Krzysztof Lubczyński – Lektury arcyniemodne 13

0
57

„Martwe dusze” wiecznie żywe

Napaść Rosji na Ukrainę wywołała zrozumiałą falę potężnych emocji antyrosyjskich. Wśród tych emocji były i takie, które podpowiadały postulaty i żądania całkowitego wyrugowania z polskiego obiegu wszelkich zjawisk kultury rosyjskiej, XIX-wiecznej, wielkiej klasyki literackiej nie wyłączając. W moim odczuciu były one absurdalne i niesprawiedliwe. Niektórzy polscy czy ukraińscy autorzy tych haseł obwiniają literaturę rosyjską o znieprawienie moralne Rosjan. Co prawda Gogol nie stał się obiektem największych oskarżeń, ale n.p. Dostojewskiego pisarka ukraińska Oksana Zabużko oskarżyła wręcz o ojcostwo wielkorosyjskiego szowinizmu, agresji i demoralizacji, formułując frazę, że to powieści twórcy „Biesów” utorowały drogę rosyjskim czołgom. Podobne oskarżenia skierowano pod adresem twórcy „Wojny i pokoju”, Lwa Tołstoja. Jeśli jednak w rzeczywiście znieprawionej moralnie Rosji jest jakaś przestrzeń, w której schronił się  humanizm i pragnienie dobra, to jest nią wielka rosyjska klasyka XIX wieku. Do takich wielkich powieści należą „Martwe dusze”, ta nieprawdopodobna „realistyczna fantasmagoria” będąca zupełnie wyjątkowym oskarżeniem moralnym rzuconym w twarz „ohydnej mordzie”  Rosji niezmiennego samodzierżawia i poniżenia jednostki ludzkiej. Groteskowe, napisane przy użyciu najbardziej finezyjnego, groteskowego humoru przygody Pawła Iwanowicza Cziczikowa pokazują w krzywym zwierciadle najstraszliwsze i niezmienne potworne wady Rosji, są wyrzutem sumienia jednego z gigantów rosyjskiej literatury. Paradoksem jest, że choć po krótkim okresie buntu Gogol przeszedł, jako „grażdanin”, na pozycję konformizmu i wiernopoddaństwa wobec caratu i uległ mętnym wpływom prawosławno-państwowego, mistycznego słowianofilstwa, to nigdy nie przeszedł na te pozycje jako artysta, genialny, do tego stopnia, że w jego ukochanym Rzymie, kamienicę w której mieszkał zdobi tablica poświęcona mu jako twórcy „Martwych dusz”. Sama powieść jest niesłychanie bogata, wielowarstwowa, zarówno w uwagi na niezrównany artyzm Gogola, jak i fakt, że odzwierciedlają się w nim wręcz trudne do zliczenia wpływy wielkiej tradycji literackiej, od Homera, poprzez Dantego, Cervantesa, po XVIII-wieczną powieść oświeceniową i XIX-wieczny realizm. Konstrukcyjnie „Martwe dusze” zbudowane zostały jako aluzja do „powieści drogi, wędrówki” (n.p. „Odyseja” Homera”, „Boska komedia” Dantego, „Przypadki Idziego Blasa” Lesage’a, „Historia Toma Jonesa” Fieldinga czy „Klub Pickwicka” Dickensa itd.). Miała to być podróż jako pretekst do pokazania panoramy „całej Rusi”, synteza powieści realistycznej, satyrycznej i poematu. Siłą artystyczną „Martwych dusz” Gogola nie jest psychologia postaci, które wyrastają z bujnej groteski i raczej przypominają kukły lub zjawy niż realne osobowości, lecz bujna, potężna siła wizji i gargantuiczny, karnawałowy, choć gorzki u źródła humor. Zbiorowym bohaterem tej powieści, będącej fascynującą mieszaniną romantyczno-groteskowej fantasmagorii i przyziemnego realizmu, jest ponura, śmieszna i straszna Rosja, wtedy carska, mikołajewska. Cziczikow wędruje przez nią, w celu „handlowym”, by skupować „martwe dusze” chłopskie, goszcząc w kolejnych miasteczkach i majątkach karykaturalnych „pomieszczików” niczym Dante przez Piekło, tyle że sam, bez towarzystwa Wergiliusza. Z osobą i twórczością Gogola wiąże się też aktualne dziś zagadnienie jego „podwójnego” pochodzenia, rosyjskiego i ukraińskiego. W swoim głośnym przemówieniu wygłoszonym w Teatrze Polskim w Warszawie w 1952 roku, w setną rocznicę śmierci Gogola, Maria Dąbrowska uznała, że na jego twórczość składają się dwa pasma: ukraińskie, wywodzące się z jego dzieciństwa spędzonego na Ukrainie, przepełnione bogactwem folkloru i pogodną fantazją rodem z tych ziem oraz rosyjskie, mroczne, groźne, którego epicentrum jest rdzenna Rosja z Petersburgiem i Moskwą. „Martwe dusze” należą do tego drugiego pasma. Niektórzy krytycy ukraińscy wywodzili z tego ukraińskość pisarstwa Gogola, jednak przeważyła opinia, że sentymenty ukraińskie wynikały jedynie z sentymentalnego, romantycznego rodem regionalizmu i że jest to pisarz na wskroś rosyjski. Zdarzały się jednak spory rosyjsko-ukraińskie, w których z obu stron padały oskarżenia Gogola o narodową, rosyjską względnie ukraińską apostazję. Najlepsza puentą do tej powieści jest scena przywołana przez przyjaciela Gogola,  wybitnego krytyka Wissariona Bielińskiego, w której ktoś bardzo śmiał się nad lekturą „Martwych dusz” po czym spoważniał i powiedział: „Ach, jak ta nasza Rosja jest smutna”.

Mikołaj Gogol – „Martwe dusze”, przekład Władysława Broniewskiego (1968)

Poczciwy świat księdza Staszica

Ta sympatyczna książeczka jest arcyniemodna niejako podwójnie. Po pierwsze arcyniemodna i zapomniana jest jej autorka, Hanna Muszyńska-Hoffmanowa (1913-1995), pisarka kontynuująca w PRL tradycje tradycyjnego, popularnego pisarstwa biograficznego, osadzonego w historii Polski głównie XVIII i XIX wieku. Jej książki są – by tak rzec – urocze w stylu, pisane tonem ciepłym, ujutnym, zacnym, pokazującym historię Polski poczciwie, bez kantów i zadr, jak opowiadanie przy kominku i filiżance herbaty z malinami. Tak się już dziś na ogół o historii nie pisze. Po drugie, arcyniemodny jest główny bohater tej opowieści – ksiądz Stanisław Staszic. Inna sprawa, że nigdy on specjalnie modny nie był. Sam pamiętam, że gdy chodziłem przez rok do I Liceum Ogólnokształcącego imienia Stanisława Staszica w Lublinie i nawet codziennie przechodziłem obok popiersia patrona tej „budy” ustawionego w hallu wejściowym, to nie tylko wtedy nie miałem bladego pojęcia (no, może blade to miałem) o tej postaci, ale w tej nieświadomości przeżyłem kolejne kilkadziesiąt lat i dopiero w wieku już mocno dojrzałym nadrobiłem haniebne braki w wiedzy o wielkich postaciach polskiej historii i kultury, o tych różnych Staszicach, Kołłątajach, Mochnackich, Kraszewskich, Brzozowskich i niezliczonych innych. Jeszcze w PRL, w telewizji i innych mediach dość często o tego typu postaciach wspominano (inna sprawa, że w nudny sposób), ale po 1989 roku zostały one przesunięte do lamusa na dobre. Kościół też w zasadzie do księdza katolickiego Staszica się nie przyznaje, bo zapewne uważa go w gruncie rzeczy za świeckiego przebierańca (tym bardziej, że ksiądz Staszic wyjednał sobie od papieża zwolnienie od kapłańskiej powinności odprawiania mszy), podobnie zresztą jak księdza Kołłątaja czy biskupa Krasickiego.  Taki arcybiskup Jędraszewski zawsze gotów wspomnieć w kazaniu o „tęczowej zarazie”, ale od nazwisk wspomnianych kolegów po fachu trzyma się na bezpieczną odległość. Odnosząc się do samej książeczki Muszyńskiej-Hoffmanowej, czyta się to ujutnie, miło, ale bez mocniejszych impulsów myślowych i czytelniczych, a prostoduszna jej formuła narracyjna bierze się z samego narratora, jako że jest nim prostoduszny przyboczny, sekretarz, „kapciowy” księdza Staszica, sygnowany jako Łuk Zagurski.

Halina Muszyńska-Hoffmanowa – „Pucharek ze srebra” (1968)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko