Adam Tomczyk – Sami swoi

0
232
Jacques Callot

            Noszę w sobie refleksję na temat przeczytanych ostatnio książek. Siedzi we mnie ich treść głęboko, bo wybrałem je świadomie z propozycji wydawniczych nie dla rozrywki ani dla języka jakim są napisane, ale dla wiedzy o kształtowaniu się doli polskiego chłopa. W roku 2020 Wydawnictwo „wab” wydało książkę Adama Leszczyńskiego „Ludowa historia Polski”. Jest to bodaj pierwsze tak obszerne opracowanie „Historii wyzysku i oporu” oraz „Mitologii panowania”. Nie zamierzam tej książki recenzować, powiem tylko tyle, że jest to znakomita lekcja historii pisanej inaczej niż dotychczas. Przywykłem patrzeć na historię Polski poprzez panowania królów, dynastie, wojny, wiekopomne bitwy polskiego rycerstwa i powstania narodowe, a w tej książce trzeba szukać innych odniesień i cezur czasowych, bo chłopi pańszczyźniani dość długo nie mieli wpływu na historię, która była dla nich dodatkowym utrapieniem. Autor przedstawia temat kształtowania się poddaństwa i powinności chłopów od czasów pierwszych Piastów, traktowania mieszczan w wiekach późniejszych i wraz z uprzemysłowieniem – krzywdy robotników aż po lata osiemdziesiąte XX wieku. Choć cały ten opis przemysłu wyzysku jest udokumentowany ogromną bibliografią, jest zbyt ogólny, lecz nie brak w nim treści wstrząsających, emocji i opisów codziennej udręki poddanych. Zaletą tej historiografii jest, że wskazuje na inną perspektywę widzenia polskiej przeszłości. Wytycza nowy szlak poznania dziejów – pisanych nie przez elity I czy II Rzeczypospolitej.

            Poszedł trochę tym tropem Mateusz Wyżga wieloletni sołtys wsi Dziekanowice a także dr hab. prof. Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie w książce „Chłopstwo – Historia bez krawata” wydanej przez Wydawnictwo Znak w roku 2022. U niego jawi się wieś jak u Jana z Czarnolasu „Wsi spokojna, wsi wesoła! Który głos twej chwale zdoła? Kto twe wczasy, kto pożytki. Może wspomnieć zaraz  wszytki?” Może czasem pojawia się ekonom z „Żeńców” Szymonowica, ale na niego piosenka Pietruchy wystarcza. Książka po trosze historyczna, po trosze etnograficzna i genealogiczno-wspomnieniowa. I ten aspekt budzi we mnie trochę zdziwienia. Może przodkowie autora przez pokolenia mieli szczęście do „ludzkiego” pana? Uprawiali trójpolówkę i pokornie robili na pańskim, a może dziedzic był chrzestnym w ich rodzinie. Więc teraz mają duszę niezatrutą genem cierpienia i wspomnieniem poniżenia?  Mateusz Wyżga chce nam też przekazać, że sam w drugiej połowie lat 90 XX w. pracował tak ciężko w gospodarstwie swoich rodziców jak chłop za pańszczyzny. Kosił zboże i siano kosą, obornik wywoził na pole wozem konnym i na ugorze rozrzucał go widłami? Może wówczas były jeszcze jakieś asocjacje odnoszące się do średniowiecza i do czasów pańszczyźnianych, ale moim zdaniem tylko w języku, w miejscowych nazwach pól, czasem w tradycji i może w społecznych zachowaniach.

             Zachęcony tą tematyką sięgnąłem po kolejną książkę tym razem Kamila Janickiego „Pańszczyzna” – podtytuł – „ Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa”. Książka wydana w roku 2021 przez Wydawnictwo Poznańskie. I tu autor pokazuje nam całe spektrum ucisku elit I Rzeczypospolitej w stosunku do chłopów. Jest w tej książce dużo opisów niesprawiedliwości, kar, nędzy i poniżenia chłopów pańszczyźnianych. Kto chce wiedzieć czym była pańszczyzna, jakie były stosunki dziedzic – chłop, niech po tę pozycję sięgnie. „Czy w oczach polskiej elity chłopi byli w ogóle ludźmi? O tej najliczniejszej  i najważniejszej części społeczeństwa pisano: bydło, psy, chodzące rzeczy.” W XVIII wieku jakiś polski lekarz twierdził, że u chłopów mózgi są inne, a ich kości w głowie przyjmują kształt pługów i narzędzi rolniczych. Jak wielki był w tych elitach gen pogardy. Miał też swoje grzeszki w tym względzie płodny poeta baroku Wacław Potocki.

            Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, że może autor przesadza, nieuprawnione są jego sądy o szlachcie, niech przeczyta „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego. Książka wydana przez Wydawnictwo Czarne w roku 2022. To książka antropologiczna w temacie „ojczyzna-pańszczyzna”. Autor przedstawił dolę chłopa pańszczyźnianego w każdym aspekcie jego bytu we wspólnocie wsi i w uzależnieniu od pana. Z rozmysłem piszę bytu, nie życia. Bo chłop należał do żywego inwentarza pana. Jest też w tej książce pokazany szlachcic, ekonom ze swoim myśleniem o poddanych. Czytelnik zobaczy w książce Pobłockiego nędzę ludzką, ale nie zobaczy twarzy chłopa, bo jest już wyobcowanym ze świata i z uczuć upiorem. Nie zobaczy też empatii elit szlacheckich, a jedynie bezwzględność i okrucieństwo, które wzięły górę nad rzadkimi głosami rozsądku. Może jeszcze za Jagiellonów było w niej coś z myślenia prospołecznego i propaństwowego, ale już każde jej przywileje ograniczały władzę króla, poszerzały zakres szlacheckiej złotej wolności też kosztem chłopów. Apogeum to wiek XVII i XVIII. Oprócz pańszczyzny były jeszcze hiberny, darmochy, szarwarki, stróże, stacyjne, podwody, meszne i dziesięciny, i wiele innych dodatkowych powinności. Upodlenie chłopów i utrata państwa – może to idzie w parze? Może to jest przyczyną upadku Rzeczypospolitej, że zniewolono dla własnych interesów chłopów i podporządkowano mieszczaństwo? Szlachta zawiodła. Była awangardą I Rzeczypospolitej. Mając wszystko, nie utrzymała państwowości Polski.
            Ktoś się teraz chełpi, szuka w genealogiach szlacheckich przodków, w herbarzach Niesieckiego i Bonieckiego rodowego znaku. Czy jest to powód do dumy?
            Był Książe Marcin Mikołaj Radziwiłł awanturnik i nikczemnik, dla którego życie chłopa było nic nie warte, ale i w tym rodzie byli ludzie szlachetni i dobrzy. Był Stanisław Stadnicki – Diabeł łańcucki draniem i bandytą, ale przecież Stadniccy, to ród wielce zasłużony. Jakub Szela też był nie taki jak inni chłopi uległy i pokorny. Pewnie mu dziedzic Siedlisk Wiktoryn Bogusz dopiekł do żywego w sporze sądowym z wioską Smarżowa, której Szela był deputowanym i stąd ta nienawiść, i odwet krwawy. A przecież była krzywda chłopska hodowana od wieków przez szlachtę, takich jak Karol Cielecki spod Pyzdr w Wielkopolsce, starosta nakielski Stanisław Kościelski, czy Jakub Kazimierz Haur – autor instrukcji jak wycisnąć z poddanych ostatnie siły dla większego zysku, a także Anzelm Gostomski, który twierdził, że: „podstawą dobrej gospodarki są dwie rzeczy – pańszczyzna i szubienica”. To dawniej, a jeszcze w XIX wieku Kazimierz Deczyński z Brodni niedaleko Sieradza w „Opisie życia wieśniaka polskiego” pisze […] Rozgniewany pan dzierżawca z nieposłuszeństwa bije, tłucze chłopów po gębie, targa za włosy, każe padać na ziemię i bić czterdzieści lub pięćdziesiąt batów, mówiąc: „Szelmo, chłopie, bat to jest dla ciebie prawo, a twój przywilej i skargę każe ci na twojej dupie przykleić i batem posiekać.” A w Galicji nie było wcale lepiej. Owszem pojawiały się głosy biorące w obronę chłopów i zatroskane jego dolą, że wspomnę Andrzeja Frycza Modrzewskiego, Piotra Skargę, czy już na początku XIX wieku szlachetnego księdza Stanisława Staszica. Wobec przyzwyczajeń i oporu szlachty korzystającej z wyzysku chłopów było to raczej wołanie na puszczy.
            W książce „Cham i pan” wydanej w roku 2022 przez Wydawnictwo Literackie w Krakowie – autorzy Andrzej Chwalba i Wojciech Harpula starają się przywołać dla świadomości historycznej współczesnego Polaka drugi biegun stosunków na dawnej wsi polskiej. Przedstawiają dolę chłopów do pierwszych dekad XX wieku, odnosząc ją do warunków w poszczególnych zaborach. Nie chcieli przedstawiać historii włościan, patrząc wyłącznie przez pryzmat opresji ekonomicznej, prawnej i społecznej, ale przybliżyć zjawiska, wydarzenia, procesy i pojęcia, które umknęły innym autorom.
            Nie da się tych książek czytać bez emocji i sprzeciwu, wobec tych wszystkich niesprawiedliwości. Trzeba co jakiś czas uspokoić nerwy, wyjść i spojrzeć na kwiaty, pomyśleć o czymś dobrym i pięknym. Trudno czytać o batożeniu chłopów i zakuwaniu w dyby i całym systemie okrucieństwa. Wyobraźnia podsuwa nam obrazy tak sugestywne i bolesne, że czujemy fizyczną odrazę do takiego bestialstwa. A szlachta uważała to za swoje niezbywalne prawo, skoro się oburzała, gdy w roku 1768 sejm zakazał zabijania poddanych. Owszem, nie wolno uogólniać, bo przecież w sejmie takie prawo przegłosowali posłowie szlacheccy. Innych nie było.
            O wiele lżejszą formą poddaństwa byli objęci chłopi w gospodarstwach czynszowych, a już elitą wśród włościan byli mieszkańcy osad lokowanych na prawie olenderskim. Pańszczyzny nie odrabiali lecz płacili czynsz również budnicy i bartnicy ze wsi śródleśnych.
            Chłopska dola zależała nie tylko od pana, choćby był „ludzki”, postępujący wbrew obowiązującym kanonom i budujący między dworem, a wsią stosunki patronimiczne. Ważniejsze były czasem warunki gospodarcze (słaba jakość gleby, brak narzędzi czy siły pociągowej, rozdrobnione gospodarstwa), polityczne (częste wojny, przemarsze wojsk, kontrybucje), jak również głód, szerzące się zarazy, niekorzystna pogoda i lata nieurodzaju, a także uwarunkowania prawne i społeczne wynikające w feudalizmu. Znamienitym przykładem może być unikatowa Rzeczpospolita Pawłowska nieopodal Wilna, w której to właściciel ksiądz Paweł Ksawery Brzostowski w roku 1769 zamienił chłopom pańszczyznę na czynsz i przywrócił osobistą wolność. Te dobre czasy dla włościan owej republiki trwały zaledwie dwadzieścia pięć lat. W odwecie za liczny udział chłopów z Pawłowa w Insurekcji Kościuszkowskiej wojska carskie zniweczyły pawłowskie dziedzictwo wolnych ludzi. Zatem książka „Cham i pan” ma adekwatny do treści podtytuł – „A nam, prostym, zewsząd nędza”.

            Nie wiem, czy chłop pańszczyźniany w swojej naturze i myśleniu był wolny, skoro musiał się liczyć nie tylko z wolą dziedzica, ale zawsze żył pod presją okoliczności i środowiska. Narażał się każdym swoim objawem samodzielności na ostracyzm ze strony wsi. W milczeniu musiał znosić poddaństwo i wszelkie plagi egipskie. Chciał przetrwać.
            Wiesław Myśliwski w swoim znakomitym eseju „Kres kultury chłopskiej” pisze, że chłop był wolny w swoim języku. Rozumiem, że Myśliwski mówi o słowotwórczej potencji chłopa, który mógł według swojego wyobrażenia, nieskrepowany niczym nazywać rzeczy i zjawiska.  Nie mógł jednak wypowiedzieć żadnych słów złych o panu, sprzeciwić się, upomnieć, oburzyć na jawną niesprawiedliwość. Nawet za wniesienie skargi, chłopu groziła chłosta. Musiał trzymać język za zębami, kłaniać się panu do nóg i całować cholewki.
„Motywacją istnienia [ chłopa] było jedynie trwanie i przetrwanie.” – pisał autor eseju.
            Dusza chłopa pańszczyźnianego była tak skatowana cierpieniem, że wszelka jej wrażliwość wyrażała się w beznadziei. Często nawet śpiewki chłopskie były autystycznym powtarzaniem tych samych zwrotów. „Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień, a na tym kamieniu jeszcze jeden kamień”. Pieśń była zawodzona na modłę gorzkich żali. Jeszcze sugestywniej wyobraża tę udrękę figura Chrystusa Frasobliwego – arcydzieło  polskiej sztuki chłopskiej proweniencji. Postać Chrystusa Frasobliwego to postać spracowanego chłopa, pod którym kolana się już ugięły i siadł na wierzbie powalonej lub kamieniu przydrożnym. Głowę zafrasowaną podparł, bo opadała mu nieustannie pełna trosk i myśli posępnych. Patrzy w dół już bez nadziei, zrezygnowany, pogodzony ze swoim marnym losem. W tej zatroskanej postaci, skulonej w prostym chłopskim geście, odbijają się wieki poddaństwa, upokorzenia i uległości. Ale wzrok smutny tęskni za czymś, co może było każdemu obiecane, co przyjść miało. Czy tli się jeszcze ta wiara w tym zapatrzeniu, w tym zamyśleniu markotnym? Chłopski twórca figury Chrystusa Frasobliwego straszony przez plebana wizją piekła i karzącej ręki starotestamentowego Boga, antycypował swoim wyobrażeniem udręczonego Jezusa – opowieść o Bogu współczującym i miłosiernym.
            Wiesław Myśliwski mówił w swoim wyznaniu podczas odbierania nagrody za książkę „Kamień na kamieniu” w roku1985, że ów Wielki Bezimienny twórca Chrystusa Frasobliwego „podzielił się z nim tą swoją bezradnością i zatroskaniem, nie przypuszczając, że przekłada swój jednostkowy los na wielką syntezę losu chłopskiego, że przemienia swoje człowiecze cierpienie w filozoficzną koncepcję współcierpiącego Boga.”
            Również w moim sąsiedztwie w Odporyszowie w latach sześćdziesiątych XIX wieku rzeźbił świętych pańskich Jan Wnęk chłop pańszczyźniany, a później zatrudniony przez księdza Stanisława Morgensterna dla ozdobienia rzeźbami odporyszowskiego
sanktuarium. Po latach zwrócił na te rzeźby uwagę znakomity etnograf Tadeusz Seweryn pochodzący z Żabna. Z ponad trzystu rzeźb zachowało się do dziś około stu. Kilka z nich jest eksponowanych od lat trzydziestych XX wieku w Muzeum Etnograficznym w Krakowie. Znam te wszystkie rzeźby, widuję je w naturze i na folderach prezentujących tradycje i kulturę gminy Żabno. Wszyscy Wnękowi święci są smutni.
            Był też na przełomie XIX i XX wieku w polskiej inteligencji nurt chłopomanii. Może najbardziej wyrazistym jej przejawem był ślub Włodzimierza Tetmajera z chłopką z Bronowic Jadwigą Mikołajczykówną i Stanisława Wyspiańskiego z Teodorą Pytka – służącą u jego ciotki Stankiewiczowej. Teodora Pytka – była córką zbankrutowanego chłopa z Konar wsi nad Dunajcem włączonej później do miasta Żabna. Ma teraz Żabno powód do dumy, bo Wyspiański kilkukrotnie odwiedzał to miasteczko, gdy przyjeżdżał na kilka dni z rodziną zaczerpnąć świeżego powietrza. Ta chłopomania była jakąś farsą, mistyfikacją, bezowocnym zwróceniem uwagi na żywotną siłę chłopów.
            Chłop w okresie pańszczyźnianym nigdy nie miał złotego rogu, to jest wiary w wyzwolenie narodowe, pobudki do walki o niepodległość Polski. To tylko jakieś pijackie zwidy weselnych gości. „My nie mamy ojczyzny, tylko szlachta, księża i Żydzi” – tak przecież mówili chłopi. 
            Gospodarz w rozmowie z Poetą w dramacie Wyspiańskiego „Wesele” mówi: „Chłop potęgą jest i basta.”
            We wspomnianym wyżej eseju Wiesław Myśliwski pisze: „Zakrawa na gorzką ironię, że hasło to narodziło się w tle przysłowiowej nędzy galicyjskiej i nasilającej się emigracji chłopów za chlebem.”
