Andrzej Walter – Metafizyka trwania

0
112

   Poezja Danuty Sułkowskiej ma w sobie coś amorficznego, coś niezrozumiałego, a przez to fascynującego, coś trudnego do uchwycenia i zakwalifikowania, przy czym poezja ta w sposób głęboki i ściśle powiązany z naturą rzeczy opisuje kondycję naszego współczesnego człowieczeństwa wobec odwiecznej potęgi absolutu.

   To poezja łamigłówek, intelektualnych wyzwań, piękna ukrytego w zwyczajności, a jednocześnie poezja silnie zaburzająca nasz wewnętrzny błogostan, nasze warstwy zabezpieczeń i otulin przed brutalnością tego świata. Metaforyka Sułkowskiej zmusza do refleksji, do zastanowienia się, do poddania w wątpliwość stanu uciszenia naszych wnętrz i wyzwala burzę w duszach, w sercach i w świadomości. To ważna poezja, nie pozostawiająca nikogo obojętnym. Stanowiąca wyzwanie dla czytelnika, przy czym nagradzająca go głębią przeżycia, ekwilibrystyką namysłu i zapamiętania ważnych słów, kroczących za ważnymi emocjami. Sułkowska wiąże ze sobą płynność świata jaki nas otacza ze stanem naszych sumień i rozważa je w łączności z dramatem upływającego stale czasu, który u Sułkowskiej przyjmuje postać nurtu rzeki, szumu padających kropli deszczu, czy innych wysoce malowniczych przejawów zamyślenia nad tym, że czas stale przybliża nas ku ostateczności.

   Bardzo lubię wiersze Danuty Sułkowskiej. Rzekłbym od pierwszego spotkania z nimi. Ich metafizyczna zaczepność powoduje chęć powtórnej lektury, lektury nadobowiązkowej, a jednocześnie magnetycznie wskazanej dla odkrycia podskórnych znaczeń, ukrytych sensów oraz myśli pomiędzy wersami, jak dla przykładu w wierszu rozpoczynającym ciekawy tom „Ślady na wodzie” zatytułowanym „Mapa rzeki

moja rzeka nie pozwala się opisać
wczoraj odkryłam wir na miejscu
przedwczorajszej mielizny
naniosłam zmiany na mapie
tak zmiany bo było ich więcej
naprzeciw starego młyna nurt zmienił kierunek
olszyna runęła w przesmyk między wyspą a brzegiem
w trzcinach przed piaszczystą łachą
powstały dwa gniazda perkozów
kacze trudno zliczyć
nie można przejść w bród
w miejscu zawsze bezpiecznym i pewnym
na zakręcie z nawisu skalnego odpadły kamienie
odbija się od nich prawe ramię rzeki
trochę przeskakuje
reszta wypłukuje jaz pod grupą sosen

woda
codziennie opływa mnie inaczej
zmiany nurtu kształt i barwy fali
szkicuję tylko
dokładność w malowaniu ciała rzeki
nie jest na razie dla mojej ręki możliwa
są jeszcze szepty szumy
śpiew pomruki a także huk
zawsze groźny na szczęście nieczęsty
rozpoznałam zaledwie kilka liter alfabetu
mowy rzeki
jeśli się nie mylę

   Nota bene w zasadzie cała poezja Danuty Sułkowskiej kojarzy mi się z pewną symboliczną rzeką, z nurtem w sensie metafizycznym, czy choćby w sensie drogi, a może i upływającego czasu i (tutaj) naszej, ludzkiej z tymi kategoriami relacji. Całość bowiem naszego doświadczenia to położenie (zajęcie swojego stanowiska) wobec wszechświata, a owa „płynność” materii i wymiarów to jakby nasza tragedia wobec dramatu istnienia. Wszystko przemija, a rolą poezji jest to zobrazować, zamknąć w ramy słowa, dzieląc się z czytelnikiem, a jednocześnie podzielając i jego i własne obawy co do: losu, przeznaczenia, determinacji i skazania na … wieczność?

   Poezja to misja, to katharsis, zbawienie wręcz i poszukiwanie wartości największej. To wszystko u Sułkowskiej krąży gdzieś między słowami, między wierszami, między znaczeniami, z tym wszystkim się tutaj konfrontujemy, a jest to spotkanie ożywcze, rześkie, zapładniające. Weźmy wiersz „Pada”

Pada
a rzeka myśli że to tylko dla niej
te muskania i chłostania z góry
do dreszczu do pulsowania dygotania
do fali drobnej jak łuska ryby i do huczącej
groźnie skręconej w spiralne wiry wężowo lejowato
na wskroś od grzbietu w pianach do dna zmąconego
Pada
a rzeka myśli że to tylko dla niej
te miliardy kropel wnikających z góry w jej zachłanne wnętrze
i te strumienie wezbrane spieszące z szumem
tęsknoty do niej
zawsze do niej
Pada
zieleń coraz bujniejsza wszędobylska zuchwała
drzewa zrzucają konary zboża się kładą z przepicia
na podwórku sześcioletni Jasiek próbuje nie spaść ze starej
opony i wygrać zawody w pływaniu ze stadem kaczek
Pada
a rzeka myśli że to wszystko dla niej

   Ponownie mamy tu ów wciągający motyw rzeki, symbol naszego życia w upływaniu. Rzeka jest fascynująca. Magnetyczna. Można siedzieć i patrzeć w jej nurt godzinami, aby pisać wiersze. Twoja rzeka i moja rzeka, nasza rzeka, rzeka istnienia. Nasze rzeki są innymi rzekami zapewne niż rzeka Danuty Sułkowskiej, choć źródła i natura ich systematyki są z pewnością takie same, ale ich inność polega na prywatności doświadczeń i w kwintesencji osobności choćby wizji twórczych, ale nasza wspólnota opiera się na stawianiu tożsamych pytań, na tożsame wątpliwości, lęki, obawy czy ekspresje jako nieodrodne elementy natury człowieka filozoficznego, który ma odwagę pytać.

   Jednak Sułkowska to nie tylko filozofia. To poezja w pełnym wymiarze. Poezja poruszająca wiele tematów, spraw, dusz, sumień i egzystencji. Poezja szerokokątna jak obiektywy fotograficzne, ale nawet bardziej do poetki chyba pasuje porównanie impresjonistyczne z dziedziny malarstwa. W wierszu „Po powodzi” zapytamy – czym jest ta powódź? Ja wciąż o to pytam.

teraz wystarczy tylko posprzątać
opłakać i pogrzebać
zasiać posadzić wybudować
zastąpić
odzyskać jak najwięcej siebie
wznieść tamy

ślady wielkiej wody
przetrwają pod warstwami nowych zdarzeń
mówić się będzie
to było przed powodzią

może już nigdy
nie wejdziesz do strumienia

stary dom wypięknieje we wspomnieniach
wzniesiesz nowy za wysokim murem
albo staniesz się ptakiem
i tylko czasem pochwycisz kroplę wody
z bezimiennej rzeki

   Czy – dajmy na to – moja powódź wydarzyła się wtedy to, a wtedy? Dajmy na to… Potem przechodzimy do krainy wspomnień, a te rządzą się własnymi prawami. Mitologizują. Niwelują wspomnienia złe, wymazując je z czasem, a pielęgnują te ciepłe, dobre, piękne wspomnienia, bo człowiek jest istotą dobrą, z natury – zło wypiera podświadomie, a ulega mu, bo ono… jakże kusicielsko kusi, począwszy od jabłka po spożyciu Ewy, Adam przecież potem został sam, sam się zatem w konsekwencji później rodzi i sam umiera i tak się w skrócie nasz ludzki los metaforycznie przedstawia. Można w to nie wierzyć, tylko logicznie sprawę ujmując, to w co wierzyć? We współczesne zezwierzęcenie nie obrażając oczywiście natury i bytu zwierząt, które wbrew pozorom mają stabilną i mądrą hierarchię wartości i nie czynią zła dla przyjemności, a jedynie dla przetrwania gatunków.

   Człowiek poszedł o wiele dalej w perfidii, wyrafinowaniu, w ewolucji odmian zła. Stąd dziś taka potrzeba dobra, taka za nim tęsknota, taka frustracja jego eliminacją, brakiem, czy wręcz jego defraudacją, której właśnie poezja usiłuje się dziś przeciwstawić, poezja jako kierunek, jako nurt, jako zjawisko, a nasza, znakomita poetka Nowosądecka, poetka Krakowska i po prostu nasza – Danuta Sułkowska świetnie się wpisuje w ten nurt współczesnej poezji polskiej usiłującej ocalić wartości i busolę sensu wobec globalnego zidiocenia całych mas społecznych, wobec ich ogłupieniu, zamrożeniu umysłów i myślenia, wobec zatrucia ciała słowa i dusz wszelakich, wobec upadku duchowości, na korzyść materii, uciech i lekkomyślności w tych wszystkich tęczowych dziś odsłonach hedonizmu.

   Być może daleko zawędrowałem w tych moich dywagacjach związanych z poezją Danuty Sułkowskiej, acz jest to poezja głęboko humanitarna, poezja niezgody na dojmującą współczesność, wreszcie poezja liryczna mocno wskazująca na źródła naszego ocalenia z tego globalnego chaosu nam fundowanego na co dzień. Słowa padają ważne, istotne, wytrawnie skonstruowane, po mistrzowsku zespolone z metaforą, z refleksją, z drogowskazem dla współczesnych. Świetnie się czyta Danutę Sułkowską, gdyż wszystkie wiersze poruszają jakąś strunę w nas, dają do myślenia, przeżycia i wniknięcia w emocje niezbędne do odkrycia siebie i świata.


   Zatem na koniec, jako pośredni dowód fascynacji i refleksji przeczytajmy na przykład „Prywatną arytmetykę

Liczy się tylko ten krok który teraz robię
i następny i jeszcze W sumie siedem od okna
do stołu z komputerem Liczy się też przedświt
dosyć szary bez niebieskawych fal śniegu
choć styczeń Liczy się podobnie jak kawa
w kubku z fragmentem obrazu Vincenta

One są wykonywane on dostrzegany
ona pachnie kawą i smakuje kawowo

I liczy się kalendarz z którego zrywam
wczorajszy dzień Czuję pod palcami
zapowiedź kilkuset nowych dni Nadzieję
na podobne ranki a po nich południa i zmierzchy
Ma też znaczenie oderwana właśnie kartka
Dobrze się pamięta oznaczony na niej dzień
Można przywołać jakieś rozmowy przeprowadzone
spotkania odbyte teksty przeczytane widoki
obserwowane albo tylko widziane przelotnie
Troszeczkę się tego jeszcze doświadcza
Odrobinę odczuwa sens nastrój
przebieg kształty i kolory

Liczą się też dawniejsze a także bardzo odległe
prastare nawet sprawy jeśli pozostały obrazem
drgnieniem emocji w pamięci
Dzieją się jeszcze czasem
Trochę nieostro mgliście niedokładnie
czasem wysoce fałszywie
Niektóre nabrały blasku i kolorów
inne pociemniały albo zmieniły kształty
porządek elementów a nawet ich rangę
Ale liczą się
Wracają

   Liczą się i wracają prastare sprawy i … nowy dzień. Powinność poety XXI wieku. Ocalić prastarość i nowy dzień. Nowy świat oparty na: miłości, wierze i nadziei, na całej ludzkości, na sumieniu, na konsekwencji, misji i idei, na prastarych nostalgiach i prastarych świętościach ku świętościom nowym – dopiero przed nami, a rzeka niech płynie dalej, niech przyciąga nas ku sobie i niech zatrważa nasze serca … ku poezji.

Andrzej Walter

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko