Andrzej Walter – Wojna to stan umysłu

0
197


   „Wojna to stan umysłu, w którym przemoc, strach, gorycz, nienawiść i ból rezonują równie namacalnie jak radość, spokój, przyjaźń i miłość w świecie, który na co dzień nas otacza. To odwrotność normalności, zaprzeczenie tego, co kojarzymy z równowagą. Można nie być na wojnie, jednocześnie jej doświadczając, można też tam być, jej nie dostrzegając. Ja byłem i doznałem…”

   Tak rozpoczyna swoją niesamowicie napisaną opowieść pułkownik Marcin Szymański, autor dwóch znakomitych książek opisujących – wojnę w Afganistanie, dwudziestoletnią wojnę pomiędzy NATO a … no właśnie, a kim? Afganistanem? Czy imperium zła, którym stał się światowy terroryzm, ale o tym za chwilę. Przyjrzyjmy się przez moment autorowi.

   Nazywam się Marcin Szymański, byłem dowódcą grupy bojowej w Afganistanie. Chcę Ci opowiedzieć historię, która jest częścią tragicznych kolei losu tego kraju. Lata temu, kiedy jako młody oficer zaczytywałem się w wojennej literaturze, trafiło w moje ręce kilka pozycji opisujących walki w Hindukuszu. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiły na mnie te historie. Przeczytałem szereg zeszytów dokumentujących krwawe doświadczenia Rosjan i Brytyjczyków. Jeden z anglosaskich tytułów w tłumaczeniu na język polski brzmiał „Wojownicy górskich dróg”. Ten przekaz mocno zapadł w moją pamięć. Czytałem po nocach, bez wytchnienia – nie przypuszczałem wówczas, że stanę się jednym z nich: „wojowników górskich dróg”. Nie spodziewałem się też, że moja historia wypełni kolejny rozdział afgańskiej opowieści.

   W góry trafiłem w dwa tysiące ósmym roku, dowodząc batalionem piechoty. Dobrze pamiętam dzień, w którym na jednym z poligonów wezwano mnie do namiotu dowódcy Wojsk Lądowych. Generał uścisnął mi dłoń i powiedział: „Panie Szymański, pojedzie pan ze swoim batalionem do Afganistanu, szykujcie się”. Trudno opisać to, co czułem, słysząc te słowa. Domyślałem się, że to się wydarzy, z drugiej jednak strony człowiek nigdy nie jest gotowy na taką wiadomość. Za kilka miesięcy mieliśmy się znaleźć w legendarnym Hindukuszu… Miałem wykorzystać ten czas, aby przygotować dowodzoną przeze mnie jednostkę i siebie samego do wielkiej próby. Nie byliśmy komandosami rodem z filmowych produkcji, nie byliśmy elitą elit ani nawet agentami tajnych służb. Nie było wokół nas żadnej otoczki, legendy – żadne media, żadna chwała, żadne spektakularne akcje. Stanowiliśmy zwykłą, cholerną piechotę, którą nikt się zbytnio nie przejmował. Byliśmy chłopakami od czarnej roboty, nikt z nas nie marzył o pochwyceniu bin Ladena, nikt też nie miał złudzeń co do tego, że dokonamy jakiegoś wielkiego przełomu.

   Nie da się zrozumieć dzisiejszych czasów, pojąć szerokiego spojrzenia na XXI wiek nie rozważając tego, co wydarzyło się 11 września 2001 roku i tego co nastąpiło potem, a trwało aż do „przedwczoraj”, czyli do wycofania się wojsk koalicji, a finalnie amerykanów z Afganistanu. Byliśmy na wojnie. Nasze państwo, Polska, również przez dwadzieścia lat pozostawało (jako członek NATO) w stanie wojny. Czy ktoś z was, czytelników, to zauważył? A może zapytam inaczej, czy choć to zauważał w swej codzienności? Znam odpowiedź, wszyscy znamy, ale może warto pochylić się nad tymi wydarzeniami, nad światem w wersji globalnej i nad tym, po cóż nam w ogóle była cała ta awantura? Wiem, wiem, wylano już na to tony atramentu, zadrukowano setki stron, wyśmiano Amerykę i Amerykanów, tę przedziwną wojnę nowych czasów oraz całość tych dwudziestu lat wsadzono do archiwum dziejów, a to ogromny błąd. Ten odległy kraj, dziki i nieprzystępny, leżący na styku współczesnych (niemal wszystkich) imperiów (albo ich interesów) okazał się być areną ważnych wydarzeń o echu światowym i międzynarodowym. Przecież my przegraliśmy tę wojnę!? A może jednak nie? Czy ma to dziś jakiekolwiek znaczenie? Ja sądzę, oczywiście, że ma ogromne. Pan pułkownik Szymański sądził podobnie i zdecydował się napisać (już dziś) dwie książki. I to jakie książki. Książki napisane praktycznie przez profesjonalnego pisarza, pozwalające snuć rozważania czy Pan pułkownik jest lepszym żołnierzem, dowódcą i wojownikiem czy lepszym bajarzem, opowiadaczem i pisarzem. Piszę to oczywiście zdystansowany do tych rozważań, acz książki pochłonąłem błyskawicznie, narracja jest gęsta, wielopłaszczyznowa, pytająco-rozważająca i myśląco dziwiąca się światu i jego objawom, a jednocześnie jakaś taka domowa, choć niełatwo o to na wojnie, to przyjaźń i wartości czujemy podskórnie, przygodę – świetnie opisaną mamy na tacy, do tego mamy setki refleksji, zaskoczeń, zwrotów akcji i reportażu, że hej, żywego, pełnego, opisanego z polotem, fantazją i finezją. Doprawdy nie wiedziałem, że nasze Wojsko Polskie ma dziś w swoich szeregach takich pisarzy. Autorowi zatem, z całego serca gratuluję i czekam na trzecią książkę, bo wiem, że powstaje. Wróćmy do wojny.

   W sieci znajdziecie tysiące materiałów oceniających i opisujących te wydarzenia. Afganistan jako kraj, kraina nigdy nie miał szczęścia do spokoju. Nie będę się cofał zbytnio w swoim spojrzeniu historycznym. Ograniczę się do perspektywy własnego życia i własnych doświadczeń. Wojna sowietów z lat osiemdziesiątych była jednym z głównych czynników bankructwa systemu komunistycznego i tego co się wydarzyło potem, po przyjściu do władzy Gorbaczowa, upadku Muru Berlińskiego i transformacji systemowej z socjalizmu na kapitalizm. Mało? Rosjanie tę wojnę również przegrali. Amerykanie, walcząc z nimi wtedy zakulisowo sami stworzyli zalążki atmosfery do rozwoju światowego terroryzmu właśnie tam. Potem nastąpił 11 września 2001 i jakkolwiek by na to nie spojrzeć był to bezprecedensowy atak na nasz świat i naszą cywilizację Zachodu. Późniejsze akty terroru w Londynie i innych miejscach Europy tylko to potwierdziły. Zatem czy naprawdę ta wojna była bez sensu? Na wszystko należy patrzeć z perspektyw wielu lat, perspektyw mądrze ocenianej historii oraz rozsądnych analiz geopolitycznych. Wtedy widzimy więcej, oglądamy dalej i jesteśmy w stanie uchwycić całość. Wtedy też można się nauczyć czym są: honor, ojczyzna, patriotyzm, przyjaźń, miłość i tęsknota, wymieniając przykładowo cechy kształtowane przez ważne opowieści o ważnych wydarzeniach i ludziach, którzy to przeżyli będąc częścią większej, czasem trudnej do ogarnięcia całości, która do czegoś zmierzała. Tak było i z tą przegraną, straconą, sprzedaną czy zmarnowaną (niby) wojną w Afganistanie. Jak to jest, że po tej wojnie nastąpił wzrost średniej długości życia w Afganistanie: z 56 lat do 64 lat. Wzrost PKB: od około 4 miliardów dolarów w 2002 roku do ponad 19 miliardów w 2020, wzrost wskaźnika alfabetyzacji z 8% do 43%, spadek śmiertelności niemowląt: z 53 procent do 23 procent na 1000 żywych urodzeń, wzrost liczby szkół z 3000 do 18000, a liczby uczniów do 9,7 miliona z czego 42 % stanowią dziewczynki. To oczywiście są sukcesy. Były i porażki, z czego największą są ludzie, którzy zginęli, nierozwiązane stare problemy i jak podnosi wielu nieadekwatność osiągnięć do poniesionych kosztów.

   Spójrzmy jednak na nasz kraj, na Polskę, co myśmy zyskali będąc częścią NATOwskiej koalicji? W mojej opinii bardzo wiele, w tym rzecz bezcenną – dzisiejsze bezpieczeństwo wobec przyśpieszających wydarzeń na świecie czyniących ten świat miejscem niestety coraz mniej bezpiecznym. O konsekwencjach dalej idących przekonamy się dopiero w przyszłości, może nie takiej odległej.

   Pułkownik Marcin Szymański w swoich bardzo dobrych dwóch książkach „Na sprzedanej wojnie” oraz „Zakładnicy piekła” zabiera nas nie tylko do Afganistanu, na wojnę, na przedziwną wojnę, wojnę jakiej nie znaliśmy, ale zabiera nas też w ów „stan umysłu”, do swojego pięknego świata – świata umiejętności dostrzegania uroku zwyczajnego wschodu słońca, świata głębokich duchowych przeżyć, mądrych refleksji, przemyśleń i widzenia spraw z ogromną wyobraźnią, z należytym dystansem i pytaniami, które przy okazji umiejętnego przekazania swoich osobistych wrażeń zadaje nieustannie czytelnikom, nawet pomiędzy wierszami. Widzę wyraźnie, że obaj jesteśmy z pokolenia jasnej strony mocy i walka z imperium zła jest w nas zakodowana. Pan Marcin wałczył karabinem, potem dowodzeniem, strategią i instytucją, ja walczę jedynie piórem i to jest być może na dziś walka przegrana, ale dzięki takim autorom i takim postawom, a i też takim książkom podtrzymuje u siebie czasami wiarę w sens tej walki. A imperium zła to nie tylko Talibowie, Bin-Ladeny i Al.-kaida. To też marazm, obojętność, pogarda, brak pokory, kreowanie świata bez książek.

   Szymański studiował w Stanach Zjednoczonych. Opisał taką scenę z tamtego czasu. Amerykański dowódca przyjechał kiedyś do tych żołnierzy i wyprosiwszy z sali naszego Polaka – rodzynka, studenta zapytał jego amerykańskich kolegów – czy wiecie dlaczego „on” jest lepszy od was? Zapadło milczenie: – bo „on” czyta książki… Zatem powtórzmy już ten truizm. To książki kreują wyobraźnię, rozwijają słownictwo, umiejętność wyrażenia swoich myśli i nastrojów oraz bogactwo międzyludzkiej komunikacji. Książki czynią to najlepiej i niepowtarzalnie. A na potwierdzenie moich rozważań znów oddajmy głos pułkownikowi Szymańskiemu:

   Ta wojna bardziej niż jakakolwiek inna toczyła się w umysłach ogarniętych jej koszmarem ludzi. W jądrze ciemności tkwią ludzkie emocje – nie ma tam racjonalnych kalkulacji. Goryczy, strachu, nadziei i nienawiści nie wyraża się cyframi. Będę więc kierował się w swojej ocenie poglądem człowieka, który doświadczył tego, czym jest wojenna rzeczywistość afgańskiego piekła. Nie dotknę polityki i ekonomii – pozostawię tu osąd specjalistom z tych dziedzin. Moją perspektywą pozostaną emocje i wartości.

Od dnia, w którym odleciał z Kabulu ostatni samolot, dręczą mnie trzy banalnie proste w swojej wymowie pytania. Czy było warto? Dlaczego się nie powiodło? Co straciliśmy? Od kilku tygodni czytam, słucham, szukam odpowiedzi gdzieś głęboko w sobie. Czy warto było postawić but na górskiej ścieżce w Hindukuszu? Odpowiem na to pytanie nie jako strateg czy polityk – wyłożę to, co myślę jako żołnierz. Aleksander Sołżenicyn sporo pisał o wolności. Zaznał świata bez niej, więc ufam jego osądom, choć nie we wszystkich kwestiach. Jedną z szerzej komentowanych jego wypowiedzi było wystąpienie na Harwardzie w 1978 roku. Mnóstwo lat temu – cóż to więc ma wspólnego z NATO, z wojną w Afganistanie? Otóż Sołżenicyn w gorzkich słowach przepowiedział zmierzch zachodniej cywilizacji – wskazał kryzys wartości jako podstawowy czynnik przyspieszający erozję systemu. Jego wypowiedź doczekała się wielu interpretacji, jedna z nich głosi, że kolejna wojna może pogrzebać zachodnią cywilizację. Nie ma tu mowy rzecz jasna o obracaniu w gruz europejskich stolic. Przedmiotem destrukcji ma być system wartości – kręgosłup moralny, na którym budowano fundamenty europejskiej tożsamości. Czy Afganistan jest tą właśnie wojną? Czy warto było kolejny raz sprawdzić, czy Sołżenicyn miał rację? Skala zaangażowania Zachodu i rozmiary porażki obficie karmią moje obawy.

   I tutaj powinniśmy dziś wszyscy wstawić ogromną pauzę – przestrzeń do rozważań i namysłu. Sądzę, że zachodnia cywilizacja pogrzebie się sama, bez potrzeby wojny czy katastrofy tego typu: wystawiając wszystko na sprzedaż, stawiając na wszechogarniającą komercję, niszcząc korzenie, z których się ta cywilizacja wywodzi (a i owszem: judeochrześcijańskie), wierząc bezrefleksyjnie w naukę, technologię czy tak zwany postęp.

   Kłaniają się tu słowa Peters Gretchen ze słynnej książki „Seeds of Terror” „Amerykanie mają zegarki, Talibowie mają czas”… które również przytoczył pułkownik Szymański.

   Tyle, że powoli mamy tego czasu coraz mniej. Coraz głośniej syczy chiński smok, amerykańskie imperium zdaje się być na początku końca, a ludzie… no cóż, ludzie bez książek zaczynają być coraz głupsi, coraz podatniejsi na każdą półprawdę nagłośnioną medialnie na ekranach telewizji czy internetu, czy choćby własnych smartfonów, które stały się smyczami i obrożami jak z wizji katastroficznych zamierzchłej już literatury, a jak się okazuje wciąż aktualnej, tyle, że coraz mniej tu takich, z którymi da się o tym porozmawiać. Do tego dochodzą nowe atrakcje, pandemie, ruscy watażkowie, poligony pokroju zakończonego Afganistanu i toczącej się Ukrainy, a wkrótce głodu w Afryce i katastrof humanitarnych związanych z migracjami. Przyszłość nie jawi się zatem różowo. Powracamy zatem do konkluzji, że wojna to stan umysłu, a kiedy patrzę na to, co dziej się dziś ze światem: na „wojnę” prawicy z lewicą, PiS z PO, czy demokratów z republikanami w USA oraz wierzących z niewierzącymi, czy też kiedy patrzę na zaciekłość i temperaturę emocjonalną tych sporów nie wróżę dobrej przyszłości nam jako ludzkości. Wystarczy przypomnieć sobie co działo się jakiś czas temu w Waszyngtonie po wyborach. Spójrzmy jeszcze na pewną wojnę pokoleń w tak dynamicznie zmieniającym się świecie i na malejące statystyki urodzin i może wtedy mamy jakiś półpełny obrazek – koszmarek. No cóż, wojna to stan umysłu, a współczesny człowiek chyba zbyt długo chował się w czasie względnego pokoju i zaczął się z tego braku czytelnictwa potwornie nudzić, a owo znudzenie prowadzi go w coraz dziwniejsze rejony eksploracji. Obym się mylił.

   Zachęcam do lektury książek pułkownika Marcina Szymańskiego „Na sprzedanej wojnie” (2022) oraz „Zakładnicy piekła” (2023), obydwie nakładem Wydawnictwa Bellona i obydwie w formie e-booków na czytniki, do tego dodam, że nie przypadkiem owe książki są przez czytelników bardzo wysoko ocenione, właściwie powinny być uznane za bestsellery wydawnicze, ale taki status dziś też się kupuje, co jest dalece żałosne i to właśnie kupczenie wszystkim powoduje psucie między innymi rynku wydawniczego i rozsądzania co jest dobre, a co jest chłamem. Potem mamy na listach bestsellerów nie dające się czytać pozycje literackich celebrytów lansowanych przez pewne salony poszukujące nie dobrej książki, a plugawego języka, który uznawany jest za nowatorski. Na szczęście czytelnik wie swoje, a póki co ta przestrzeń internetu jest jeszcze w miarę wolna i kierując się tymi kryteriami można wyszukać świetne książki bez kierowania się tym całym blichtrem przemysłu wydawniczego, który przecież też ledwie dyszy z uwagi na statystyki i poziom czytelnictwa.

   Pułkownik Szymański napisał książki prawdziwe, szczere, żywiołowe, napisał je bardzo dobrze i profesjonalnie, z niekłamanym talentem literackim, z pazurem pisarskim i fenomenalnym instynktem reportażowym i narracyjnym. To jedne z lepszych książek, które ostatnio ukazały się na rynku, a biorąc pod uwagę wagę i powagę opisywanych wydarzeń z pewnością warto po nie sięgnąć.

   Nie zapominajmy. Wojna to stan umysłu.

I tylko od nas zależy czy znowu gdzieś i kiedyś wybuchnie.

Andrzej Walter


Marcin Szymański „Na sprzedanej wojnie”.
Wydawnictwo Bellona. Warszawa 2022, stron 350. ISBN: 9788311165267

Ze stron Wydawcy:

Pierwsza książka nawiązująca do porażki misji NATO w Afganistanie.
Wojna to stan umysłu, w którym przemoc, strach, nienawiść i ból rezonują równie namacalnie jak radość, spokój i przyjaźń w świecie, który na co dzień nas otacza. To odwrotność normalności, antyteza harmonii.
Marcin Szymański spędził w Afganistanie ponad rok. Dowodził grupą bojową i pracował jako doradca wojskowy z afgańskimi oficerami. W swoich dziennikach prezentuje wielopoziomowe spektrum wojny w Hindukuszu. Dynamikę zmagań z Talibami relacjonuje z perspektywy żołnierza, lidera i bacznego obserwatora ludzkich zachowań. Dziennik stanowi nasycony osobistymi refleksjami autentyczny obraz. To przekaz, który pomaga zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło.
Zdecydowanie lektura dla tych, którzy nie tylko oczekują barwnej relacji, ale również pragną zrozumieć, jak doszło do fiaska kampanii NATO w Afganistanie.

Marcin Szymański „Zakładnicy piekła”.
Wydawnictwo Bellona. Warszawa 2023, stron 360. ISBN: 9788311169173

Ze stron Wydawcy:

Marcin Szymański powraca z drugim tomem wspomnień z misji w Afganistanie. Tym razem opowiada o doświadczeniach nabytych podczas miesięcy spędzonych wśród mieszkańców podnóża Hindukuszu. Jak żyli i co myśleli ludzie w kraju, w którym prowadzono eksperyment społeczny zwany wojną? Jakiej rzeczywistości chcieli, a z jaką przychodziło im się zmagać? Z czym konfrontowali się żołnierze powracający z misji do rodzin w Polsce? Jak wojenne przeżycia trawiły umysł dowódcy?
***
Pewnej sylwestrowej nocy trzech przyjaciół podejmuje decyzję o powrocie do piekła, z którego właśnie wrócili.
Jednym z nich jest Marcin, który po kilku miesiącach spędzonych na południu Afganistanu jako dowódca grupy bojowej postanowił zacząć kolejną przygodę w miejscu, z którego poprzednio chciał się wyrwać. Trafia na pokład stanowiska dowodzenia zwanego Gwiazdą Śmierci. Początki nie były łatwe, jednak szybko przestawił się na nocny tryb życia i zaaklimatyzował się wśród natowskiej elity
w „teamie nietoperzy”.
Pewnego dnia dostaje kopertę z klauzulą US Secret, a w niej kwit, który wywróci wszystko do góry nogami. Ma zostać doradcą wojskowym afgańskiej armii. Jeśli nie wiecie, czym jest body snatching, Autor Wam opowie.
Jaką podjął decyzję? Wrócił do kraju? Został w piekle, aby narażać się i budować coś od zera? Jak to się stało, że padł ofiarą strzału znikąd? Kto przełożył ten element układanki?
„Zakładnicy piekła” to książka o ludziach – ich słabościach, emocjach i nadziejach. Uniwersalny zapis wojennej rzeczywistości, z której trudno uciec, a jeszcze trudniej do niej powrócić.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko