Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
172

Intelektualista światowy, inteligent polski

         W definiowaniu zasadniczych rysów myślenia intelektualisty czy artysty poręczne bywa zestawienie go z innym „kolegą po fachu”, zwłaszcza podobnie wybitnym. Profesor Paweł Kozłowski, socjolog i ekonomista, kolega profesora Andrzeja Walickiego (1930-2020) zestawia go z jego przyjacielem i intelektualnym interlokutorem,  Leszkiem Kołakowskim. „Andrzej Walicki jest myślicielem integralnym i koherentnym. Jego poglądy polityczne są równorzędne filozoficznym, jedne i drugie są ze sobą związane, wzajemnie się uzasadniają i ze wspólnej im pracy umysłu wyrastają. Leszek Kołakowski potrafi być głębokim, ze świetnymi rezultatami, oryginalnym badaczem idei filozoficznych, natomiast staje się absolutystą i ociera o manicheizm w polityce. (…) U Andrzeja Walickiego tego rodzaju dysonansu nie ma, przeciwnie – oba przedmioty myślenia łączy jedna metoda i wspólny cel. Kołakowski „sparzył się” – jak to sam nazywa – swoim otwartym rewizjonizmem, do końca rozczarował się systemem. Walicki nie rozczarował się, bo nigdy wcześniej nie był oczarowany ani nim, ani jego czystym ideowym źródłem. (…) Kołakowski przeszedł od partyjnej i wewnątrzsystemowej walki o władzę polityczną do pełnej, zewnątrzsystemowej i pozapartyjnej opozycji. Walicki kładł nacisk na wolność jednostki, niezależność myśli i autonomię kultury, a nie na władzę polityczną, był konsekwentnym i ciągłym wyrazicielem stanowiska oponentów wewnątrzsystemowych i zewnątrzpartyjnych. Gdy Kołakowski z niesmakiem odnotowywał odchodzenie ludzi władzy od ideowości i kierowanie się przez nich w coraz większym stopniu interesownością i kalkulacją. Walicki traktował to jako zmianę w pożądanym, mniej opresywnym kierunku i odchodzenie od postaw nieprzejednanych. (…) Przyjaciół dzieli już – bardziej niż Polska – świat, Kołakowski walczy ciągle, niczym leśny kombatant, z marksizmem i komunizmem, Walicki z odradzaniem się paleokapitalizmu i z ożywieniem socjaldarwinizmu, który wypełnia głowy inteligencji i kształtuje społeczeństwo”. (…) „Nie, Leszku (pisze Walicki), „wirus marksizmu” to dziś moje ostatnie zmartwienie! Klerykalizm, nacjonalizm, rusofobia i bezpardonowa żądza władzy, to nie wirus ale epidemia”. I dodaje Kozłowski w innym miejscu: „Andrzej Walicki bronił nasze głowy przed urazem komunistycznym, teraz broni przed neoliberalizmem”.

         Znamienne, że o ile Kołakowski był przez pewien czas „gwiazdą intelektualną”, „intelektualnym celebrytą”, o tyle Walicki nawet się do tej popularności nie zbliżył. Osobny, samotny, często pomijany, przemilczany, mimo wagi jego naukowego myślenia i wagi jego książek. Pewnie miał na to wpływ nieułatwiony sposób pisania i poglądy słabo absorbowane przez szerszą publiczność. „Książki Walickiego nie są po prostu lekturami do czytania, to są teksty do studiowania. Wymagają ciągłego skupienia i towarzyszenia w pracy umysłu autora”. Poza tym dużo pisał o Rosji, był od Rosji niejako naukowym specjalistą. A pisał o Rosji w sposób radykalnie odmienny od tej narracji, do której przygotowany i przyzwyczajony jest odbiorca polski. Walicki Rosji nie zbywał stereotypami. On Rosję głęboko przemyślał i wydaje się że Rosję bardzo dobrze zrozumiał, w tym oczywiście przede wszystkim rosyjską myśl filozoficzną i polityczną. Pierwsza część książki to myśl Walickiego widziana przez Kozłowskiego, druga – to głos samego Walickiego, w tekstach i udzielonych wywiadach. Głos bogaty w treści i znaczenia, głos uczonego, który pozostawił po sobie ogromny dorobek (m.in. „Polska, Rosja, marksizm. Studia z dziejów marksizmu i jego recepcji”, „Marksizm i skok do królestwa wolności”, „Polskie zmagania z wolnością. Widziane z boku”, czy „Filozofia polskiego romantyzmu”), a zakres jego naukowych zainteresowań i przedmiotów badań był bardzo rozległy. Kozłowski nazwał go „intelektualistą światowym, inteligentem polskim, człowiekiem integralnym”. Trafnie.

Paweł Kozłowski – „Spotkania z Andrzejem Walickim”, Instytut Wydawniczy Książka i Prasa, Warszawa 2021, str. 326, ISBN 978-83-66615-86-1

Błok – to brzmi jak „obłok”

Generalnie nie jestem zbyt mocny w roli czytelnika poezji. Wbrew pozorom bliskiego pokrewieństwa między poezją i prozą jako przynależących do wspólnego pola piśmiennictwa, literatury, poezja to sztuka bardzo osobna, być może nawet bliższa muzyce niż prozie powieściowej. Dlatego bardzo uważnie wczytałem się zarówno w notę wydawniczą, jak i we wstęp autorstwa Adama Pomorskiego. „W stulecie śmierci Aleksandra Błoka, jednego z najwybitniejszych rosyjskich poetów Srebrnego wieku, okresu w dziejach literatury rosyjskiej niezwykle bogatego w literackie talenty, ukazuje się tom wierszy, artykułów i dramatów lirycznych Błoka w przekładzie i z przedmową Adama Pomorskiego. Jest to autorski wybór tłumacza, poprzedzony erudycyjnym wstępem i opatrzony szczegółowymi przypisami – komentarzami. Ten znawca literatury rosyjskiej, tłumacz między innymi Achmatowej, Mandelsztama, Chlebnikowa, Jesienina czy Dostojewskiego, pokazuje nam Błoka jako artystę słowa nie tylko poetyckiego, choć poezja oczywiście przeważa w dorobku autora Śnieżnej maski czy słynnego i kontrowersyjnego poematu „Dwunastu”. Adam Pomorski przedstawia Błoka także jako dramaturga, autora choćby „Szopki” czy „Budy jarmarcznej”. Pomorski pisze w przedmowie: „niniejsze wydanie obejmuje obszerny wybór utworów z II i III tomu autorskiej edycji wierszy zebranych wraz z garścią współczesnych im liryków niewłączonych ostatecznie przez poetę do kanonicznego zbioru. Z wyjątkiem jednego utworu nie przedstawiamy tu juweniliów z I tomu Błoka, w tym cyklu „Wierszy o Pięknej Damie”. Zamiast autorskiej cyklizacji wierszy w obrębie tomów, respektowanej na ogół w wydaniach zbiorowych Błoka w Rosji, a z natury rzeczy ułomnej w wyborze przekładów, przyjmujemy układ chronologiczny, nie wprowadzając podziałów gatunkowych. Nie oddzielamy więc poezji od prozy szkiców krytycznych i esejów, a dwa łączące poezję z prozą utwory dramatyczne umieszczamy wśród współczesnych im tekstów.” Pomorski w tym jubileuszowym wydaniu dedykuje swoją książkę „pamięci tych, którzy dla sprawy Błoka w Polsce położyli największe zasługi jako tłumacze, edytorzy i badacze: Leonarda Okołów-Podhorskiego i Seweryna Pollaka. Ich dzieło kontynuuje w Polsce każdy, kto podejmuje dziś czy podejmie w przyszłości trud przekładu lub opisu prac i dni Aleksandra Błoka. Ma tę świadomość piszący te słowa, dodając kolejną kartę do stuletniej tradycji.” „Nad otchłanią chybocąc się w locie” to książka dla wszystkich miłośników prawdziwej poezji” – czytamy w nocie edytorskiej. Tak – odłożywszy na bok kuchnię poetyckiej formy i krytyki poezji – i oddawszy się nieskrępowanej wiedzą lekturze wierszy Błoka, nie sposób nie ulec ich urokowi. Gdy czyta się wiersze, prozę i próby dramatyczne tego wielkiego nadwrażliwca poezji rosyjskiej, jakim był Aleksander Błok, czuje się lotność jej substancji. Wspaniała poezja, ale nie podejmuję się zdefiniować tego podziwu. A może nie jest to konieczne? Może wystarczy odbiór spontaniczny, nieskrępowany żadnymi prefiguracjami wyrastającymi ze świadomości?

