„Wy mnie nazwiecie próchnem żałości, trumną, człowiekiem” – o najnowszej polsko -angielskiej edycji poezji Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pisze Zbigniew Mirosławski.
Londyńskie wydawnictwo Anny Marii Mickiewicz Literary Waves Publishing realizuje ambitne cele wydając wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w języku polskim i w tłumaczeniu na język angielski.
Ubiegły rok został uznany przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, za rok upamiętniający życie i twórczość poety. Setna rocznica urodzin była po temu wyśmienitą okazją. Wyjątkowym przeżyciem dla wydawców było korzystanie z pierwszego, konspiracyjnego zbioru udostępnionego przez polskich archiwistów, z manuskryptu udostępnionego przez panią Barbarę Osuchowską. Nad jego redakcją pochylał się Jarosław Iwaszkiewicz.
Wiersze, ocalone rękopisy i rysunki poety, w najnowszej pozycji wydawniczej zestawiają: Anna Maria Mickiewicz, Tomasz Mickiewicz, teksty na angielski tłumaczą oprócz wymienionych: Steve Rushton i Stan Mickiewicz.
We wstępie przytoczone zostały słowa dr Bartłomieja Szleszyńskiego o porażeniu okupacyjnym, odwrocie od „czystej liryki” do zaangażowania się w rzeczywistość wojenną. Marta Wyka przy okazji wydania wierszy Baczyńskiego zatytułowanego „Rzeczy niepokój” pisze o smutnym dziecku, o jego estetyzmie, pesymizmie egzystencjalnym.
Obecna edycja zawiera trzynaście utworów w języku polskim i trzynaście w języku angielskim. Wybór to indywidualna sprawa wydawców. Ich zasługą jest przekład i poprzez to włączenie tej niezwykłej poezji w obieg światowy. Nie zabrakło krótkiej biografii, tak istotnej i tragicznej. Zamiar studiów na Wydziale Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych nie miał szansy realizacji. W zamian za to maturzysta 1939 roku podjął naukę na tajnych kursach polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i w Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa.
Zbiór otwiera Elegia o chłopcu polskim, powszechnie znana. Jej tkliwość i magia zespalają sny „…co jak motyl drżą…” i morze drzew „wyszywanych wisielcami”. Pejzaże malowane w „...żółte ściegi pożóg…” opłakane „żelaznymi łzami” zmuszają jasnego synka, owo „smutne dziecko” do ujęcia karabinu, doświadczenia „… jak się jeży w dźwięku minut – zło…”.
Z wiersza pt. Z głową na karabinie wybrano fragment końcowy. Ową nieśmiałość życia, tak sprzeczną z koniecznością walki „…, gdy śmiercią niosło…”. Do pointy prowadzą nas chyży zdrój, chmur kołyska, płatki bzu dzikiego. Gołębia młodość dojrzewającego artysty zderza się ze świszczącym ostrzem, które „…tnie już przy ustach…”. Jak zatem mówić o pięknie świata będąc obskoczonym „…przez zdarzeń zamęt…”.
W Piosneczce dla Basi Krzysztof Kamil jest zakochanym chłopcem. Pisze o swoim zapatrzeniu, nie o sobie, lecz o własnym cieniu, który odszedł za dziewczyną. Chciałby przemienić „metal burz” w zapienioną dmuchawca głowę, grzmoty łez w małe, zielone żuki. Kreuje baśniową rzeczywistość, w której można jak w łupinie orzecha popłynąć „…porom na opak…”.
Fragment wiersza pt. Cień z obozu ukazuje niezwykle mocną więź poety z matką, Stefanią z d. Zieleńczyk Baczyńską, nauczycielką, autorką podręczników i książek dla dzieci. Duchowo są nierozłączni. Wyrażają to słowa „.to nic, że ja tak daleko, że nas rozdarła ciemność i ból…”. Przenikają się jak złocista rzeka, struga drżąca „...gwiazdami lśniących zórz…”. Pomimo, że raz po raz w wierszach pojawia się fatalizm i przekonanie o rychłej śmierci, o zapomnieniu, równie mocno obecna jest świadomość przepływu energii, łączności z brzęczącymi kręgami nieba.
Ballada morska to element fantazji autorskiej, która pozwalała Baczyńskiemu na wyobrażanie sobie całego bestiarium: ryb, korali, błękitnych panieneczek, a w innych utworach: modrych łosi, żółtych niedźwiedzi, ścian „…z roślin i światła…”, elfów i białych jeleni.
Bajka przemienia się w grozę opowieści o Dzieciach na mrozie. Wiersz z listopada 1941 roku jest niewątpliwie śladem obserwacji niemieckich zbrodni. Hitlerowcom nawet dzieci były wrogiem i przedmiotem (tak jest przedmiotem a nie podmiotem) eksterminacji. Jednak nawet w tak ekstremalnej sytuacji poeta jest pełen tkliwości dla skostniałych rączek, ściętych kresek ust. Jakby chciał im wynagrodzić cierpienie i strach.
Trzeba stwierdzić, że dokonany wybór dobrze ukazuje poetę przestrzeni malowanej słowami i
żołnierza czasu Powstania Warszawskiego. Wiersz pt. Szpital uwiecznia rosnący „…w gorączce zegar…”, imiona sanitariuszek: Krystyny, Jadwigi i Marii. Nie można patrzeć przez okno, bo za nim czai się snajper. W wierszu dedykowanym rodzicom pisze o sobie „…ja, żołnierz, poeta, czasu kurz…”, rozumie swój obowiązek walki, jednak tego co nazbyt boli nie umie nazwać. Dźwiga broń pod kurtką, więdnie jego wiara podczas ciemnych nocy, obiecuje, że ustoi „…w trzaskawicach palb…”.
Dobrze, że wybór tych poezji dociera do odbiorców anglojęzycznych, do Polonii, ale mam nadzieję, że nie tylko do niej. Wydawcom i tłumaczom gratuluję tego dzieła.