Wacław Holewiński
Bystre oko…
Z tą książką mam spory problem, może największy od lat. Bo Tomasz Łubieński to dla mojego pokolenia pisarz wybitny, autor „Bić się czy nie bić”, książki, która decydowała o postawie wielu moich rówieśników w czasach, gdy trzeba było dokonywać wyborów, nie tylko moralnych.
W czym problem? W błędach, w przypisywaniu książek nie temu autorowi, w swojej radiowej audycji mówili o tym Tomasz Zapert i Krzysztof Masłoń. Trudne to do wybaczenia. Ale też w jakimś rysie plotkarskim od którego autor „Osiemdziesiąt plus minus” się przecież odżegnuje. To głównie przypadek Ryszarda Zengla, bardzo ważnego krytyka literackiego. Ważnego, ale mało znanego (gdyby nie Tomasz Burek – być może w ogóle wyparowałby z literackiego obiegu). Nie chciałem słyszeć o orientacji seksualnej Zengla, nie chciałem dowiadywać się, sugestia jest tu wyraźna, że jego samobójstwo ma związek z miłością do Łubieńskiego… Sześćdziesiąt cztery lata temu…
Ale ma ta książka też swoje zalety. Przede wszystkim góry. Łubieński był taternikiem, ja też. Opowiada o górach, o swoich po nich wędrówkach. Jest w tym nuta nostalgii, już po nich nie chodzi, już w ogóle nie chodzi. Porusza się w wózku. Bo to też książka o starości. Bez uwzniośleń, bez moralnych drogowskazów, po prostu o starości. O jej złych stronach.
Hasa Łubieński po tych osiemdziesięciu z plusem latach. Wierzyński (Maciej), Głowacki, Kaczyński, Ejdelman, Iwaszkiewicz, Dejmek, Kott, co strona, ba, co akapit, ważne postaci świata kultury (ale nie tylko), spotkał, rozmawiał, kolegował się. Spotkania byłych taterników, ucieczki w świat historii, w świat teatru…
Mało, za mało tu o ponad dwudziestu latach w „Nowych Książkach”. Trzeba do tego wrócić. I do audycji telewizyjnych!
Nie chciałbym aby to było pożegnanie. Łubieński w wózku, na spacerze. Bystre oko i myśl przenikliwa…
Tomasz Łubieński – Osiemdziesiąt plus minus, Iskry, Warszawa 2023, str. 295.
Piotr Müldner-Nieckowski
Grzegorz Filip: Iluminacja
Kilka lat temu miałem zaszczyt rekomendować tu powieść Grzegorza Filipa Miłość pod koniec świata, rzecz o miłości, ale nie romansową, tylko analityczną, a potem w księgarniach jeszcze były inne utwory tego pisarza – zawsze o czymś, to znaczy nie tylko do czytania, ale i myślenia, odczuwania, analizowania ze względu na etykę (nie mylić z moralnością i obyczajnością), która zawsze gdzieś z tyłu, w cieniu akcji i dramatu czuwała nad – że ujmę to górnolotnie – ludzkimi czynami. Tak, u Filipa przeważnie mamy do czynienia, jak słusznie zauważa Wacław Holewiński, z walką z zapominaniem, ze sprzeciwem wobec życia jedynie chwilą, ale za każdym razem w nowej, uwspółcześnionej i atrakcyjnej formie. I nie tylko z tym. Rzuca się w oczy „praca nad zatrzymywaniem czasu”, bo myślę, że to jest nawet dla autora ważniejsze niż „pamiętanie”. Dzięki temu pojawia się też odautorskie (ale nienachalne) angażowanie czytelnika jako psychologa, wspomaganie go w tej amatorskiej pracy przez wspomnianą wyżej etykę, która nie jest tu drogowskazem (mechanizmem umoralniającym), ale metodą badania zachowań i myśli bohaterów. To odbiorcy powinno dawać przyjemność; ma prawo czuć się nie tylko obserwatorem akcji prozy, ale i jej uczestnikiem. Na tym polega atrakcyjność pomieszczonych w Iluminacji opowiadań. Takiej prozy w naszych księgarniach jest teraz bardzo mało. Dawni chętni czytelnicy jakby znikli, a wielu odzwyczaiło się od czytania i twierdzą, że proza (nie mówiąc już o poezji) nagle stała się trudna. Ba, zdarzają się niemądrzy krytycy, którzy powtarzają te opinie. Proza bowiem, nadal wysokoartystyczna, stała się przecież dużo łatwiejsza niż w czasach Żeromskiego czy Kaden-Bandrowskiego.
Wydaje się, że jest więc odwrotnie, że to nie dzisiejsza proza utrudnia czytanie, ale niektórzy czytelnicy przestali uważać myślenie za rozrywkę. Grzegorz Filip pokazuje, jak wciągać czytelnika do śledzenia działań bohaterów, jak i go ustawiać choćby wobec zagadek dekalogu i szczegółów codzienności. Tak, tajemnic DEKALOGU, to nie pomyłka ani zamach na religię. Dekalog przecież nigdy nie był ani w pełni jednoznaczny, ani wyczerpująco prawodawczy, a w konfliktach pewnego typu bywał i bywa nawet tajemniczo bezradny, zwłaszcza wtedy, gdy każdy wybór sposobu rozwiązania danego problemu obciąża człowieka jakimś rodzajem zła, kiedy nie ma rozstrzygnięć moralnie czystych.
Recenzenckie dociekania zapewne są tu dla autora niespecjalnie interesujące, bo ten wie przecież swoje, ale czytelników można zapewnić, że właśnie dzięki wprowadzaniu organizującego utwór czynnika etycznego, nie zawsze nazywanego czy ukazywanego dosłownie, czasem zręcznie ukrytego i wspartego rzetelną psychologią, a nawet filozofią, utwory zawarte w tomie Iluminacja uzyskują dodatkowy napęd, nie tylko ten wynikający z fabularnego dziania się.
Można to postrzegać nawet metaforycznie, jak w opowiadaniu Teoria strun, w którym życie ludzkie okazuje się podlegać drgającym mikropowiązaniom mikrofaktów, których istnienia tylko się domyślamy, a które mają potężny wpływ na makrofakty, zgodnie z tytułową teorią i z wolą Twórcy bytu. Każde z dwunastu opowiadań, choć zasadniczo inne, zawiera napięcie o podobnej mocy, aby w ostatnim, tytułowym (Iluminacja, która boleśnie oświetla bynajmniej nie słodką prawdę) zmusić czytelnika do wykonania głębokiego wdechu, choć po drodze, począwszy do przystanku numer jeden, też już mogły się przytrafić solidne przeżycia. Niekiedy potrzeba panowania nad nadmiarem wrażeń zmuszała autora do użycia narracji w pierwszej osobie, ale przeważnie mógł być mniej skrępowany, za to wszechwiedzący, zaglądający do dusz bohaterów jak do swojej.
Pisarz zebrał w tomie opowiadania napisane przed kilkunastu laty; jeśli dobrze pamiętam, to wcześniej gdzieś już czytałem opowiadanie pierwsze i ostatnie. Może dobrze się stało, że pozostałe poczekały, aż sam autor się do nich przekona.
__________
Grzegorz Filip, Iluminacja, Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2023. Oprawa miękka, s. 254. ISBN 978-83-66453-98-2.
Piotr Müldner-Nieckowski