Dziesięciu wspaniałych
Choć sam nie byłem naówczas, w roku 1972, dojrzały do tej lektury, to jako młodzian interesujący się literaturą i czytujący już literackie tygodniki (m.in. „Kultura”, „Literatura”, „Życie Literackie”) odnotowałem silny rezonans wywołany w kulturalnej prasie przez ukazanie się tego tomu szkiców-portretów dziesięciu wybitnych polskich myślicieli (w skromnej formalnie i nominalnie randze i roli krytyków kultury, głównie literackich) z XIX i XX wieku, głównie reprezentujących szeroko rozumiany tytułowy okres Młodej Polski, autorstwa Bohdana Rogatko. Tworzą ten szereg Zenon Miriam Przesmycki („Utopia Miriama”), Stanisław Przybyszewski („Sonata upadłego Belzebuba”), „Ignacy Matuszewski wśród modernistów”, „optymistyczny tragik” Ostap Ortwin, Wilhelm Feldman („Literatura i polityka”), Ludwik Krzywicki jako „filozof czynu”, Julian Marchlewski, ale nie jako „straszny bolszewik” z 1920 roku, lecz autor „artykułów o sztuce” i prekursor PRL-owskiej powszechności dostępu do kultury), Adam Grzymała-Siedlecki jako „sarmata wojujący”, Karol „Irzykowski wśród pokoleń”, Stanisław „Brzozowski na „drodze do niepodległości”. Nie są to szkice stricte biograficzne. Rogatko nie daje nam ich kompletnych życiorysów w pigułkach, lecz dyskursywne rozważania o kluczowych cechach myśli jego bohaterów, o ich wpisaniu w główne zagadnienia, sprzeczności, antynomie polskiej świadomości kulturalnej tamtych czasów. A czy te postacie i problematyka ich dzieł są arcyniemodne? Oczywiście, że tak, ale, po prawdzie, nigdy tak naprawdę modne nie były i zawsze zajmowały wąską elitę czytelniczą i badawczą. Tak też jest do dziś. Ich osmoza do szerzej rozumianej przestrzeni polskiej świadomości nigdy na dobrą sprawę się nie dokonała.
Bogdan Rogatko – „Utopia Młodej Polski”, 1972
—
Nie tylko na celuloidzie
Bohaterowie tej leciuchno napisanej książeczki, para sławnych kiedyś gwiazd światowego kina, Vivien Leigh (legendarna Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem” Victora Fleminga (1939), filmowego melodramatu wszech czasów) i wielki aktor (nieraz określano go jako „największego aktora w dziejach tego zawodu”) Lawrence Olivier, to postacie dziś arcyniemodne, choć wspomniany film po cyfrowym odnowieniu obrazu cieszy się podobno ciągłym powodzeniem u widzów. Książeczka o aktorstwie i prywatnych perypetiach tej sławnej kiedyś pary była wtedy, w 1958 roku, na polskim rynku księgarskim, pozycją-prekursorką, jedną z pierwszych o podobnej problematyce, niejako wyprzedziła o dziesięciolecia dzisiejsze piśmiennictwo o aktorskich celebrytach. Dziś piszę się oczywiście o ich następcach i inaczej, znacznie mnie dyskretnie, ale taka, chociaż arcyniemodna, wycieczka w świat dawnego gwiazdorstwa jest naprawdę przyjemna.
Czesław Michalski i Jacek Tylim – „Olivierowie”, Filmowa Agencja Wydawnicza 1958
—
Zakonnik, który odważył się być „czarną owcą”
Rzecz jest o niemodnym z ducha księdzu, o tak naprawdę realnie zapomnianej historycznej postaci, występującej jedynie jako blade widmo w szkolnych podręcznikach do historii, więc i lektura jest arcyniemodna.„Stanisław Konarski” Juliusz Nowaka-Dłużewskiego (1951), to jedna z trzech powstałych dotąd książek o Stanisławie Konarskim. Dwie pozostałe, to uniwersyteckie studium wielkiego historyka Władysława Konopczyńskiego – „Stanisław Konarski” (1926) oraz popularna opowieść dla młodzieży szkolnej, „Stanisław Konarski” Stanisława Wilkowskiego „Stanisław Konarski” (1969).
Nie był tak radykalnym, rewolucyjnym duchownym jak francuski ksiądz-ateista Jean Meslier, jak polski ksiądz-jakobin z czasów insurekcji kościuszkowskiej Józef Mejer, czy prezes Towarzystwa Patriotycznego w Powstaniu Listopadowym, ksiądz Aleksander Pułaski, ani nawet tak, jak podejrzewani co najmniej o obojętność religijną księża Hugo Kołłątaj i Stanisław Staszic. Jednak jego postaw i dokonań nie należy mierzyć współczesnymi nam kryteriami. Poza wszystkim nie miał, jak Mejer czy Kołłątaj, temperamentu wojownika i działacza politycznego. Wybrał konsekwentną pracę na rzecz oświecenia człowieka, a więc obiektywnie działał wbrew interesom religii, której był formalnym funkcjonariuszem. Spotkała go za to otwarta, zaciekła wrogość ze strony Watykanu, zakonu jezuitów, a także króla Augusta III Sasa.
Stanisław Konarski (1700-1773) pochodził ze szlacheckiej rodziny, blisko spokrewnionej z możnym rodem Tarłów. W roku 1715, wstąpił do zakonu pijarów i odbył nowicjat w słynnym Kolegium Pijarów. Specjalizował się w naukach humanistycznych, został nauczycielem składni i poezji, a także zajmował się pracą katechetyczną i filozofią. W 1722 roku wysłany został przez władze zakonne do Warszawy jako nauczyciel retoryki w tamtejszym kolegium pijarskim. Było to dla niego okazją do kształcenia wymowy i okolicznościowych kazań. Studiował m.in. we Francji, Italii i w Niemczech. W 1732 roku rozpoczął pracę edytorską nad zbiorem konstytucji i praw sejmowych, „Volumina Legum”. Po śmierci Augusta II popierał Stanisława Leszczyńskiego i wydał kilka dzieł politycznych. Podróże do Francji i Italii dały mu możliwość zapoznania się z nowoczesnymi myślami o wychowaniu i nauczaniu. Poznał dorobek francuskiego Oświecenia, zajmował się ideami m.in. Johna Locke, tłumaczył m.in. skrajnie antyreligijnego Woltera. W roku 1740 założył w Warszawie Collegium Nobilium. W swoim najważniejszym traktacie politycznym „O skutecznym rad sposobie” (1760-1763) przedstawił błędy ustrojowe szlacheckiej Rzeczypospolitej i dał zarys racjonalnej reformy państwa, którym powodowała szlachecko-magnacka anarchia i które nazywano „infernus rusticorum” („piekłem chłopów”), państwa którego charakter Stanisław August ujął w powiedzeniu, że „najlepszym sposobem zniszczenia francuskiej Bastylii byłoby oddanie jej pod zarząd polskiego starosty”. Zajmował się też rozważaniami etycznymi. Napisał „Mowę okształtowaniu człowieka uczciwego i prawego obywatela”. „Człowiek porządny to taki, który nie występuje przeciwko honorowi, nie oszukuje, dotrzymuje słowa i szanuje prawo”. W duchu czasów uważał, że gwarancją tego zachowania jest religia, która nakłania do dobrego i odstrasza od złego, przekształca grzeszną naturę człowieka skalaną grzechem pierworodnym. Był jednak krytyczny w stosunku do kleru tamtych czasów, widział jego niski poziom intelektualny i moralny. Innym ważnym wyznacznikiem ludzkiego postępowania miała być według niego zasada sprawiedliwości – reguła imperatywu Kanta. Unikalny jak na owe czasy był pogląd Konarskiego, iż wszyscy ludzie są równi. Prawdziwe szlachectwo rozumiał jako kultywowanie cnoty, krytykował moralne wykroczenia szlachty – dumę, pychę, pieniactwo i pijaństwo. Postulował w szkolnictwie: nacisk na wiedzę praktyczną, nauczanie przedmiotów przyrodniczych, języka narodowego, odsunięcie na dalszy plan łaciny i retoryki, odrzucenie pustej erudycji, wprowadzenie zajęć manualnych i fizycznych, postawę chrześcijańską. Głosił fundamentalną wartość pracy ludzkiej. Był także autorem pierwszego zarysu etyki zawodowej nauczyciela. Formalnie duchowny, był człowiekiem w swojej istocie na wskroś świeckim.
Przez lata nielubiany, izolowany, wrogo traktowany jako „czarna owca” przez kler i biskupów (konsekwentnie odmawiano mu też biskupiej infuły) został w 1771 r. wyróżniony przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego i odznaczony medalem „Sapere auso”, czyli „Temu, który odważył się być mądrym”. Zmarł w Warszawie 3 sierpnia 1773 roku, w roku powołania do życia Komisji Edukacji Narodowej. Być takim księdzem w czasach ciemnoty saskiej, otoczonym zapijaczonym, ciemnym i skrajnie konserwatywnym klerem, było naprawdę wyczynem godnym szacunku i pamięci. O czymś w końcu świadczy to, że oddawano mu hołd nawet w czasach antyreligijnego stalinizmu.
Juliusz Nowak- Dłużewski – „Stanisław Konarski” (PAX, 1951)