Ludzie pokroju intelektualnego płodzą filozoficzne rozprawy w krzykliwej nadziei, że okażą się wiekopomne. Jednakże spod lustra badawczej kałuży wypełza mózgowy pantofelek i rozwala te szczytne chcice w drebiezgi. Niszczy wszystko, co mu jest wraże, co się rusza i bezprawnie istnieje. Przy czym jest barbarzyńsko zadowolony z obrotu spraw.
*
Celem wszelkiego stworzonka jest przedłużenie gatunku. Zanim nie dokonał aktu rozmnożenia, ma prawo istnieć. Ale kiedy spełnił zadanie, jego dalsza egzystencja jest nieuzasadniona. Tylko człowiek wyłamał się z obowiązku odmeldowania po wykonaniu zadania. Uznał, że skoro ma rozum, powinien go wykorzystać, A że kusiło go życie po spełnieniu funkcji rozpłodowca i że spośród innych zwierzątek wyróżniał się ciekawością, ciągnęło go w stronę wiedzy wykraczającej poza jajowody.
*
Telefon przyspieszył obieg informacji, samolot skrócił subiektywny czas i zmniejszył obiektywną przestrzeń. Technika coraz szerzej wkraczała do naszego świata. Jeszcze 15 lat temu nie istniała tak rozbudowana, szybka i sprawna wymiana informacji. Razem z rozwojem wynalazczości, zmieniło się nasze życie. Na naszych oczach sen o potędze ludzkiego umysłu przerodził się w jawę. Inteligencja bezduszna, celuloidowa fotografia, taśma magnetyczna, cyfrowy zapis, komputery nazywane komórkami, Internet, poczta emailowa, wynalazki te zmuszają do refleksji. Postęp nie oszczędził nikogo: wtargnął nawet w życie konserwatystów; niby to mu przeciwnych, a w rzeczywistości korzystających z jego dobrodziejstw: zachłannie i pełnymi garściami.
*
Teraz dopiero zaczynamy główkować, dokąd zaszliśmy i co się powyprawiało z tym naukowym postępem. Dopiero teraz spieszymy się rozważać, jak zapobiec już istniejącej katastrofie; dobrze to, żeśmy się wreszcie obudzili, a niedobrze, bo nie słuchaliśmy ostrzeżeń przed zbliżającym się kataklizmem i reagujemy o sto lat za późno. Wcześniej powinniśmy zatrzymać się i zrezygnować z żądzy poznawania. Lecz tego rodzaju wezwania do opamiętania są nierealne, gdyż ludzka ciekawość skończy się razem z nią.
*
Zmierzenie się z pojedynczym zagrożeniem byłoby teoretycznie możliwe. Jednak gdy czyhających armagedonów jest więcej, należy uznać przewagę mądrości natury nad ludzką głupotą. I w mądrości natury upatrywałbym ratunku, ponieważ jest nas o parę miliardów za dużo i ponieważ skuteczną formą obrony przed obciążenie globu nadmierną ilością dzikich lokatorów, jest atak za pomocą trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, tsunami, pandemii.
*
Pogodowe drgawki, susze i pożary, rozmarzanie biegunów, czyli wszystkie te działania polegające na wyeliminowaniu wroga, są odpowiedzią natury na jej zabijanie. Tu warto rzec, iż w roli wroga występuje człowiek nie bez kozery nazwany największym drapieżnikiem na Ziemi. A propos: dinozaury, w porównaniu z nim, bestie łagodne, wymarły przed milionami lat. Obecnie przyszła kolej na nas.
*
Dinozaury żyły miliony lat, a człowiekowatym osobnikom grozi wyginięcie za niewiele. Co prawda nie jestem zwolennikiem czarnowidztwa i nie uważam, że dobrze się stanie, gdy ludzkość trafi szlag, lecz wszelkie znaki na ziemi i niebiesiech świadczą, iż tak będzie.
A gdy nastąpi to, co jest nieuchronne, w mig zdechnie problem przeludnienia. Nasz glob nabierze kolorków, odetchnie i nareszcie uwolni się od cieplarnianych defektów. Natura odzyska swoje prawa. Rośliny i zwierzęta powrócą na przynależne im miejsce, a lasów nikt nie wytnie: nadal będą ziemskimi płucami. Piękno zostanie, tylko zabraknie widzów. Smog, dziury ozonowe i zmartwienia spowodowane paru centymetrowym podbojem kosmosu, odejdą w siną dal, a kultura, nauka, cokolwiek wyprodukowanego lub odkrytego przez człekokształtne plemię, przestanie mieć znaczenie.
Zamiast postscriptum
Posądzanie autora o bycie sympatykiem eugeniki mija się z sensem, gdyż nie ludzie się wybiją, ale sama natura pozbędzie się ewolucyjnego błędu.