Anna Witkowska – wiersze

0
100
Franciszek Maśluszczak


Poker

lato pachnie cudownie
w ciałach już zakwitły odłamki
wciąż jeszcze trwa
denazyfikacja czy dezynsekcja
w sumie co za różnica

taka operacja specjalna
aby się pozbyć
wszystkiego i wszędzie

między wschodem a zachodem
ktoś rozłożył talię
toczy się diabelski poker

 
Świat tajemnic

możesz mi nie wierzyć
ale za drzwiami w kolorze szafiru
pomiędzy dziś a wczoraj
w mgiełce snów a może jawy
tam gdzie anioły spędzają noce
zamieszkali ludzie o wyjątkowych duszach

można ich poznać po migotliwych łzach
są jak kolorowe szkiełka noszone pod sercem
czasem widzę ich lśniące końcówki piór
zanurzone w atramencie o barwie nieba
co wsiąkają w ich wiersze
i płynnie wychodząc spod palców poza utarte ramy
nie dają się poskromić

jakby szelestem liści otrzepują się ze snów
by muśnięciami niestrudzonego czekania
złapać smutek wraz ze szczęściem
i utrwalić je dłońmi
by tuż przed świtem
uśmiechając się do aniołów
rozdać fenomen spisanej samotności

gdy zapytasz co tu robię
powiem że dziękuję Bogu za jego dobroć
i częstuję się przychylną ciszą
jakbym nie mogła się nią nasycić
wciąż pragnąc więcej
piszę kolejny wiersz


Instynkt

tamtego poranka
zanotowałam nowe objawy
powietrze stało się słodsze
o jeden krok za bardzo

w roztrzepotanym czasie
nic nie przemawiało za normalnością
zatrzymaliśmy się na brzegu odruchów
kolejność zdarzeń uległa zamianie

pomimo zapewnień
doszliśmy do perfekcji
farbowaliśmy świat sprzecznościami
w pogoni za złudzeniem

wciąż zastanawia mnie
geneza tej gorączki


Spektakl o umieraniu

nastąpiła śmierć kliniczna depresji
taki niecodzienny incydent
odeszła zostawiając drzazgi

nie oskarżam ciszy
o kontrolę codzienności
przechodzę w inny stan skupienia

nie wszyscy są szczęśliwi
ale szczerze mówiąc
mam to gdzieś
idę żyć


Zagubieni

w radiu powszednieją wiadomości
te o wojnie covidzie cenach inflacji kredytach
i tak znów wszystko psu na budę

za oknem ciągły ruch
jakbym oglądała przyspieszony film
po prawej stronie cmentarz
z aniołami zastygłymi w modlitwie
kiedyś tu dotrę

obok święci sprzedają owoce sezonowe
za cenę swej  krwawicy
na stacjach benzynowych
trwa bitwa o każdy grosz

do grona oczekujących na trzynastą
oprócz koneserów monopolu
doszli jeszcze emeryci

teraz nawet w kościołach
krótko panuje cisza
jakbyśmy zacierali ślady
nerwicy natręctw zbiorowego otępienia


Nie chciała być już  grzeczna

odeszła z plecakiem spęczniałych słów
lekko już cuchnących od niedostatków
zostawiała tylko mocno popieprzone chwile
i starą pożółkłą kartkę na której nabazgrała
o jedno słowo za dużo

chmury zebrały się w szyku
nadciągała burza
spierzchłymi ustami
sny zaplotły resztki odbarwionych mgieł
jakby chciały jej coś powiedzieć

nie była emocjonalną świruską
usiadła na poboczu
pomiędzy łykami ulubionej herbaty
zupełnie zgubiła poczucie winy

choć czekanie stało się nielogiczne
w dniu swych urodzin
chichotała jakby była stuknięta
a deszcz rozmaczał tamte stygmaty

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko