Trzymam w ręku trzeci tom poezji szczecińskiej literatki Małgorzaty Hrycaj i po raz kolejny pochylam się z prawdziwą przyjemnością nad jego zawartością. Rzadko się zdarza, by autor utrzymał równy poziom w kolejnych publikacjach, nie tracąc po drodze świeżości spojrzenia i niesztampowo ujmując poruszane tematy. Tom zachwyca zarówno wysublimowanym językiem jak i estetycznym, lirycznym przedstawianiem każdego problemu. Nie jest to jednak płytkie zachwycanie obrazami, które maluje natura. Wiersze zawierają głębszy sens i przemyślenia nad kondycją człowieka, nad jego wewnętrznym bogactwem, choć czasem najpierw widzimy przyrodniczą otoczkę. Każdy z nas szuka wewnętrznej harmonii, Małgorzata podpowiada, że można to zrobić zanurzając się w świat wolny od betonu i skażenia cywilizacją. Powie : lubię przytulać drzewa szeptać / zasłyszane historie zaglądać / kwiatom między płatki („og(ród)”). Brzozy stają się powiernicami smutków i choć ją wabią wielkomiejskie światła błądzi po pustkowiach mając za kompas gwiazdę polarną z nadzieją że ruszymy /zimną/ bryłę świata („come-pass”). Natura współgra z tym, co autorka każe przeżywać podmiotowi lirycznemu – czy to będzie huczący wodospad i potęga lawiny żywiołowych uczuć („ko(c)hezja”) czy moment zgody z samym sobą, gdy w zapachu lip wspólnie przeżywa się dzień od wschodu słońca do zmroku („w starym kinie”). Świat przedstawiony nasycony jest barwami, zgodnie z zacytowanym przez Małgorzatę fragmentem wiersza Si Xiao Bing „poślubiłam wielość barw tego świata”. Stanowią one doskonałe tło do przedstawienia wszystkich odcieni uczuć. Uzależnienie od miłości oświetla światło czerwonych latarni, proces zdrowienia po zranionym oczarowaniu nasącza zdrowa warzywna zieleń („tąpnięcie”). Pisze z wyrzutem wiem nie jest ci ze mną łatwo / mężczyźni to daltoniści a ja / jestem kolorowa („patriarsze prudy”).
Autorka porusza się głównie w świecie realnym, choć nie może uciec od nachalnie wdzierającej się rzeczywistości wirtualnej. Wie jednak, że na dłuższą metę nie jest to właściwe miejsce dla człowieka. Tylko w dotykalnej rzeczywistości możemy podać sobie dłonie – na powitanie, w geście przyjaźni i pojednania. Na portalach społecznościowych brakuje tych bezpośrednich kontaktów, a ludzie kryjąc się za awatarami „zagrzewają się do boju i podają sobie znak (nie)pokoju” – jak słusznie zauważy w wierszu „wirtualni”. W takim miejscu można szukać namiastki bliskości, gdy ludzi dzielą kilometry, ale tam niknie zapach / pomarańczy. życie tańczy w sieci. / nim poczuje smak realnej śmierci („on-line”).
W wierszach króluje świat uczuć i przeżyć. Mamy głodną miłość domagającą się spełnienia, często podbarwioną samotnością, zazdrością, tęsknotą czy strachem przed utratą. Przedstawiona w nich kobieta czasem boryka się z poczuciem niższości („muuuzy poetów z o. o.”) czy z pragnieniem bycia kimś wyjątkowym, wybranym – jednak pozbawionym tego przywileju („nie(d)oceniona”). Wiersze są emocjonalne lecz nie egzaltowane, nadaje im to smak autentyczności. W utworze „pranajama” zaczynającym tom Małgorzata mówi o szale poskramianym w imię harmonii, ale chyba nie do końca wierzy, że należy to robić. Podmiot liryczny ubrany w skóry biegnie po ogień lub jako przybysz z gwiezdnych wojen wskakuje w pędzący dyliżans – więc mogłoby się zdawać, że w życiu stan harmonii, jest sztuczny, jest stagnacją. A jednak jeden z najpiękniejszych liryków w tomie – „w ogrodach Rilke’go” przedstawia całkiem inne spojrzenie. Widzimy sielankowy, łagodny obraz świata. W trakcie lektury ma się wrażenie, że to jednocześnie obraz wnętrza człowieka, w którym trawa zabliźnia miejsca poranione przez burze (życiowe), lato tęskni za motylami (dobrych wspomnień?) a jesień przynosi harmonię dojrzałości. W takim ogrodzie każdy odnajdzie spokój i ukojenie – tak czujemy się w towarzystwie ludzi, którzy odnaleźli już pogodę ducha. Podobnie odbiera się wiersz „serenite”, gdzie wpatrzeni w godowe tańce ptaków i wsłuchani w pieśń wiosny przeżywamy głębię spokoju. Mamy prawo być cząstką zapisanej, odwiecznej harmonii. Piękno jest nieśmiertelne, na przekór złu, które chciałoby wypaczyć to, co zostało kiedyś pomyślane jako dar dla człowieka. Muzyka Chopina czy Mozarta łączy nas z Absolutem, choć zdarza się, że człowiek używa materii dźwiękowej do uwznioślania zabijania i szerzenia chaosu. Pomimo tego autorka napisze:
lecz nie umiera piękno dopóki
kochankowie poją ogrody dźwiękami
serenad a głuchy kompozytor głosi
apoteozę istnienia („ E lucevan le stelle”)
Muzyka, taniec, literatura według niej są wyjątkowymi sferami działalności ludzkiej. Pojawiają się metafory nawiązujące do kompozycji muzycznych i tradycji pisanej (Biblia, mity, literatura) – warto je znać lub sprawdzić, co tak urzekło autorkę, że konkretne odniesienie znalazło się w wierszu.
Twórczość jest zakorzeniona w czasie. Widzimy tęsknotę za niewinnością dzieciństwa gdzie w czasie świątecznym mały Jezus rozumiał głód słodyczy a Mikołaj zamiast Coca-Coli niósł / odrobinę nieba apoteozę (u)bóstwa / w tajemnicy wcielenia („bez season greetings”). To, co następuje potem obdziera wiele naszych przeżyć z uroku tajemnicy i nagle stajemy przed powtarzalnym cyklem religijnym, zastanawiając się kiedy Bóg „wybaczy sobie, że nie wyszedł mu człowiek” („dzień świstaka”). Przecież dzieciństwo się kończy i czasem z Adolfików, którym się wszystko wybacza wyrastają potwory („hybrydy”). W wierszach widzimy początek istnienia, nasycone emocjami dojrzewanie i spoglądamy na kres ludzkiej drogi, którą powinna wieńczyć pamięć sprawiająca, że śmierć traci swą moc. Pięknie to zostało ujęte w wierszu poświęconym zmarłemu poecie Jerzemu Tawłowiczowi „czas powrotu”. Życie przemija, wiersz „mieszkanie na sprzedaż” mówi, co pozostaje po tych, którym odmówiono pamięci. Garść przedmiotów, które (w domyśle) zostaną usunięte z przestrzeni, bo nadejdzie nowy lokator ze swoją własną historią.
Jest czas życia indywidualnej jednostki i czas istnienia całych społeczeństw. Małgorzata ogląda się wstecz i widzi historie, z których powinniśmy czerpać naukę. Rzeź pod Wounded Knee jest dla nas przestrogą i powinna być wyrzutem sumienia. W wierszu wciąż słychać płacz duchów, zbrodnię zakryto medalami. Ludzie mający wolność na sztandarach nie mieli skrupułów, by odebrać ją innym – wraz z życiem.
Z autorką wkraczamy we współczesność i wędrujemy w dzień obecny, gdy światu przyszło zmierzyć się z pandemią. W tomie znalazł się wiersz „biała armia” dedykowany prof. Wojciechowi Szczeklikowi. W moim odbiorze jest hołdem złożonym ludziom poświęcającym się opiece nad chorymi. Walczą oni o zdrowie i życie, pomimo ogarniającego czasem poczucia bezsilności i lęku. To jedyny utwór wprost odnoszący się do wydarzeń współczesnych, wyjątkowy w swej wymowie.
Spisywałam na gorąco przemyślenia podczas lektury tego niepospolitego tomu, ale jestem przekonana, że czytelnicy odnajdą w nim wiele więcej. Zachęcam do samodzielnego sięgnięcia po „Cud oddychania”. Poezja Małgorzaty Hrycaj jest zarówno odbiciem piękniejszej strony życia i spisane słowa są doskonałym przewodnikiem po takim właśnie świecie, jak i swoistym azylem od szarej codzienności, gdzie warto się zaszyć, gdy życiu zaczyna brakować barw.
Joanna Słodyczka