Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
84

Gdzieś daleko, ale wciąż o miłości

Niewiele wiem o Marii Kamenskiej. Niewiele, poza tym, co napisał na okładce tomu opowiadań ukraińskiej pisarki Józef Franciszek Wójcik, prezes gdańskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Mieszkała w Gdyni, czy mieszka tam nadal? Nie wiem, może wróciła do swego kraju. Nawet nie wiem, jak powinno się pisać jej imię. Z przodu napisano Mariia, z tyłu Marija (to wydaje mi się znacznie bardziej logiczne).

Ta książka, pisana przed rosyjską agresją, miała być wydana na Ukrainie. Z przyczyn oczywistych prace nad nią przerwano, ale gdy „tłumaczenie dobiegało końca, po przegonieniu ruskich bandytów spod Kijowa, radosny mail od Mariji: ‘Moja książka została wydana po ukraińsku w Ukrainie’”. To o tyle istotne, że początkowo książka miała być dwujęzyczna, w rezultacie tamtej wiadomości są w niej tylko dwa króciutkie opowiadania w rodzinnym języku autorki.

Pierwsze zaskoczenie – imiona bohaterów. Brian, Derek, Katarina, Jerry, Mike, Leslie, Rebeka. Żadnego typowo ukraińskiego imienia. Kamenska przenosi ich, dzięki temu prostemu zabiegowi w inny świat. Ameryka? Najbardziej prawdopodobne. Jest więcej szczegółów, które mają o tym świadczyć.

O czym są te opowiadania. O miłości! Brzmi banalnie. No brzmi, ale co z tego? Kamenska ma pomysł, jak o niej opowiadać tak, aby nie było nudno. To zresztą nie tylko opowiadania o miłości damsko-męskiej. To, zwłaszcza w ostatnim z dziesięciu opowiadań, także o miłości do rodziców, czy szerzej do tego, co utracone, nie do odtworzenia.

Autorka „Bliskich nieznajomych” zaskakuje. No bo wyobraźcie sobie taką sytuację. Jakieś przyjęcie. Dwoje młodych ludzi zaczyna gadać, w rezultacie ona ląduje u niego na noc. Zdarza się. Tyle, że rano wcale nie opuszcza jego lokum. Bierze prysznic, wyjmuje laptopa, pracuje, jej szczoteczka do zębów znajduje się w łazience. On nie wie, jak ma jej powiedzieć, że to miała być tylko noc. Gotuje dla niej, to akurat lubi, sam też pracuje (ach ta zdalna praca), drugi, trzeci, czwarty dzień, noc. Zostanie na stałe. Chciałby, ale przecież… nie zna jej imienia. Jak powiedzieć to kobiecie, w której się zakochujesz? Jej zapach, w jego bejsbolówce… Znika po tygodniu, wtedy, gdy poszedł po zakupy… Tak, ona też mówi. I tez nie wiedziała, jak mu powiedzieć…

W „Cudzym notatniku”, Kamenska buduje narracje poprzez odnajdywanie fragmentów obcego życia, cudzej historii. Romansu, zakończonego niespodziewanym spotkaniem w kawiarni. Pozostawiony na ławce pamiętnik/notatnik staje się podstawą „śledztwa”. Miłosnego śledztwa. Lustrem, w którym ten, który przeczytał cudze notatki, sam się w nich odnajduje. W różnych wersjach. Nierealne? Pewnie tak, jak tyle innych nieprawdopodobnych historii, które jednak mają miejsce.

A potem kolejne opowiadanie. W knajpie. Ona i on. Ona dosiaduje się do jego stolika. Rozmawiają. Ona twierdzi, że zawsze mówi prawdę, że to prawda – mówiona wprost, jest najważniejsza. On daje przykłady, gdy jest odwrotnie, gdy prawda nie tylko burzy pewien porządek, czasami gorzej, rani tak bardzo, że nie warto się trzymać tej wersji. „Jestem dla Pani zupełnie obcy, Pani w ogóle mnie nie zna, ale w piętnaście minut zrobiła Pani ze mnie potwora.” Jakaś przeszła sytuacja, na podstawie której wydajemy sądy. I jeszcze pietruszka w zębach. No tak, przecież w tej knajpie jadł śniadanie.

Jest sytuacja ze skrzynką pocztowa, pomyloną skrzynką. Z wiadomościami w niej pozostawionymi. „Katarino kocham Cię”. Narrator byłby gotów, jak powiada, oddać wszystko, aby w tym momencie zostać Katariną. Wkłada do skrzynki swoją wiadomość. Dialog przez karki z jednym, dwoma, trzema zdaniami.

Dotyk dłoni w metrze. A w tle rozmowa z mężem. „Teraz, wdychając nieświeże, duszne powietrze w przepełnionym wagonie metra, żałowała i pluła sobie w brodę, że w ogóle pojechała na to spotkanie.” Jeszcze mężem, ale już kimś obcym. A ten mężczyzna w wagonie, jej i jego palce, dłonie, dotyk. Przypadek, jakiś przepływ energii. Musiała już wysiąść. Koniec? Może odwrotnie. Szuka go. Słyszy jego głos za plecami. „Znajome smukłe palce delikatnie ujęły ją za rękę.”

W „Pięcioro nieznajomych na wyspie” Kamenska buduje historię w sytuacji braku możliwości powrotu do kraju. Jakaś wyspa, zła pogoda, rozmowy. Niełatwe. Każdy z pięciorga przypadkowo dobranych osób, w dziwnej grze opowiada o tym, co by zrobił, gdyby wiedział, że to ostatni dzień jego życia. O tym, co jeszcze można naprawić z przeszłości, jak nie zaprzeczyć sobie, co odbudować.

Kamenska jest kobietą, to w tych opowiadaniach widoczne. Nie wiem czy to ich słabość, może zaleta. Jest delikatna. Nawet gdy opowiada smutną historię, robi to bez epatowania brutalnością. Jej bohaterowie to nie szubrawcy, żadne czarne charaktery. Są pogubieni, stają, jak my wszyscy, przed wyborami. Końca, początku, zazdrości, szukania tej jednej, jednego. Puenty są u autorki nie zawsze jednoznaczne, nieoczywiste, budujące dalszy ciąg w głowie czytelnika. Bo może im się udało, bo ta historia mogła się potoczyć w różne strony…

Bardzo niechętnie muszę jednak dopisać jeszcze jedno zdanie na koniec. Ta wartościowa książka zdecydowanie zasłużyła sobie na dobrego redaktora i korektora, szkoda, że tak się nie stało.

Mariia Kamenska – Bliscy nieznajomi, tłumacze różni, Gdynia 2022, str. 203.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko