Z GORĄCYCH IMPULSÓW PRZEŻYWANYCH KOLEI LOSU
Krystyna Cel – Rozmowa o twórczości poetyckiej Andrzeja Zaniewskiego nie może chyba obejść się bez przypomnienia jego powieści Szczur, będącej niejako bestsellerem czasów już minionych. Książki przetłumaczonej na wiele języków. Co ciekawe, musiała ona najpierw zdobyć międzynarodową sławę, zwłaszcza po przekładzie na język niemiecki, by zechciano ją wydać w Polsce w roku 1995. Zagraniczni recenzenci porównywali tę powieść do dzieł Kafki, Joyce’a, Camusa czy Becketta. Andrzej Zaniewski wydał nie tak dawno zbiór trzech nowel Miasto Hefajstosa, Czysty Las, Kawdorek. Moglibyśmy tu wymienić jeszcze kilka innych tytułów z jego prozatorskiego dorobku z różnych lat, zwłaszcza wcześniejszych. Ale mam przed sobą Poezje wybrane, wydane na 40-lecie cenionej „Biblioteki Poetów” w roku 2007 i jeszcze te ostatnio wydane spore objętościowo tomy poetyckie w roku 2016 Przed… (400 nowych wierszy) i , [przecinek] w 2017. Nasuwa się pytanie, czy Andrzej Zaniewski w szerszej świadomości śledzących jego twórczość jest najpierw poetą, a później dopiero prozaikiem?
Stanisław Nyczaj – To prawda, że powieść Szczur przyniosła Andrzejowi – którego znam od kilkudziesięciu lat, będąc w przyjacielskim, częstym kontakcie od czasu długotrwałej już współpracy na niwie ZLP, a od niedawna też ZAiKS-u – kreującą nazwisko i znaczenie międzynarodową sławę. Stanisław Grabowski zachwala szczególnie „zamierzoną na pięcioksiąg, sagę osnutą na losach własnej rodziny […] nieustępującą artyzmem Szczurowi. […] …trudno nie zauważyć – komentuje w odredakcyjnej nocie biograficznej – pisarskiej, pełnej rozmachu wizji” (wskazując na pierwsze dwa tomy: Król tanga i Śmierć Arlekina).
Ale pamiętaj, że na trakt prozatorski skręcił z poetyckiej drogi, mając już w dorobku wiele tomów wierszy i poematów, których lista jest długa. Debiutancki Przed siebie wyszedł w roku 1967 tuż po prestiżowej nagrodzie im. Czerwonej Róży. Po dwóch następnych, wydawanych niemal rok po roku: Podróż (1968), Front otwarty (1970), zaznaczył się w środowisku literackim stolicy wyłącznie jako poeta. Bardzo szybko od wymienionych przed chwilą tomów pierwszych, w latach 1971-1973 powierzono mu funkcję kierownika działu poezji w prestiżowym miesięczniku „Poezja”. Po Szczurze proza na pewien czas mocno wciągnęła Andrzeja, poszedł za ciosem, wszelako do poezji wrócił i potem pasje w obydwu literackich rodzajach spełniały się edytorsko z niemal równoległą przemiennością.
K.C. – Gdybyśmy spośród tak wielu wierszy wybrali tylko te, których tematem jest miłość, erotyzm, byłby to ogromny zbiór. I ten wątek miałby tu wiele barw i odcieni – od zauroczenia, szczęścia, spełnienia do smutku, żalu, a nawet rozgoryczenia i rozpaczy. Miłość nieszczęśliwa, o której tak gorliwie pisali romantycy, wzięłaby tu górę. I mimo woli przypomina się Wisława Szymborska ze swoim wierszem Miłość szczęśliwa, zastanawiając się przekornie, czy warto o niej pisać, czy naprawdę istnieje, a może jest tylko „skandalem z wyższych sfer Życia”. Pytanie moje jest – w kontekście liryki miłosnej Andrzeja Zaniewskiego, zwłaszcza tej z ostatniego czasu – raczej ogólne. Czemu to miłość nieszczęśliwa, nawet cierpiętnicza, tak przyciąga poetów? Czy w dużej mierze wynika z ich osobistych przeżyć, czy też jest bardziej godna uwagi? A może decyduje tu niewiara w tzw. szczęśliwą miłość, budząc wobec niej jakieś podejrzenie, a może po prostu zazdrość?
S.N. – Masz rację, przypominając adoracyjność i cierpiętnictwo erotyki romantycznej. Szkolne i obowiązujące polonistów na studiach lektury sprawiły, że kołacze się w nas piszących ta miłość „nieszczęśliwa, a nawet cierpiętnicza”. Jeśli wynika z osobistych przeżyć, jak u Zaniewskiego właśnie – autor na ich wpływ wielokrotnie z masochistyczną szczerością wskazuje! – budzi u odbiorców zaufanie, współczucie i tworzy nastrój głębokiego smutku. Iwona Zielińska-Zamora w recenzji tomu pt. , [przecinek] na łamach kwartalnika „Sekrety ŻAR-u” (2018, nr 1) pisze:
I tak zastanawiam się, co by było, gdyby przed kilkunastu laty poeta nie spotkał swojej Toksycznej Muzy, nie zawierzył instynktowi, nie kierował się tylko uczuciem, którego konsekwencją jest dojrzały, niestety, silnie trujący owoc? Czy byłyby możliwe narodziny tego, bądź co bądź, wstrząsającego w swojej wymowie tomu? Czy bez analizy źródeł swojego cierpienia, rozdrapywania i jątrzenia ran zadawanych poecie przez najbliższych i kochanych, narodziłyby się te literackie perełki? Andrzej Zaniewski to chyba ostatni taki romantyk! On po prostu musi cierpieć! Odnoszę wrażenie, że podjął też próbę przejęcia po trosze na swoje barki i naszych cierpień. Egoistycznie powiem: skoro ból i cierpienie mogą być gwarantem dobrej poezji […], zatem – niech poeta cierpi!
Poza tym przykładem, jaki odnosi się do niemal ejdetycznej ekspresji doświadczeń z osobistych przeżyć Andrzeja, powrót do „cierpiętniczej” erotyki romantycznej nie wydaje mi się dzisiaj godny większej uwagi. Tu można by ów nieszczęsny kontekst romantyczny nawet całkiem pominąć, bo u Andrzeja żal nie jest nadmiernie egzaltowany, lecz konkretnie umotywowany tym, że przeżył i opisał z zachwytem swoją szczęśliwą miłość, która z czasem przemieniała się w piękne jedynie złudzenie, a potem całkowicie zawiodła, niwecząc dawny czar i wybuch uczuć, o jakim pisałem ekscytująco w posłowiu do tomu Dziewczętom w 2006; wtedy gdy komentowałem, mijały zaledwie trzy wiosny od poślubienia ukochanej, o czterdzieści lat młodszej (niby cóż z tego? – a jednak była to w środowisku przyjaciół nie lada sensacja!), uzdolnionej absolwentki liceum plastycznego, ilustratorki jego książek od chwili zadurzenia po przedostatni Przed… W 2003 na nasze sprawozdawczo-wyborcze zebranie Oddziału ZLP przyjechał, reprezentując Zarząd Główny, wraz z nią i mogliśmy się naocznie przekonać, jak bardzo byli w sobie wzajem rozkochani, chociaż wybranka serca była zazdrosna aż do przesady o Andrzeja.
K.C. – Potem był w Kielcach jeszcze w grudniu tegoż roku sam.
S.N. – Zgadza się, przyjechał na rozstrzygnięcie II Konkursu Literackiego im. Stefana Żeromskiego, wszak przewodniczył jury z udziałem Jana Zdzisława Brudnickiego i moim. Otrzymałaś wówczas I nagrodę w dziale poezji za zbiór wierszy Zagubiony widnokrąg, który ukazał się dwa lata później, poszerzony o opinie krytyków, wśród których, oprócz wypowiedzi mojej, cytowany jest obszernie m.in. wspomniany Jan Zdzisław Brudnicki. A wracając do Andrzeja, mogę z goryczą wyznać, że on jakby zainwestował całe swe gorące serce… na marne. Zwróć uwagę choćby na ten przewspaniały wybuch miłosny, jaki ukazują frazy z wydanych przez naszą Oficynę „STON 2” tomów Nagość (2004), a przede wszystkim Dziewczętom (2006), np. w sonetach, a szczególnie w tym z ich cyklu Sonetów przylatujących w tajemnicy nocą, dedykowanym Amandzie. Oto po opisie zalet urody ukochanej, czaru jej włosów rozkołysanych w rytmie wspólnej rozkoszy ze splotami „jak u ikon świętych”, twarzy odbijającej napięte skupienie w lustrze, „kształtu ust rozchylonych, błyszczących, namiętnych”, wdzięku bioder „purpurową różą u dołu zamkniętych”, następują tercyny warte przypomnienia:
Szczęśliwi, połączeni krwią i przeznaczeniem,
chcemy przyśpieszyć nasze najgłębsze spełnienie.
I jestem w tobie najdalej jak umiem,
ścigając się z szeptami, oddechem i szumem
bo szybujący w przestrzeń własnych głosów
jesteśmy sobą tylko – cząsteczką kosmosu.
Piękny erotyk, na szczęście, w poezji i dla czytelników pozostaje na trwałe. Ale jakże niefortunnym, dotkliwym dla poety okazał się upływ czasu, który zamiast – poza tolerowanym z bezradności fatum przemijania – winien choćby dać temu wielce obiecującemu początkowi godziwy, możliwie pomyślny ciąg dalszy. A tu bieg lat na dystansie osiemnastu pechowo zniweczył mnóstwo z tego, co było dobre, dokonując dramatycznego spustoszenia przede wszystkim w sytuacji duchowej obojga. Przyszło niespodziewanie przykre rozczarowanie. Toteż trudno nie dziwić się goryczy doznanego zawodu, poczuciu niezasłużonej krzywdy i rozterki. Wiersze z wymienionych przeze mnie nowych tomów przepełnione są obrazami o minorowej tonacji barw z życia „ja” lirycznego, kreowanymi wszak z jego wewnętrznej potrzeby, dla wyzwalającego autocatharsis.
K. C. Tak, to prawda, ale pozwól, że zacytuję fragment z tego właśnie tomu, gdzie A. Zaniewski zwraca się do „Przyjaciół, Czytelników, Poetów”:
Zbiór wierszy o niewymawialnym tytule , [przecinek] powstał w wyjątkowych, trudnych warunkach, w sytuacjach gorzkich, smutnych, rozpaczliwych. Tu opisanych, opowiedzianych, momentami wykrzyczanych, ponieważ ten sposób spowiedzi przynosi niekiedy ulgę, podobnie jak sekretne zwierzenie lub cichy szept zwiastujący nadejście pomocy. […]
Współczesna literatura […] zbliżyła się do filozofii w poszukiwaniach sensu istnienia, zagadek początku i kresu, dylematów nadziei, samotności, walki… Na krańcach rozpaczy też można istnieć i zwyciężać, ponosić klęski i znów się podnosić… Najgłębszą groźną porażką jest rezygnacja i zobojętnienie. […]
Współczesne pisarstwo potrzebuje podejścia komparatystycznego i więcej – zderzenia z codziennością, również nieprzychylną wrogą, skazującą na wyobcowanie. Mój mały utopijny światek zawalił się pewnego lipcowego popołudnia 2016, ale dziś na tych ruinach staram się nie tylko ocalić, co się da, lecz również notować, pisać, zwierzać się, wznosić kolejne zamierzenia, ufając, że nie będą to domki z kart i pałace z piasku. Zrozumiałem, że na przeszłość trzeba patrzeć przez wizję przyszłości. Wtedy może być łatwiej, nawet wówczas gdy obawiasz się, że zagraża ci unicestwienie, choroba, trąd czasu.
Jak to szczere, pełne dramatyzmu wyznanie przekłada się na tę tak osobistą lirykę?
S.N. Pod tą złą datą roku 2016 i w następnym powstają wiersze potwierdzające powyższe credo. Takim jest już pierwszy bez tytułu na s. 9, który zamyka dwuwers:
Błogosławione rozstajne drogi, jak długo
masz je przed sobą.
Ale postanowiłem ułożyć z wierszy „przecinka” krótką historię dramatycznego przełomu w życiu osobistym poety. Zdecydowałem się na ten układ, przyjmując zamierzoną do bólu szczerością wobec przyjaciół podyktowaną tożsamość podmiotu lirycznego –nawet gdy „ja” liryczne mówi za „ty” – z autorem. Oto wybrane fragmenty utworów.
Z wiersza na s. 104:
Młoda, wciąż młoda żona
zakochała się w rówieśniku i
wyrzuca z mieszkania starego męża. […]
Stary poeta – niemal umierający poeta –
chce zatrzymać nie tylko słowa, lecz
cokolwiek – zabawy synów, książki, […]
szkatułkę matki, fotografie, fragmenty
losów starej, wojskowej twierdzy.
W zakratowane okna ciasnego mieszkania, […]
wpada białe zimowe światło…
Nie umiem opisać go dokładnie
i nazwać, a może po prostu się boję
tych promiennych, zygzakowatych żmij nadziei.
Z wiersza na s. 102:
Dom rozwalony! Bez huraganu […]
Pozornie jeszcze trwa, lecz nie dla ciebie.
Widzisz nagie ściany. Już bez szczęścia,
pustosłowie przysiąg, atrapy owoców
niegdyś pięknych, dojrzałych.
Dom rozwalony! Twym stanem krytycznym
stała się samotność, rozłąka,
aż po depresję…
przytułek lub samobójstwo?
Samobójstwo lub przytułek?
Nie daj się! Trzymaj się! Wytrzymaj! […]
Wyjedziesz i chyba
Już nie wrócisz.
Z wiersza na s. 126:
Rozsypało się moje życie jak te książki,
wynoszone do piwnicy – rozrzucone, pomięte,
bezładne.
Rozsypało się szczęście […]
Rozsypały się marzenia […]
Rozsypały się nadzieje jak bilon
z przetartej kieszeni brzęczący z nędzy.
Z wiersza na s. 87:
Niebawem… dom beze mnie,
ze smutkiem sprawdzającego w obcym lustrze
swą starość.
Z wiersza bez tytułu na s. 75:
Tłukę pięściami w pustkę, wiedząc, że to pustka,
a przyjaciele są zawsze za daleko.
Z wiersza na s. 109:
Chciałbym mieć mistrza, bo jak tu żyć bez mistrza? […]
Śmierć zabiera mistrzów, zanim zapytasz:
którędy, dokąd, po co? […]
nie ma już nawet ciebie – mój śnie,
i nie mam kogo zapytać o drogę.
I okrutna projekcja ostatecznej sytuacji z wiersza na s. 86:
Beton cię nie oszukał.
Leżysz cichy, nieruchomy,
z pękniętą czaszką.
K.C. – Andrzej Zaniewski w cytowanym przeze mnie zbiorze napisał, zwracając się do Przyjaciół, Czytelników, Poetów: „Na krańcach rozpaczy też można istnieć i zwyciężać,/ ponosić klęski i znów się podnosić… Najgłębszą, groźną porażką jest/ rezygnacja i zobojętnienie.”. To już zupełnie inny Zaniewski, na pewno nie ten, którego znamy z również obszernego tomu Nagość, wydanego w 2004 roku, czy chociażby tomiku Dziewczętom z podtytułem Wiersze miłosne (2006). Byłeś ich redaktorem, a do tego drugiego napisałeś posłowie. Ale pytanie moje dotyczy tego, na ile potrzeba pisania, przelania na papier targających twórcę zwątpień, niepokojów, żalu i goryczy aż po „krańce rozpaczy” może być antidotum, by nie poddać się właśnie temu, co najgorsze – rezygnacji. Jako autor Pojedynku z Losem wiesz sporo na ten temat?
S.N. – Dla Andrzeja to, co nazwałem autocatharsis, jest też zbawiennym antidotum. Trzeba się przeciwstawiać złowróżbnemu Losowi wszystkimi sposobami. Buntować energią ekspresyjnego języka, nawet gdy Los krzywdzi albo mści się z nawiązką za jakiś błąd po drodze.
A co z opętaniem zakochania się niweczącym przysięgi wierności? Zwykle przechodzi się nad tym do porządku dziennego, nie rozdrapując ran, czy to dzieje się czyimś i jakim kosztem, czy to racja emocji –uczucia tak gorącego, że bierze górę nad uwarunkowaniami rozsądku. To, co nazywam „logiką emocjonalną”, w poezji święci tryumf, a potocznie określa się beznamiętnie „prawdą uczuć”. Jednak dopiero w poezji – czy szerzej w sztuce – zyskuje zwielokrotnioną siłę wyrazu. I jest kanwą silnych przeżyć artystów i wzruszeń odbiorców.
K.C. – W wierszach Andrzeja Zaniewskiego zauważyłam predylekcję do… maksym, sentencji. W wielu jego utworach znalazły się konkluzje czy tzw. „złote myśli”, stanowiąc puentę albo wplecioną w utwór myśl gotową do rozwinięcia. Wybrałam kilka z nich: „Tyle masz wolności, ile sam zdobędziesz”; „Bo nikt tak sprawnie nie obcina skrzydeł jak Prawdziwa Miłość”; „Samobójstwo jest przejściem z samotności do nicości”, „Nie można zważyć człowieczego życia! Nie waż się ważyć ludzkiego losu”; „Zło wraca jak niespłacony dług…”; „Umierający młodo znają tylko część prawdy, a nam prawda jest już właściwie niepotrzebna”.
Znając twoje w dziedzinie aforystyki i sentencji dokonania, np. z tomu Żarty na stół , a także i te z wielu wierszy, zauważyłam, że ta sentencjonalna mądrość pojawia się najczęściej w parze z doświadczeniem, z przebytą drogą. W wierszach z okresu młodzieńczego trudniej doszukać się tych życiowych maksym i sentencji. Czy podzielasz to moje spostrzeżenie?
S.N. – Zwięzłe myśli formułowane przez poetów to wprost bezcenny zasób intuicyjnej mądrości. W toku spontanicznej swobody rozlewnej frazy wierszowej Andrzej często swą myślowyobraźnią mocno „punktuje”, wnosi zatem do tego zasobu własny dostrzegalny wkład. Kto się kiedyś zdobędzie na stworzenie summy swoistych poetyckich mądrości, mających przecież własne, przemawiające za ich racją, kontekstowe oparcie? Z tego, cośmy w głównym nurcie naszej rozmowy cytowali, wynikają choćby następujące Andrzejowe sugestie: „Najgłębszą groźną porażką jest rezygnacja i zobojętnienie.”; „Na przeszłość trzeba patrzeć przez wizję przyszłości.”; „Śmierć zabiera mistrzów, zanim zapytasz: którędy, dokąd, po co?”; „Po prostu się boję tych promiennych zygzakowatych żmij nadziei.”.
K.C. – Mam w ręku to istotne dla twórczości Andrzeja Zaniewskiego i dla samego poety wydanie jego wierszy przez LSW w serii „Biblioteka Poetów” pt. Poezje wybrane. Notabene, twoje wiersze też ukazały się w tej znakomitej serii. Czy już wtedy, w roku 2007, można było mówić o ważnym résumé przebytej poetyckiej drogi Andrzeja Zaniewskiego?
S.N. – Wybrał selektywnie wiersze od 1956 roku po 2006, ale, co sam podkreślił w Słowie od Autora: „Układu tekstów nie wiąże chronologia ich powstawania”. Po czym wymienia jako źródła aż 17 tomików. Wybór streszcza ówczesny jego dorobek na 135 stronach niewielkiego formatu, nie licząc 18 przeznaczonych na komentarze. Rzekłbym, iż Andrzej podał siebie czytelnikom w pigułce. To może dezorientować, jakie zakręty i proste miała jego poetycka droga. Sygnalizowaliśmy tu je bez precyzowania. Jedno wydaje się przekonujące, że jest to poezja osobista, szczera, wynikająca z gorących impulsów przeżywanych kolei losu.
Ja mam prośbę, aby jednak publikując teksty autorzy podawali pewne ważne informacje, ot, choćby taką, że jest to rozmowa historyczna, bo wszak Staszek Nyczaj nie żyje od kwietnia ubiegłego (2022) roku. Nie wszyscy nasi czytelnicy muszą to wiedzieć. Ja w każdym razie tej informacji nie dostrzegłem, ale może jestem ślepy (co piszę zupełnie poważnie).