            O biedzie chłopów Galicji pisał i w liczbach podawał skrupulatne dane Stanisław Szczepanowski w książce „Nędza Galicji w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego” wydanej w 1888 roku. Przeludnienie, rozdrobnienie chłopskich gospodarstw, analfabetyzm, brak przemysłu spowodowało ogromną biedę wśród rzeszy bezrobotnych szukających jako wolni najmici zatrudnienia za łyżkę strawy i kąt do spania. Kto bardziej odważny i energiczny wyjeżdżał sezonowo na saksy, to znaczy do krajów pobliskich: Dani, Niemiec, Francji, na Pomorze i Śląsk. Jeszcze inni udawali się za Wielką Wodę. Jest w książce „Cham i Pan” o tym rozdział „Hameryka”. To też historia wielu chłopskich rodzin w mojej okolicy powiatu tarnowskiego.
            O początkach masowej chłopskiej emigracji z Galicji do Ameryki, o planach i nadziejach  emigrantów, a zwłaszcza o bezecnych praktykach agentów i naganiaczy towarzystw żeglugowych pisze Martin Pollack w znakomitej książce „Cesarz Ameryki” wydanej przez Wydawnictwo Czarne w 2011 roku. Pośrednio również pisze o tym Małgorzata Szejnert w książce „Wyspa klucz” wydanej przez Wydawnictwo Znak w roku 2009.

            Kołaczą się we mnie dwie dusze. Ta uległa zniewoleniu – i wtedy czuje żal i ból, i złość za te wszystkie lata pańszczyzny i poniżenia moich przodków. Ale bierze górę ta dusza wolna, dumna, swobodna – i wtedy patrzę śmiało w przeszłość jak równy obywatel. Z historii czerpie dumę i patriotyzm. Nie zawsze tak było. Żyję w krainie dawnych wydarzeń rabacji chłopskiej. Może jeszcze jakimś dalekim echem odbija się tamten czas w powiedzeniu okrutnym: „Rznijcie powoli, bo to było dobre panocko.” Jeszcze za mojego dzieciństwa snuły się w opowieściach dziadków jakieś upiory i strachy galicyjskiej rzezi, kryły się w dziuplach wierzb na gościńcu. Może ta poezja Tadeusza Nowaka z sąsiednich Sikorzyc jest taka krwawa i jednocześnie baśniowa, jakby w tej baśni chciał ukryć tamte strachy i zmory, i wyrzuty chłopskiego sumienia? Ale przecież wiem z zapisków jeszcze przedwojennych, a wziętych z relacji bezpośrednich świadków i uczestników tamtej nocy krwawych zapustów, że chłopi sądzili dziedzica, bo był drań i psia jucha, a jego matkę bronili, bo dała się poznać jako dobra kobieta, która zawsze przed swoim synem nicponiem chłopów brała w obronę, a w potrzebie litościwie wspierała.
            Jakub Bojko wspominał z pamięci swego ojca, że poddani klucza Artura Potockiego (Kozłowa, Hubenic i Borusowej) stanęli w obronie jego majątku i rodziny przed „czerniawą” idącą hurmem na dwory. Ale było też wydarzenie podłe i nikczemne w tej hańbie domowej, jakim była rabacja, gdy w pobliżu Odporyszowa rozwydrzona i pijana grupa chłopów ze wsi Powiśla Dąbrowskiego zabiła widłami i siekierami pana Karola Kotarskiego dziedzica w Oleśnie. A przecież jeszcze zaledwie rok wcześniej w czas deszczów i wylewów Dunajca, w związku z tym wielkiego nieurodzaju, nazywano go Królem Chłopów. Kiedy w wielu wsiach śmiertelność objęła dwadzieścia procent zaludnienia, skupował od chłopów w okolicy stare bydło, które i tak by padło z głodu, zabijał je i mięso rozdawał rodzinom chłopskim, by przeżyły ten ciężki czas.
             I jak tu oceniać, co myśleć? Nie można uogólniać.
            To treści bolesne i tak ciężkie do przyjęcia nam współczesnym. Kiedy czytam o krwawych zapustach w czasie rabacji chłopskiej w Galicji roku 1846 – to utwierdzam się w przekonaniu, że to była tylko krótkotrwała gwałtowna reakcja na wielowiekowe upodlanie i wyzysk chłopów. Nie usprawiedliwiam tego, ale też nie wystawia to dobrego świadectwa polskiej szlachcie.
             I choć potem długo księża z ambony przy każdej okazji wypominali chłopom tamte okrucieństwa rabacji, wielu nie chciało o tym słyszeć. Szemrali i buntowali na takie kazania. Może ze wstydu? A może ta złość była racjonalna, bo pewnie w czas największego pohańbienia chłopa, obarczenia obowiązkami pańszczyzny i poddaństwa, nie zdarzyło się, żeby ksiądz jegomość napomniał dziedzica, ekonoma, dzierżawcę, czy tych wszystkich krwiopijców?
            Jest w ostatnim czasie wysyp tych książek o chłopstwie, chamstwie, pańszczyźnie, poddaństwie. Może jest taka potrzeba chwili? Nie wiem, czy warto żyć ze świadomością, że w przeważającej większości nasi chłopscy przodkowie byli pańszczyźnianym bydłem? To boli. Może te książki są niepotrzebne, bo przypominają naszą hańbę domową? Jak dobrze byłoby o tym zapomnieć. Na historycznych zaszłościach można zburzyć z trudem budowaną zgodę i narodową jedność?  Za złotą wolność i liberum weto pokutą była utrata niepodległości, ale też przegrane powstania.
            Przypada w tym roku 160 rocznica powstania styczniowego. Ruszyła wtedy szlachta do boju ratować swój honor, zapłacić walką z swój grzechy największy, że mając wszystko, nie utrzymała państwowości Polski. Może w powstaniu liczyli na wsparcie chłopów. Jest w malarstwie Artura Grottgera sugestywny obraz „Kucie kos”. Ale czy te kosy były aż tak powszechne w tym powstaniu? Jak na to powstanie patrzyli chłopi, mówi nam opowiadanie “Rozdziobią nas kruki i wrony” Stefana Żeromskiego. W zaborze rosyjskim było jeszcze poddaństwo chłopów, uwłaszczenie nastąpiło dopiero carskim ukazem 2 marca 1864 roku.
            Kiedy 13 marca 1881 roku w zamachu bombowym zginął car Aleksander II, wieś polska okryła się autentyczną żałobą. Zginął dobrodziej, który uwłaszczył chłopów na wszystkich użytkowanych przez nich gruntach i zniósł wszelkie dworskie powinności. Obwiali się chłopi z Królestwa Polskiego, że znowu panowie szlachta wprowadzą powinności pańszczyźniane. Aby uczcić pamięć wspaniałomyślnego cara (tego samego, który krwawo tłumił powstanie styczniowe i tysiącami zsyłał powstańców na Sybir) postanowiono wybudować mu pomnik i postawić go przy alei prowadzącej do klasztoru w Częstochowie na Jasnej Górze. Chłopi zebrali na ten cel fundusze i stanął trzy i pół metrowy car z brązu na pięciometrowym cokole z inskrypcją: „Niech ten dzień zostanie na wieczną pamięć chłopom Królestwa, jako dzień ponownego ich dobrobytu.”
            Chłop był pozbawiony godności na wszelkie sposoby, ale gdy tylko wraz z uwłaszczeniem powstały warunki, starał się tę godność odzyskać. Główną zasadą chłopskiej godności było posiadanie własnej ziemi. 
            W zaborze austriackim niespełna kilkanaście lat po zniesieniu pańszczyzny rośnie świadomość narodowa. Najpierw wśród rzemieślników i gimnazjalistów. I poszli młodzi chłopcy do partii powstańczych za kordon w liczbie tak wielkiej, że trzeba było zamknąć siódmą klasę w tarnowskim gimnazjum. Jak wielka jest rola edukacji, wychowania dla czegoś ponad swój osobisty interes, dla wspólnoty, dla patriotyzmu?
            Wspomniany już Jakub Bojko (1857 – 1943) – syn pańszczyźnianego chłopa z pobliskiego Gręboszowa, który uporem i samokształceniem osiągnął pozycję nauczyciela w szkole ludowej – pisał we wspomnieniach: „Przez dwanaście zim uprawiałem ten święty proceder i nie mam milszego wspomnienia w mym życiu nad te chwile, którem wśród dziatwy w szkółce strawił.” A później doszedł Jakub Bojko do godności posła Sejmu Krajowego we Lwowie, a nawet zasiadał przez cztery kolejne kadencje w parlamencie austriackim. Ten twórca polskiego ruchu ludowego i publicysta po odzyskaniu niepodległości przez Polskę był posłem na Sejm Ustawodawczy i Sejm II kadencji, oraz senatorem I i III kadencji. W swoim głośnym eseju „Dwie dusze” pisał, że każdy urodził się z duszą wolną, daną od Stwórcy, dopiero pod batem i w dybach chłop nabywał duszy pańszczyźnianej, pełnej lokajstwa i poddaństwa. „ …w nas pokutuje dusza bardzo starej brzydkiej pani, która zmarła w roku 1848, a zwała się pańszczyzną. Pani ta trzymała w niewoli strasznej przeszło 400 lat całe nasze chamskie plemię i zabiła w chłopie człowieka, a zrobiła po prostu grat, maszynę, z którą to można było zrobić, co ta pani chciała. A gdyby, broń Boże, ten chłop chciał się coś lekutko sprzeciwić, ta pani miała sposób, aby jego dzieciom i wnukom wybić z głowy na całe sto lat.” 
           Kacper Pobłocki odnosi to do czasów sprzed uwłaszczenia i pyta w swojej książce jak żyć w tym konflikcie dwóch dusz we wsi pańszczyźnianej, i czy jeszcze można mieć w takim rozdarciu człowiecze uczucia?  Jakub Bojko mówi o ewolucji chłopskiej tożsamości po roku 1848. Ta lokajska dusza jest dość powszechna jeszcze ponad pół wieku później zwłaszcza wśród bezrolnej biedoty. To wielowiekowe poddaństwo ugruntowało klasowy podział do tego stopnia, że jeszcze w końcu XIX wieku chłopu trudno było sobie wyobrazić świat bez pana. „Chłop chłopem, a pan panem tak teraz, jak i na wieki amen” – takie było credo chłopskiej filozofii. Przeszkadza to w edukacji, której Bojko był propagatorem, szkodzi chłopskiej sprawie, tamuje społeczny rozwój. Dlatego pisze ten esej, mówi swoje zdanie i wydaje go nakładem „Przyjaciela ludu” w Krakowie w roku 1904. Jakub Bojko był wytrwały, nie zrażały go przeszkody i opór księży, a zwłaszcza biskupa tarnowskiego Leona Wałęgi. Wspomagał go w tej działalności Wincenty Witos wówczas znany już działacz ruchu ludowego i poseł do galicyjskiego sejmu krajowego, wójt z nieodległych Wierzchosławic. Z pewnością dało to owoce. Na jego wezwanie szli do pierwszej brygady Józefa Piłsudskiego już chłopscy synowie. A antybolszewicka batalia roku 1920, to patriotyzm najpiękniejszy.
            To nie był odzew niewolników, a ludzi świadomych, ofiarnych i kochających swoją młodą ojczyznę. Może od tego czasu powinna się zaczynać Polska historia? Nie byłoby teraz tego rozpamiętywania, rozdrapywania ran już przecież zabliźnionych, wypominania win. Miałby chłop jedną duszę – wolną, dumną i godną.

            Myślę, że godność jest siłą, która nie pozwoli zniszczyć wspólnoty, podzielić społeczeństwa ze względu na dawne urazy. Bóg dał człowiekowi dar zapominania po to, by wraz z zapomnieniem następowało też wybaczenie. Społeczeństwa nie mogą żyć tylko przeszłością, bo będą podzielone, braknie miejsca na aspiracje i marzenia o dniu jutrzejszym.
            Są dwie postawy: Jedna odwołująca się do dawnych krzywd i druga w imię godności skierowana na wspólnotę. Od czasu uwłaszczenia chłopów minęło już ponad półtora wieku. To czas budowania nowych relacji w społeczeństwie wtedy jeszcze pod zaborami, a później już w wolnej Polsce. To długi czas. Krócej niektóre społeczeństwa budują swoją państwowość i nikt nie kwestionuje ich prawa do tego. Dlatego nas też nikt nie powinien dzielić na potomków Sama i Chana. Chciałoby się powiedzieć za Wyspiańskim – „Sami swoi, polska szopa, i ja z chłopa, i wy z chłopa.”
            I takie myśli mnie nachodzą po lekturze tych książek. Są potrzebne dla wiedzy historycznej, by z niej wyciągać właściwe nauki, ale czy przy okazji nie budzą dawnych upiorów? Czy nie wskrzeszają u części Czytelników duszę uległą, strwożoną i pokrzywdzoną? W każdym razie nie pozwalają zapomnieć. Historycy piszą o tym, by tamte dzieje były zapisane dla pamięci, a nie dla rozpamiętywania.

 Adam Tomczyk

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko