Winni mu jesteśmy nie tylko pamięć!
Legenda! To pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, gdy myślę o Morawieckim. Nie, nie o premierze. O jego ojcu, Kornelu. Bo… Ciąg skojarzeń jest dość oczywisty: stan wojenny, Solidarność Walcząca, najdłuższe ukrywanie, podziemna działalność, aresztowanie, wyrzucenie z Polski, nielegalny powrót, brak akceptacji ustaleń Okrągłego Stołu.
Co jeszcze pamiętam? Nieudane starty w wyborach prezydenckich. Zastanawiam się czy w którychś nie oddałem na niego głosu, ale chyba nie. Nie dlatego abym uważał, że będzie złym prezydentem. Byłby, prawdopodobnie, lepszy, o niebo lepszy od Wałęsy, Kwaśniewskiego, Komorowskiego, może też lepszy od obecnego. Tyle, że wrzucenie do urny kartki z jego nazwiskiem, było zmarnowaniem głosu. Nie miał szans. Był w wolnej Polsce folklorem. Jak tylu innych.
Co jeszcze? To, że Małgorzata Zwiercan, jego przyjaciółka, głosowała w Sejmie „na cztery ręce”. Za niego. A on przyznał, że ją do tego upoważnił (choć finalnie okazało się, że wcale tak nie było).
I już? I tyle? Jeszcze haniebne słowa Lecha Wałęsy po śmierci Kornela, że zdradził „Solidarność”. „W obliczu śmierci wybaczam po chrześcijańsku pretensje zgłaszane wcześniej za próbę rozbicia Solidarności w 1982 r, za uzgodnioną wcześniej dezercję, za drukowanie fałszywek od Kiszczaka w prasie Solidarności Walczącej”.
Biję się w piersi. Był wzorem przez cały stan wojenny, ale niewiele więcej mogłem o nim powiedzieć przed lekturą książki Bogdana Rymanowskiego. Zapomniałem nawet o tym, że „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”, jeden z najważniejszych dokumentów I Krajowego Zjazdu Solidarności w 1981 roku, to jego inicjatywa. I że „Gazeta Obywatelska”, wydawana przez wiele lat po odzyskaniu niepodległości, to też jego dziecko.
„Dopaść Morawieckiego” to świetnie napisana biografia. Z życzliwością dla jej bohatera, ale bez ukrywania tego, co się chętnie ukrywa. Trzech kobiet, które kochał, opuszczenia rodziny, mało spójnych poglądów dotyczących agresji Rosji na Ukrainę w 2014 roku, zwłaszcza w odniesieniu do Krymu.
Czym zadziwia książka dziennikarza Polsatu? Czym zadziwiają jej bohaterowie? Tym, w jaki sposób wyrażają się o Morawieckim jego współpracownicy z Solidarności Walczącej. Oni po prostu byli w niego wpatrzeni. Nawet jeśli widzieli jakąś naiwność w stosunku do ludzi, to przede wszystkim widzieli jego człowieczeństwo, jego potrzebę służenia innym, brak jakichkolwiek ciągot do stawiania siebie na piedestale, niebywałą skromność. W gruncie rzeczy, nawet gdy ich drogi się rozeszły, nikt nie mówi o nim źle. Niezwykłe!
A poza tym? Niechęcią tych, którzy zepchnęli Morawieckiego na margines po ’89 roku. Niechęcią? Na usta cisną się mocniejsze słowa. Frasyniuk… Bez wątpienia człowiek wielkich zasług i odwagi w stanie wojennym, który emocjonalnie nie mógł znieść konkurenta tuż obok. Jacek Kuroń, tylu innych.
Zadziwia przyjaźniami, które powstały przy budowie jego wiejskiego domu. To z nich, z tych przyjaźni, wyrosło jego podziemie. To dlatego tak trudno było wprowadzić do kierownictwa Solidarności Walczącej agentów Służby Bezpieczeństwa.
Miał chrześcijańską potrzebę wybaczania, nawet tym, którzy się załamali, zdradzili. „Przecież nie powiedział wszystkiego.” Nigdy się tego nie nauczyłem.
Ale jednocześnie był nieprzejednany w stosunku do komunistów, zdrajców. To dlatego tak kontestował wybór Jaruzelskiego na prezydenta.
Tym, że kochał pływać i pływał w każdych okolicznościach.
Stosunkiem do kobiet. Szarmanckim, opiekuńczym. A jednocześnie jednak bardzo luźnym, to właściwe słowo, luźnym stosunkiem do powinności wynikających z małżeństwa. I tym, że te kobiety, żona, dwie kolejne partnerki, córki, że one potrafiły przepracować te traumy, że potrafiły współpracować, zaprzyjaźnić się.
To, że Solidarność Walcząca, a więc Kornel, nie wykluczał użycia siły, strzelania. To zarzut, który ciążył, zwłaszcza w relacjach z Zachodem, a przecież wielu z nas, w tamtym czasie, nie wykluczało takiego scenariusza.
Order Orła Białego, przywieziony przez prezydenta Dudę do szpitala na chwilę przed zgonem. Uhonorowanie człowieka, który niczego dla siebie nie chciał. Nie zwracał uwagi na strój, pomagał każdemu. „Kochać ludzi tak, jakby kochało nas słońce, gdyby nas widziało” pisała Simone Weil, którą Morawiecki odkrył w młodości, i której przesłanie niósł w sobie do końca swoich dni. Maria Nitka napisała: „Nigdy nie poznałam nikogo, kto wypełniłby to bardziej… światło i Dobro, które niósł, zostaje i trwa. Dziękuję dziś Bogu za to piękne i ważne Życie”. Wszyscy powinniśmy za nie dziękować.
Setki rozmów, setki przeczytanych dokumentów, tropy, ślady. Bogdan Rymanowski swoją książką, pamięcią, przywraca Kornela Morawieckiego. Ustawia w odpowiednich ramach. Tak, był jednym z twórców naszej wolności, niepodległości. Winni mu jesteśmy pamięć. A wierzący modlitwę.
Bogdan Rymanowski – Dopaść Morawieckiego, Zysk i Ska, Poznań 2022, str.716.