Marta Fox
Apocalypsis cum figuris 2017
Bóg wątpi, czy jego wszechmoc jeszcze działa,
a gdyby nawet, to nie wie, czy warto jej użyć.
Przytakuje Fukuyamie, bo historia się skończyła.
Przytakuje Platonowi, który porzucił poetów
u bram swojego państwa. Umywa ręce od
podciętych skrzydeł i przepełnionych łodzi,
które nie dobijają do brzegu.
Także od dzieci machających kikutami.
I od świętych, którym już nie ufa,
bo ich słowa smakują jak zimne szkło,
jak brudny tynk i kwaśne wino zamienione w ocet.
Milczy, kiedy gasną kandelabry, spadają korony drzew
i kiedy nawłoć się krzewi jak pochwała głupoty.
Zasłania oczy siwymi włosami, by nie patrzeć
na hańbę błogosławienia gilotyn i samochodów.
A jednak, z przyzwyczajenia, trzyma sznurki,
którymi kiedyś zręcznie manewrował.
Wessały wagon soli i łez. Skamieniały.
I teraz, w niebieskiej samotności,
we śnie i poza snem,
poza dobrem i złem,
Bóg umarł, powiedziałby Bóg.
Gdyby mógł.