w młynie
niepotrzebnie
zginam palec wskazujący
by zapukać w niebieskie sklepienie
by zapytać
jaką tutaj gram rolę
w jakiej występuję dramie
chmury piętrzą się lecz milczy głos
na który czekam wiele lat
odpowiedzi nie ma dobrej
złej nie ma też
scenariusza brak i rozpisanej kwestii
bo ja tylko ziarnem jestem
dość dojrzałym
wrzuconym niedbale pomiędzy młyńskie kamienie
nawet jeśli zmielonym na mąkę
niekoniecznie będzie z niej chleb
tak wiele
nie wiem co za tą górą
nie wracam w dolinę za morze łez
skoro już było
musiało być
jeśli się zdarzy
musi się stać
mam tylko tyle
mogę tak wiele
niespiesznie ogryzać gałązkę dnia
aż po stwardniałe łyko zmierzchu
uważność
rozmyślałam
mądrzejsza o całą epokę
– jasność umysłu i zgoda
na miejsce w czasoprzestrzeni –
świadoma że jestem tutaj
mijanym szybko przechodniem
jeśli ugrzęznę w czyjejś pamięci
nawet na dłuższą chwilę
to co po mnie
nie mnie będzie dotyczyć
po co splendor ważność
podkreślona fikuśną kreską
gdy jedynie uważność
warto zachować
by się nie potknąć
naprzeciw wyroczni
wizjonerzy przepowiadacze
i innej maści prorocy
było czarno na białym
z szelestem łatwopalnych wizji
było kolorowo z aktorskim zadęciem
i krajobrazem z księżyca
było też pomrukiem szeptu
wprost do napiętej małżowiny
tak żeby strach zamieszkał w snach
dzwony biły na trwogę
a codzienność zdawała się na chwilę
co tam ozonowa dziura
skorupa śmieci przylepiona
do skorupy ziemi i powietrze
którym nie sposób oddychać
co tam wojny potyczki zbrodnie
okrwawione rękojeści noży
co tam gwałty i przemoc
brzytwa przy nadgarstku i sznur
napięty niecierpliwie
zdarzyć się miało
zdarzyć się musiało
i nikt spośród wizjonerów
żaden spośród wieszczy
nie ma odwagi rzec
– a nie mówiłem –
marzec 2020
wizyta u specjalisty
zmęczone serce czekało cierpliwie
na połączenia kabli i rurek
drobnym pismem umieszczone w terminarzu
zmęczone serce zakaszlało
nie dawało już rady
zbyt słaba pompa
do płuc nazbyt daleko
zakaszlało raz i drugi
wreszcie kaszel był dłuższy niż sen
na świecie
także i w tym małym światku
niemożliwe stało się możliwe
prozę ziemskich spraw odłożono na półkę
wiadomości zamrażały
nawet zdrowe serca
kartka w kalendarzu przesuwała się
powoli a jednak
cierpliwe serce zapukało
do tętniącej sygnałem słuchawki
– proszę czekać będzie rozmowa –
odhaczono
wizytę u specjalisty
2020
eksperyment
jestem królikiem doświadczalnym
w klinice własnego ciała
zbadałam bakterie lęku
– emisariuszy strachu
niewidocznych nawet uzbrojonym okiem –
gromadziły się w licznych skupiskach
wprowadzały w stan otępienia
po ukąszeniach zostawiały otwarte rany
które łatwo było zainfekować
nierozważnym otwarciem ust
zdumionych codziennym raportem
z bezdusznego ekranu
zamknęłam drzwi kliniki
własnego ciała
dochodzący pielęgniarz dzwoni
do zaryglowanych drzwi
zaleca ostrożność
lecz nie pogłaszcze futra
pod którym zagnieździł się lęk
2020
nieśmiertelna
nie umierałam
ani na szybki zawał serca
ani nie konałam powoli
wtopiona w czworobok łóżka
nie umierałam a jednak
rodziłam się kilka razy
z coraz większym zdziwieniem
przyjmując świat
który nie pozostał niezmienny
a mój wzrok zatracał ostrość
smak i węch
już nie był taki sam
narodzona
ulepiona po dach czoła
przekładałam kartki w kalendarzu
kolorowo zaznaczone niedziele
odkładałam na później
na kolejne życie
nieśmiertelność wydawała się oczywista
teraz mniej
——————-
Anna Landzwójczak – autorka ośmiu książek poetyckich: „Stawiam na siebie” (2001), „Po bezdrożach”, „Ponad codzienność”, „Zanim nadejdzie”, „Papierowy smak”, „bezszelestnie”, „W stylu mudéjar” i „wystarczy kliknąć”. Publikowała w czasopismach literackich, almanachach i antologiach. Członkini Związku Literatów Polskich Oddział Poznański.