Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyński

0
184

Zygmunt  Hübner i jego świat

„Był  Hübner – jak Bogusławski – aktorem, reżyserem, dyrektorem scen, autorem sztuk i adaptacji scenicznych, krótko mówiąc, łączył w sobie talenty wszystkich niemal teatralnych specjalności” – napisał we wstępie Grzegorz Kozak, autor znakomitej biografii wybitnego człowieka teatru. Był także publicystą piszącym o teatrze, choć niektóre z jego tekstów miały także walor naukowy, wykładowcą, był recenzentem, felietonistą i popularyzatorem sztuki Klio. Te walory owej biografii (mam na myśli jej tekst) wypada podkreślić tym mocniej, że jej autor, dziennikarz telewizyjny i radiowy, nie jest w końcu teatrologiem, historykiem teatru czy choćby krytykiem i zawodowo nigdy teatrem się nie zajmował. A mimo to jego praca ma wszelakie walory naprawdę świetnej biografii: kompetencję, kompletność, erudycję kulturową, wyczucie specyfiki sztuki teatralnej, jak również walory czytelnicze: klarowny, precyzyjny, wyważony styl. Sam Zygmunt  Hübner (1930-1989) nieprzypadkowo był, o czym wspomina autor biografii, autorem biografii Wojciecha Bogusławskiego zatytułowanej „Człowiek teatru”. Taki bowiem model sceny jaki realizował ojciec polskiej sceny narodowej, był bliski także Hübnerowi. Był to model służby społecznej, poważnego dialogu społecznego i politycznego, model poważnego traktowania sztuki, która jeszcze w  XVIII i XIX wieku traktowana była, na ogół, użytkowo, jako maszynka do dostarczania pospolitej rozrywki. Można by rzec, że poważna, nawet surowa i nieco kostyczna fizjonomia Zygmunta Hübnera, której rzadko towarzyszył uśmiech, była zewnętrznym emblematem owej powagi w traktowaniu roli teatru jako formy narodowej służby. Trudno wręcz wyobrazić sobie Hübnera jako teatralnego enterprenera gorączkowo rozglądającego się za lekkimi tekstami, które rozbawiłyby czy wciągnęły jak najszerszą publiczność, tak by teatr jak najwięcej zarobił na sprzedaży biletów. Wydaje się, że taka postawa była na wskroś nie tylko mentalnie, ale wręcz fizjologicznie obca Hübnerowi. Traktował teatr jako służbę publiczną. Był żywym przeciwieństwem takiej postawy, od której w końcu nie byli wolni (co skądinąd trudno mieć im za złe) najwybitniejsi nawet ludzie teatru, by wymienić choćby Leona Schillera czy znacznie późniejszego Adama Hanuszkiewicza. Wydaje się, że w panującym ustroju i w obecnych warunkach spieniężenia wszelkich wartości, ktoś taki jak Zygmunt Hübner nie miałby szansy nawet na krótko zaistnieć we współczesnym teatrze polskim, nie mówiąc już o utrzymaniu się w tej roli przez dłuższy czas. Obszerne, liczące sobie ponad sześćset stron dzieło Grzegorza Kozaka odznacza się tym atrybutami, które nadają mu szlachetnie klasyczny charakter. Kozak nie eksperymentował z technikami interpretacyjnymi, nie stosował modnych we współczesnej biografistyce tricków i inwersji, nie próbował witać zmarłego 34 lata temu artysty z naszym czasem. Pokazał go na tle  t a m t e j  epoki,  tamtych czasów, tych w których Hübner żył i tworzył. Uniknął w ten sposób autor biografi modnych aktualizacji, prezentyzmów, niejednokrotnie skutkujących deformacją obrazu postaci i jej tła. Podał czytelnikom życie i dzieło Zygmunta Hübnera w sposób, w najlepszym tego słowa znaczeniu, tradycyjny, rozpoczynając od rodzinnego rodowodu artysty, jego drogę do teatru, jego kolejne dyrekcje i reżyserie, od gdańskiej począwszy, gdzie przyswajał polskiej kulturze, nie tylko teatralnej, nowe trendy kultury zachodniej, poprzez krakowską, w Starym Teatrze, która była czasem jego najintensywniejszego romansu z wielką teatralną klasyką,  a skończywszy na warszawskim Teatrze Powszechnym, w którym dominowała problematyka współczesna. Hübner był bowiem twórcą komplementarnym, holistycznym. Daleko mu było do tematycznych monoobsesji, właściwych także niektórym twórcom wybitnym, lecz korzystał z literatury teatralnej w całym jej zróżnicowaniu i bogactwie, od Ajschylosa poprzez Szekspira i Moliera, po Dürrenmatta i Iredyńskiego. Biografię Kozaka wzbogacają liczne głosy aktorów, którzy szczególnie blisko współpracowali z  Hübnerem, takich jak Anna Seniuk, Ewa Dałkowska, Wojciech Pszoniak czy Kazimierz Kaczor, bogaty rejestr dokonań dyrektorskich, reżyserskich i aktorskich ról artysty. Lektura obowiązkowa dla wszystkich, dla których ważna jest tradycja teatralna.

Grzegorz Kozak – „Hübner”, Instytut Teatralny  Fundacja Teatru Myśli Obywatelskiej im. Zygmunta Hübnera, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Warszawa 2022, str. 664, ISBN 978-83-66124-81-3

Bronisław Wildstein – „grafoman” czy „utalentowany rezoner”?

Trzy ważne utwory Bronisława Wildsteina w jednym tomie opublikował Państwowy Instytut Wydawniczy. Powieść „Jak woda” autor studium o pisarzu zatytułowanego „Pisarz idei” Maciej Woźniak postrzega jako psychologiczną, opartą głównie na technice „strumienia świadomości”. „Owo „płynięcie myśli” widać właściwie bez ustanku na kartach powieści. (…) dostrzegamy refleksje wychodzące poza sferę prostego opisu przestrzeni (…) oddające stan psychiczny postaci i odnoszące się do problemu samotności, zagubienia i wyobcowania”. Woźniak sytuuje prozę Wildsteina jako „kładącą nacisk na na proces myślenia i odczuwania postaci”, „ukazując świat wewnętrzny protagonisty i ukazując chaos jego myśli poprzez fragmentaryczność zmieniających się epizodów i wspomnień, ich kalejdoskopową podróż przez świadomość bohatera”. Czas akcji jest w prozie Wildsteina względny i podporządkowany narracyjnej refleksji do tego stopnia, że momentami zatrzymuje się, by ustąpić miejsca myśleniu postaci, dygresjom, wspomnieniom. „W szerszej perspektywie, „Jak woda” to rozbudowany monolog wymierzony w system komunistyczny” – zauważa Woźniak.

Czy takie jednoznaczne polityczne spozycjonowanie sensu prozy Wildsteina nie skróci jej żywota w perspektywie dziesięcioleci? Czy nie skaże jej wyłącznie na los archiwalnego świadectwa określonej epoki? Czas pokaże. Historia literatury uczy, że taka konkretna osnowa publicystyczna nie zawsze jest wrogiem ponadczasowej żywotności prozy.  Nie zawsze też jest jej wrogiem ubogi realistyczny mimetyzm tej prozy. U Wildsteina występuje on w postaci śladowej – ten pisarz nie ma ani imperatywu ani być może umiejętności ukazywania naocznego świata w jego wymiarze zmysłowym, wzrokowym zapachowym, akustycznym. Wildsteina świat materialny prawie nie interesuje. Nie ma potrzeby odtwarzania faktów i materii życia. Interesuje go myślenie, idee, a także emocje i moralny aspekt polityki. „Jak woda” to solilokwium, wewnętrzne zmaganie się pisarza ze skomplikowaniem i niepoznawalnością świata.

„Brat”, podobnie jak „Jak woda”, także nie jest realistyczną powieścią mimetyczną o linearnej narracji, choć na pozór ma fakturę realistyczną. Wildstein toczy w niej grę z czytelnikiem, przełamuje konwencje psychologiczne. To powieść zarazem o chorych relacjach brata z siostrą i o emigracyjnym polskim Paryżu lat osiemdziesiątych, ale nie mimetyczny obraz tego środowiska był jego celem. To raczej biografia duchowa części pokolenia „Solidarności”, pokazana nie przez zdarzenia, lecz przez monologi wewnętrzne postaci, które  sumują się w całościowy obraz. Jest tu retoryka, obsesje, perseweracje, spekulacje filozoficzne, psychologizowanie nakładanie się na siebie różnych perspektyw.  To powieść o polskiej emigracyjnej i „solidarnościowej” świadomości.

Z kolei „O zdradzie i śmierci, czyli przypisy do Plutarcha” to „esej eschatologiczny”, jak określa go Woźniak. W składających się na ten utwór opowiadaniach wyraża się znana wildsteinowska skłonność do wysokich rejestrów, wzniosłych diapazonów, wielkich tematów, jego erudycja, ale też łaknienie przypisania się do wielkiej kulturowej tradycji literacko-historycznej (Plutarch), do wniknięcia w nią. Wildstein koncentruje się wszakże nie na dostojeństwie świata antycznego, lecz na okrucieństwie i okropności antycznego świata, na stężeniu zła. Bo to jednocześnie jego refleksja nad światem antycznym i współczesnym. Tradycyjny kontekst kulturowy związany z antycznymi prapoczątkami literatury sprawia, że osadzenie osnowy opowiadania w czasach starożytnych (Grecja, Egipt), jak w „Wężu”, zaspokaja tego rodzaju ambicje. Można by doszukać się w tym pewnej dozy pretensjonalności czy nawet snobizmu, gdy nie trzeba było przyznać, że objawia się Wildstein w tego rodzaju prozie jako zręczny, wyrafinowany, subtelny stylista, po którym daje się poznać duże oczytanie i kulturę literacką.

Ponowna edycja, po przeszło trzech dekadach, trzech istotnych egzemplifikacji prozy Wildsteina, do tego w renomowanym wydawnictwie jakim jest PIW skłania do ogólnej, być może nawet z elementami sumowania, refleksji nad pisarstwem Wildsteina. To tym bardziej uprawnione, że Wildstein w roku 2022 ukończył 70 lat. Opinie na temat jego pisarstwa są rozbieżne nawet wśród renomowanych literaturoznawców. W tomie szkiców „Wykroje i wzory” Jerzy Jarzębski określa prozę Wildsteina jako „grafomanię”. „Zapoznałem  się z „Doliną nicości” Bronisława Wildsteina – i znalazłem niestety straszną grafomanię. (…) Jeśli jednak ktoś od pierwszego zdania wie, jakie jest rozwiązanie, kto jest dobry, a kto zły – dobrej książki napisać nie może”. Nie mam aż tak złego zdania o „Dolinie nicości”, bo jej raczej trudną do zakwestionowania tendencyjność wynagradza do pewnego stopnia sugestywna plastyczność literacka i ciekawa poetyka karykatury, pamfletu politycznego. Jednak „Dolina nicości” jest poza tym tomem, więc tym razem odłóżmy ją na bok i wróćmy do omawianego tomu. Na jego promocji inny literaturoznawca o znaczącym autorytecie, Włodzimierz Bolecki określił Wildsteina jako „wielkiego pisarza”. Opinie są tak bardzo rozbieżne, że mogą wzbudzić zakłopotanie. Ośmielę się jednak wejść „między ostrza potężnych szermierzy” i zająć miejsce pomiędzy nimi, powiedzmy – pośrodku. Nie uważam Wildsteina ani za „grafomana”, ani za „wielkiego pisarza”. To interesujący prozaik-rezoner, o dużej kulturze literackiej i erudycji, sprawny, o silnych, nawet dominujących predylekcjach refleksyjnych, rezonerskich. Brak mu jednak talentu mimetycznego, jego prozie brak zmysłowego kształtu, barwy, smaku, zapachu, naoczności. Nie należy on do pisarzy „dzikich”, „naturalnych”. Określenia pisarz „dziki” użył w szkicu o Josephie Conradzie Witold Chwalewik, tłumacz literatury angielskiej, przytaczając opinię Johna Miltona o Szekspirze. „Szekspir – zdaniem Miltona – śpiewał niczym ptak na gałęzi, uczył się od lasu, nie z książek”. Tego samego określenia użył Chwalewik w odniesieniu do Conrada. Wildstein na pewno nie jest pisarzem „dzikim”. Jego pisarstwo jest spekulatywne i ze spekulacji zrodzone. Jednak jego ambitne próby zmierzenia się z „widzialnym światem” i „wymierzenia mu sprawiedliwości” (jak znalazł przydaje się tu słynna formuła conradowska) poprzez przygodę myśli, solilokwium, poprzez interesujące rezonerstwo, na pewno zasługują na lekturę, a też na pewno nie zasługują na zlekceważenie.

Bronisław Wildstein – „Jak woda”. „Brat”. „O zdradzie i śmierci”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2022, str. 789, ISBN 978-83-8196-384-8

Klucze do wichrowych wzgórz

To wręcz niewiarygodne, że tak niewiele świadectw życia Emily Brontë (1818-1848), twórczyni „Dziwnych losów Jane Eyre” i legendarnych „Wichrowych wzgórz” (do których autorstwa nigdy się nie przyznała), zachowało się do naszych czasów, mimo że żyła epoce i należała do klasy społecznej w której pisanie listów i czynienie zapisków należało do powszechnego obyczaju. Toteż chapeau bas przed Erykiem Ostrowskim, który mimo tych praktycznych niedostatków i przeszkód skonstruował pierwszą polską biografię pisarki, która ukazała się nakładem Wydawnictwa MG. Bo jej postać mimo benedyktyńskich prób rekonstrukcji przebiegu jej życia przez biografów, pozostała jakby bezcielesna, nieokreślona, eteryczna. Nade wszystko była poetką, uważaną za jedną z najwybitniejszych w epoce romantyzmu. Była też prekursorką nowoczesnej powieści biograficznej. Wychowała się na odludnych wrzosowiskach z Yorkshire i stamtąd pochodzi jej obraz jako eterycznej, chmurnej dziewczyny, młodej kobiety zasłoniętej kapturem, snującej się po wietrznych wzgórzach okolicznych. Była w swej epoce kobietą-fenomenem niezależności i wolności ducha, w epoce, w której kobiety, nawet z wyższych sfer, były niewolnicami mężczyzn i społeczeństwa. To czyni jej postać w jakimś sensie będącą przeczuciem i prefiguracją ruchu Women Liberation i późniejszego feminizmu. Podziwiano nie tylko jej talent poetycki, ale także umysł. Jej powieści i poezja przepojone były intensywnymi, gwałtownymi namiętnościami słabo tylko skrywanymi pod maską angielskich konwencji. Była w jakimś sensie mistyczką uczuć. To także było wielkim prekursorstwem w epoce, gdy skrywanie uczuć było jedynie akceptowaną normą zachowania. Jednak emocje i namiętności wyrażane przez autorkę „Wichrowych wzgórz” nie były typem emocji hedonistycznych, radosnych, jasnych. Jej emocje były ciemne, mroczne, na ogół  przeniknięte niespełnieniem i utrapieniem. Była Emily pisarką i osobowością wyrażającą jeden z ważnych fenomenów nowoczesności – neurotyzm, ową wyrażoną w XX wieku przez Karen Horney „Neurotyczną osobowość naszych czasów”.

Eryk Ostrowski – „Emily Brontë. Królestwo na wrzosowisku”, przekład Dorota Tukaj, Wydawnictwo MG, Warszawa 2022, str. 581, ISBN 978-83-7779-871-3


Pamiętniki „wędziagolskie”

Nazwisko Karol Wędziagolski (1886-1974) nie należy do nazwisk tak zwanych „nośnych”, szerzej znanych. To nie Piłsudski, nie Dmowski, nie Paderewski,  nie Rydz-Śmigły, to nawet nie Miedziński, Świtalski czy Koc, ludzie z grubsza biorąc z jego pokolenia, również autorzy pamiętników i wspomnień. Nazwisko Wędziagolskiego nie wyryło się na trotuarze popularnej agory historii i znane jest jedynie wąskiej garstce historyków i miłośników tego okresu historii, w którym działał. A postać to, co się zowie, barwna i pełna sprzeczności. Rewolucjonista, uczestnik rewolucji październikowej, potem kontrrewolucjonista i wróg bolszewizmu, człowiek który poznał osobiście Borysa Sawinkowa, Aleksandra Kiereńskiego, Lwa Trockiego, Pawła Milukowa, generałów Korniłowa, Wrangla i Denikina, Romana Dmowskiego, a później stał się jednym z zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego. Wszystkim tym ludziom poświęcił Wędziagolski, utalentowany człowiek pióra, barwne o soczyste portrety. Józef Mackiewicz uznał jego pamiętniki za jedną z najlepszych pozycji światowego pamiętnikarstwa. Pamiętniki Wędziagolskiego obejmują m.in. okres od jego dzieciństwa szlacheckim dworze, poprzez udział w Wielkiej Wojnie 1914-1918,  rosyjską rewolucję, śmierć rodziny carskiej, jego działalność w bolszewickim rewkomie, reminiscencje dotyczące roli Rasputina, portrety Sawinkowa, Benkendorfa, opisy zdarzeń w Petersburgu i innych rosyjskich miastach, działalność Wędziagolskiego jako komisarza Rządu Tymczasowego, obszerny obraz bolszewickiego przewrotu, obraz antybolszewickiej kontrrewolucji wraz z jej obyczajowością i dziesiątki innych wątków. A potem powrót do Polski i spotkanie z Józefem Piłsudskim, które zaczęło ciekawy okres pracy Wędziagolskiego dla niego jako  dla Naczelnika Państwa w latach 1919-1921. Swoje pamiętniki napisał Wędziagolski na emigracji w Brazylii, gdzie się w latach pięćdziesiątych osiedlił. Niestety, nie pozostawił wspomnień ze swojego okresu emigracyjnego, brazylijskiego. Widocznie uznał, że nie jest to interesujący, godny upamiętnienia okres jego życia. Natomiast dużo miejsca poświęcał w tym czasie kulturze rosyjskiej, która go fascynowała, w tym wielkim rosyjskim filozofom, takim jak Mereżkowski czy Fiłosofow. Pamiętniki Wędziagolskiego przysposobiła do publikacji Barbara Toporska nadając im tak znakomity szlif, że zachwycony był nim sam Wędziagolski. Zachwycił się nimi też nieskłonny do łatwych zachwytów Józef Mackiewicz, twórca „Kontry”. Jednak nawet redaktorski kunszt Toporskiej nie pomógłby, gdyby nie barwny, soczysty, pełen rozmachu styl Wędziagolskiego, określony przez kogoś jako „język wędziagolski”. O wszystkim tym napisał w posłowiu autor wstępu i przypisów Grzegorz Eberhardt. Prawdziwie barwna i fascynująca to lektura.

Karol Wędziagolski – „Pamiętniki. Wojna i rewolucja, kontrrewolucja, bolszewicki przewrót,  warszawski epilog”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2022, str. 472, ISBN 978-83-244-0036-2

O włos od „Księstwa Warszawskiego”

„Od Manifestu PKWN do Jałty”, to kolejna bardzo cenna publikacja Fundacji Oratio Recta z cyklu „Jaka Polska po wojnie”, przybliżającego czytelnikom historię niezakłamaną, niezmitologizowaną, niezideologizowaną, nielukrowaną, nieszminkowaną, pokazaną z prawdziwym obiektywizmem. Tym razem otrzymaliśmy liczący 45 pozycji zestaw tekstów dokumentalnych obejmujących głównie rok 1944, kiedy to decydował się, częściowo w kraju, ale w głównie poza nim, los Polski. Wśród nich są m.in. teksty powstałe wokół okoliczności powstania Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, depesza Stanisława Mikołajczyka do do Delegata Rządu przed jego wyjazdem do Moskwy w lipcu 1944 i inne dokumenty odnoszące się do tej wizyty i rozmów premiera ze Stalinem, dokumenty ilustrujące stosunek kierownictwa Armii Krajowej do PKWN i PPR, dokumenty ilustrujące spory między obozem londyńskim a PKWN, o posiedzeniach Biura Politycznego KC PZPR, o wizycie w Moskwie Bolesława Bieruta, o roli inteligencji polskiej w ujęciu Jerzego Putramenta na łamach „Trybuny Wolności”, czy o przekształceniu PKWN w Rząd Tymczasowy 31 grudnia 1944. Ów zbiór jest kontynuacją tomu „Jaka Polska po wojnie. Ani sanacyjna, ani sowiecka”.

We wstępie do pakietu dokumentów, autorzy wyboru, Paweł Dybicz i Józef Stępień, zastanawiają się nad możliwymi wariantami biegu zdarzeń w Polsce w latach 1944-1945. I zwracają uwagę na to, że wbrew obiegowym wyobrażeniom i propagandowym schematem, nie wszystkie alternatywne rozwiązania musiałby być dla Polski bezwzględnie korzystne. „To okres w dziejach Polski niezwykły. 164 istnienia PKWN nie tylko zadecydowały o współczesnym kształcie kraju, ale miały, mają i będą mieć wpływ na jego dalsze dzieje. To, jaka stawała się Rzeczpospolita po 22 lipca 1944 roku wpłynęło i będzie wpływało również na dzieje Europy (szczególnie na trzy państwa sąsiadujące z Polską od wschodu – Ukrainę, Białoruś, Litwę). PKWN obrzydzano Polakom i światu od pierwszych dni jego istnienia. Robi się to do dziś, mimo że co najmniej 75 procent współczesnych obywateli urodziło się też dlatego, że istnial PKWN. Dlaczego? Bo bez tych obrzydliwych komuchów nasze państwo nie różniłoby się od przysłowiowego Księstwa Warszawskiego. Taka jest prawda. Są też sygnały, że za jakiś czas zmienią się oceny PKWN, Stalina, tzw. komunizmu, bo powoli niektórzy „historycy” chcą się stać i stają się historykami”. Dokumenty opatrzone są przypisami rozszerzającymi wiedzę, a często niezbędnymi także z powodu ograniczonego, ówczesnego stanu wiedzy autorów dokumentów. Kapitalna, rzetelna lekcja historii.

„Jaka Polska po wojnie? Od Manifestu PKWN do Jałty”, pod redakcją Pawła Dybicza i Józefa Stępnia, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2022, str. 347, ISBN 978-83-67220-00-2

Cztery panie (w tym jedna w ciąży) prowadzą śledztwa

Z tych trzech tytułów Wydawnictwa Zwierciadło, dwa to powieści kryminalne, jeden – powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym w tle usytuowanym w odległej przeszłości. „Oddaj to nocy” Agaty Czekierdy-Grabowskiej, to „kryminał” z akcją rozgrywającą się „gdzieś w Polsce”. Edytor tak oto przybliża czytelnika do tematyki powieści: „Gdy Olga, dziennikarka mieszkająca na stałe w Edynburgu, dostaje list od swojej pierwszej miłości, Mateusza, jej świat wywraca się do góry nogami. Były chłopak prosi ją bowiem o pomoc w oczyszczeniu z zarzutów spowodowania wypadku samochodowego, w którym ginie cała rodzina. Zanim Olga podejmie decyzję docierają do niej wieści o śmierci chłopaka, który został ugodzony nożem przez współwięźnia w areszcie. Dziewczyna postanawia wrócić do wioski, w której spędzała dzieciństwo, z misją zbadania sprawy wypadku. Na miejscu okazuje się, że nikt nie daje wiary w zapewnienia Mateusza, a ona trafia na mur milczenia. Olga czuje jednak, że coś jest nie tak z rodziną, która zginęła w wypadku, i podejmuje prywatne śledztwo, które sprowadzi na nią ogromne niebezpieczeństwo”.

„Każdy zasługuje na sprawiedliwość”  – tak brzmiącym postulatem opatruje powieść wydawnictwo.

Inna kobieta o imieniu Olga pojawia się w powieści Katarzyny Wolwowicz „Fałszywe tropy”. Ta Olga nie jest detektywką z przypadku, podejmującą prywatne śledztwo, lecz zawodową śledczą, komisarz policji Olga Balicką, aktualnie w ciąży. Tym razem akcja „kryminału osadzona jest w konkretnym miejscu, w Jeleniej Górze: „Ostatnio w Jeleniej Górze nic specjalnego się nie dzieje. Tak przynajmniej myśli Olga Balicka, oglądając wiadomości w lokalnej telewizji – czytamy w notce wydawniczej – Jej uwagę niespodziewanie przykuwa przykuwa informacja o wypadku samochodowym na drodze między Świeradowem-Zdrojem a Szklarską Porębą. Jeszcze nie wie, ze jest to początek nowego śledztwa, które przyniesie niejedno zaskoczenie. (…) Olga zmaga się z ciążowymi dolegliwościami, nie przeczuwając nawet, z jakimi kłopotami przyjdzie jej się zmierzyć. Nieoczekiwanie prokurator Pawłowski wychodzi z pewną propozycją. Czy Olga z niej skorzysta? Tymczasem na Hali Szrenickiej zostaje zamordowany mężczyzna. Czy coś łączyło go z kobietą, której zwłoki znaleziono w bagażniku dachującego samochodu? Kto jest sprawcą wypadku i czy faktycznie był to tylko wypadek czy bezwzględna zbrodnia? Co skrywa personel schroniska?”.

W „Przełęczy snów” Anny Olszewskiej „Jędrek codziennie mierzy się ze śmiercią brata. Pracując jako ratownik górski, próbuje odkupić swoje grzechy, które doprowadziły do tej tragedii. Marzy, aby  w końcu o wszystkim zapomnieć i wyjść w góry bez poczucia winy, jednak ktoś ma wobec niego inne plany… Tajemnicza wiadomość sprawia, że Jagna po latach wraca do skutej lodem tatrzańskiej wsi. Ktoś chce, aby 23 grudnia o 18.00 jeszcze raz stanęła na szczycie Rysów, gdzie zginął jej chłopak. Co wydarzyło się dwanaście lat wcześniej? Czy Jagna znajdzie siłę, aby poznać prawdę i wyjawić własne sekrety? Czy Jędrek zaakceptuje to, co było przed nim ukryte przez tyle lat?”.

„Jeden łajdak nie stanowi Polski” (Fiodor Dostojewski, „Bracia Karamazow”) – tak brzmi motto tej powieści kryminalnej. Nie wiadomo do kogo miałby we współczesnej Polsce odnieść się ten cytat z Dostojewskiego, skoro jest wyraźną aluzją polityczną. Skąd Polska u Dostojewskiego? Postacie i wątki polskie pojawiają się w prozie twórcy „Zbrodni i kary” – jako ekspresja cech negatywnych.

„W trakcie kampanii prezydenckiej jeden z kandydatów zostaje zamordowany. Wszystko wskazuje na to, że to zabójstwo polityczne. Prowadzący śledztwo komisarz Hardy nie ufa oczywistym rozwiązaniom. Kiedy wychodzą na jaw tajemnice z przeszłości, sprawy zaczynają się komplikować. Gra o władzę staje się grą o życie. Czy zabójstwo polityka wiąże się z wcześniejszym uprowadzeniem jego żony? Kto zyskał na śmierci kandydata? A kto najwięcej straci? Wciągająca fabuła, precyzyjnie skonstruowana intryga, nieoczekiwane zwroty akcji i zaskakujący finał – to niewątpliwe atuty tej opowieści” – czytamy w nęcącej nocie wydawniczej pomieszczonej na ostatniej stronie okładki powieści „Dama z blizną” Izabeli Szylko, dziennikarki  prasowej i telewizyjnej, reżyserki i scenarzystki, która ma już na swoim koncie debiut w postaci powieści kryminalnej „Madonna z hiacyntem” i zajmuje się nauczaniem kreatywnego pisania.

Dawno minęły już czasy klasycznego kryminału, zbudowanego jako łamigłówka pomieszczona w bańce tworzonej zazwyczaj (jak w klasycznym kryminale angielskim w typie powieści Agaty Christie) przez umownie pokazaną klasę średnią. Od dawna wątek ściśle kryminalny wbudowany jest zazwyczaj w kontekst różnych środowisk, zjawisk społecznych, obyczajowych, kulturowych w rozmaitych płaszczyznach antropologicznych etc., co sprawia cechy gatunkowe powieści kryminalnych stają się pretekstem do pokazania zjawisk znacznie wykraczających poza czystą kryminalną osnowę.

Powieść Izabeli Szylko jako gatunkowa powieść kryminalna pozostawia to i owo do życzenia, może jest nieco zbyt niespójna konstrukcyjnie, ale warto docenić, że autorka nadrobiła te braki budowaniem ciekawego, ekscytującego nastroju, nieoczywistym kojarzeniem ze sobą rozmaitych, odległych wątków,  a także intrygującym myleniem tropów. Jest tu m.in wątek dziwnego porwania żony działacza politycznego walczącego o prezydenturę, przeciwnik aborcji, którego żona zachodzi w niechcianą ciążę, być może  z gwałtu dokonanego na niej – nieprzytomnej, są mające duży potencjał nastrojowe Mazury w tle. „Wszystkie postaci występujące w książce są fikcyjne. Za ewentualne skojarzenia z rzeczywistymi osobami ponosi odpowiedzialność jedynie wyobraźnia czytelnika” – taką zwyczajową formułę zastosowała we wprowadzeniu do swojej powieści autorka. Niepotrzebnie. Jej powieść utkana jest aż nadto z ciekawej i bujnej wyobraźni jej autorki. A kto zabił? Tego nigdy nie wolno zdradzić, ale będziecie bardzo zaskoczeni.

Szczerze? Nie gustuję we współczesnych polskich „kryminałach”. Jako czytelnik „wychowałem się” w młodości na angielskiej i amerykańskiej powieści kryminalnej i to tej starej, na Conan Doyle’u, Chandlerze, Hammecie, a z polskich, peerelowskich – na Barbarze Gordon, Zygmuncie Zeydlerze Zborowskim, Jerzym Głowackim i innych. Te współczesne są jak na mój gust za mało nasycone realizmem tła społecznego, kulturowego, obyczajowego, psychologicznego, a za bardzo osadzone  w wyobraźni i sentymentalnych schematach stosowanych przez autorów. W końcu jednak nie mogę pisać o książkach kierując się wyłącznie własnymi opowiadaniami. Jeśli lubicie, przynajmniej od czasu do czasu, lekturę lekką, relaksacyjną i nie zmuszającą do nadmiernego wysiłku myślowego, śmiało możecie sięgną po któryś ze wspomnianych tytułów, a może i po każdy z nich.

Katarzyna Wolwowicz – „Fałszywe tropy. Seria kryminalna z komisarz Olgą Balicką”, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2022, str. 351, ISBN 978-83-8132-431-1

Agata Czykierda-Grabowska – „Oddaj to nocy”, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2022, str. 318, ISBN 978-83-8132-415-1

Anna Olszewska – „Przełęcz snów”, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2022, str. 271, ISBN 978-83-8132-314-7

Izabela Szylko – „Dama z blizną”, Studio O’Rety, Warszawa 2021, str. 314, ISBN 978-83-941369-4-9

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko