Krzysztof Kwasiżur – Dawka przypominająca

0
164

Choć Ryszard Mścisz w rzeszowskich środowiskach literackich jest znany, bo niezwykle zaangażowany, to –  jako osoba niezwykle skromna – niekoniecznie znany w całej Polsce. A wart jest przybliżenia.

Urodził się w Stalowej Woli, pracował jako nauczyciel języka polskiego w Zespole Szkół w Jeżowem, obecnie jest na emeryturze. To członek Związku Literatów Polskich (oddział rzeszowski) i Stowarzyszenia Literackiego „Witryna” w Stalowej Woli. Jest autorem ośmiu tomów poetyckich, zbiorów satyrycznych, a także zbioru recenzji książek pt. „Czytanie nieobojętne”. Ponadto jest autorem audiobooka satyrycznego „Humoryśki” i współautorem dwóch albumów Jeżowego. Trzeba też dodać, że Ryszard Mścisz jest laureatem I nagrody Międzynarodowych Spotkań Poetów „Wrzeciono 2005”, zdobywcą tytułu Mistrza Poetyckiego w 2010 na tymże „Wrzecionie”, wyróżniony w Leżajsku, w Ogólnopolskim i Polonijnym Konkursie „O kwiat Azalii” (2010) i w VII Ogólnopolskim i Polonijnym Turnieju Poetyckim „O srebrne pióro” Prezydenta Mielca (2011). Otrzymał także Nagrodę Literacką „Gałązka Sosny” za tom „Wibracje”, a za tomik „Na strunach lat” i zbiór tekstów satyrycznych „Swojski diabeł i inne humoreski” – „Złote pióro”, prestiżową nagrodę rzeszowskiego oddziału ZLP.

Jak widać z powyższego, Ryszard to postać nietuzinkowa i jeszcze ostatniego słowa nie powiedział, ale ja dziś jego osobę przywołuję nie po to, żeby głosić peany pod jego adresem, lecz by pochylić się nad jego nową książka, tomikiem wierszy – zdawałoby się –  na temat już oklepany, temacie covidu. Ale inny od reszty, bo autor stroni od egzaltacji, od przesadnej wylewności, której poetom przecież nie brakuje. Ot, taki covidovo-zwyczajny! Zapyta ktoś:  co z tego, że taki tom powstał, skoro rzeczywistość mamy zwyczajno-covidovą? Skoro pomimo epidemii staramy się żyć zwyczajnie? Prawie nic, oprócz tego, że nikt (zwłaszcza z poetów) nie pisał o tym zwyczajno-nieegzaltowanym dniu Kowalskiego, w czasie gdy już nawet maseczka spowszedniała, gdy obostrzenia denerwują, a nie jak kiedyś – mobilizują.

Poeta w opisywanych obrazach przedstawia świat na pozór zwyczajnie płynący.  Jednak okazuje się, że jedyne trwałe skutki pandemii, to skutki negatywne – opustoszałe kościoły („Bóg z pustego kościoła”, str. 6), milczenie przy stole, gdzie zwykle panował gwar. Poeta jednak czyni to poprzez obrazy, skojarzenia, co sprawia, że wiersze – głębokie i pełne treści – stają się jeszcze bardziej treściwe.

Skojarzenia w tomiku „Zaraza. Dawka przypominająca” grają bardzo ważną, jeśli nie najważniejszą rolę. Śmiem twierdzić, że poeta uczynił ze skojarzeń kolejną figurę stylistyczną. Skojarzenia te są nienachalne, ufające inteligencji czytelnika i ową inteligencję głaszczące. I tak ksiądz w opustoszałej świątyni przypomina nam jednocześnie o odsuwanych poza granice pamięci względach bezpieczeństwa sanitarnego. Święta Bożego Narodzenia w cieniu pandemii są świętowane „bez fanfar i barwnych orszaków” („W Bogu narodzeni”, str. 16) i jakikolwiek z tekstów otworzymy w tej książce, będziemy zdumieni prawdziwością spostrzeżeń, które czyni poeta. Mogę uspokoić potencjalnych czytelników: książka nie emanuje negatywną energią i temat – na pozór bardzo negatywny – potraktowany jest przez Ryszarda najbardziej obiektywnie, jak tylko się dało.

Do obrazów negatywnych Ryszard Mścisz dołączył (może dla równowagi, może dlatego, że jest doskonałym obserwatorem i nie mógł zbagatelizować takiego spostrzeżenia) wiersze o wydźwięku pozytywnym. Podmiot liryczny, który wolny jest od wirusa, zaraża wręcz radością:

płynę za potokiem gwarnych
ulic dotykam tkanki życia
zarażony bezobjawową miłością
ośmielam kroki wyzwalam oddech

wczorajszych obrazów nie da się
odzobaczyć wyzwolić z czasu
sprawić by stało się
na nowo

Zatem poeta zdaje sobie sprawę z tego, jakim ogromnym obciążeniem staje się możliwość zakażenia i jaką ulgą jest jego brak. Ba, Mścisz potrafi w kilku wersach oddać ten stan! To jedna z wielkich zalet wierszy w tej książce – sprawozdawczy wręcz obiektywizm i beznamiętność, które sprawiają, że odbiorca nie zastanawia się czy tak jest, tylko zwykle bierze fakty zawarte w utworze za pewnik. Tym bardziej, że wiele z tych sytuacji sam przeżył.

Możemy zastanawiać się, czy taki zbiór jest w ogóle potrzebny, skoro w pełnym rozkwicie pandemii powstało wiele wierszy, tomików i antologii poświęconych tej tematyce. Po pierwsze – tomik jest inny przez chłodne i obiektywne potraktowanie tematu, bez egzaltacji.

Po drugie czas jest inny – bo choć grożą nam kolejne fale covidu, każdy z nas w pewien sposób już zdążył zdystansować się do tematyki, jaką porusza Ryszard Mścisz w „Zarazie…”.

To zresztą kolejna zaleta tego zbioru. Większość czytelników w Polsce (i nie tylko) może utożsamić się z treściami zawartymi w tym tomiku. Wielu może powiedzieć za autorem:

pożyczam od głupich
nadzieję
oni przecież mają
szczęście
doczekają przetrzymają
czyli
wyzdrowieją

Ale w tym zbiorze, wbrew pozorom, nie dominuje temat covidovy, czy postcovidowy.

Autor uczynił w nim znacznie więcej – naprzemiennie ukazując zwyczajność i niezwykłość świata, pozostałości po zarazie, owe okruchy zła i jego piękno. To sprawiło, iż książka „Zaraza. Dawka przypominająca” jest swego rodzaju terapią. Dla czytelnika, czy dla autora? Sam Mścisz, w rozmowie, utrzymuje, że elementy tomiku, dotyczące pandemii są pewnym rodzajem autoterapii, lecz zbiór, jako całość nie traktuje tylko o niej i jeśliby nawet „zaraza” nie rozwinęła się do takiej postaci, to książka powstałaby. Autor wskazuje znacznie szerszy kontekst poruszonej w swoim tomiku choroby. Jest to sposób widzenia bardzo podobny do „Dżumy” Camusa – jako oznaki zła, plagi, która rozbudza w ludziach najniższe instynkty i jest bliskoznaczna wojnie czy innym kataklizmem. Powołuje się na to porównanie i mocno wskazuje na jednoczesne wystąpienie „zarazy” i wojny na Ukrainie („Wielka wojenna Noc”, str. 65), które – w rozmowie prywatnej – zrównuje choćby poprzez ten sam literowy znak – symbol „Z”. „Z”  jak zaraza i litera malowana na czołgach najeźdźców.

To oczywiście nie są wszystkie powody powstania tego zbioru i nie wszystkie zagadnienia, jakie porusza. Poeta roztrząsa także tematy odległe od tytułu zbioru, a bliskie życiu codziennemu, jakby chciał nam powiedzieć że owa „zaraza” (cokolwiek miałoby to znaczyć) wkradła się we wszystkie dziedziny życia i występuje na każdej płaszczyźnie.

Na koniec trzeba także poruszyć aspekt niezwykłej urody zewnętrznej zbioru wierszy Ryszarda Mścisza – załączona do niniejszej recenzji ilustracja nie odda piękna miejscowego lakierowania UV, skrzydełek czy po prostu świetnego składu. To trzeba zobaczyć samemu!

Jak zwykle – opowiedziałem wam jedynie o części zawartości książki, by nie odbierać przyjemności odkrywania całości. Tę książkę czyta się powoli, z namysłem, by nie uronić żadnego ze słów, bo każde jest tu umieszczone z namysłem i celowo. Dla każdego będzie ona znaczyła co innego, bo margines interpretacji, na jaki autor pozwala czytelnikowi, jest bardzo szeroki, zatem jeśli ja czegoś nie dojrzałem, zobaczycie to wy i zróbcie to czym prędzej…

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko