Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
90

Bachtiniada nie tylko karnawałowa

Michaił Bachtin (1895-1975), to wielkie nazwisko z kręgu teorii kultury, które przez lata napotykałem w niezliczonych tekstach, w szczególności o literaturze i teatrze, najczęściej w kontekście pojęcia i znaczenia „karnawału” i „karnawalizacji” w kulturze. Nigdy jednak nie było mi dotąd dane zetknąć się bezpośrednio z którymkolwiek z tekstów tego myśliciela. Taka okazja nadarzyła się dzięki Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu, który opublikował obszerny tom studiów i notatek Bachtina. Tom poprzedza bardzo cenny wstęp-szkic Danuty Ulickiej o Bachtinie i „bachtinologii”, w tym o jego podstawowych dziełach o twórczości Franciszka Rabelais i Fiodora Dostojewskiego. Lektura i tego wstępu i samego zbioru tekstów uświadamia, jak wielką rolę w formowaniu teorii literatury Bachtin odegrał. Podjął n.p. pionierskie analizy teoretyczno-literackie  dotyczące problemu relacji autora, pisarza do bohaterów jego powieści, analizował zagadnienie „przestrzennej formy bohatera”, „bohatera jako całości znaczeniowej” i tym podobnych zagadnień dotyczących struktury i morfologii dzieła literackiego. To on wprowadził do obiegu teorii literatury i krytyki literackiej i ugruntował takie pojęcia jak dialog, dialogowość, karnawał, karnawalizacja, polifonia, chronotop, heteroglozja, gatunki mowy literackiej, różnica. Bachtin dokonał też pionierskiej systematyzacji, typologii gatunku powieści (powieść wędrówek, powieść próby, powieść biograficzna oraz powieść wychowawcza, przy czym tej ostatniej poświęcił najobszerniejsze analizy. Analizował też Bachtin zagadnienie gatunków mowy, w tym także mowy literackiej.  Wzbogacona o poznanie luźnych notatek Bachtina lektura tego zbioru, to kontakt z wielkim klasykiem światowej humanistyki. Dzięki niej każdy czytelnik prozy literackiej aspirujący do możliwie najgłębszego, najwnikliwszego, najbardziej świadomego jej rozumienia, znajdzie tu istotną część niezbędnego do tego instrumentarium. Niejednokrotnie, czytając rozmaite szkice teoretyczno i historycznoliterackie, nawet nie zastanawiamy się, że pośrednio stykamy się z myślową spuścizną Bachtina, którego koncepcje wniknęły  w tkanki nauki i myślenia o literaturze niczym rozpuszczony cukier w substancję kawy czy herbaty. Przy okazji, zetknięcie się z postacią Bachtina, to zetknięcie się także z klasycznym losem rosyjskiego intelektualisty w epoce stalinowskiej, z wszystkimi tego konsekwencjami, łącznie z zesłaniem do łagru.

Michaił Bachtin – „Pogranicza twórczości słownej. Studia i notatki archiwalne”, przekład, wstęp, noty wprowadzające, przypisy i komentarze Danuta Ulicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, str. 645, ISBN 978-83-8196-375-6

Wirówka w dziurze sztuki współczesnej

Kilka lat temu, niedługo przed jego zgonem, przeprowadziłem obszerny wywiad z wybitnym krytykiem sztuki Andrzejem Osęką. Zadałem mu wtedy pytanie, dlaczego nie powstają syntezy obrazu sztuki współczesnej równie klarowne i konkluzywne jak historie powszechnych dziejów sztuki lub ważnych jej czasowych segmentów z wieków dawnych. Odpowiedział mi wtedy mniej więcej tak: bo to niemożliwe, bo sztuka współczesna zatraciła podatność na jakiekolwiek kryteria, jest chaotyczna, nieokreślona w sensach, jest bytem o nieokreślonych konturach. Bo nie wiadomo o co w  niej chodzi i do kogo jest adresowana.

Te słowa przypomniały mi się przy okazji lektury  „Dziury w całym. O sztuce i historii sztuki współczesnej” Andrzeja Turowskiego wydanej przez Instytut Wydawniczy Książka i Prasa. Wbrew zapowiedzi wydawniczej pomieszczonej na ostatniej stronie okładki, książka ta nie jest bedekerem sztuki współczesnej ani historią sztuki współczesnej. Jest natomiast migotliwym zapisem migotliwej i trudnej do zdefiniowania rzeczywistości jaka jest współczesna sztuka, zapisem dokonanym przy użyciu filtru w postaci świadomości autora. Należę do ludzi bliskich kulturze, a mimo to wędrowałem przez książkę Turowskiego, wybitnego krytyka artystycznego i uniwersyteckiego historyka sztuki o ogromnym dorobku, autora kilkuset rozpraw i kilkunastu książek – z poczuciem „pijanego dziecka we mgle”. Odnoszę wrażenie, że współczesna sztuka jest fenomenem, który trafnie można zdefiniować klasycznym określeniem sprzed ponad stu lat – „sztuka dla sztuki”. Powyższe konstatacje nie oznaczają jednak, że lektura książki Turowskiego jest nieinteresująca. Wręcz przeciwnie, ten obraz bezradności współczesnej sztuki jest sam w sobie fascynujący, błyskotliwy, migotliwy, barwny, pomimo tego, że autor gros miejsca poświęca organizacyjnemu aspektowi sztuki, wystawom, galeriom (n.p. Galerii Foksal), sympozjom, manifestom, ideozom i rozmaitym formom ekspresji (m.in. sztuce konceptualnej, depikturalizacji sztuki,  bio-formom, podczas gdy jej znaczeniom i treściom udziela miejsca w skali minimalnej. To wszystko ukazuje Turowski na szerokim tle europejskim z silnym uwzględnieniem segmentu polskiego. Pokazuje, być może wbrew swym intencjom jako wytrawnego znawcy, że żaden bedeker sztuki współczesnej, żaden po niej przystępny dla przeciętnego odbiorcy przewodnik nie jest możliwy, bo sztuka współczesna to wirówka w dziurze i taką ją trzeba przyjąć, i taką ją trzeba lubić, bez ambicji jej zrozumienia, gdyż jej hermetyzm i niezrozumiałość jest jej esencją i DNA. Jest bowiem równie niezrozumiała jak współczesny świat. I o tym Andrzej Turowski opowiedział bardzo atrakcyjnie.   

Andrzej Turowski – „Dziura w całym. O sztuce i historii sztuki współczesnej”, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2023,  str. 541, ISBN 978-83-66615-48-9

Piórków czyli świat cały

„Kominek Wawrzyniec jeszcze nie zasnął, a już się nie wyspał” – takie zdanie rozpoczyna powieść Pawła Potoroczyna, „Ludzka rzecz”, rozpoczynająca trójksiąg jego autorstwa. Także z kolejnych zdań pierwszej strony można by wywnioskować, że mamy do czynienia z powieścią realistyczną z życia powojennej wsi, w której pojawia się rzeźbiarz-poeta, stara Kominkowa rozmawiająca ze świniami, kułak i sołtys Kaczor oraz dziesiątki innych barwnych postaci. Nic bardziej mylnego. Wrażliwy inteligent, człowiek kultury Paweł Potoroczyn, który nawet swoją zewnętrzną fizjonomią odbiega od jakichkolwiek standardowych wyobrażeń o „ludowości” (pisarz, dyplomata, intelektualista i w końcu elegant) napisał obszerną fantasmagorię wywołującą wrażenie pokrewieństw i filiacji, być może bez jego intencji, z „Konopielką” Edwarda Redlińskiego, „A jak królem a jak katem będziesz” Tadeusza Nowaka, prozą Mariana Pilota, Zygmunta Trziszki, Józefa Ozgi-Michalskiego i innych pisarzy tzw. nurtu wiejskiego, którego apogeum  przypadło na latach sześćdziesiąte i siedemdziesiąte. Można by do tej listy dodać jeszcze co najmniej trzy nazwiska: Józef Morton, Julian Kawalec i Wiesław Myśliwski. Jednak dwaj pierwsi (autorzy m.in. znakomitego „Mojego drugiego ożenku” (Morton) oraz „Tańczącego jastrzębia” i „Ziemi przypisanego” (Kawalec), tworzyli konsekwentnie mimetyczną, klasycznie realistyczną, fragmentami naturalistyczną prozę bez akcentów metaforyczno-fantasmagorycznych, a Myśliwski jest zjawiskiem na tyle odmiennym i wybitnym, że to jego proza stanowi punkt odniesienia i wektor dla innych, a nie odwrotnie.

Akcja obszernej, na rozmiary epickie zakrojonej prozy Potoroczyna rozgrywa się w przeważającej mierze w na pół (lub jak kto woli – na pozór) realistycznej, a na pół fantasmagorycznej wsi Piórków (stąd skojarzenie z „Konopielką” Redlińskiego i jego Taplarami), a zaludnia ją cała galeria również na pół realistycznych i na pół baśniowych, fantasmagorycznych postaci. W przeważającej mierze, bo rzecz dzieje się też w „nowoczesnym” świecie powojennej Warszawy, dokąd przeprowadziła się po wojnie część „piórkowskiej młodzieży” , a ten z kolei wątek daje efekt konfrontacji archaizmu z nowoczesnością, tak charakterystycznego dla naszej epoki (czego dotyczy n.p. „Awans” wspomnianego Redlińskiego). Jednak jest jeszcze jedno generalne uzasadnienie dla kojarzenia tej prozy choćby właśnie z klasycznymi już dziełami Redlińskiego, takimi jak wspomniana „Konopielka” czy ów „Awans”. Oto bowiem największą wartością i esencją dzieła Potoroczyna jest jego język, metaforyka, frazeologia, bogactwo słowa, imponujące i zachwycające. Potoroczyn objawił się jako wybitny pisarz, który swoim oryginalnym stylem i fenomenalną kreacją literackiego świata potrafił zachwycić nawet tak zakamieniałego mieszczucha jak piszący te słowa. Bo przecież w końcu nie o wieś w tej powieści tak naprawdę chodzi. Nawet dość drastyczny fragmentami weryzm i naturalizm tych powieści, pod piórem (czy klawiaturą) Potoroczyna stał się alegoryczną, metaforyczną poezją-prozą stylu. I nie o wieś tu chodzi przede wszystkim dlatego, że tak jak jak tytułowy „widnokrąg” Myśliwskiego był dla mieszkańców jego powieściowej wsi i jak ciemne, wsiowe Taplary Redlińskiego, były niczym kropla, zawierająca w sobie uniwersum ludzkiej egzystencji, tak jak całym światem (może to zbyt daleko idące skojarzenie) było Macondo ze „Stu lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza, pars pro toto ludzkiego losu en general – tak podobną rolę pełni obraz świata Piórkowa. Wielka proza, niezależnie od jej formalnej, artystycznej faktury zawsze jest uniwersalna. I taką jest proza Potoroczyna, szczęśliwie zauważona, nominowana m.in do nagrody „Nike” i nagrodzona jako „Książka Roku Magazynu Literackiego Książki”.

 „Świat cały  w jednym Piórkowie. Wojenna ballada i traktat filozoficzny wiejskiego głupka. Rzecz brawurowa – po ludzku czuła” – napisał ktoś niepodpisany o prozie Potoroczyna.

 I być może ten sam ktoś napisał o tej prozie, że dzieje się „nie tylko we wsi, ale przede wszystkim w opowieści. Paweł Potoroczyn miesza powagę z żartem, sacrum z profanum, wzniosłość z wulgarnością, brutalną dosłowność z subtelną aluzją, mowę chłopską z mową mistyka (…)”. Podpisuję się pod tymi słowami moją czytelniczą krwią: dłonią prawą i nawet lewą, pomimo tego że lewą pisać nie potrafię.

Paweł Potoroczyn – „Ludzka rzecz”, Wielka Litera, Warszawa 2023, str. 350, ISBN 978-83-8032-922-5

Paweł Potoroczyn – „A to było tak”, Wielka Litera, Warszawa 2023, str. 325, ISBN 978-83-917-1

Chwileczkę, momencik panie Tomaszu

Co prawda nikt, kto nigdy, choć raz nie obejrzał w telewizji (lub w internecie, jako nagranie archiwalne) lat bardzo już dawnych przynajmniej jednego odcinka zainaugurowanego w 1989 roku cyklu „Perły z lamusa”, w którym emisja jakiegoś mniej czy bardziej znanego filmu archiwalnego, z kręgu „starego kina” poprzedzana była wstępem w postaci rozmowy Tomasza Raczka (rocznik 1957) z Zygmuntem Kałużyńskim (1918-2004),  czyli młodego (naówczas), utalentowanego i błyskotliwego krytyka ze słynnym, kontrowersyjnym i ekscentrycznym krytykiem filmowym starszym od niego o dwa pokolenia – nie jest w stanie docenić pełni walorów tego zbioru, ale to nie oznacza, że lektura wydanej przez Instytut Wydawniczy Latarnik  „Perły z lamusa” nie będzie i dla niego pouczająca i zabawna. A jednak aby mieć z „Pereł” pełną satysfakcją trzeba by zobaczyć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy jak z charakterystyczną dla siebie gestykulacją i intonacją zaczyna odpowiedź na pytanie Raczka charakterystycznym „chwileczkę, momencik panie Tomaszu” lub frazą w rodzaju: „Panie Tomaszu kochany, słucham pana jakby słowik śpiewał, ale całkowicie się z panem nie zgadzam”. No i te cudowne rozmowy o starych filmach (na ogół powojennych, z rzadka przedwojewnnych),  często z przyczyny metryki niełatwych w oglądaniu, w których obaj interlokutorzy w kapitalny, błyskotliwy i pełen erudycji sposób wydobywali zaskakujące sensy, odkrywali ukryte w nich paradoksy, wynajdywali drobne detale nadające im sens, ich entourage scenograficzny, muzyczny, literacki, filozoficzny, polityczny, społeczny. Co znamienne, obaj rozmówcy prezentowali widzom i analizowali niemal wyłącznie kino popularne, z rzadka tylko artystyczne, pokazując jak takie kino odzwierciedla zjawiska otaczającego świata. Wśród filmów, które omawiali w swoich rozmowach Kałużyński i Raczek a których to rozmów zapisy znalazły się w tomie „Perła z lamusa”, znalazły się m.in. „Wehikuł czasu” George’a Pala (1960), „Kleopatra”  Josepha L. Mankiewicza (1963), „Rzymskie wakacje” Williama Wylera (1953), „Pokusa” Franka Borzage (1936), „Mumia” Karla Freunda (1932), „Naprzód Francjo” Roberta Dhery (1964), „Szanghaj Express” Josepha von Sternberga (1932), „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martina Scorsese (1988) czy „Imperium zmysłów” Nagisy Oshimy (1976). Całość ilustrowana jest dobrej jakości reprodukcjami plakatów tych filmów, co nadake lekturze dodatkowy, czarujący i nostalgiczny smak.

Tomasz Raczek – „Perła z lamusa”, Instytut Wydawniczy Latarnik, Warszawa 2023, str. 366, ISBN 978-83-63841-54-6

Przez twe oczy zielone albo mroczny eros
Mroczny Eros i inne sprawy

Michał Rusinek, anglista, literaturoznawca, filolog i publicysta od lat w bardzo błyskotliwy sposób, na łamach prasy, zajmuje się głównie językiem współczesnych mediów. Nicuje pojawiające się w prasie i telewizji  słowa, frazy, hasła, powiedzonka, głównie język debaty publicznej, politycznej. Jednak zbiór jego tekstów zawartych w tomie „Zero zahamowań” dotyczy dziedziny raczej od polityki odległej – piosenkarskiego tekściarstwa. „Wyobraźmy sobie, że z podręczników szkolnych znikają wiersze Adama Mickiewicza, a pojawiają się teksty utworów śpiewanych przez Zenka Martyniuka czy zespół „Ich Troje”. Co poeta chciał w nich powiedzieć? I co się dzieje , gdy te teksty wpadną w niepowołane ucho filologa, który w dodatku lubuje się w tropieniu pypciów językowych?” Brr, nie chciałbym dożyć czasów, w których Martyniuk Zenek zastąpi na liście szkolnych lektur Adama Mickiewicza, ale jeśli takie wyobrażenie potraktujemy jedynie jako powód do zabawy umysłowej i ćwiczenie giętkości myślowej, to czemu nie? Tom „Zero zahamowań czyli filolog słucha piosenek” wydany nakładem Wydawnictwa Agora zawiera siedem rozdziałów składających się z analiz popowych tekstów do znanych utworów muzycznych, do piosenek disco polo, o seksie, serialowych, rapowych, patriotycznych, heavymetalowych i popularnych w najogólniejszym sensie. Tom otwiera egzegeza (analiza) tekstu „Przez twe oczy zielone” Zenka Martyniuka a kończy „Mr Lennon” zespołu Universe.

Z kolei tom „Mroczny Eros. Pypcie na języku polityki” już języka polityki dotyczy i o nim Rusinek pisze równie błyskotliwie, choć skromnie zastrzega że specjalistą od języka polityki nie jest. Proponuje jednak analizę struktur i treści tego języka, tak aby się na niego bardziej uodpornić. Filozofka Katarzyna Kasia o zbiorze „Mroczny Eros” napisała tak: „Francis Bacon pisał, że złe użycie słów krępuje rozum. Michał Rusinek stara się nasz rozum wyplątać z pokrętnej i natrętnej zarazem opowieści narzucanej nam przez ostatnie lata. Każdy z zawartych w tomie felietonów, to porcja odtrutki na rzeczywistość. Niektóre z nich są pełne prowokujących do śmiechu łaskotek, a niektóre nieco gorzkie w smaku. Tak czy inaczej, to lekarstwo działa. Pozwala (…) choć na chwilę wynurzyć się z bagna propagandowego bełkotu (…)”. Inaczej sens zbioru felietonów Rusinka ujął Marcin Matczak: „Ta książka, to filologiczny kryminał. Ktoś porwał język naszej wspólnoty, a następnie poćwiartował, zamieniając w krwawa sieczkę. Michał Rusinek jest w tej książce śledczym, który próbuje rozwikłać nie lada zagadkę – kto to zrobił i jak działał. Jest także chirurgiem, który ten poćwiartowany język próbuje pozszywać(…)”.

A my przy tych błyskotliwych detektywistycznych i chirurgicznych zabiegach Michała Rusinka, możemy mieć wspaniałą, lingwistyczną, intelektualną zabawę.

Michał Rusinek – „Zero zahamowań czyli filolog słucha piosenek”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020, str. 191, ISBN 978-83-268-4588-8

Michał Rusinek – „Mroczny Eros. Pypcie na języku polityki”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2023, str. 255, ISBN 978-83-3749-4

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko