Wierszy Adama Lizakowskiego nie sposób zapomnieć. Wracam do nich. Po lekturze zbioru pt. Gdybym twą miłość miał Ameryko, trzymam w dłoniach kolejny tomik. Z miłą dedykacją, podziękowaniem za wcześniejszą recenzję. Jestem pewien, że i te wiersze zapadną w mojej (a zapewne nie tylko mojej) pamięci za długo. Na zawsze? Truizmem jest pisać o starannej szacie. To i renoma wydawnictwa, i zapewne troska autora.
Zbiór jest częścią Kolekcji Literackiej SPP, pierwszym tomem III serii. Jego redaktorzy: Piotr Müldner-Nieckowski, Anna Nasiłowska i Małgorzata Karolina Piekarska zadbali o każdy szczegół. Patronami medialnymi obok SPP są Instytut Literatury i Kwartalnik Literacki Podgląd. Recenzje (blurb) napisali wymieniona wyżej Anna Nasiłowska i Piotr Wojciechowski (także autor grafik!).
Nasiłowska pisze w nawiązaniu do Tybetańskiej księgi umarłych. Skojarzenie oczywiste, ale refleksje Lizakowskiego niekoniecznie wiodą nas do sakralnych treści. Wojciechowski skupia się na miejscu tj. opisywanym pieszyckim cmentarzu i drodze życia oryginalnego poety. Syna osadnika w rejonie Sowich Gór, osobiście przez pewien czas górnika, nade wszystko obieżyświata.
Sam autor w słowie wstępnym podnosi kwestie powinności pamięci o zmarłych. Znał ich jako przyjaciół czy sąsiadów. Dane mu było ich przeżyć. Sam zastanawia się nad kolejami różnych losów. Dla mnie te wiersze od samego początku kojarzą się z twórczością Edgara Lee Masters’a (1868-1950). Jego Umarli ze Spoon River, (polski przekład w stulecie śmierci tj. w 1968 r.) to dramatyczny monolog, sprzeciw wobec małomiasteczkowych postaw i horyzontów. Tam pojawia się metafora o łodzi, która czeka na morze „…pragnie morza, a jednak się lęka…”. Rozwijano tę myśl recenzując Mastersa. Julián Carrón pisał o podtrzymywaniu głodu życia w jego pełnym znaczeniu lub wycofaniu się, nie ryzykowaniu, „.. z powodu lęku przed nieprzewidywalnym…”. Inny krytyk Cesare Pavese dodawał „…Każdy z tych zmarłych niesie w sobie jakąś sytuację, jakieś wspomnienie, jakieś słowo, które jest niewymownie jego sprawą…”. Lektura Pieszyckiej księgi… przywołuje skojarzenia z Baldachówką Andrzeja Żmudy. W moim zbiorze pt. Ostoja, (1995) pisałem „Wyjeżdżamy/ każdy ze swojej Baldachówki/ jak ze Spoon River – Edgar Lee Masters / ale tu skojarzone twarze: / Kuncewicz, Czernikowa, Archibald Higbie, Mc Guire / chcą gwarzyć…”. Dlatego bardzo emocjonalnie odbieram słowa Lizakowskiego. W recenzji na stronie granice.pl możemy przeczytać o ocalaniu przez poezję i poprzez opis realnych przedmiotów. Iwaszkiewicz w wierszu „Stary poeta” pisał, że mówią do nas „…obłoki / zorze gwiazdy / wiatry / a my nie rozumiemy…”. Czy zatem zechcemy wsłuchać się w historie 35 bohaterów pieszyckiej nekropoli?
Mówi do nas o nich poeta, najwięcej jednak mówi o sobie. O własnej wrażliwości, o sposobie konstrukcji wierszy. Przecież wiersze zamiast kwiatów na groby są nie tyle wspomnieniem, co przywróceniem do świata żywych.
W tym znaczeniu komentarze do różnych biografii warte cytowania to m. in. „…wiatr historii i polityki ma ogromną siłę / przewrócił niejedno drzewo, niejedną rodzinę / wyrwał ze stuletnimi korzeniami…”, „…prawo wypędzonych i przepędzonych / nie jest uszyte na miarę…”. W zbiorze natrafimy na: dedykację dla Gerharda Hauptmanna, wiersz o pieszyckich tkaczkach, Psalm złodziei czereśni (utwór- modlitwa do Jezusa) w nim słowa „…Gdzie jesteś Panie / łóżko dla ciebie posłane / woda w misce czeka / przyjdź do nas / obandażujemy Ci głowę, uczeszemy włosy…”.
Światowość Lizakowskiego przejawia się w porównaniu św. Antoniego do Johna Lennona. Żartuje „…z Dzieciątkiem Jezus na rękach / nie mógł odbierać telefonów od wielbicieli.”. Jego „Włóczęga Boży” to wiersz o kapucynie Serafinie Kaszubie, zesłańcu i więźniu m. in. Syberii i Kazachstanu, myszy „…która cudem uszła z życiem / w królestwie kotów…”.
Inny tekst dotyczy losu Jana Brzeźniaka, wywiezionego na roboty do Niemiec. Monolog włożony w Jego usta zapada głęboko w świadomość. „…Trwam pośrodku swojego świata u niemieckiego bauera / wyglądam przez okno na śmietnik, gnojowisko, wojnę, / która ogryza ludzkie kości, bawi się… czaszkami…/ stara Niemka obraca cienkie kartki Biblii, / a na nich gotyckie litery w kształcie noży.”. Miejscowy stolarz, niekiedy rzeźbiarz, Henryk Ardeli „…Nie szukał kontaktów ze światem… / narzędzia stolarskie były burzą / unoszącą go jak statek po bezkresie / pieszyckiego oceanu…”. Jadwiga Bednarz przemawiała językiem poezji kuchni. Tańczyła „…wokół pieca / z czterema słońcami palników… / zaglądając w garnek / bulgoczącego wulkanu zupy… / za dotknięciem widelca – zaczarowanej różdżki / wprawiała gości w sen starych talerzy / srebrnego nakrycia, koronek…”. Wiersz o śmierci 37 letniej matki „na progu lata” to nazywanie bólu, nie do wybaczenia, żalu za Jej czynnościami, zszywania, doglądania ogródka, za światem Jej sulejowskich piasków, gęsi i baranów. To domysł, że skusiły ją darowane przez Śmierć: nowe buty, torebka, aksamitna wstążka do włosów… Wiersz napisany w San Francisco w wiele lat po tej stracie wspomina moment w którym „…kilka uderzeń młotka / przybije ciszę.”.
Utwór poświęcony Władysławowi Borkowskiemu zawiera opis „…pisał do mnie do San Francisco o Pieszycach / co się u nas dzieje i jak ludzie żyją… / pisał o kwitnących sadach czereśniowych… / jego… koperty z pieczątką / urzędu pocztowego w Pieszycach / to magia patrzyłem na nie nad oceanem i na mewy Pacyfiku… / czytałem… listy / patrząc na foki wylegujące się na skale / obok Golden Gate Bridge szukając smaku czereśni…”. Inny pieszyczanin Ryszard Piech „..naprawdę był kominiarzem… / nazywano go komandosem, / był też marynarzem naszych ulic… / na chwiejnych nogach / miotany burzą wysokoprocentową / przemierzał pokłady ulic Kościuszki / Kopernika Mickiewicza Sanatoryjnej…”. Pieszycki bohater zmarł na atak serca podczas ratowania ludzi z pożaru stąd w wierszu fragmenty „…łykał czarny dym niczym / zakąski ze śledzia po każdej setce…/ uratowałby dzieciaki / do tej pory słychać głos / dziecko dziecko tam jest / jeszcze jedno dziecko…”. Reporterski opis zawiera poetyckie określenia jak np. „twardy bruk porysował mu twarz”, „gdy zapiał czerwony kur rzucił się na niego”.
We wszystkich tych wierszach mamy do czynienia z realizmem i liryzmem. Pieszycki muzyk żył „według klucza wiolinowego”, „zarzucał sieć pięciolinii”. Pożegnalne słowa brzmią pięknie „…niech wspomnienie o tobie szumi w bukach i sosnach / niech wiatr szepcze że każdy twój dzień / z nami był skarbem.”. Niekiedy mimo chęci utrwalenia minionych lat wyrywa się zdanie „urywają się schody po których / chodzi moja pamięć”. Wyróżnić można wiersz dla pana od historii, Henryka Kwiatkowskiego, „…każdy kolejny / dzień data rok jak liście wielkiego drzewa / oplatały jego pień codzienności…”, czy dla kolegi Eugeniusza Majchrzyka, który „…wpadł w dół mojej poezji…”. Cenne są przypisy o pieszyckiej Harcerskiej Organizacji Podziemnej, dotyczące Jana Grodeckiego. W wierszu o Marianie Fiksie padają słowa „…śmierć niczego od nas nie chce / i niczego nie oczekuje / nie ma marzeń ani / pragnień / jest nieludzka.”. I to przekazuje nam Adam Lizakowski, poeta-reporter ze świata, z Ameryki i prowincjonalnych Pieszyc. Nie wszystko w zbiorze tej księgi umarłych musimy akceptować. Wszystko jednak dotyczy naszej doczesności i wieczności.
Pieszycka księga umarłych. Kolekcja Literacka. Seria III tom I. Ilustracje Piotr Wojciechowski. Wyd. Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Oddział Warszawski. (2022).