Krystyna Konecka – „KTOKOLWIEK BĘDZIESZ W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE…” (W 225 rocznicę urodzin Adama Mickiewicza)

5
142

     Puste, ośnieżone przestrzenie z zarysem chat na horyzoncie. Pozbawione znaków topograficznych bezdroża ze śladami sań ledwie widocznymi we wczesnym zmierzchu. Tak samo musiało wyglądać tutaj ponad dwieście lat temu, 24 grudnia 1798 roku. Tego dnia Barbara z Majewskich Mickiewiczowa, żona Mikołaja, powiła pod słomianą strzechą swojego drugiego syna, Adama Bernarda.


     O miejsce urodzenia Adama Mickiewicza wciąż jeszcze trwają spory: czy przyszedł on na świat w folwarku Zaosie, należącym do jego stryjecznego dziadka, Bazylego Mickiewicza, tego, który zmarł od pobicia przez Jana Saplicę (Soplicę)? Czy w pobliskiej karczmie Wygoda? Ale skąd mogły być w takim miejscu dzieła Ignacego Krasickiego, a tym bardziej „sądowy proces in 8-vo, w skórę czarną oprawny”, czyli księga, na której jakoby akuszerka Mołodecka odcięła pępek noworodka? Może ów tom woził ze sobą pan Mikołaj Mickiewicz, komornik miński i adwokat nowogródzki, gospodarujący podówczas na Zaosiu. Tylko czy to było to samo Zaosie, które na mocy dekretu prezydenta Białorusi, Aleksandra Łukaszenki, zrekonstruowano dla uczczenia jubileuszu 200. rocznicy urodzin autora „Świtezi”?

     Tak niedaleko, za wschodnią granicą Polski znajdujące się miejsca Mickiewiczowskie na Białorusi, są znacznie trudniej dostępne niż najdalsze kraje egzotyczne, do których swobodnego zwiedzania wystarczy bilet lotniczy i paszport, czasem wiza. Udało mi się po raz pierwszy zobaczyć Grodno w latach 80-tych, kiedy zespół białostockiego Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki gościł na scenie tamtejszego przybytku Melpomeny. Tylko o zmierzchu zobaczyłam wtedy dom Elizy Orzeszkowej… Dworek rodziny Mickiewiczów w Nowogródku odwiedziliśmy z grupką literatów podlaskich w roku 1995, niemal w biegu. Wyposażenie wnętrz konfrontowałam wielokrotnie na zestawie starannie wydanych pocztówek przez artystów fotografików białostockiego CLASSIC studio: z kopią obrazu Walentego Wańkowicza w saloniku – słynnego portretu Adama „Na Judahu skale”, namalowanego odwrotnie niż na oryginale… Nie udało się wybrać w roku 2018 na wycieczkę warszawskiego oddziału PTTK „Śladami wybitnych Polaków na Białorusi”, której trasę zachowałam do dzisiaj.

     Kiedy więc tędy przejeżdżaliśmy? Cóż, przy okazji dwusetnej rocznicy urodzin Wieszcza, kiedy władze zadbały o jego uhonorowanie. Minęło trochę lat… Gdyby teraz, niewiele chyba się zmieniło. Zwłaszcza w grudniu, kiedy wszystko przesłania śnieg i próżno trudzić się dla zrobienia kolorowych fotografii, skoro niemal wszystko prezentuje się bezbarwnie. Jak więc to wyglądało?

     Szlak Mickiewiczowski, wiodący do folwarku w Zaosiu (filii Muzeum Historii Literatury Białoruskiej w Mińsku) jest nieoznakowany. Z mapą i w towarzystwie przewodniczki-emerytki trzeba pojechać od Nowogródka na Baranowicze, po drodze odgadnąć ślad „do Płużyn ciemnego boru” (Płużyn administrowanych onegdaj przez Mikołaja Wereszczakę, kolegę Adama i brata Maryli z Tuhanowicz) , minąć kołchoz Switjaź, zatrzymać się nad skutym lodem, legendarnym jeziorem Świteź, a potem jeszcze wiedzieć, że we wsi Kołdyczewo skręcić w lewo. Albo jechać od Baranowicz mijając kołchozy Zwycięstwo i Droga Lenina.

     My jednak chcemy w kierunku jeziora. Za drogowskaz można uznać porowaty, ośnieżony głaz, na którym wypisano białą olejną farbą słynną frazę Mickiewiczowską w języku polskim – nic to, że z błędami, i że w nazwisku autora brakuje ostatniej samogłoski „i”, przez co brzmi ono: „Mickiewcz”. Ważne jest, że „…Wjechawszy pomnij zatrymać twe konie. Byś sie przypatrzył jezioru”. Zatrzymaliśmy się obok zamarzniętej, niebieskiej łódki. Przypatrzyli. Cała owalna powierzchnia skutej lodem wody upstrzona czarnymi figurkami ludzi. Trójka zsiniałych mężczyzn w uszankach wynosi metalowe wiertła na brzeg.

     – Jest ryba? – zaczepiam.
     –  Dla siebia! – warczy jeden z rybaków.


     Niebawem spotykamy się ponownie na parkingu. Znowu zagaduję mężczyznę, o sprzęcie rybackim. Może jednak coś złowił.  Teraz uśmiecha się, z płaskiej skrzynki wyciąga oszronionego szczupaka, jeszcze poruszającego skrzelami. Czy da się sfotografować z rybą? Czemu nie.

     – Takich nie ma w sklepach. A jak są, to bardzo drogie – mówi. – Ile złowił? Garstkę drobiazgu, o tu, w woreczku, no i ta ryba. Jak długo stał? Od świtu do teraz. Ta szczuka będzie na kolację.

     Dla zdobywcy szczupaka jezioro Świteź „jasne rozprzestrzenia łono” zgoła nie dla kontekstów literackich…   

     Tak czy tak, dalej jest kręta droga wśród białych pól i nagle, przy zagajniku tablica: Zawossie, skąd ponad kilometr do muzealnego skansenu. Z dawną ilustracją Teofila Eugeniusza Borettiego (z reprintu jego albumu, przygotowanego z okazji konferencji Mickiewiczowskiej na Uniwersytecie w Białymstoku we wrześniu 1998 r.) w ręku konfrontuję realia, czyli na ile wiernie odtworzono to, co widać na rycinie:  jest dworek ze słomianą strzechą, lamus czyli świronek z ażurowym balkonikiem, gdzie podobno Adam zwykł był sypiać, przyjeżdżając tu latem z Nowogródka, a przy drodze dom w stylu epoki, dla opiekunów muzeum.

     Ganeczek z niskim, spadzistym daszkiem wspierają dwie surowe drewniane kolumienki. Ściany w sieni zdobią poroża jeleni i ciężki łeb niedźwiedzia z wywalonym czerwonym ozorem. Stara kobieta w chuście na głowie opowiada o wykopaliskach w tym miejscu i o tym, że w sionce urządzano zabawy dla młodych. Że na półkach stoją prawdziwe książki, z którymi Adam biegał do szkoły – więc słuchające tych opowieści młode Polki spoglądają na tomy z nabożeństwem.

     W rzeczywistości pięć pomieszczeń z okratowanymi oknami wypełniają kopie książek, rękopisów pod szkłem (po białorusku i … angielsku) oraz mebli, zwiezionych z różnych miejsc. W jadalni u powały – nowy żyrandol kuty w oksydowanym metalu, na rzeźbionym kredensie miejscowa ceramika i posrebrzane drobiazgi. W pokoju kobiecym – eleganckie owalne biureczko, nad nim obramowane reprodukcje precyzyjnych ilustracji do „Pana Tadeusza” autorstwa wileńskiego artysty Michała Elwiro Andriollego, obok – rzucona od niechcenia na krzesło zwiewna atłasowa kreacja, a raczej giezłeczko Zosi. Czy w Zaosiu noszono coś podobnego? (Na You Tube  oglądam po latach wnętrza dworku, po których oprowadza ksiądz, zarzekając się, że meble i przedmioty to oryginały: na identycznym krześle luksusowa biała kreacja, tym razem sukienka z bufiastymi rękawami. Widać dbałość o estetykę „prawdziwych” eksponatów…).

     …Młodej przewodniczce zadajemy pytanie. Czy można fotografować?
     – Nie.
     – Przecież to kopie. Więc dlaczego – nie?
     – Bo nie.

     W trakcie zwiedzania babcia w chuście pozwala jednak pstryknąć tu, czy tam… I pokazuje przedziwny święty obrazek z wydłużoną postacią Madonny w szacie do ziemi. 

     – To oryginał Matki Boskiej Ostrobramskiej – mówi najpoważniej.

     W głębokim zmierzchu docieramy do Nowogródka, gdzie czeka na nas Dom-Muziej Adama Mickiewicza. Okazuje się jednak, że nie czeka. Żelazna brama z medalionem Wieszcza, opisanym po rosyjsku, zamknięta dla spóźnionych na głucho. „Ciemno wszędzie… głucho wszędzie” chciałoby się powiedzieć… W dworku z kolumienkami czarne okna, za którymi stoją na połyskliwych parkietach piękne gięte meble pod obrazami z epoki. Wiele akcentów Mickiewiczowskich. Meble pochodzą ze zbiorów Muzeum Literatury w Warszawie (dobrze, że mieliśmy okazję zobaczyć je parę lat temu, bo dzisiaj nie). Sam dworek niewiele ma wspólnego z rzeczywistą siedzibą Mickiewiczów. Wypalony w pożarze w roku 1881, odbudowany według szkicu Ignacego Domeyki, ponownie strawiony przez ogień podczas ostatniej wojny, i ponownie odbudowany w roku 1955, w setną rocznicę śmierci poety, żyje w słonecznych barwach fasady własną legendą, której do końca wiary dać nie sposób. Ale żyje.

     Nowogródek, gdzie Adam Mickiewicz mieszkał z rodziną od 1806 roku, zimą wygląda szczególnie malowniczo. Nie miałam szczęścia  odwiedzać miasta w zieleni. Zapamiętam z wcześniejszej wizyty, i dzisiejszego przedpołudnia, kiedy przejeżdżaliśmy w drodze do Zaosia, ten otwarty pejzaż dawnej stolicy województwa nowogrodzkiego z czasów I oraz II Rzeczypospolitej… Kiedy wraz z grupką literatów zatrzymaliśmy się tu na parę godzin, wpadliśmy na placu rynkowym prosto w objęcia wodza rewolucji: zupełnie zielona postać zrywała się do biegu ku przyszłości na wysokim betonowym postumencie. Pomnik Adama Mickiewicza stanął w innym miejscu, są też „od zawsze” inne znaki pamięci o polskim poecie. 


     Pomiędzy białymi drzewami ledwie widoczny kościół dominikański pw. św. Michała, obok którego wznosił się klasztor i szkoła, gdzie Adam pobierał nauki w latach 1807-15. W białej szadzi drzemie kościół farny p.w. Przemienienia Pańskiego, gdzie został ochrzczony przyszły autor „Pana Tadeusza” w dniu 12 lutego 1799 r. Wydarzenie to historyczne upamiętnia zapis na marmurowej tablicy. Nie ma tu informacji, że drugie imię dziecię otrzymało po ojcu chrzestnym  Bernardzie Obuchowiczu. Także i tej, że chrztu udzielał ks. Antoni Postlett. W bocznej nawie fary trwa słynący łaskami obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, pod której „opiekę/ ofiarowany martwą podniosłem powiekę…”, gdy matka modliła się żarliwie do… wileńskiej Ostrobramskiej, po wypadnięciu malca z okna, na szczęście parterowego…

      Śnieg otulił nawet samego Wieszcza stojącego pośród drzew ze wzniesioną ręką w miejscu, skąd blisko do Kopca Mickiewicza i ruin zamku Mendoga oraz innych książąt litewskich na Wzgórzu Zamkowym, z widokiem na farę. Ileż razy wspinał się tutaj przyszły poeta, poznając przeszłość swojej ojczyzny. W liście do Ignacego Domeyki napisał: „… jeżeli za co, to za „Pana Tadeusza” muszą kiedyś postawić mi nowogrodzianie pomnik na placu w Nowogródku”. Postawili. W roku 1992. Autorem naprawdę udanego dzieła jest białoruski rzeźbiarz Walery Januszkiewicz. Kiedy staliśmy u stóp ponad trzymetrowej statui z brązu, powiedziano nam, że jesteśmy pierwszymi Polakami, którzy mieli okazję zobaczyć pomnik bezpośrednio po przywiezieniu go z pracowni. Niech i tak będzie.

     W pobliżu kościoła nieduża dziewczynka trzyma w ramionach dużego szczeniaka i krzyczy, bo rzuca się na niego chudy wilczur bez kagańca, obroży i smyczy. Druga dziewczynka odciąga psa, który merda ogonem, więc nie ma wrogich zamiarów.

     – Czym wy karmicie takie duże pieski? – dociekam.
     – Kiełbasą.  
     – A skąd masz kiełbasę? – pytam większą dziewczynkę.
     – Mam – ucina krótko.
     – Przecież kiełbasa jest droga – mówię. – A same co jecie?
     – Chlieb.

     Zza zakrętu pochyłej ulicy wyłania się pogrzeb: kilkoro ludzi z krzyżem i kwiatami poprzedza ciężarówkę marki Ził z niebieską karoserią. Na odkrytej platformie spoczywa trumna z surowych desek. Za samochodem jeszcze parę osób. Nikt nie płacze. Z pojedynczych tonów, jakie docierają przez trzaski głośnika z szoferki, można domyślić się marsza żałobnego. Patos muzyki nie przystaje do groteskowych dźwięków.

     Kiedy wracamy do Grodna, jest już późny wieczór. Szkoda, że w programie tego dnia zabrakło czasu na odwiedzenie Domu Polskiego, który stoi przy skrzyżowaniu ulic Dzierżyńskiego i 17 września. Kilka tygodni wcześniej artysta rzeźbiarz Andrej Zaspicki ustawiał przed budynkiem imponujące popiersie Adama Mickiewicza na postumencie, którego montaż sfinansowały władze miasta. Od nich także uzyskane zostało pozwolenie na tę patriotyczną inwestycję dzięki staraniom – działającego przy Związku Polaków na Białorusi społecznego komitetu im. Adama Mickiewicza. Ale to „dawne czasy”, nieprzystawalne do obecnych…


     – Teraz jedziemy ulicą Lenina – mówi przewodniczka. Przedtem nazywała się Stalina, a jeszcze wcześniej Piłsudskiego. Ale zawsze to ulica wodzów.

     Lenin trzyma się tu najdłużej. W ciemności mijamy cerkwie, kościoły, monumentalną, znajomą bryłę teatru. W każdym z okien lokalu, gdzie oczekują nas z kolacją, świeci inna jarzeniówka. Taka moda. Na stołach przystawki, mięso z frytkami i surówką, różowa legumina, ciastko, herbata – zamówione za polskie pieniądze. Nagle krzyk. Coś spadło z sufitu na obrus, teraz jest pod talerzem. Zaglądamy. Spod talerza wyskakuje karaluch i pędzi przez stół. Dopiero na krawędzi obrywa kubkiem od bohaterskiej emerytowanej przewodniczki. Bufetowe za kontuarem patrzą zaskoczone. Przecież to tylko karaluch.

Reklama

5 KOMENTARZE

  1. Wspaniała Pisarka, pełna mądrości i refleksji 🥰 Dziękuję za Twoje dzieła. Pozdrawiam i zapraszam – ” mielone na wynos” zawsze czekają 🙂

  2. Bardzo jestem wdzięczna za ciepłe słowa. Warto pisać dla takich wrażliwych Czytelników…
    W dniu urodzin i imienin Adama Mickiewicza przypada Wigilia. Wesołych Świąt, Magdo!

  3. Krysiu, z ogromnym, jak zwykle, zainteresowaniem przeczytałam Twoją cenną relację z wycieczki. Pięknie, czytelnie oprowadzasz po szlaku Mickiewicza. I jeszcze znakomite fotografie! Aż prosi się, abyś zebrała Twoje relacje, eseje i wydała w jednej publikacji. Na pewno znalazłby się sponsor… Gratuluję Ci znakomitego pióra!!!!

  4. Irenko, Twój głos z Krakowa o moich wędrówkach śladami Mickiewicza jest dla mnie bardzo ważny. Sugestia wydania tekstów w jednej publikacji wzruszająca. Doceniam, bo to nie tylko koleżeńska troska… Ale – stało się – ;-)…
    We wrześniu br Uniwersytet w Białymstoku wydał wybór moich szkiców i esejów literackich, publikowanych u nas, na stronie Pisarze.pl oraz na łamach czasopism. Książka zawiera, na ponad 500 stronach, 42 ilustrowane teksty pod wspólnym tytułem: “Konterfekty i konteksty. O niezwyczajnych, twórczych, inspirujących”. Wstęp omawiający tę publikację autorstwa prof. dr hab. Teresy Zaniewskiej ukazał się w dniu 7 października br w numerze Pisarzy.pl – 21/23(545). Tak dużo materiałów jest w każdej edycji, że łatwo było przeoczyć. Pozdrawiam serdecznie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko