Omawiana książka: Wojciech Ligęza, “Ale książki. Dziewięć szkiców o poezji” (seria Granice Wyobraźni, Kraków 2021).
Zajawka: Wojtka Ligęzę jako krytyka niezwykle cenię i uważam go za swojego mistrza w krytyce literackiej, co nie znaczy, że zawsze się z nim zgadzam.
Słowa kluczowe: Książka dedykowana poecie Januszowi Szuberowi. Prolog do tej książki poetycki, gnomiczny, na pograniczu mądrościowej sentencji, literatury a krytyki literackiej. Dalsza część książki to de facto wykład akademicki m.in. o Kazimierzu Wierzyńskim, Aleksandrze, Wacie, Czesławie Miłoszu, Januszu Szuberze, Janie Polkowskim, to są jego przyjaźnie literackie. Po przeczytaniu tej książki zadałem sobie pytanie po co ona została napisana i dla kogo? Została ona napisana moim zdaniem dla krytyków literackich i literaturoznawców, aby podziwiali rzemieślniczą sprawność kolegi. Książka Ligęzy, choć używa profesjonalnego języka, jest mimo wszystko “dla ludzi”. Język tej książki jest bardzo precyzyjny. Jak w obrębie takiego języka powiedzieć coś nowego? Czy najwyższy stopień profesjonalizmu osiągnięty w dziedzinie języka literaturoznawczego, może gwarantować odpowiednią świeżość? Czy ten język odświeża dyskurs literaturoznawczy? Moim zdaniem książka pozostaje wierna dyskursowi literaturoznawczemu, językowi krytykowi literackiemu. Wierność “psia”, wierność w rozumieniu absolutnego oddania i absolutnej lojalności. Język literaturoznawczy ograniczony do pewnych schematów i kategorii, co nie znaczy, że wszyscy w tym języku osiągają mistrzostwo, co osiągnął Ligęza. Ligęza mówi rzecz znane mnie. Ogród nieco podobny do innych ogrodów, bardzo starannie urządzony, zadbany. Przyjemność spacerowania po swojskim, przyjaznym terenie, nie stanowiącym dla mnie zaskoczenia. Przyjemność wchodzenia do tej samej kawiarni, gdzie czeka wciąż ta sama barmanka lub ten sam barman, przyjemność, którą nazwałbym przyjemnością rytuału. Rzeczy dobre, skierowane ku jasnej stronie bytu, ale znane.
Dla ludzi, którzy przebywają w innych rejestrach językowych, ta książka może być dużym wyzwaniem, może nawet zbyt dużym wyzwaniem. Nie dla wszystkich ta książka może być w tym samym stopniu przyswajalna. Prolog książki wydaje mi się najciekawszy, bo jest w nim coś mgławicowego, nieskrystalizowanego, co dopomina się później o krystalizację. Autor, Wojciech Ligęza, dalej szuka swojego języka, by mówić nie tylko o literaturze, ale również o egzystencji – np. w książce “Pod kreską” – tygiel rozmaitych rejestrów językowych. W świecie odnajduje radość Ligęza, zabawę, ale również powód do głębokiej zadumy. Z jednej strony jest u Ligęzy poszukiwanie, a z drugiej pełna krystalizacja. Dyskurs najbardziej fruwający – np. Adam Szustak OP. Tak się zastanawiam, czy można jednocześnie być krytykiem mocno uziemionym w języku i jednocześnie fruwać? “Psia” wierność wobec profesjonalnego języka filologicznego. Powracamy wciąż do treści, które znamy, czyli niedzielnego schabowego z kapustą i rosołu, jak inżynier Mamoń – cieszą go rzeczy znane. Szukam osobiście Paruzji języka, czy apokatastazy języka, czegoś nowego, świeżego. Bardzo cieszę się, że prof. Wojciech Ligęza jest moim mistrzem, że terminowałem u niego, że uczyłem się u niego języka krytyki literackiej. Kibicuję mu w jego poszukiwaniach “odlotowych”, oderwania się od języka schematów i zastanych kategorii literaturoznawczych. Recepta: aby pofrunąć w krytyce literackiej, należy zgłębiać systematycznie i konsekwentnie więcej niż jeden rejestr językowy. Np. “melanż” językowy w antropologii literatury. Oczywiście ta hybrydyzacja również ma swoje ograniczenia. Skupienie się na tych komunikatach językowych, które nie brzmią profesjonalnie, ale są ciekawe. Nawet komunikaty ułomne czy kalekie, bywają ciekawsze, aniżeli komunikaty mistrzowskie. Pochwała poszukiwania nieco kalekiego, ułomnego, ale na wskroś samodzielnego. Książka Wojciecha Ligęzy “Ale książki” jest świadectwem głębokiej, duchowej przyjaźni autora z poetami, których opisuje, szczególnie czule wybrzmiewa tutaj przyjaźń z Januszem Szuberem. Głęboka znajomość filologicznego warsztatu i najwyższego lotu profesjonalizmu – należy się jej wielka pochwała ze strony rzemieślniczego cechu. Czy szukać dalej w obrębie profesjonalnego języka maleńkich wysepek czegoś innego – zastanawiam się – aby one od środka ożywiły dyskurs i trochę go rozbiły – tak ja to ma miejsce w omawianym już Prologu do tej książki.