Nad rzeką
Stoję
w otwartych brzegach
niesionej prawdy
zanurzony
w podwójnym niebie
otwieram granice
tak samo odległe
mogę jak dawniej
rozpalić ognisko
napełnić szkło winem
określić się słowem
mogę
wypłynąć łódką
w środek wyobrażeń
popatrzeć
za siebie
mogę
nie odstępując luster
przeglądać się
w tobie
rzeko spełnienia
Wzdłuż wody
Idziemy wzdłuż wody
od słońca do słońca
w podglądane ptaki
rozkładane skrzydła
za błękitem oka
idziemy wzdłuż wody
poprzez lustra rzeki
po brzegach odkrycia
podwójnego nieba
za poznane kręgi
idziemy wzdłuż wody
od słowa do słowa
z codziennej potrzeby
by pozostać dłużej
w linii widnokręgu
idziemy wzdłuż wody
tam nasze granice
nasze horyzonty
przezroczyste światy
spodziewane kresy
W gniazdach
Wyniesieni
w gniazdach pokoleń
do poznanych szczytów
otwieramy granice
malowanych horyzontów
napowietrzni
rozświetleni barwą
naszych pryzmatów
cieszymy się
obrazem ziemi
kolorem świata
błękitem spełnienia
odnajdowani
w pęczniejących kręgach czasu
w znikających brzegach poznania
wracamy do obaw
pewności pór roku
Świąteczne koperty
Otwieram koperty
świątecznych słów
rozkładam projekty
najlepszych życzeń
zaskakują mnie
podpowiadane braki
sugerowane pragnienia
dopełniany obraz
niosę
w święto życia
Z niepamięci
Znowu
łączy nas śmierć
wychodzi z niepamięci
wyprowadza z uśmiechu
idzie z nami
na brzeg myśli
Spotkani odnalezieni
Spotkani
w odnalezionych nadziejach
odnalezieni
w spotkaniach
cieszymy się obecnością
bez rozstań bez powrotów
bez potwierdzonych racji
szukamy
chcemy
dalszego ciągu
Potwierdzamy się
Przed podróżą
przed drogą
wystawieni
na niewiadomo co
na co nas spotka
spodziewamy się
przybliżenia celu
jak zwykle
jak co dzień
prowadzi nas
zasłyszana lub podjęta rozmowa
rozwieszone milczenie
nie wiemy
czy uda nam się wrócić
z przekonaniem
o racji
potwierdzamy się
posiadaniem biletu
Okryci blaskiem gwiazd
Przeniesieni
z pleców żółwi
w doskonałość
geometrycznych kształtów
matematyczną pewność
logikę słowa
pozostajemy
w granicach percepcji
paradoksach zrozumienia
wpisani
w krzywioną przestrzeń
powierzony zamysł
kwadraturę koła
potykamy się
okryci blaskiem gwiazd
opasani błękitem
w misji ocalenia
niesiemy istnienie
znaki zapytania
Pozostawać wybierać
Mieć być
pozostawać
w zrozumiałym
zdefiniowaniu pojęć
dobra i zła
wybierać
nie dać się wypchnąć
z niezrozumiałej wieczności
Tryptyk rodzinny
1.Odwiedziny
Dojeżdżając do domu
patrzyliśmy w okno
zwykle tam stałaś
czekałaś za szybą
rozpoznając drogę
szukanej radości
formowałaś myśli
by je opowiedzieć
gdy już usiądziemy
obok naszych światów
2.Życie
Nie jechałem
dla opowiadania
trosk
niezrozumiałych obowiązków
nie obnosiłem się
z radością
pokonanej drogi
nie zabiegałem
o słowo
z dobrych opowieści
przywoziłem
oswajane życie
3.Pożegnanie
Już nie usiądziemy
za stołem
przy kuchni
z rozpalonym ogniem
w aromatach smaków
w bukietach starania
by patrzeć przed siebie
w znajdowaną jasność
by wypełniać światłem
nasze zrozumienie
znajdować nazwanie
mimo braku słowa
W kolorowych plamach
Obrysowany kształtem świata
znikam
w kolorowych plamach
zasłonięty codziennością
coraz mniej widzę
przemykam korytarzami
ulic ścian mebli
użytkowych dekoracji
z kluczem w słowach
znaczę
punkty odległości
rysuję drogę
linią życia
wpisuję się w obraz
Pewność
Kominy
położone na dachu
schowanym szronem
jaśnieją
wypatrzonym kierunkiem
oczekiwanych narodzin
kolejnego dnia
zapamiętane kadry
realizacji nocy
w totalnym deficycie akceptacji
przewijają się
doświetleniem planu
obudzone niebo
pełne pól sadów lasów i rzek
uzupełnia odpowiedzi
na pytania
codziennych wątpliwości
przywraca pewność wtajemniczenia
Zdarzenie
W worku
zarzuconym przez ramię
niosła po drabinie
na strych
część życia
schodzone buty
znoszone ubrania
niepotrzebne nakrycia głowy
w pół drogi
chciała wszystko wyrzucić
obolałe stopy
wiatrem podszyte nadzieje
przemoknięte nieba
spadła
w porządkowane kąty
ze wszystkim
czego jeszcze nie znała
Śnieżki
Szli do szkoły
na lekcje
w powtórzonych klasach
byli dużo starsi ode mnie
u sąsiada
z drogi
przez otwartą bramę
śnieżnymi kulami
pieczętowali
odległe wrota stodoły
cieszyli się zimą
moje śnieżki
nie sięgały bramy
dla mnie
wszystko było
takie nierealnie możliwe
W Rzymie
U papieża
już tylko jasne fotografie
błyskające wśród nocy
obrazki wizyty
potwierdzanie się w murach
podświetlonych mroków
wypatrywanie okien
z których
Bóg
nas widzi
Pani Basia
fotografuje anioły
Nocny powrót
Patrzę
w noc
w ciemność
wśród niewiadomych
wiszą
jasne okna
rozświetlone światy
tam idę
Tropy
Wyprowadzony sarną
na poranne łąki
cieszę oczy
rytmem życia
przypomnianym ładem świata
spotkanym kotem
omijam płoty
niebezpiecznych horyzontów
wypatrzonym dudkiem
przemykam
w możliwą perspektywę
w sosnowym zagajniku
obok kościoła
w odgłosach
rozbieganych wiewiórek
upewniam się
w tropach nieba
Miejsce
W Niekurzy
nie było łatwych dróg
wokół
rzeka wzgórze las
by wydostać się
w opowiadane
wyobrażone niepewne
trzeba było
wcześnie wstać
zaprzęgać konie
lub iść
przeprawić się za horyzont
by zdążyć
na spodziewany pociąg
doczekać się drogi
znaleźć miejsce
z którego
będzie można wrócić
które będzie można
opowiadać
Zakorzenieni
Zakorzenieni w istnieniu
uprawnieni do racji bytu
zakodowani w drodze
idziemy
z każdej potrzeby
z każdego wyobrażenia
szczeliny monolitu
kolejnych pokoleń
nabrzmiewają oczekiwaniem
uśmiechamy się
do naszych dzieci
nie chcemy mówić o wojnie
Z obłoków z doliny
Tak jak się przyszło
z obłoków
z doliny
trzeba iść dalej
za najbliższe wzgórze
za lustro rzeki
w rozstawione drzewa
nieść
wszystko z sobą
co się udźwignęło
w gęstwinie znaczeń
wymieniać obrazy
dodawać barwy
składać w strumień światła
zgadywać siebie
w nieprzewidywanym
znajdować drogę
która się nie kończy
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl