Wiersze tygodnia – Arkadiusz Frania

0
190
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska


* * *

napisałem wiersz
napisał się wiersz
napisało się kilka słów

poczułem radość i pustkę

że to już
że to już

gdy uchyliłem okno
żeby wpuścić trochę grudniowego powietrza
żywioł zdmuchnął litery

wiersz się schował i milczy
znajdę go jeśli tylko
znów zacznie we mnie oddychać


* * *

w dzieciństwie
ktoś opowiedział mi piękną baśń
której fabuły właściwie
już dziś prawie nie pamiętam

wciąż jednak słyszę trzask gałęzi w ogniu
i ten dziwny niespokojny
korzenny zapach

potem przez kilka dni
bolała mnie głowa
pękała ziemia
rozstępowały się znaczenia

nie poznawałem twarzy gestów słów i barw


* * *

zaczęła się wielka budowa
we wnętrzu mojej duszy

wszystko rozgrzebane
ustawiono rusztowania
zabezpieczono chodniki
robotnicy wywiercili otwory na haki
w dziurawe okna
wstawiono półprzezroczystą folię

zaczęła się wielka budowa
we wnętrzu mojej duszy

pokryto tynkiem
każdy centymetr mojej wyobraźni

misterna konstrukcja
zawali się
od jednego kwaśnego podmuchu


* * *

schowałem się w szafie

jest ciemno
ale to mnie chroni
przed mrokiem pokoju
przede mną

obok skręconych
wysuszonych skórek cytryny
rozkładają się
jak kiełki ziemniaków na wiosnę
zimne obce ręce
wyciągnięte
z moich wspomnień


* * *

prześladuje mnie sen

rano jednak nic nie pamiętam
czuję się później trochę nieswojo

wieczorem zasypiam
bez zbędnego myślenia o rzeczy
tak niepewnej i kruchej
jak poranek

przecinek i kropka


* * *

dokąd

od ściany do ściany
z kąta w kąt
od sufitu do podłogi

dokąd

przekątna równoległa
prostopadła i sieczna

ostatecznie może być sieczna
albo jeszcze lepiej promień
na przykład światła
które rozbłyska w moim ciemnym pokoju


* * *

patrzę w lustro
mija dzień i noc
mija noc i nic

mój dzień powszedni i święto
i noc powszednia
i dzień świąteczny
i noc świąteczna

patrzę w lustro
nie dostrzegam twarzy
jedynie kilka zmarszczek
grymasów zwichnięć
jak w filmie rysunkowym
kilka grubych uproszczonych pociągnięć

patrzę w lustro
odkręcam kran z gorącą wodą
para szybko osiada na szkle
i jestem już po drugiej stronie wieczności
dotykam swojej twarzy od środka


* * *

idę
tak idę
idę w siebie

idę w ogień
idę w wodę
idę w powietrze
idę w ziemię

idę w popiół
idę w błoto
idę w pył
idę w piach

idę
idę żeby nie stać
żeby nie być tu
żeby być tam

żeby być


* * *

modlę się
bo chcę żyć wiecznie

odmawiam litanię do świętego franciszka salezego
koronkę do świętej dymfny
patronki osób zmagających się z depresją
wypełniam serce hymnem przybądź duchu święty
otwieram modlitewnik z 1978 roku
pamiątkę pierwszej komunii świętej
czerpię nadzieję z litanii do świętego józefa
i wszystkich świętych

naprawiam złe uczynki
bo chcę być zbawiony

nie potrafię cofnąć wypowiedzianych słów
wciąż budzą mnie po nocach
choć rozpuściły się w powietrzu
choć ostrza niektórych wykrzykników
wygładził wiatr lub deszcz

grzeszę i proszę o rozgrzeszenie

czy umiem modlić się inaczej niż wierszem


* * *

myślałem że jestem sam
bez nikogo bez siebie
tylko z brulionem smutnym jak moja bezradność

a tu niespodzianka

na białej ścianie pająk
wspina się żwawo

na brudnej szybie ćma
zagląda do pokoju

szczekanie psa i miauczenie kota
płyną przez otwarte okno

trzeba mi tylko znaleźć spójnik „i”
by połączyć to wszystko w nic

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko