Przed miesiącem wyruszył w swą ostatnią podróż w zaświaty Otello Profazio, jeden z ostatnich czynnych śpiewających kronikarzy. Kiedy poznałem go czterdzieści lat temu, po koncercie w Reggio Calabria wręczył mi swą wizytówkę z krótkim, prostym napisem pod nazwiskiem: cantastorie – to słowo oznacza wymarły już zawód wędrownych kronikarzy, którzy przez kilkadziesiąt wieków chodzili po dworach i po wsiach z instrumentami muzycznymi i śpiewem opowiadali o mniej i bardziej doniosłych bieżących wydarzeniach. Ta tradycja, wywodząca się od starożytnych Greków, utrzymała się bardzo długo na Sycylii i na włoskim Południu i okazała się silniejsza od lirycznej poezji trubadurów, która zdominowała kraje alpejskie i stamtąd zadomowiła się też u nas w postaci rybałtów i lirników. Wielka Grecja pozostała wierniejsza poezji epickiej, niż lirycznej, a wędrowni śpiewający kronikarze jeszcze do niedawna byli prekursorami współczesnych dziennikarzy.
Tak właśnie dzieje swego ginącego zawodu opowiadał Otello przed laty w wywiadach, których mi udzielał dla polskiego radia i czasopism literackich. Wskazywał, że do czasu rozpowszechnienia się współczesnych środków przekazu, owi cantastorie byli dla większości mieszkańców Sycylii i południowych Włoch głównym źródłem wiedzy o tym, co się na świecie dzieje. Żartobliwie wyjaśniał, że wobec przejęcia funkcji dziennikarstwa informacyjnego przez środki przekazu, śpiewający kronikarz został zepchnięty z pierwszej strony gazety na trzecią, poświęconą publicystyce. I tak z szafarza wiedzy o świecie stał się komentatorem kultury i obyczajów. Profazio jednak konsekwentnie nie utożsamiał się z bardzo popularnym w całej południowej Europie gatunkiem śpiewających autorów, zwanych we Włoszech cantautori. Jako cantastorie, świadomie łączył cechy twórczości tych właśnie kolegów po fachu z tradycją kronikarską, w jego przypadku polegającą na pielęgnowaniu dawnych form wyrazu i pamięci historycznej.
Otello Profazio przyszedł na świat w Rende w północnej Calabrii osiemdziesiąt lat temu. Większość życia spędził jednak na południu regionu w Pellaro, w pobliżu Cieśniny Messyńskiej, symbolicznie łącząc sycylijską i kontynentalną tradycję artystyczną, należącą do wspólnego, wielowiekowego dziedzictwa Wielkiej Grecji, przechowywanego przez stulecia w Królestwie Obojga Sycylii. Debiutował ponad pół wieku temu jako kontynuator miejscowej tradycji muzyczno-literackiej i przez długie życie twórcze pozostał jej wierny. W twórczości artysty należy wyróżnić trzy główne nurty. Pierwszy, to kontynuacja tradycji dawnych wędrownych kronikarzy. W tym zakresie Profazio zbierał dawne legendy i podania, a także najciekawsze prawdziwe historie z dawnych kronik, a następnie opracowywał je muzycznie i literacko zgodnie z kanonami estetycznymi i praktyką swych poprzedników, które przez wieki niewiele się zmieniły. Drugi, to nurt społeczno-obyczajowy, opisujący w sposób poważny, rzewny lub żartobliwy życie codzienne mieszkańców swej ziemi, jej kulturę i obyczaje. Charakterystycznym elementem tego właśnie kierunku jest pieśń mafijna, opisująca życie struktur mafijnych i rządzące nimi zasady, a także postacie legendarnych wodzów. Trzeci wreszcie, to nurt satyryczny, stanowiący cechę wspólną twórczości Otella z prądem satyrycznym powszechnym we współczesnej włoskiej piosence literackiej.
Oprócz działalności koncertowej, ważną i popularną dziedziną pracy twórczej Profazia była publicystyka prasowa. Przez kilka dekad stronice najbardziej poczytnego na Sycylii i w południowej Italii dziennika Gazzetta del Sud ozdabiały jego krótkie, wierszowane komentarze, godzące celną i zabawną satyrą w wydarzenia i zagadnienia zajmujące w danej chwili uwagę opinii społecznej. Te właśnie wstawki, zwane profacjatami, zapewniły mu popularność poza sceną i stały się na długie lata atrakcją edytorską gazety.
Wspominając niebagatelne osiągnięcia twórcze zmarłego artysty, wyrażam żal, że nigdy nie udało mi się ściągnąć go do Polski na koncerty. Niestety, próbom, podejmowanym kilkakrotnie, niestety, niezbyt konsekwentnie, zawsze coś stawało na przeszkodzie. Udało mi się jednak, choćby w ograniczonym zakresie, spopularyzować na naszym gruncie jego twórczość poprzez przekłady jego licznych utworów, wykonywanych na koncertach oraz przez audycje radiowe, które przed laty prowadziłem, głównie na antenie publicznej Dwójki i Trójki. Teraz, gdy odszedł, pozostaje mi godne wspomnienie jego sylwetki i osiągnięć na krajowych forach literackich. Oddając hołd zasłużonemu koledze, zamieszczam poniżej kilka tekstów piosenek z jego repertuaru. Każdy z nich reprezentuje inny z opisanych powyżej nurtów jego bogatej i wszechstronnej twórczości.
Paweł Krupka
Legenda o Colapisci
Wszyscy go rybą Colapisci zwali
Bo czuł się niby ryba w morskiej fali,
Nie wiedział nikt skąd przybył, gdzie się krył
Mówili że Neptuna synem był.
Raz król go z morskich głębin wezwać kazał
I na królestwa mapę berłem wskazał
I rzecze mu – Podobno państwo me
Na kruchym fundamencie wznosi się.
Colapisci, mknij co sił byś z powrotem zaraz był!
Panie mój, pędzę co sił bym z powrotem zaraz był!
Więc Colapisci zrywa się jak burza,
Zaraz w morskie odmęty się zanurza
By wkrótce na powierzchnię znów się wznieść
I taką władcy swemu niesie wieść:
Panie mój, królestwo twoje tam na trzech kolumnach stoi
Lecz podmyło jedną morze, lada chwila runąć może!
O, nieszczęsna moja dola! Czemuż taka boska wola? –
Płacze król i woła wraz – Skacz do morza, ratuj nas!
Colapisci, mknij co sił byś z powrotem zaraz był!
Panie mój, pędzę co sił bym z powrotem zaraz był!
Dni mijają, czas upływa, Colapisci nie przybywa,
A na brzegu go czekają, król z królową wyglądają,
W końcu słyszą tam na łodzi, z głębin jego głos dochodzi –
Panie mój, królu mój, jestem tu, jestem tu!
Z dna morskiego do was wołam bo powrócić już nie zdołam.
Módlcie się za moją duszę, ja kolumnę dźwigać muszę.
Bo gdy ona zwali się Sycylia znajdzie się na dnie.
Tyle lat już upłynęło, Colapisci wciąż tam jest.
Panie mój, królu mój, jestem tu, jestem tu…
Żyjemy powietrzem
Południe to jest wymarzony kraj,
Słońce nigdy nie gaśnie – istny raj.
Morze przejrzyste, ciepłe, niezmącone,
Powietrze czyste, niczym nie skażone.
Żyjemy tu szczęśliwi niesłychanie,
Nikomu z nas tu krzywda się nie stanie.
Żyjemy powietrzem!
Południe to jest świata cud prawdziwy.
Zabiją cię, skoro masz być nieżywy.
Nawet jeśli się wam to nie podoba,
My tu nie wiemy, co to jest choroba.
I niepomiernie człek się wciąż dziwuje,
Że każde miasto szpital nam buduje.
Nam nic niepotrzebne!
Tu jest oaza czystości i ładu.
Potrzeb fizjologicznych – ani śladu!
To tylko na północy jedzą, piją.
Gdy brzuchów nie napchają – nie przeżyją.
A u nas – w zaufaniu wam powiadam –
Tu nikt takowych potrzeb nie posiada.
Żyjemy powietrzem!
Aż tu poczuła władza twórczą wenę:
Uprzemysłowić nas za wszelką cenę.
Południe musi przecież mieć wyniki,
Więc nam zbudują huty i fabryki!
Po diabła nam te wszystkie urządzenia?
Nam księżyc starczy tu do oświetlenia.
Nam nic niepotrzebne!
Piosenka o osiołku
Smućcie się wszyscy wkoło,
Padł mój osiołek drogi,
Tak widać los chciał srogi,
Cóż na to poradzić mam?
A głos miał taki słodki,
Jak tenor, mówię wam.
Ciucciu śliczny, serduszko moje,
Jakże nie kochać cię mam?
Ach, miałem osiołeczka,
Kruszynę tak milutką,
Zawodził mi równiutko
Od zmroku aż do świtu.
A głos miał…
Gdy zmarła moja stara
To łez nie wylewałem,
W ziemi ją pochowałem
Bez mrugnięcia powieką.
Lecz gdy mi zdechł osiołek
W wielkiej rozpaczy łkam!
Ciucciu…
Jak umarł Sciruni
Sciruni zbójem był nie byle jakim
Na wyspie, jak i za więziennym murem.
On w trwogę wprawiał sobie niełaskawych
Lisimi fortelami, lwim pazurem.
Dziobem ryby miecza trafiony,
Tak Sciruni został zgładzony.
Dziobem ryby miecza zakłuty,
Tak opuścił ten świat zepsuty.
A morze w Palmi było szmaragdowe
I nagle krwi szkarłatem zapłonęło.
Więziennej celi wszyscy się lękają,
Najtwardsi zbóje drżą za kratą srodze.
Lecz nie Sciruni, który miał lwie serce
I w Palmi poważanym on był wodzem.
Dziobem ryby miecza…
Przełożył Paweł Krupka