Wiersze tygodnia – Andrzej Kosmowski

0
154
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska

Katania czyli podarowany czas

wystarczyło jedno przypadkowe spojrzenie
gdy w okienku zamiast wyczekiwanej ognistej etny
pojawił się płonący silnik samolotu
a nic już nie wróciło na swoje miejsce
chociaż wszystko nadal było na swoim miejscu

choć minęło więcej niż czterdzieści lat
popękany beton sycylijskiego runway ’u 
wciąż jest zdjęciem profilowym moich snów
a wibrujący krzyk setki przerażonych kobiet
lecących na wielkanoc do trypolisu do mężów
niczym antyczny chór
komentuje każdy ważniejszy krok
i jest w nim desperacka nadzieja

katania
katania
katania

i wówczas katania podarowała pneumatyczną zjeżdżalnię
i ciąg dalszy
i ciąg dalszy
i

czas w którym żyję
wciąż robiąc rachunki
i zastanawiając się
przed kim przyjdzie się
z niego rozliczyć

na wszelki wypadek nigdy więcej
już nie wybrałem się na sycylię

ta karczma bowiem katania się nazywa
czy jakoś tak


Ścięgno Achillesa

to trwa już tyle lat
szukając odpowiedzi wyjaśnień 
i prawd jednoznacznych jak samochodowe wycieraczki
przeciągnąłem nieszczęsnego odysa przez tyle krain i wierszy
aż jego wędrówki stały się moim i splotły się ślady
a i on sam całkiem dobrze prezentował się w moich garniturach

zapisałem co miało być zapisane
zrozumiałem co mogłem zrozumieć
przy okazji zaraziłem go  swoimi niepokojami
i obdarzyłem niespokojną starością

jednak na przesłuchanie tejrezjasza do hadesu
się z nim nie wybrałem
przecież syn kartografa nie będzie szukał  u obcych
map wiodących do domu
a w sytuacjach krytycznych  i tak zawsze
można zanurzyć się w rodzinnej bibliotece
lub choćby odpalić google maps

ale też dlatego nigdy nie spotkałem
ulubieńca bogów tłumów i żołdaków
niespodziewanym miłosiernym wyrokiem
boga hadesa (pseudonim pluton) władcy podziemia
przemienionego
w żałosnego dozorcę
cmentarzyska herosów
 
zresztą nawet pod troją też go nie szukałem
przecież niepotrzebny jest homer
by zrozumieć że najbardziej zjadliwym wrogiem
jest kolega z tej samej listy wyborczej

nie był moim wierszom
do niczego potrzebny
wystarczy że jeszcze w Kołłątaju
przed półwiekiem
w rozprawce dla profesor wencel-szczepańskiej
musiałem wybierać
między bohaterem wiedzionym 
na twardej uździe rozumu
a tym poganianym gniewną szpicrutą
porywów serca

wybrałem i tamtemu wyborowi
pozostałem wierny

a dzisiaj wiem że ten brak dyskursu
okazał się błędem
bo trzeba było porozmawiać z nim
i to nie o filozofii życia
a o anatomii i sportowych kontuzjach

a tak z grymasem bólu kuśtykając przez życie
wypełniam tym achillesem wszelakie formy
 i foremki

achilles
achilles
achilles
ścięgno achillesa
naderwane ścięgno achillesa  

niespodziewanie odys
został ponownie odesłany na nieznane wody
a antyk zażądał powrotu innego herosa

a ten na złowrogim złotym rydwanie
wjechał do mojego wiersza

i nie jestem pewien
ale chyba chce mnie zabrać
na swoje cmentarzysko

a jak stwierdził znajomy chirurg
wystarczyło nie grać w piłkę nożną

co chyba miało być komplementem


***
rwący ból nogi budzi cię o czwartej nad ranem
chociaż przed sklejonymi oczyma
wciąż jeszcze sunie senny korowód
obrazów słów i rozedrganych emocji

rwący ból nogi budzi cię o czwartej nad ranem
nie pierwszy przecież raz
ale tym razem niespodziewanie
w pomruku i błysku pioruna zza okna
przychodzi złowieszcze oświecenie

i nagle to czujesz
i nagle to wiesz

wszystko co istotne zostało już zobaczone
wszystko co istotne zostało już opowiedziane
wszystko co istotne zostało już napisane
wszelkie emocje zostały już doświadczone
a czasami nawet nanizane na szpikulce wersów
niczym kaukaski szaszłyk
zostały wystawione na pokaz 

zasypiasz przed świtem
choć być może wreszcie spokojny
po prostu umierasz

a gdy w idiotycznie banalny słoneczny poranek
próbujesz jednak otworzyć obolałe oczy
niespodziewanie coś zmusza cię
do przeprowadzenia dowodu własnego istnienia

i zaskakująco znowu wracają
stare wytarte 
słowa
obrazy
emocje
i
wiersze

kolejny dzień mozolnie
brnie przez piaski zwątpienia
uporczywie je powtarzając

chyłkiem stawia drogowskazy
w wędrówce
ku zaginionemu sensowi

bo już tak z nami jest
że wciąż i wciąż
 powracamy do tych samych przeżutych słów
 tych samych obrazów emocji i wierszy

jest to bowiem jedyny sposób przetrwania
upewniana się że mimo wszystko
jednak żyjemy.

ale czasami pojawia się
też ta zdumiewająca czysta chwila
i niespodziewanie pęka kurtyna
rodzi się nowy język
a translator wujka google ’a
pąsowieje z niemożności

świat podobno czeka
na odkrywców 


***
coraz gęstsza mgła –
głosy z tamtego brzegu rzeki
niespodziewanie zaplatają się
w pieśń

w jej rytmie
kołyszemy się bezwolnie
w hipnotycznym tańcu
a niepewność kolejnych kroków
i tak
zaciska łapy
na naszych gardłach


***
niespodziewanie
droga mleczna do nieba
została zamknięta z powodu
sezonowych robót drogowych

tablice informacyjne zachęcają
do skorzystania z objazdu
przez czyściec


Dzisiaj

dzień powoli zawężał spektrum możliwości
słońce prawie wypełniło swój obowiązek
 i już z trudem panowało nad powiekami
niebo wciąż jeszcze pragnęło stać się idealnym tłem
z tego wysiłku zniebieszczało
 aż po czubki drzew na horyzoncie
 i zastygło w bezruchu
jednak chmury i tak zapomniały się pojawić
a wiatr od morza wybrał inną wakacyjną destynację
 plenerowy spektakl trzeba było odwołać

było tak cicho
że można było usłyszeć jak molekuły czasu
z mozołem przeciskają się przez gardziel
klepsydry nocy i dni

świat tężał niczym stygnąca lawa
i niespodziewanie nawet przyszłość
zniknęła z rachunku zysków i strat

nagle stało się nieistotne czy jutro
złowieszcza przepowiednia pytyjskiej wyroczni
przeistoczy się w beznamiętny wyrok trybunału
ostatecznej instancji

świat zastygł w bezruchu
i jest pięknie


Nauka chodzenia

niespodziewanie młoda pytia
ze świeżą specjalizacją
skryta za chirurgiczną maseczką
znalazła w szkle lupy odpowiedź
i sprawnie ogłosiła wyrok
wprost
nie bawiąc się w zawikłane
szlaczki metafor

teraz już tylko
czeka
na jego naukowe potwierdzenie

a świat stanął w miejscu
i niepewnie kolebie się
z nogi na nogę
jak niemowlak
który za chwilę
ruszy w nieznane


***
                             (Kazikowi Kyrczowi)
 
ten przerażający wrzask
w końcu kiedyś się skończy
powróci cisza
bo zawsze wraca

dopiero wtedy
zastygniemy w bezruchu

i zaczniemy się bać


***
burzliwy jesienny deszcz
pospiesznie zaciera
ostatnie nasze ślady

gdy nadejdzie wiosna
nic nie będzie przeszkadzało
tym którzy przyjdą

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko