieczeństwem polityków przejmujących absolutną władzę nad społeczeństwem. Ale czyni to w melancholijnej ciszy subtelnych opisów przypadkowych sytuacji i zdarzeń.
W epilogu pt. „Ogniki płonące w śniegu” Han Kang wyznaje, że miała dziewięć lat, gdy dowiedziała się o wydarzeniach w Kwangju. Mieszkając na wzgórzu w Suyu-ri w Seulu zaszywała się w głębi domu i czytała książki, a podczas różnych prac domowych przysłuchiwała się rozmowom starszych. Jej rodzina utrzymywała się ze skromnej pensji nauczyciela gimnazjum, a następnie jego pisania. Wspomina, jak na wiosnę
wiosnę 1980 roku nocą wtargnęli dwaj mężczyźni i czegoś w domu szukali. A następnie, kiedy rodzina się spotykała, starsi rozmawiali ze sobą tak cicho, żeby dzieci nie słyszały. Mówili również o tym, że pewnie podsłuchują rozmowy telefoniczne, a ciotki szeptały, że komuś „poharatano piersi”.
Już jako pisarka wspomina wizytę w Kwangju, gdzie zobaczyła po raz pierwszy zdjęcie zastrzelonego chłopca. I tak rozpoczęła przygotowania do pisania powieści o ofiarach powstania w Kwangju, Obejrzała i przeczytała tak dużo materiałów, że zaczęły ją prześladować koszmary nocne.
Powieść zamyka scena na nowym cmentarzu ofiar powstania. Han zatrzymuje się przed grobem Tong-ho i zapala na nim świeczki
„Otworzyłam torbę. Po kolei ustawiłam na grobie świeczki i przykucnęłam, żeby je zapalić. Nie odmówiłam modlitwy. Nie przymknęłam oczu, by uczcić jego pamięć chwilą ciszy. Ogień palił się wolno. Pomarańczowe płomienie bezgłośnie się kołysały, stopniowo wchłaniając wosk. Nagle poczułam, jak bardzo zmarzła mi kostka. Moja stopa wciąż tkwiła w zaspie przed grobem Tong-ho, a śnieg wniknął do buta i zmoczył skarpetkę. W milczeniu spoglądałam na krawędzie płomieni, które trzepotały niczym półprzeźroczyste skrzydła. (s.285)
Na początku powieści „zanosi się na deszcz – mruczysz”. Teraz wiemy, że mruczy Tong-ho, jest jeszcze żywy. Wzywają go do domu. Ale on zostaje w tej tymczasowej kostnicy, żeby znaleźć kolegę. I dopiero teraz z „Epilogu” dowiadujemy się, jak jego los się wypełnił w ciągu kilku dni majowych. „Tong-ho miał dużo szczęścia, bo zabił go pierwszy strzał” – wspomniał jego brat, starając się o tym przekonać autorkę powieści.
PS
Dla znających język koreański polecam książeczkę dwujęzyczną, a mianowicie: Chang-Soo, Ex-zone – Sanktuarium samobójców i inne opowiadania, które przełożyła na język polski również Justyna Najbar-Miller (2019)