Kwiecień jest Miesiącem Pamięci Narodowej. Kiedy patrzymy na trwającą obecnie agresję Rosji na Ukrainę, nie zawsze chcemy pamiętać, że w czasie II wojny światowej ze Wschodu szli żołnierze, którzy walczyli przeciwko hitlerowskim okupantom. Może jednak, paradoksalnie, warto przypomnieć ich losy?
Jest to o tyle istotne, że w pierwszym rozdziale książki Piętnaście sekund. Żołnierze polscy na froncie wschodnim jej autor, Piotr Korczyński, zacytował fragment wypowiedzi dowódcy 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej, generała Stanisława Sosabowskiego, z 23 września 1945 roku:
(…) Będziemy służyć Polsce:
– dla której polegli nasi Koledzy pod Arnhem i Driel;
– dla której polegli śmiercią żołnierską Polacy w kraju i na obczyźnie w ciągu sześciu lat w walce z Niemcami pod Kutnem, Warszawą, Narwikiem, na polach Lotaryngii, pod Tobrukiem, Monte Cassino, Falaise, Gdańskiem, Kołobrzegiem i Berlinem [podkreślenie – PK];
– dla której ginęli nasi lotnicy i marynarze;
– dla której w obozach koncentracyjnych wśród tortur i katuszy ginęli Polacy, mężczyźni, kobiety, dzieci. (…)
Z tej wypowiedzi jednoznacznie wynika, że dzielny dowódca nie wprowadzał żadnego rozgraniczenia między miejscami, gdzie przelewano krew Polek i Polaków. Wszak okoliczności bywały różne. Wśród bohaterów książki Piętnaście sekund. Żołnierze polscy na froncie wschodnim są ci, którzy nie zdążyli do armii Andersa, ale nieoczekiwanie otrzymali jeszcze jedną szansę wyrwania się z nieludzkiej ziemi. Przekraczając bramę obozu w Sielcach nad Oką, większość z nich nie miała wątpliwości, że oto stali się żołnierzami polskiego wojska. Pod Lenino otworzyły się przed nimi wrota piekła frontu wschodniego. Ci, którzy przeżyli lub do 1 i 2 Armii zostali wcieleni później, doświadczyli jego kolejnych kręgów: desantów na Wiśle, przełamywania Wału Pomorskiego, zdobywania Kołobrzegu, forsowania Odry, walk na ulicach Berlina i rzezi pod Budziszynem. Ginęli tysiącami na pierwszej linii, natomiast na zapleczu frontu nie mogli zaznać spokoju przez osławioną Informację Wojskową lub NKWD…
Piotr Korczyński jest historykiem, publicystą, grafikiem, zastępcą redaktora naczelnego kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”. Spod jego pióra wyszły między innymi książki: Dawno temu na Dzikim Zachodzie, Dla ojczyzny ratowania: szubienica, pal i kula. Dyscyplina w dawnym Wojsku Polskim, Śladami Szeli, czyli diabły polskie, Przeżyłem wojnę… Ostatni żołnierze Walczącej Polski, Zapomniani. Chłopi w Wojsku Polskim. Współautor tomów Europejskiego kino gatunków i 1000 filmów, które tworzą historię kina.
Piotr Korczyński opowiada o Kościuszkowcach i zdobywcach Berlina. W bardzo sugestywnym stylu przedstawił piekło frontu wschodniego. Ów koszmar był tym straszniejszy, że na zapleczu frontu czaiła się NKWD i Informacja Wojskowa. Wystarczyło przyznać się do udziału w obronie Lwowa lub do tego, że ktoś z bliskich służył w przedwojennych formacjach mundurowych, a natychmiast otrzymywało się gorszy przydział. Czy zawsze był on gorszy? Dzięki swojej szczerości Franciszek Tokarz (po latach pułkownik Wojska Polskiego) nie dostał się na kurs dowódców czołgów, lecz skierowano go na kurs mechaników-kierowców. Wspomina on, że po trafieniu czołgu tylko oni mieli szansę …
…wydostać się przez dolny właz z palącego się i wybuchającego T-34. Pozostali trze ginęli najczęściej na miejscu lub palili się żywcem. Miałem więc otrzymać specjalizację, w której była największa szansa przeżycia.
Autor oparł swój reportaż na unikalnych relacjach polskich weteranów walk na froncie wschodnim. Krąży między piechurami z 3 Pułku Piechoty Dywizji Kościuszkowskiej, czołgistami z 1 Pułku Czołgów i 1 Brygady Pancernej a… ułanami z 1 Samodzielnej Brygady Kawalerii. Wspominają oni kolejne etapy wojny, ale też swoich dowódców. Bardzo cenili na przykład pułkownika, a później generała, Jana Mierzycana – dowódcę 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, który był świetnym fachowcem i znakomitym dowódcą. Można przeczytać również o dowódcach, którzy – delikatnie ujmując – nie wykazywali się zbytnimi umiejętnościami.
Czy wszystkie rodzaje służb należycie wykonywały swoje obowiązki? Edward Flis (również po latach pułkownik Wojska Polskiego) stwierdził:
Nie wiem, co robił nasz wywiad i zwiad, skoro o istnieniu Wału Pomorskiego dowiedzieliśmy się dopiero po jego zdobyciu.
Równie dziwnie, a wręcz tragicznie, wyglądała kwestia wcześniejszego forsowania Wisły na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku. Tutaj zwiad meldował o siłach wroga, ale zostało to zlekceważone. Autor przytacza przykłady stosunkowo mniej znanych – niejednokrotnie bardzo krwawych – epizodów, wśród których można wymienić choćby bezsensowną walkę o bezimienną wyspę w okolicy Góry Kalwarii i Czerska, nazwaną przez żołnierzy wyspą Rambezy (od nazwiska Jana Rambezy – dowódcy batalionu). W tym miejscu Piotr Korczyński stwierdza:
Krwawe i bezsensowne forsowanie środkowej Wisły okazało się preludium głównego dramatu na wiślanych brzegach – powstania warszawskiego i skazanych na niepowodzenie, choć ofiarnych prób żołnierzy 1 Armii pójścia mu na pomoc…
Oczywiście, autor nie pomija opisu
… berlingowców rzuconych przez „czerwoną zarazę” na zatracenie, by stworzyć przed światem pozory, że Sowietom nie było obojętne ginące miasto…
I tu znowu warto oddać głos weteranowi – tym razem pułkownikowi Czesławowi Lewandowskiemu [obecnie mieszkańcowi warszawskiego Targówka – przyp. RS]:
Wszyscy byliśmy równymi sobie żołnierzami polskimi.
Niestety, żołnierzy AK, którzy wówczas ujawnili się na praskim brzegu Wisły, nie traktowano jak równych. Radość oswobodzenia mieszała się z osobistymi dramatami. Autor opisuje również pracę grafików, drukarzy, zecerów i innych artystów, których talent wykorzystywano do nie zawsze czystych działań. Przypomnijmy w tym kontekście hasło i plakat o zaplutym karle reakcji.
Zainteresował mnie także status oddziału karnego. Pierwotny etat dywizji kościuszkowskiej nie przewidywał takiego w swojej strukturze, ale
pułkownik Berling uznał, że taka jednostka jest niezbędna.
Jak się okazało, nie zawsze kompania karna była wysyłana na pierwszą linię frontu, co miało być jej przeznaczeniem. Dlaczego?
Książka Piotra Korczyńskiego porusza wiele innych wątków, ale nie jest moją rolą, by szczegółowo streszczać jej zawartość. Mogę tylko zachęcić do jej przeczytania – tym bardziej, że autor osobiście rozmawiał z ostatnimi żyjącymi świadkami tej historii lub wykorzystał ich relacje i wspomnienia, wzbogacając publikację bardzo bogatymi źródłami bibliograficznymi.
Piotr Korczyński, Piętnaście sekund. Żołnierze polscy na froncie wschodnim
Redakcja: Sandra Trela
Korekta: d2d.pl
Projekt okładki: d2d.pl
Projekt typograficzny i skład: Robert Oleś
Wydawca: Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2023
ISBN 978-83-67121-9
W podobnej konwencji historię tworzenia 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki przedstawia książka Berlingowcy. Żołnierze tragiczni, której III wydanie ukazało się pod auspicjami Wydawnictwa RM.
Redagujący tę publikację Dominik Czapigo niczego nie przesądza. Czy wolno bowiem nam – ludziom żyjącym w XXI wieku – oceniać, kto w jaki sposób przelewał krew za wolność naszej Ojczyzny? Jestem przekonany, że nikt z nas nie ma prawa do takiego różnicowania.
Dominik Czapigo jest socjologiem, koordynatorem Programu „Historia Mówiona” w Ośrodku KARTA oraz projektu historii mówionej „Polacy na Wschodzie”.
Autor podaje fakty, dołączając do nich komentarz historyczny Marcina Białasa, który kreśli szerszy kontekst zdarzeń i porządkuje je. Jednocześnie każdy rozdział jest wzbogacony o głosy dziewięciorga bezpośrednich uczestników zdarzeń, wśród których jest kobieta. Wspomnienia zostały tak dobrane, że wzajemnie się uzupełniają oraz tworzą szeroką panoramę żołnierskich losów. Dzięki temu publikacja nosi znamiona autentyczności, zaś połączenie wspomnień z komentarzem historyka pozwala czytelnikom na lepsze zrozumienie wielu zjawisk.
Widzimy, skąd i jakimi drogami Polacy docierali w 1943 roku do Sielc nad Oką. Widzimy pierwsze dni w wojsku i podejście wczorajszych tułaczy do nowych zjawisk. A miały one różnorodny charakter:
– Niezadowolenie wśród rekrutów wywołało wydanie radzieckich uniformów drelichowych, które dopiero pod koniec czerwca zastąpiono narodowymi mundurami i czapkami rogatywkami.
Z drugiej strony czytamy o podkreślaniu roli kapelanów wojskowych. Pierwszego z nich ściągnięto z oddziału partyzanckiego, zaś w czasie wojny Wojsko Polskie miało 47 księży kapelanów. Oczywiście, dzisiejsi wyznawcy sojuszu tronu z ołtarzem zapewne od razu uznają, że to kropla w morzu potrzeb.
Nie miejmy przy tym złudzeń: następował stopniowy proces indoktrynacji ideologią komunistyczną. Duży sprzeciw budziło wprowadzenie nowego orła bez korony, który – według oficjalnej propagandy – miał nawiązywać do czasów piastowskich.
Warto zwrócić uwagę, że Berlingowcy. Żołnierze tragiczni doczekali się trzeciego wydania. Jak się okazuje, wbrew ostatnio lansowanej modzie historycznej, spora część osób czytających chce poznać wszystkie aspekty II wojny światowej.
Berlingowcy. Żołnierze tragiczni
Pod redakcją Dominika Czapigo, z komentarzem historycznym Marcina Białasa
Autorzy wspomnień: Bolesław Dańko, Józef Dubiński, Józef Franczak, Stanisława Kubiak, Roman Marchwicki, Jan Prorok, Andrzej Rey, Daniel Rudnicki, Wacław Zakrzewski
Edytor: Andrzej Kaflik
Kwerenda ikonograficzna: Ewa Czuchaj i Agata Bujnowska
Redaktor prowadzący: Irmina Wala-Pęgierska
Redakcja i przypisy: Barbara Odnous
Korekta: Krystyna Budek
Nadzór graficzny: Grażyna Jędrzejec
Zdjęcie na okładce: Ośrodek KARTA
Redaktor techniczny: Anna Nieporęcka
Skład: Marcin Fabijański
Wydawca: Wydawnictwo RM / Współwydawca: Fundacja Ośrodka KARTA,
Warszawa 2022
ISBN 978-83-8151-608-2 / 978-83-64476-36-5
Obie publikacje znakomicie uzupełniają się. Każdy z autorów położył nieco inne akcenty na poszczególne etapy szlaku bojowego żołnierzy. Różnie też przedstawiono ich powojenne losy. Książki mają jednak wspólny mianownik, zawarty w podtytule drugiej z nich: berlingowcy czy – patrząc szerzej – żołnierze walczący na froncie wschodnim byli „żołnierzami tragicznymi”. Chyba najdobitniej wyraził to Andrzej Rey – żołnierz AK, który zdecydował się na wstąpienie do armii Berlinga, by uniknąć grożącej mu zsyłki na Sybir:
Przecież nie walczyliśmy za „sowietskuju rodinu i za Stalina”, ale w rezultacie właśnie na to wyszło. Nie umiem wyleźć z tej matni…
Roman Soroczyński
03.04.2023 r., Warszawa