Sen o zmętnieniu
Nie zamierzam
mierzyć się z sobą
tobie zostawiam
zwycięstwa i hańby
przeoczenia i zaniedbania
pewności i nadgorliwości
dziwne jest światło
bez cienia cienia
czym się odbije
w nas.
Przegłosy
Sam depczę sobie pięty,
kluczę za kluczami,
źle guziki zapinam…
Jestem żaglem na wietrze
– może cię to bawi –
płynę. Tak się pływa!
Z pamięci mówię wiersze,
słucham Vivaldiego…
Sąsiad żal ma do ściany.
Trochę źle znoszę deszcze
– smęci kropel echo.
Sączę z czary.
Podspody
Wierzysz –
w bociana
w czarnego kota
Wierzysz –
w siedem lat nieszczęścia
w lewą nogę przy wstawaniu
Wierzysz –
w cudaków i magików
w tych co za i przeciw
Taka jest
twoja wiara
dzisiaj
… jest wtorek.
Mam się nie martwić
Zapewniają o zmianach
– alert pogodowy.
Za oceanem wiersze;
u nas złote gody.
Wnuki na Balearach
– tam korpo-rozmowy.
Czekamy na ich pierwsze
wschody i zachody.
Rozległość horyzontów
(w pieleszach domowych),
spokój w niezawodności
kryształowej kuli.
I nasze cztery kąty
– bądź co bądź pociecha,
gdy przyjdzie, bez narkozy,
przyjąć dar natury.
On line
Za wcześnie
obudziły się
kasztanowce
Odsłoniły
niegotowość wiosny
Sad przyjął
suchość wiatru
Łąki – i ulice –
w barwnych tatuażach
Znak czasu… aplikacji
Klikam! – dziwi się
android.
Na świat
Właśnie podążam
odciśniętym śladem
jeszcze widocznym
stopy parzę
rozognioną pamięcią
wybacz-nie zapominaj
Właśnie podążam
odciskam się.
Użyźniania
Chleb przełamany z tobą
pokrył się już pleśnią
– talizman miłości
Woda wspólnie święcona
już święta
– znamię wiary
POP-ART
Nie lubisz mycia okien,
trzepania dywanów.
Dobre są naleśniki
z powidłami
własnej roboty
… nie lubisz!
Biegasz – dla zdrowia
– nie lubisz
odstawać
w kolejce po lody.
Takie to…
zwyczajne.
Nieprzydatne drzwi
bez widoków okno.
Ballada o dobrych chęciach
Lubiłem
– wstyd się przyznać? –
podsłuchiwać
kolejowe szyny.
Podziwiałem
pudełkowate brzmienie
leśnego echa.
Nie obezwładniał mnie
zygzakowaty strach
syku żmii.
Nie budziła obaw
kleszczopodobna chropowatość
młodzieńczej skóry.
Zmieszaną…
dziwnie nieciekawą
jest dziś
moja ciekawość.
Zaćma
Choćby zabrakło nas, gdzie trzeba.
Nie było komu stanąć wobec.
Opadnie ociężałość powiek.
Odnajdzie świętość ziarno drzewa.
Usiądzie w cieniu ocaleniec.
Głęboki oddech. Przestrzeń widzeń.
Bez żalów, wytknięć i obwinień.
Zamknięty rozdział ma cierpienie?
Cudownych mocy wielka połać.
Na gruzach wzrosną kwiatów łany.
I pytań dalszy ciąg. Niechcianych.
– Pamięć w archiwach – Chleb na stołach?
Rozedrgania
Rano
kobiety płaczą
odchodząc od swoich
miejsc
w których śmierć i życie
rodzą się i giną
przestępują próg chleb
karcąc swe odbicia
w rozbitych lustrach
które
oddają mężczyznom.
Zawijają starannie
w białe płachty
dłoni
niedopite rozkosze
spełnień niedośnionych
odwracają niepewność
codziennych podróży
tajemne czyniąc znaki
po
drzwi drugiej stronie.
Rano
kobiety budzą
ptaki trosk skulone
w rozdygotaniu powiek
gotowe do lotu
lecz opuszczając gniazdo
ostatnim łopotem
wszechobecne zostają
wsparte
laską domu.
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl
Kazimierzu, znakomite wiersze, które zatrzymują, zmuszają do przemyśleń, refleksji…pozostaję pod wrażeniem.
Mogę jedynie podziękować za dobre słowa.
Reszta należy do, ewentualnie, kolejnych chętnych na swoją wypowiedź.
Miło. Doprawdy miło. Dziękuję.
Gratuluję Kaziku, dobra poetycka RZECZ!
Zatem, moje wiersze zasługują na uwagę.
Dziękuję – za sygnał, że warto nadal tworzyć.