Tytuł tomiku Izabeli Fietkiewicz-Paszek Koniec srebrnej nitki kojarzy się z końcem w ogóle, a w szczególności z końcem życia ludzkiego, ale życia przeżytego, dokonanego, naznaczonego długą srebrną starością, życia, które wijąc się czy kręcąc jak włos meandrami zdarzeń czy potem tylko losu wypełnionego stagnacją i trwaniem, doprowadza człowieka do granicy. Granica ta również wije się i srebrzy (w świetle księżyca), jest bowiem rzeką bezlitośnie wywołującą w naszej wyobraźni mityczny znak z krainy nocy i ciemności w pobliżu miejsca przejścia, jakie stanowi Styks – i jeszcze bardziej pogrążony w mroku jego drugi brzeg.
Koniec srebrnej nitki doprowadza nas także do innej mrocznej przestrzeni – gdzie zamknięte wegetują przy wciąż tej samej robocie trzy milczące siostry, przędące nić żywota ludzkiego. Może i tam mignie czasem srebrny refleks, gdy odbite światło słońca zabłąka się nocą spojrzeniem w maleńkim oknie zatęchłego pokoju i dotknie owej magicznie nie do zniesienia sytuacji, gdy któraś z sióstr chwyci nóż (czy nożyczki – wszak mity aktualnieją wraz z nami, by mogły żyć) i przetnie (może przegryzie!) napiętą, nadwyrężoną nić, a czyjś los stanie nad brzegiem, wypatrując mrocznego przewoźnika.
Trudno lubić książki o śmierci, gdyż my ludzie istniejemy świadomie (według najnowszej wiedzy – niech czytelnik wybaczy to jednostronne spojrzenie!) tylko w życiu, więc obszar drugiej strony zatopiliśmy w mroku, a szerokość rzeki Charona daje tylko złudzenia, cienie, majaki, bajania, obszar pewności pozostawiając w absolutnym oszołomieniu domysłów i wierzeń. Stąd obok naprawdę sporadycznych mistycznych olśnień religijnych, w zwyczaju – kraina lęku i obaw. Igranie z mrokiem śmierci w książce Izabeli Fietkiewicz-Paszek podkreśla nie tylko sugestywny tytuł, któremu pozwoliłam sobie poświęcić obszerność powyższego wywodu, ale także jej zawartość poetycka i szata graficzna – wprowadzająca w świat tajemnicy i duchowości. Purpura, fiolet, czerń to symboliczne kolory obrzędu pożegnania, żałoby, odchodzenia. Obrazy wspomagające nastrój wierszy wyłaniają się dynamicznymi cieniami z niepokojącego mroku i mgły – gdzie życie tętni pustymi konarami ponurych drzew, opadłymi liśćmi, pieśnią zimnego świszczącego wiatru w samotnych trzcinach, ruinach, opuszczonych miejscach i sprzętach.
Z wszystkim, co powyżej, koresponduje poważna stara kunsztowna forma wiersza – sonet. Sonet – który w dyscyplinę słów i rytmu zbiera ludzką myśl i refleksję. Sonety – pomniki zmarłych to obrazki z życia postaci związanych z literaturą i konkretnym miejscem – miastem Kalisz. Część refleksyjna utworów przeznaczona została na łączenie światów – życie postaci sprzed lat staje się pretekstem do snucia refleksji – najczęściej niewesołej – na temat współczesnego świata i człowieka. Łączenie życia jednostki z egzystencją wszystkich ludzi – jest sensem tego wiersza. Nie odgrzebuje on bowiem li tylko dla dzisiejszych potomnych starych strzępów wiedzy i czasem skrawków twórczości autorów wielce zróżnicowanego formatu, a sprowadza indywidualizm do uniwersalizmu. Jest trochę żalu nad zapomnieniem, jakie przynosi czas, nad niespełnieniem zamiaru sławy (jakby nieodłącznym zamiarem tworzenia była właśnie ona), żalu nad złym losem, który nadszedł, który nadejdzie, a o którym podmiot liryczny jak narrator wszechwiedzący wie lepiej i wcześniej, i mądrzej może, pisząc z perspektywy retrospektywnej, interpretować znaki zapowiadające lub wieszczące katastrofę czy choćby nieszczęście. I dużo historii. Historii osobistych, historii Polski rozpanoszonych w konkretnych miejscach, na konkretnej ulicy, mostku, przy rzece, ratuszu, w domach, na strychach, na gruzach wojen.
Trafnie w kontekście tego tomiku sprawdza się potoczne dość powiedzenie: Nieobecni nie mają racji. Bohaterowie sonetów to bowiem niemi odbiorcy odautorskiej interpretacji ich życia – wydarzeń, podsumowań, puent, wchodzących w obszar ich domniemanych myśli, oczekiwań, marzeń, pożegnań, nawet kształtu i sensu ich życia po śmierci. Poetka nie boi się napisać, że jej bohater jest już szczęśliwy, z zazdrością(?) w wydźwięku znaczeń twierdzi, że ma on już z głowy moment przejścia.
Cykl sonetów to cykl poetyckich medalionów pośmiertnych. Każdy oznaczony jak tabliczka na cmentarzu imieniem, nazwiskiem oraz datami urodzin i śmierci bohatera lirycznych rozważań (Marek Barymora 1954-2017, Meir Pakentreger 1913-1960, Marian Cezary Abramowicz 1934-1997, Herszel Solnik 1869-1943, Maria Dąbrowska 1889-1965). Autorka podaje do rąk czytelnika sepiowy album z przeszłości z przyblakłymi fotografiami osób należących już nie do tego świata. Stąd w obrazach projekcje końca, skończenia, niedokończenia; konduktu, przerwanego w zaskakującym momencie pytaniami rzuconymi w próżnię. Czasami sprawiają one wrażenie autorskiej autoterapii w lęku przed nieznanym, przed nieoczekiwanymi zmianami losu, przed bezradnością jednostki wobec mechanizmów natury, świata i historii. Z metafizyki nieba i nieskończoności schodzimy do starego miasta Kalisza – dziś jego niemieszkańcom kojarzącym się z historycznym bursztynowym szlakiem i starą rzymską mapą z łacińskim napisem Kalisia. Nagrobki wpisują się w ten kontekst naturalnie jako wspominki-pomniki twórców z Kalisza, będące próbą ocalenia znanych i nieznanych istnień przed niebytem w historii kultury ludzkości. Spersonalizowane i indywidualne, z wiedzą o ich dokonaniach odgrzebanych czasem w starych kufrach gdzieś na zapomnianym strychu. Idealni bohaterowie „lokalnej pamięci” w cichym, przykurzonym dziś mieście, gdzie czas staje od czasu do czasu w miejscu, nie bacząc na to lub nie wiedząc, że gdzie indziej brnie, pędzi na złamanie karku.
Można by się zastanawiać, czy bohaterem sonetów nie jest samo miasto. Jego wojenna historia i czasy stagnacji, podnoszenia się z ruin i powolna transformacja, zbyt powolna, by można ją zauważyć z perspektywy jednego życia. Z kilku żyć już tak. Myśl historiozoficzna jest w tych wierszach świadomie lub nieświadomie wszechobecna. Czuć niemalże archeologiczne odkopywanie szczegółów, składanie zdań z odprysków i skrawków muzealnych czy nawet jeszcze nieskatalogowanych i nieopisanych obiektów. Są one jakby próbą ustalenia treści lub hasła do etykietek, które zawisną na eksponatach, ustalenia kilku zdań o nich na pamiątkę po całym istnieniu. To wpisuje bohaterów tej poetyckiej opowieści metafizycznej w realność historii miasta, w historii Europy, historii świata.
Codzienną monotonię może złamać defekt,
przeczucie katastrofy, pomieszanie pojęć […]
[…] leniwy spokój
na przełomie stuleci wkrótce się rozsypie
W meblach, lustrach, zasłonach – choć to wbrew logice –
spisuje się historia. To jedyny sposób,
zapamiętać przedmioty, nasze w nich odbicie.
(Wojciech Wyganowski, s. 41)
Izabela Fietkiewicz-Paszek, Koniec srebrnej nitki, Tanowo 2022