Krystyna Konecka – KSAWERY PRUSZYŃSKI. PISARZ-SEJSMOGRAF MIĘDZYEPOKI

0
584

     Pod koniec maja 2021 roku, siedząc przy stoliku przed restauracją  Radio Cafe przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie, oczekiwałam na spotkanie z właścicielem. Miało być krótko, może kilkanaście minut, trzeba uszanować zaawansowany wiek 85 lat. I oto jest, pogodny, życzliwy, wydaje personelowi jakieś polecenia i – do naszego stolika zamawia dla siebie kalafiorową, i rozmawia, wspomina, przywołuje epizody z młodości, z kontaktów z ojcem. Stanisław (Stash) Pruszyński, młodszy syn znakomitego pisarza, reportera, publicysty i dyplomaty Ksawerego Pruszyńskiego.

     W domowym księgozbiorze stoi „od zawsze” wydany w 1957 roku PIW-owski tom opowiadań Ksawerego Pruszyńskiego w płóciennej oprawie – „Karabela z Meschedu”, znakomity przykład szczególnego rodzaju pisarstwa autora, bogactwo treści podane barwnym, literackim językiem wysokiej próby. Żadne science fiction, a oparte na faktach wydarzenia osadzone w realiach topograficznych. To tylko jedna z licznych książek Ksawerego Pruszyńskiego, których opisanie w skromnym tekście jest niemożliwe. Najważniejsze mieszczą się w zwięzłej i kompletnej informacji biograficzno-twórczej pod tekstem o Ksawerym Pruszyńskim „Miłość pełna swarów” w książce „Nie uciec nam od losu” Krzysztofa Masłonia (Pruszyński i S-ka, 2006):   

     „…Urodzony na Wołyniu i wychowany w tradycjach ziemiańskich, jako dziennikarz zaprezentował poglądy zdecydowanie radykalne społecznie, w „Podróży po Polsce” (1937) wskazując na zacofanie ekonomiczne kraju. Jako korespondent wojenny w Hiszpanii przedstawiał historyczne podłoże rewolucji i podkreślał bohaterstwo wojsk republikańskich („W czerwonej Hiszpanii”, 1937).

Inne jego książki reportersko-publicystyczne to profetyczny tom „Sarajewo 1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193?” (1932) i „Palestyna po raz trzeci” (1933). W czasie wojny w szeregach Brygady Podhalańskiej brał udział w walkach o Narvik w 1940, był też z Pierwszą Dywizją Pancerną w 1944 pod Falaise.  W latach 1941-43 był attaché prasowym ambasady emigracyjnego rządu polskiego w ZSRR. Losy polskiego wychodźstwa wojennego przedstawił w zbiorach „Trzynaście opowieści” (1946) i „Karabela z Meschedu” (1948); opublikował też powieść „Droga wiodła przez Narvik” (1941).

Po powrocie do kraju zatrudniony w dyplomacji, był posłem w Holandii. Zginął w wypadku samochodowym pod Hamm w Niemczech”.

     Z kolei Janusz Termer, przypominając (na stronie Pisarze.pl) 71. rocznicę śmierci pisarza podkreślił, iż „barwny i nietuzinkowy życiorys oraz wielki literacki talent i bogaty różnorodny dorobek stawiają (go) w rzędzie najwybitniejszych, charakterystycznych (…) postaci polskiej sceny literackiej – reportażowej, prozatorskiej i publicystyczno-politycznej XX w. (obok na przykład Jerzego Giedroycia, Stanisława Cata-Mackiewicza czy Melchiora Wańkowicza)”.  

     Ksawery Pruszyński przyszedł na świat jako syn Edwarda oraz Anny z Chodkiewiczów w miejscu o nazwie Wolica Kierekieszyna w guberni wołyńskiej. Krzysztof Masłoń podkreślił, że „miejsce urodzenia zdeterminowało w pewien sposób filoukrainizm” późniejszego pisarza i dyplomaty. Czy także eksplozję literackiego talentu? Rzeczą znamienną jest wszakże to, iż z ziem wschodnich wywodzą się, podobnie jak wcześniejsi romantycy, również twórcy czy działacze współcześni: Melchior Wańkowicz, Józef Piłsudski, Jerzy Giedroyc. W samej rodzinie Pruszyńskich pisanie było tradycją. Anna z Chodkiewiczów Pruszyńska zostawiła po sobie pamiętniki, młodszy jej syn Mieczysław (urodzony w roku 1910), podobnie jak brat Ksawery, również służył w siłach zbrojnych na Zachodzie, ale tak jak on był też pisarzem i publicystą, a w roku 1988 ufundował – dla uhonorowania twórczości brata – nagrodę za reportaż literacki, opowiadania i eseistykę, znaną pod nazwą Nagroda Polskiego PEN Clubu im. Ksawerego Pruszyńskiego, od niedawna także Mieczysława i Erazma Pruszyńskich.   

     Z chronologii. Obaj bracia Pruszyńscy urodzili się we wsi Wolica Kierekieszyna. Obaj studiowali na Uniwersytecie Jagiellońskim i byli działaczami Myśli Mocarstwowej. Także obaj pisali na łamach redagowanego w latach 30. przez Jerzego Giedroycia ”Buntu Młodych”, następnie przekształconego w tygodnik „Polityka”.   

     Jerzy Giedroyc, niemal rówieśnik Ksawerego Pruszyńskiego (ur. 1906), przeżył go o pół wieku polityki i przemian społecznych). Wśród młodych intelektualistów, piszących dla tych tytułów byli też bracia Bocheńscy (Adolf, Aleksander), Stefan Kisielewski, Czesław Miłosz i inni.

     Z książki Ewy Berberyusz pt. „Książę z Maisons-Laffitte” (Wydawnictwo Marabut, 1994):

     „- Tasiemce ekonomiczne Adzia (Adolfa Bocheńskiego – przyp. KK) automatycznie wyrzucałem do kosza – mówi (Jerzy Giedroyc – przyp. KK). – Odrzucałem też Ksawerego, który był bardzo efektowny, ale w wielu sprawach się z nim nie zgadzałem.

     Uważa, że opinię lewicowości Pruszyński zyskał z powodu Czerwonej Hiszpanii, ale Czerwona Hiszpania zaistniała w jego życiu przypadkiem, bo miał jechać na drugą stronę, do Franco.

     – Ksawery był „błoną fotograficzną” – powiada – niesłychanie łatwo asymilował się w środowisku”.

Stanisław Pruszyński opowiada o swoim ojcu. Fot. K. Konecka

     „Po wojnie rozeszli się w różne strony. Ksawery poszedł do komuny, bo chciał zostać ambasadorem przy Watykanie. Ale szybko się rozczarował, mówili z sobą o tym, i gdyby żył, pewnie zostałby autorem „Kultury”. Jego brat Mieczysław, czyli Miś, autor świetnych przed wojną reportaży społecznych, po wojnie handlował rowerami, a potem został potentatem, administrując majątkiem pani Bendick, wdowy po angielskim amabasadorze”.

     Oryginalne zdjęcie Ksawerego Pruszyńskiego znajduję w dwóch publikacjach. W książce „Książę z Maisons-Laffitte” podpis: Od lewej, Jerzy Giedroyc, Bernard Singa, Luna Ciechanowiecka (dziennikarka), Ksawery Pruszyński. Pisarz w rozpiętym płaszczu, z rozwianymi włosami. Otoczenie – jak z warsztatu ślusarza. Ta sama fotografia w książce  Andrzeja Stanisława Kowalczyka pt.  „Giedroyc i „Kultura””. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1999, mówi znacznie więcej. „W maju 1939 r. Giedroyc podróżował do Stanów Zjednoczonych na Wystawę Światową. Na pokładzie m/s Piłsudski od lewej: Giedroyc, Bernard Singer, Ludwika Ciechanowiecka i Ksawery Pruszyński. Bernard Singer, pseudonim Regnis, wybitny dziennikarz i publicysta wydawanego w języku polskim żydowskiego „Naszego Przeglądu” – prozaik”. I dalej:

„Czytając dziś numery „Buntu Młodych” sprzed sześćdziesięciu lat trudno się oprzeć wrażeniu, że żywiołowość pisma bynajmniej nie zwietrzała (…). W tekstach tli się wciąż płomień buntu, niezgody na fałsz, fikcję i fasadowość życia społecznego. Artykuły Adolfa i Aleksandra Bocheńskich, Ksawerego i Mieczysława Pruszyńskich, Stefana Kisielewskiego (…) pisane są polszczyzną wolną od frazesów ideologicznych i publicystycznego żargonu”.

     „Jedną z pierwszych wypowiedzi programowych był artykuł Ksawerego Pruszyńskiego „Bunt Młodych” – mocarstwowcy – konserwatyzm” (1933) (…). Pruszyński podkreślał polityczną genezę ruchu mocarstwowego jako reakcji na odzyskanie przez Polskę niepodległości.” Obszerne fragmenty publicystyki braci Pruszyńskich i Bocheńskich, podsumowują refleksje jak ta z roku 1937: „…autor „Polityki” konstatuje, że obóz belwederski znajduje się w stanie „jakże przygnębiającego rozkładu”, w 1938 r. Ksawery Pruszyński stwierdza zaś, że pozostająca u władzy grupa nie posiada ideowego i politycznego oblicza”.

     Z prywatności. Na początku lat 30. Ksawery Pruszyński ożenił się z koleżanką ze studiów, Marią Meysztowicz z Rohoźnicy na nowogródczyźnie. Rzetelnie zapisane to zostało w monumentalnym albumie Katarzyny i Jerzego Samusików pt. „Dwory i pałace na Kresach Wschodnich. Między Niemnem a Bugiem” (Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2012):

     „Oskar Meysztowicz (1874-1939), (właściciel dworu i majątku w Rohoźnicy), ożeniony z Florentyną Kęszycką (1887-1964) herbu Nałęcz z Kęszyc, miał trzech synów i trzy córki. Najstarszą z nich, Marię (1907-1984) poślubił jej kolega ze studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim, Franciszek Ksawery Ursyn-Pruszyński (1907-1950) z Pruszyna herbu Rawicz, bardziej znany później jako Ksawery Pruszyński – słynny, zwłaszcza po II wojnie światowej, reporter, pisarz i dyplomata. To dzięki niemu wiemy dzisiaj, jak wyglądały niektóre pomieszczenia dworu w Rohoźnicy, bowiem dał ich opis w noweli „Karabela z Meschedu”. Tutaj w roku 1934 przyszedł na świat pierworodny Ksawerego i Marii Pruszyńskich, Aleksander. Kolejny syn, Stanisław urodził się w roku następnym, już w Warszawie. Jakże odmiennie i barwnie potoczyły się także ich losy…

     „W okresie międzywojennym – czytamy w albumie – majątek, umiejętnie zarządzany przez Oskara Meysztowicza, dobrze prosperował. Nadszedł jednak wrzesień 1939 roku i barbarzyński najazd Sowietów na ziemie Rzeczypospolitej. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na teren powiatu wołkowyskiego uaktywnili się miejscowi komuniści i to oni, zachęcani przez sowieckie władze, aresztowali i mordowali ludzi, których uważali za wrogów komunizmu. Zabity też został Oskar Meysztowicz…”.

     Przedwojenna dekada to okres intensywnej pracy reporterskiej (wyprawa na wojnę domową w Hiszpanii i książka o tym wydana w roku 1937) i publicystycznej Ksawerego Pruszyńskiego. Kiedy ponad pół wieku po jego tragicznej śmierci ukazała się obszerna pozycja  pt. „Ksawery Pruszyński. Niezadowoleni i entuzjaści. Publicystyka tom I 1931-1939”( PIW, 2004), wstęp do niej Janusz Roszko zatytułował: „Publicysta z ukrainnym piórem”. Tutaj po raz pierwszy zostały zamieszczone liczne teksty z łamów czasopism. W internetowej zajawce dzisiaj niedostępnego tytułu czytamy m.in.: „Z wnikliwością i wrażliwością pisarza, a jednocześnie z temperamentem dziennikarskim, przedstawia w nich Pruszyński swój stosunek do najistotniejszych problemów okresu międzywojennego w Polsce i Europie, a rzetelność warsztatu i bogactwo zagadnień, które porusza, sprawiają, że pisarstwo to ma wartość dokumentu”.   

     Nazwisko Janusz Roszki, reportera, pisarza, autora licznych książek, wielokrotnie pojawiało się w związku z twórczością Ksawerego Pruszyńskiego. Także na łamach mojego macierzystego (od roku 1979) miesięcznika „Kontrasty”. Jeden z tekstów z roku 1978 trafił do mnie niedawno w sposób wręcz sensacyjny – o czym za chwilę. Inny, to na przykład – „Reportaż: polska specjalność”. referat wygłoszony na Międzynarodowym Sympozjum Literatury Faktu w Bratysławie, opublikowany w marcu 1980 roku. Janusz Roszko pisząc o genezie powstania „polskiej szkoły reportażu” przypomina, iż „Przed wojną reportażem zajmowali się u nas pisarze wysokich lotów, którzy zajęli poczesne miejsce w naszej literaturze: Ksawery Pruszyński i Melchior Wańkowicz. Robili to dobrze i znaleźli licznych naśladowców. Rzecz ciekawa, że znaleźli ich dopiero po wojnie, ale ta fala przyszłaby zapewne w tych latach, które zabrała nam wojna. „W czerwonej Hiszpanii” Pruszyńskiego, „Na tropach Smętka” i „Sztafeta” Wańkowicza stały się tymi książkami, dla których po dziś młodzi reportażyści zaglądają jak do Biblii”. W pierwszy okresie powojennym było tak. „1945-1949. Pruszyński wraca do kraju i startuje w „Odrodzeniu” cyklem publicystycznym o emigracji londyńskiej. Wańkowicz pozostaje na emigracji. Pierwsze kroki powojenny reportaż stawia bez swoich mistrzów. Pruszyński swoje „Podróże po nowej Polsce” rozpocznie dopiero w końcu roku 1946. Będą literacko świetne, treściowo dość mdłe w porównaniu z przedwojennymi „Podróżami po Polsce”, może z wyjątkiem reportażu „Gdańskie dziś widmo”, od którego zaczyna cykl, w nawiązaniu do swojej pierwszej książki o Gdańsku”.

     Z kolei o publicystyce Ksawerego Pruszyńskiego w okresie wojennym pisze Krzysztof Dybciak w książce pt.  „Panorama literatury na obczyźnie” (Oficyna Literacka, Kraków 1990).

     „Krótki był okres istnienia naszej literatury w Afryce Północnej, przypadał na lata 1941-1945, kiedy przebywały tam oddziały armii polskiej (…).  Wiersze żołnierzy Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich (…). Powstawały wtedy teksty o charakterze reportażowym Jana Bielatowicza, Mieczysława Pruszyńskiego, Adolfa Bocheńskiego…”. To w Afryce. W Paryżu „Publicystykę ideową i literacką w wielkim stylu uprawiał Ksawery Pruszyński (…), sławny już wówczas z reportaży krajowych i zagranicznych młody konserwatysta. W pierwszym numerze „Wiadomości Polskich” zamieścił artykuł Literatura Emigracji Walczącej, w którym jako jeden z pierwszych spróbował postawić cele przed pisarzami rzuconymi na obczyznę:

     „(…) literatura polska, zrodzona w Paryżu, stała się arcypolska, ale bardzo mało uniwersalna: bliższymi sąsiadami są imć pan Rey z Nagłowic i sieur Rabelais z Chinon, niż Goszczyński i Musset, choć przecież tamci dwaj żyli na dwóch krańcach Europy, a ci chodzili ulicami tego samego miasta (…). Tamta emigracja była emigracją pokonanych. Ta nowa jest emigracją walczących (…). Ta nowa jest emigracją ludzi młodych i bardzo młodych, którzy armię tworzą i z armią do kraju wrócą. (…)

Radio Cafe w środku. Fot. K. Konecka

„Akcentował szansę kulturalnego rozwoju młodych wojskowych i pogłębienia związków z Zachodem”

… nigdy jeszcze w dziejach Polski nie było na Zachodzie tak olbrzymiej fali młodej inteligencji polskiej, w wieku, w którym człowiek najbardziej się rozwija, umysł najpełniej się kształci. Jest rzeczą literatury emigracyjnej, czy ci młodzi ludzie przejdą przez ten Zachód i przez tę Francję z niczego nie skorzystawszy, niczego się nie nauczywszy, czy też przeciwnie, będą mieli tu oczy otwarte, przejmą się tym Zachodem, pojmą go, staną się nim sami. Przetrzebieni, wykrwawieni, zdziesiątkowani, ludzie ci wrócą do Polski”. Pruszyński miał wtedy, w 1940 r. 33 lata, kiedy wielu jego rówieśników zaczynało publikować debiutanckie próby.

     „Od połowy 1941 roku Londyn stał się stolicą Polaków rozproszonych przez wypadki wojenne po całym świecie”.

     „Wysokie nakłady świadczące o masowym uznaniu czytelników osiągały książki reportażowe albo fabularne oparte na warstwie dokumentalnej (Arkady Fiedler… i Janusz Meissner…). „Żołnierskie losy wychodźców przedstawił Ksawery Pruszyński w powieści Droga wiodła przez Narwik i opowiadaniach o Polakach w głębi ZSRR. Ale największy rozgłos zdobył wystąpieniami publicystycznymi, zwłaszcza na tematy polsko-sowieckie”. 

     ZSRR. „Reportaże i opowiadania o Polakach w Rosji Sowieckiej najwcześniej drukował Ksawery Pruszyński, przebywający tam jako attaché prasowy Ambasady Polskiej i redaktor tygodnika „Polska”.

„Biuro Prasowe Ambasady Rzeczypospolitej Polskiej, także od grudnia 1941 roku, wydawało tygodnik „Polska”, kolejno pod redakcją Pruszyńskiego, Parnickiego i Jana Erdmana. Pismo miało charakter informacyjno-literacki i nakład około 10 tysięcy egzemplarzy (…) W kwietniu 1943 roku rząd sowiecki zerwał stosunki dyplomatyczne z władzami RP”.

     Bardziej analitycznie pisze o skomplikowanym emigracyjnym okresie twórczości Pruszyńskiego Maria Danilewicz Zielińska w „Szkicach o literaturze emigracyjnej” (Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1999).

„Do grona najwcześniejszych współpracowników („Polski Walczącej” wydawanej od 1939 do 1948 r. – przyp. KK) należeli ówcześni „coëtquidańczycy”, a więc Aleksander Janta (…) Ksawery Pruszyński…”. I potem:

Ksawery Pruszyński. „Karabela z Meschedu”, wyd. z 1957 r. „Trzynaście opowieści”, wyd. z 2021 r.

     „Początkiem gwałtownej wymiany poglądów były reportaże z Rosji Ksawerego Pruszyńskiego. Podchorąży z Coëtquidan, uczestnik kampanii norweskiej, opuścił w 1941 r. Anglię, przeobrażony przez prof. Kota w pracownika Biura Prasowego Ambasady Polskiej w Kujbyszewie. Kot oczekiwał od niego reportażowej wersji wydarzeń. Pruszyński był w Rosji przez niecały rok, przechorował na tyfus plamisty – a po powrocie do Londynu zaczął ogłaszać w „Wiadomościach” cykl artykułów o doświadczeniach z okresu udziału w pracach „ekspedycji ratowniczej”, jaką była w jego pojęciu ambasada. Zanim zaczęły się ukazywać owe reportaże, niejedno się jednak w Londynie zmieniło”…

     „Droga wiodła przez Narvik” urasta do rozmiarów dokumentu i jest czymś więcej niż barwnym opisem przygód wojennych…”. „Pruszyński wrócił do Kraju i – nim zginął w wypadku samochodowym w roku 1950 – przeżył niejedno rozczarowanie wywołane ponoszącą go fantazją, łatwym wpadanie w entuzjazm i skłonnością do stawiania spraw na ostrzu noża”.

     „O pozycji Ksawerego Pruszyńskiego jako najwybitniejszego prozaika Emigracji zdecydowała nie tyle żywo dyskutowana powieść „Droga wiodła przez Narvik”  i polemiczne artykuły prasowe czy dywagacje o Wielopolskim (powieść „Margrabia Wielopolski” ukazała się w roku 1946 oraz drugie wydanie w 1957, z przedmową Stanisława Mackiewicza – przyp. KK), ile rozproszone po czasopismach opowiadania, które w formie książkowej nie ukazały się na Emigracji, a szeroko udostępnione zostały w Kraju w okresie panoszenia się socrealizmu w „Trzynastu opowieściach” (1946) i „Karabeli z Meschedu” (1948). Wątki historyczne przeplatają się w nich z wojenną współczesnością, aluzje do aktualnych sytuacji z legendarną przeszłością, a fabuła oparta na wymownych aluzjach do faktów historycznych wywołuje żywe reakcje czytelników. Przed Herlingiem-Grudzińskim Pruszyński nie miał poza Krajem równej klasy narratora, a jeśli kwalifikacji „sarmacki” można nadać znaczenie pozytywne, odnieść go można do takich opowiadań Pruszyńskiego, jak „Trębacz z Samarkandy” czy „Podrzucona książka”. Wycofanie się Pruszyńskiego osłabiło w sposób oczywisty kadry pisarzy emigracyjnych, a jemu samemu nie przyniosło znaczniejszych sukcesów i źle wpłynęło na dalszy dorobek. Stał się pisarzem przemilczanym na Emigracji, a niedocenionym w Kraju”.

     Bardzo znaczące dla charakterystyki twórczości Ksawerego Pruszyńskiego są – rozproszone po dwóch monumentalnych tomach refleksje Melchiora Wańkowicza w jego „Karafce La Fontaine’a” (WL Kraków,1972).

Oto rozdział: Antenat – reportaż wojenny.

     „Intermezzo między dwoma „światówkami”, tzn. wojna w Hiszpanii, nie jest ani wojną imperialną, ani wojną mocarstwową, ale wojną ideologiczną. Jako taka wywołuje powódź korespondencji, między innymi korespondencje Ksawerego Pruszyńskiego”.

     „Korespondencje Pruszyńskiego są w małym tylko stopniu korespondencjami z frontu. Przeważnie są to eseje na tematy społeczno-polityczne sprowokowane wojną, ale jakie eseje! (…) U Pruszyńskiego (Trzynaście opowieści) wypływa postać umierającego, byłego ochotnika z Hiszpanii, który w przedśmiertelnych majaczeniach podnosi zaciśniętą pięść – z pozdrowieniem, które mu towarzyszyło w dniach najpełniejszego życia”.

     To w analogii do Roberta Jordana z „Komu bije dzwon” Hemingwaya, też o wojnie hiszpańskiej. Wańkowicz cytuje refleksje na temat gawędy Lesława Bartelskiego, bo mieści się w niej i Pruszyński.

      „Gawęda nie jest gatunkiem staromodnym, po prostu nie ma już komu gawędzić. Wańkowicz, Pruszyński, i kto po nich? Może Żukrowski, ale on nie ma tej siły w sobie, tego bogactwa językowego. Gawęda wykształciła się na Kresach…”.

„Język… odradza się w postaci neogawędy, tak różnorakiej, że mieszczą się w niej rozbieżności od Meissnera do Pruszyńskiego i od katolickiej Malewskiej po ekscentrycznego „kosmopolitę” Gombrowicza.” „Tak jak gawęda jest pochodną reportażu, tak zwykle pochodną gawędy jest esej”.

„Zagadkowy Ksawery Pruszyński”

     O wielowymiarowości reportażu: (czyli o nieprzekraczaniu „dawanej samemu sobie licencji”).

     „Byłoby nadużyciem nie tylko prawdy formalnej, ale i rzeczywistej opowiadanie Pruszyńskiego o tym, jakoby wśród Uzbeków znalazł legendę o trębaczu w dalekim Lechistanie, któremu hejnał przerwała strzała wypuszczona z łuku ich przodków. Otóż Zygmunt Ziątek stwierdza: „Aby nie było wątpliwości: o tej opowieści – jako jedynej – sam Pruszyński powiedział, że jest od początku do końca zmyślona”. „Reporterom (…) musimy dać prawo poszerzania dokumentacji przez psychologizm. (…) rozprawianie o całkowitej odrębności gatunków jest niecelowe (…).

„To poczucie pełnego wiatru w żaglach miał reporter z bożej łaski i ze świadomego wyboru, Ksawery Pruszyński. Dwie ostatnie książki, jakie przed śmiercią napisał – „Trzynaście opowieści” i „Karabela z Meschedu” – są wspaniałym dalszym rozwinięciem już świadomie wziętego kursu. (W dalszej części, w II tomie Wańkowicz podkreśla, że obydwie książki były: „…przedśmiertnym świadectwem rozwoju pisarza”).

     „Przecież w rokokowym kościółku bawarskim, który oglądałem przed kilku laty, nie było żadnego takiego nagrobka. Nagrobek Pruszyński widział gdzie indziej. Przecież w szpitalu pod Narvikiem w 1940 r. nie było żadnej takiej rozmowy. Taka rozmowa miała miejsce w szpitalu, w którym leżał Pruszyński po oparzeniach w 1944 r. Ale tylko część tej rozmowy, bo jej głównej części wysłuchał bodaj w 1936 r., będąc korespondentem w Hiszpanii.

     No i co? Czy nie jest tu każdy kamyczek jak najbardziej autentyczny? Wszystko jest posklejane z różnych kawałków, ale prawda obrazu jest jedna, nie sklejona”.

     Wańkowicz przywołuje dalej kolegę – reportera w kontrze:

     „Kazimierz Dziewanowski (…( tak oto mnie obsztorcowuje:

„…Uważa Pan za najlepsze Pruszyńskiego „Karabelę z Meschedu” i „Trzynaście opowieści” – uważam, że w tych książkach odszedł on w stronę fikcji beletrystycznej, a najlepsze jego reportaże są te, które pisał w Hiszpanii i… „Droga wiodła przez Narvik”.

     W innym rozdziale, o rygorach formy. „Pruszyński, który wielokrotnie powtarzał, że nigdy w życiu nie wymyśli żadnej fabuły, próbował raz w życiu wyjść z rygorów mozaikarstwa reportażowego i napisał „Droga wiodła przez Narvik” dywagacjami płynącymi z publicystycznych nawyków. (…) Józef Hen pisze we wspomnieniach o Pruszyńskim: „Zawsze podkreślał, że jest dziennikarzem – nieraz, jak się wydaje, przez przekorę czy kokieterię. Było jednak w tym coś więcej – żądanie uznania dla jego najistotniejszych wartości”. 

     Rozdział „A w Polsce?”.  „W Polsce, tak jak i w USA, już w ostatnich latach międzywojnia dojrzewała świadomość, że „literatura”, w miarę zużyta, zaostrza smak reportażu.” I przywołuje zdanie Pruszyńskiego o książce „W czerwonej Hiszpanii”: „Kończę swoją pracę literackością. Nie statystyką, nie ekonomią. Bo oto sądzę, że trzeba ponad wszystko dać pewien ton, brzmienie, koloryt Hiszpanii”.

I Wańkowicz dodaje: „Pruszyński był majstrem w posługiwaniu się literaturą w swoich reportażach”. I przywołuje recenzję Kazimierza Bosaka ze „Współczesności”, że „reportażyści polscy najświeższej edycji (mówi o Kapuścińskim, Drozdowskim…) przekształcili reportaż w gatunek nie mający (poza Wańkowiczem i Pruszyńskim) wzorców w naszym dziennikarstwie i literaturze”. A w innym miejscu, o zaangażowaniu autora, pyta: „Czyż Ksawery Pruszyński, katolik, konserwatysta, jadąc do Hiszpanii nie miał wpisanego atramentem niewidocznym nakazu uczciwego rozeznania? Także ja, jadąc do Rosji, z czego powstała, wbrew moim zamiarom, „Opierzona rewolucja”, poddałem się temu samemu prawu”.

     W 2 tomie pisze: „Ksawery Pruszyński żalił się, że w Polsce umiejętnie są organizowane tylko nagonki”. Oraz o tym, że : „Pisarze muszą ogarnąć i te zmiany światowe, jak i procesy kulturowe w Polsce, aby wydorośleć w swoim pisaniu, aby zbyć się zarówno megalomanii, jak i poczucia niższości (…) Tylko wówczas zdolni będziemy dać wkład w uniwersalistyczne wartości świata i tylko wówczas podejmiemy skuteczną, nie kawiarnianą walkę z wyjałowieniem kultury polskiej”.

I dalej, przykład: „Kiedy Ksawery Pruszyński, pisarz-sejsmograf międzyepoki, wrócił do kraju, na zapytanie „Przekroju”, czy do pisania potrzebuje podróży (…) odpowiedział:

     – Nie mógłbym pisać, gdybym nie podróżował. Moje pisanie to przetrawione wrażenia. Muszę mieć dużo, dużo wrażeń. Jak najszersze pole widzenia. Mam słabą wyobraźnię. Dziennikarski węch obserwacyjny. Nim pracuję. Obserwować – znaczy jeździć. Pisarze zawsze jeździli.

     – Inni wolą kawiarnię.

     – Niech wolą; podziwiam ich, że mogą pisać. Nadzwyczajne talenty!”

     Można by, idąc za wskazaniami autorów, dotrzeć do źródeł, z których korzystali, po czym cytować owe źródła jako swoje znaleziska. Byłoby to jednak wyważanie drzwi już otwartych przez innych, oraz – zwyczajnie – nieetyczne. Dlatego uważam, że lepiej podać kto dokonał już owych spostrzeżeń.

     W 1948 roku Ksawery Pruszyński rozwiódł się z żoną. Jako poseł RP wyjechał do Hagi. Tam umieścił w szkołach swoich synów. Pracując aktywnie, pisząc, układając sobie relacje prywatne, odbywał służbowe podróże po Europie, także do kraju. W tym samym roku odwiedził Suwałki – miasto obecne w tytułowym opowiadaniu ze zbioru „Karabela z Meschedu”, którego bohaterem był suwalski Żyd, kolekcjoner polskich antyków. Jednak ta wizyta miała być tylko spotkaniem autorskim w miejscowym liceum, a stała się przypadkowym spotkaniem z bohaterem drugiego z kolei opowiadania z książki – „Sprawy Smagacza”.

     Kiedy w 2021 r. wypłynął temat Ksawerego Pruszyńskiego w korespondencji ze Zbigniewem Fałtynowiczem, ten znakomity kronikarz i piewca Suwalszczyzny przypomniał wizytę pisarza w suwalskiej szkole, opisaną w reportażu przez Janusza Roszkę. Niebawem odnalazł w miejscowej bibliotece wydanie miesięcznika „Kontrasty” z roku 1978 nr 10, po czym przesłał mi skany całego reportażu. Roszko  opisał losy Franciszka Smagacza, jego powojenną drogę z polskiej rodziny we Francji za młodzieńczą miłością na Suwalszczyznę, potem długie lata pracy jako nauczyciela języka francuskiego w suwalskich szkołach – niegdyś młodego bohatera opowiadania Ksawerego Pruszyńskiego (zresztą nieświadomego tej kreacji) o dramatycznej żołnierskiej przygodzie w Norwegii i Francji pt. „Rozstrzelać Smagacza”. I nagle w szkole pojawia się autor…  – Dla mnie – mówił reporterowi nauczyciel – to było szczęście, że mogłem przebywać z Pruszyńskim. Że mogłem z nim rozmawiać piękną literacką polszczyzną… Gdy wrócił, był inny. Pamiętałem go chudziutkim podchorążym. Wrócił zażywnym panem.

     W wydanej wkrótce książce tytuł opowiadania brzmiał „Sprawa Smagacza”.

Z prywatności.

     „Zeszyty Literackie”, nr 3, 2011 Julia Hartwig „Z Lublina do Paryża” (Fragment wypowiedzi Julii Hartwig do filmu Andrzeja Wolskiego zrealizowanego dla serwisu „Web of stories”. Wybór i oprac. Anna Arno i red. „ZL”.

„Byłam kiedyś na przyjęciu i tam zobaczył mnie Żółkiewski (prof. Stefan Żółkiewski, krytyk i historyk literatury  – przyp. KK).) Powiedział, że są dwa stypendia, które rząd francuski zafundował Polakom, i zapytał, czy nie chciałabym pojechać. Bardzo się ucieszyłam”. W 1947 roku wyjechałam do Paryża i mieszkałam tam przez trzy lata (…) Moje stypendium francuskie przedłużono na drugi rok (…) Ze względów prywatnych chciałam zostać w Paryżu dłużej. Byłam związana z Ksawerym Pruszyńskim, wówczas posłem w Hadze. (Tu – skrót o studenckiej podróży po Francji „Z Zygmuntem Kałużyńskim, który był moim pierwszym mężem, i z Wilhelmem Machem, którego nazwisko zapisało się w literaturze polskiej”).

Radio Cafe i wizytówka. Fot. K. Konecka

Potem „Podróżowałam prze Francję z Ksawerym Pruszyńskim. To była wspaniała wędrówka, bo zatrzymywaliśmy się we wszystkich miastach, gdzie tylko można było stanąć (…) Dojechaliśmy do granicy hiszpańskiej i tam spędziliśmy resztę wakacji, w bardzo pięknym krajobrazie…”. Ksawerego Pruszyńskiego poznałam w sposób nieoczekiwany. Wiedziałam oczywiście, kim jest i co pisze, ale pewnego razu zostałam zaproszona przez zastępcę ambasadora (ambasady polskiej w Paryżu, gdzie poetka została zatrudniona jako referent do spraw kultury – przyp. KK) na obiad, gdzie byli Ważyk, Bieńkowski i Pruszyński. To było bardzo zabawne: kiedy siadaliśmy do kawy, on szybko umieścił się koło mnie i już nie odstąpił mnie do końca. Taki był początek. Jeszcze wtedy nie był posłem w Hadze, wyjechał potem do ONZ do Stanów Zjednoczonych, wrócił do Hagi i wtedy nasze stosunki były bardzo ożywione. Przyjeżdżał do Paryża, a ja jeździłam do Hagi i do Amsterdamu. Spędziłam tam kiedyś Boże Narodzenie, poznałam jego dzieci…”.

     W roku 1950, kiedy relacje z Francuzami ochłodziły się, Julia Hartwig na polecenie ambasadora Jerzego Putramenta wróciła do kraju i zamieszkała w Oborach gdzie urządzono później dom pracy twórczej dla literatów.

„Kiedy byłam w Oborach, utrzymywałam kontakt listowny z Ksawerym Pruszyńskim. W pewnym momencie napisał, że wezwano go do Polski, że przyjedzie i od razu zajedzie do Obór (…) Wtedy zawołali mnie do telefonu i powiedzieli, że jest ranny w wypadku, a potem (…) że zginął. Później rozeszła się wiadomość, że wracał na ślub ze mną. I został taki mit, ale on jechał po prostu się ze mną zobaczyć i postanowić co dalej.

Było wiadomo, że nie utrzyma się długo na placówce, bo był ideologicznie daleki, a poza tym musiał coś robić w Polsce. A ludzie tego typu byli wtedy w Polsce źle widziani. To wyglądało tak, jakby chcieli się go tutaj pozbyć.

     Tak upadła część moich życiowych planów (…)”.

     Z albumu Katarzyny i Jerzego Samusików: „Po rozpadzie Związku Radzieckiego o odzyskanie rodzinnego majątku podjął starania syn Marii z Meysztowiczów i Ksawerego Pruszyńskiego, Aleksander Florian Edward Pruszyński, urodzony w 1934 roku w Rohoźnicy. Próby te jednak spełzły na niczym, podobnie jak i podejmowane przez Pruszyńskiego usiłowania włączenia się w życie polityczne Białorusi. W 1994 roku chciał wystartować w wyborach prezydenckich (…). Podobnie w 2010 roku bez powodzenia ubiegał się o mandat radnego Mińska (…). Jest członkiem Związku Polaków na Białorusi, a mieszka na zmianę to w Mińsku, to w Warszawie, a także w Toronto”. Tam też żyje córka pisarza, Maria Pruszyńska- Boni.

     Zamierzałam w sposób szczególny odnieść się do książki sprowadzonej z Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. To, opublikowana w roku 2019 pozycja z serii Francuski Łącznik pt. „Zagadkowy Ksawery Pruszyński” pod redakcją Brigitte Gautier i Macieja Urbanowskiego. Teraz jednak muszę poprzestać jedynie na jej zaanonsowaniu i obietnicy dla czytelników, że ujrzą tu inny sposób portretowania pisarza. „Jest bowiem – jak rekomenduje ją prof. dr hab. Tomasz Wójcik – czymś znacznie więcej niż tylko przypomnieniem jego sylwetki i upomnieniem się o obecność jego pisarstwa”.   

    Przy stoliku w ogródku restauracji Radio Cafe toczy się rozmowa z właścicielem. To szczególne miejsce. Przez długie lata stanowiło siedzibę Stowarzyszenia Pracowników, Współpracowników i Przyjaciół Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa imienia Jana Nowaka Jeziorańskiego. Stash Pruszyński pozwala mi robić wewnątrz fotografie zbiorów dokumentów i zdjęć z lat aktywności RWE w Monachium. Co chwilę rozmawia z personelem, wydaje polecenia. Niegdyś aktywny dziennikarz radiowy i redaktor, a od wielu lat przedsiębiorca gastronomiczny. Do życia przygotowywał się w jezuickiej szkole św. Alojzjusza w Hadze, po śmierci ojca przez krótki czas przebywał w szkole TPD w Warszawie, ale nie najlepiej wspomina ten pobyt. – Tam było bardzo ciasno, kilkanaście łóżek w sypialni – mówi. – Najlepiej czułem się w Rabce, gdzie miałem własny pokój i dobre warunki do nauki aż do matury. Przerwał studia w WSWF w Krakowie i nielegalnie przedostał się Niemiec, gdzie podjął pracę w radiostacji Głos Ameryki oraz współpracę w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Sam, doskonaląc się w fachu dziennikarskim, prowadził przez kilkanaście lat trzy restauracje w kanadyjskim Montrealu. To wtedy przylgnęła do niego „ksywa” Stash. – W roku 1970 sprowadziłem do Kanady mamę, potem siostrę i brata. A pani jak gotuje zupę kalafiorową?

                                                                                      Krystyna Konecka

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko