To co już nie jest istotne
Kiedy wyjeżdżam z szutrowej
drogi prowadzącej przez las
otwiera mnie
kilka wymijanych rzeczywistości
Nie wszystkie zdążyła przetworzyć historia
ich ułomność drażni pejzaż
A szczegóły
potrafią zamknąć się w teatralnej wyobraźni
kiepskiego reżysera
Jest w tym szaleństwo młodej poezji
próbującej wędrować po nieboskłonie wraz z słońcem
bardziej wzniosłym i i dojrzałym
Tak gromadzi się w nas
niecierpliwość
stuka do drzwi nieśmiało z obawą
starego domokrążcy
Wcześniej czy później przypadkowo błądząc wzdłuż
rozłożystych krzewów promenady
odnajdziesz ją zmiętą w blaszanym koszu na śmieci
Będzie nadal przesuwać się w tobie
na małym barokowym stoliku w cieniu
rzucanym przez lampkę nocną
na klawiaturę
starego laptopa
Odnotowujesz ten moment
w którym powieki
opadają w dół
fraza za frazą uciekają wzdłuż nadbrzeżnego klifu
Mogłeś wcześniej schować się w głąb dębowej szuflady
Ale nie
uparłeś się
Uparłeś się czytając Lowella
dyskutując z Freudem
kłócąc się z Charlesem Bukowskim
w pokoju wypełnionym dymem papierosowym
wyrzucanym co chwila z ust Alana Ginsberga
pijącego wino z Jankiem Himilsbachem
I słyszałeś ten głos
który dochodził do ciebie
z dalekiej młodości
a być może jeszcze wcześniej
z zupełnie bliskiego średniowiecza
goszczącego w nas
ucywilizowanych słowem i gestem
Punktem zwrotnym w poszarpanej nadziejami
chęci bycia
I słyszałeś ten głos
Który atakował ciebie przez lata
kolorowe wargi ślinę strzyknięta
w cudownie żółty piasek plaży
Znów wróciłeś
przycumowałeś łódź przy samych trzcinach
przestałeś się bać
ciemnej wody Zalewu Wiślanego
Jego krótkiej fali
Zrozumiałeś
już jest późne popołudnie
słowa odchodzą i przychodzą
jest w nich ból fizyczność najbliższych fal
zdarzeń dotykających burt łodzi
porządek narodzin
życie i śmierć
najcieńsza
najbardziej kolorowa linia patosu
Na pokładzie piłeś słabo posłodzoną herbatę
obserwowałeś słońce
znikające
za krawędzią
nieodległego od brzegu lasu
i wszystko to
co dziś już przestało być istotne