Aleksander Błok – „Nad otchłanią chybocąc się w locie”, przekład, wybór, przypisy, wstęp Adam Pomorski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 531, ISBN 978-83-8196-216-2

Baśń o Polsce jednobarwnej

         „Wiele wspaniałych postaci z naszej historii, dawniejszej i najnowszej, przewija się na kartach tej księgi – typowej dla Bohdana Urbankowskiego kolejnej kapitalnej syntezy naszych dziejów – czytamy w nocie edytorskiej wydawnictwa „Biały Kruk” –  Są wśród nich: najpopularniejszy w Europie poeta polskiego baroku (kto dziś o nim wie?) cny Sarmata Maciej Kazimierz Sarbiewski, artyści, myśliciele, działacze i wielcy wodzowie jak Chodkiewicz, Żółkiewski, Kościuszko, aż po Piłsudskiego. Iluż tu wspaniałych bohaterów, którzy wykazują się na wielu polach – walki, sztuki i intelektu. Byłby to obraz nad wyraz budujący, gdyby pomiędzy bohaterami chyłkiem nie przemykali zdrajcy. Ci ostatni są dla nas ostrzeżeniem, tym bardziej że nie brakuje ich również w III RP. Dziś nawet jakby więcej ich było niż dawniej – czego Autor nie omieszkał wyakcentować. Bohdan Urbankowski znany jest z patriotyzmu, ogromnej erudycji, błyskotliwych myśli i ciętych sformułowań. Wiedzę historyczną wiąże z refleksją filozofa, pisząc barwnym, wyrazistym językiem. Nie lubi lukrowanek, jasno nazywa rzeczy po imieniu. Bezbłędnie potrafi oddzielić bohaterów od zdrajców, nie myląc przy tym, broń Boże, opartych na Dekalogu pojęć i wartości. Nie inaczej jest i w tej książce, będącej kontynuacją „Gniazda polskiego”, które jako pierwsze ukazało się w ramach serii „Wspólna pamięć narodu”. Autor rozprawia się z kłamliwymi narracjami kształtującymi dzisiejszą wiedzę (tudzież niewiedzę) historyczną współczesnych ludzi żyjących w nowoczesnej wieży Babel. Takie mamy czasy, że nawet w szkołach dokonuje się przekłamań, zamieniając dowolnie role bohaterów i zdrajców. Ta książka prostuje wiele spraw, w tym pomaga zrozumieć, na czym polega bohaterstwo i jak perfidna potrafi być zdrada. Bohdan Urbankowski wydobywa na światło dzienne dorobek polskiej myśli społecznej, politycznej i filozoficznej oraz jej wkład w wielkie europejskie dziedzictwo. Ustala przyczyny kłopotów niektórych nowoczesnych Polaków z chrześcijańską tożsamością swego narodu. „Bohaterowie i zdrajcy” to bardzo pomocna lektura w zrozumieniu dzisiejszych kłamliwych medialnych narracji. Polska jawi się nam na kartach tej książki jako obiekt troski (przykłady zdrad), ale przede wszystkim jako powód do dumy (dowody bohaterstwa). Kapitalna wprost szata graficzna potęguje siłę przekazu”.

         Pracę Bohdana Urbankowskiego rzeczywiście czyta się z zainteresowaniem, bo napisana jest dobrą polszczyzną, potoczyście. Z tej lektury będą jednak zadowoleni przede wszystkim zwolennicy pewnej jednostronnej koncepcji historii Polski. Nie jest to bowiem zobiektywizowana synteza dziejów kraju, lecz jej obraz wybiórczy, skomponowany z apologetycznych pozycji nacjonalistyczno-katolickich, a przy tym raczej publicystyczny, pamfletowy niż naukowy. To wyidealizowana wizja Polski tyrtejskiej, rycerstwa, szlachty, czynów zbrojnych, zwycięstw i „pięknych” klęsk. To co złe w polskich dziejach, to jedynie garstka zdrajców „sprzedających ojczyznę za judaszowe srebrniki”. Poza tym sama wspaniałość i szlachetność narodu. Brak nawet odniesienia do wielowiekowego ucisku i brutalnej kolonizacji chłopów przez szlachtę, brak nurtu socjalistycznego i lewicowego (który potrafił jednak docenić pobratymca ideowy Urbankowskiego, Bohdan Cywiński w swoich „Rodowodach niepokornych”), którego ocena sprowadzona jest do inwektyw ideologicznych. Dużo za to niechęci nie tylko do PRL, ale nawet do socjalizmu, lewicowości i postępowości jako takich. Ulubiony bohater Urbankowskiego, Józef Piłsudski pokazany jako niemal święty, bez całego skomplikowania tej postaci. Do tego sporo nawiązań („wycieczek”) pod adresem nielubianych przez Urbankowskiego współczesnych sił lewicowo-liberalnych. Reasumując, lektura jako taka rzeczywiście atrakcyjna, ale raczej jako lekcja poglądowa, w jaki sposób historia bywa jednostronnie przekazywana. PRL mogłaby się od autora uczyć.

Bohdan Urbankowski – „Bohaterowie i zdrajcy”, Biały Kruk, Kraków 2021,  str. 599, ISBN 978-83-7553-315-6

Ostatni westman o stalowym spojrzeniu

         Według tej biografii Clint Eastwood jest okropnym człowiekiem: brutalnym, nielojalnym, egotycznym, patologicznie skąpym, agresywnym, z obsesją długowieczności, do tego zdecydowanym prawicowcem republikańskim, który popierał Nixona i Reagana. „Tego człowieka rozpoznaje się po jednej sylabie – bo jest tylko jeden Clint, prawdziwy amerykański samotny wilk. To jeden z największych sukcesów Hollywood. Pierwotnie znany z grania w westernach – od tego czasu pokazał jednak szeroki repertuar aktorski i udowodnił, że jest nie tylko utalentowanym odtwórcą ról, ale również wybitnym reżyserem. Poza pracą Clint słynie z silnej osobowości, nigdy nie kryje się ze swoimi poglądami. Kiedy ukazała się ta biografia, krytycy chwalili ją za rzetelność zebranych materiałów, a jej bohater wpadł we wściekłość do tego stopnia, że pozwał autora o 10 milionów dolarów; skutkiem pozwu był zakaz rozpowszechniania książki w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie sprawa zakończyła się bez kary. Książka „Clint. Życie i legenda powstała na podstawie wyczerpujących rozmów z osobami bliskimi Eastwoodowi, dokumentów i materiałów o produkcji zarówno jego najsłynniejszych filmów, jak i mniej znanych dzieł. To pozycja obowiązkowa dla szerokiego grona jego fanów oraz dla wszystkich interesujących się historią Hollywood” – czytamy w nocie wydawniczej. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że szczególna pozycja Eastwooda wynika także z tego, że jest on jedynym i ostatnim chyba amerykańskim aktorem, który podtrzymuje (a może raczej: podtrzymywał) tradycje klasycznego westernu i jest jego, na ogół w dobrym tego słowa znaczeniu – epigonem. Apogeum gatunku dokonało się w latach 50-tych i 60-tych z udziałem pokolenia aktorów urodzonych w latach 1900-1920, takich jak Gary Cooper, John Wayne, Gregory Peck, Kirk Douglas, Yul Brynner.  Clint Eastwood jest od nich (wszyscy już nie żyją) młodszy o pokolenie (urodził się 31 maja 1930 roku – tylko Steve McQuinn był jego rówieśnikiem, ale żył tylko 50 lat) lub o generację i przejął po nich pałeczkę w charakterze singla.

         To druga już biografia Eastwooda. Pierwsza, autoryzowana przez niego jest hagiografią, dopiero Patrick Mc Gilligan postanowił nie „gryźć się w język” i napisał o Clincie „prawdę”. Czy to prawda? A czy to takie ważne? W końcu, jakie dla widza, a zwłaszcza „wychowanego” na westernach, ma znaczenie prywatna moralność (lub niemoralność) aktora? Choćby Clint był koszmarnym prawolem i brutalem (to typowe dla amerykańskiej prawicy), to zawsze z przyjemnością oglądam jego cynizm, brutalność, zimną krew, ale i odruchy dobra na ekranie. W spaghetti westernach sprzed lat („Za garść dolarów”, „Za kilka dolarów więcej”, „Dobry, zły i brzydki”), w filmach wojennych („Tylko dla orłów”), jako łowca nagród Tommy Novak w „Różowym cadillacu”, ale przede wszystkim w pięciu edycjach „Brudnego Harry”, w „Niesamowitym jeźdźcu”, „Bez przebaczenia”, „Mścicielu”, gdy bez zmrużenia oka, trochę jakby leniwie i od niechcenia (tak samo jak się porusza) rozwala całą bandę gorszych od niego brutali i zimno spogląda na swoje dzieło szarostalowymi oczami. W końcu na tym polega magia kina.

Patrick McGilligan – „Clint. Życie i legenda”, przekł. Ewa Penksyk-Kluczkowska, wyd. „Znak Horyzont”, Kraków 2021, str. 480, ISBN 978-83240-7961-2

Pamiętniki polskiej inteligentki

         Przed dwoma laty przedstawiłem pierwszy tom wspomnień Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej, opatrzony podtytułem „Wspomnienia galicyjskie” Odebrałem je jako bezcenny dokument pamiętnikarski życia polskiej inteligentki pochodzenia szlacheckiego, ukazanego na bogatym tle rzeczywistość czasów, w których przyszło jej żyć. Niedawno ukazał się tom drugi jej wspomnień.

         Przypomnijmy – Zofia Skąpska urodziła się 24 maja 1881 r. w Kaliszu, zmarła 14 sierpnia 1961 r. w Krakowie. Dzieciństwo spędziła w majątku Goszczyno i Krakowie, gdzie odebrała staranne wykształcenie (…) Napisała (…) wspomnienia, których, być może niezamierzonym przez Autorkę walorem, jest przedstawienie, poprzez koleje życia swojej rodziny, historii kraju i ukazanie uniwersalizmu losów narodu i kilku pokoleń inteligencji polskiej. W tomie drugim autorka przenosi nas teraz na Pomorze, gdzie w odrodzonej Polsce toczą się dalsze losy jej i najbliższych. Tłem są zarówno ważne wydarzenia o randze narodowej, jak i drobne, lecz barwne przypadki życia spędzanego na prowincji. Druga część tomu to zapis dramatycznych przeżyć rodziny podczas II wojny światowej i okupacji. W tym czasie autorka żyła w podkrakowskim majątku Hebdów.

         Wiesław Myśliwski napisał, że „pisarstwo Zofii Skąpskiej nabiera w tym tomie dodatkowych rumieńców, a historia Jej życia i życia Jej rodziny to niemal gotowy scenariusz na film czy serial obyczajowo-przygodowy. Barwne, soczyste postaci, zaskakujące losy bohaterów, a życie Autorki bogate w dramatyczne i zaskakujące zdarzenia…”

         „Po drugi tom wspomnień Zofii Skąpskiej sięgnąłem pełen uznania dla wartkości narracji i zdolności obserwacji Autorki, co zapamiętałem z tomu pierwszego – napisał Józef Hen – Historia jednej rodziny osnuta wokół historycznych przeżyć całego kraju to opowieść niemal uniwersalna o losie Polski i Polaków pierwszej połowy XX wieku. Bogate, ociekające faktami i zaskakującymi koligacjami przypisy stanowią dodatkowe tło opowieści, układają się w osobną, równoległą narrację o Polsce, której już nie ma”.  

         „Nostalgia za rodzinną Sądecczyzną konfrontuje się w drugim tomie wspomnień Zofii Skąpskiej z trudem rozpoczynania nowego życia na Pomorzu, w którym wszystko jest inne: pejzaże, ziemia, zapachy, ludzie, obyczaje. Drugi tom wspomnień Zofii Skąpskiej jest fascynującym zapisem niełatwej akceptacji tej inności i stworzenia w nowym miejscu swojej małej ojczyzny na dwie międzywojenne dekady” – tymi słowami polecił lekturę wspomnień Eustachy Rylski.

         Rafał Skąpski, wnuk autorki, a zarazem inicjator i pierwszy redaktor edycji napisał: „Matkę mego Ojca widziałem nie więcej niż dwa, trzy razy w życiu. Miałem wówczas lat kilka, Babcia odpowiednio więcej… Była więc osobą mało mi znaną i emocjonalnie dość odległą; tak poukładały się rodzinne losy. Ale wszystko się odmieniło, gdy okazało się, iż w zasadzie bez większego trudu potrafię odczytać dość specyficzny, zawiły charakter Jej pisma. A było co czytać i przepisywać; pozostawiła dwadzieścia jeden stukartkowych zeszytów zapisanych gęsto, trudno czytelnym pismem. Wspomnień obejmujących osiemdziesiąt lat życia, niemal dzień po dniu notowanych. Przepisując rękopis poznawałem nieznaną mi wcześniej Babcię, lepiej niż gdybym spędził z nią dzieciństwo. Poznawałem Jej myśli, marzenia i poglądy. Stawała mi się coraz bliższa z każdą przeczytaną i przepisaną stronicą. Dowiadywałem się o Jej dniu powszednim, o zajęciach domowych, dzieciństwie mego Ojca i jego rodzeństwa, o Jej pasjach społecznych, zamiłowaniach artystycznych, współpracy z prasą początkowo lwowską, później sądecką, krakowską, pomorską”.  Piszącemu te słowa nie pozostaje nic innego jak przyłączyć się do tych opinii. Naprawdę frapująca lektura.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska – „Dziwne jest serce kobiece”, tom 2, Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa”,   Czytelnik, Warszawa 2021, str. 664, ISBN 978-83-07-03512-3

Mrożek jako bohater „latynoskiej telenoweli”

Brazylijskiej chciałoby się rzec, gdyby autorka nie była Meksykanką (taki żarcik). Czy w literaturze ważne jest wyłącznie dzieło, czy także jego autor? Na ten temat zdania są podzielone. Jedni uważają, że liczy się tylko jakość utworu literackiego, a cechy osobiste czy poglądy autora są nieistotne. Inni – że nie tylko dzieło świadczy o pisarzu (czy artyście, szerzej biorąc), ale też jego życie. To także pytanie o sens biografistyki. Knut Hamsun, Ezra Pound czy Louis Ferdinand Celiné byli koszmarnymi faszystami, ale to nie zmienia faktu, że byli wielki pisarzami, a do „Podróży do kresu nocy” czy „Śmierci na kredyt” tego ostatniego wracam od czasu do czasu z lubością, jako do świetnej prozy. Podobnie bardzo cenię, wręcz uwielbiam pisarstwo Jarosława Marka Rymkiewicza za jego walory wszelakie, choć od jego poglądów i hymnów na cześć Kaczyńskiego dzieli mnie istny mur chiński. Rosana Osorio-Mrożek tak wspomina poznanie swojego przyszłego męża Sławomira Mrożka: „Zaczynało mi się nudzić. Czekałam w recepcji hotelu już od czterdziestu minut, kiedy zobaczyłam, jak wchodzi wysoki, postawny mężczyzna w dżinsach, z miną Gary’ego Coopera wyrażającą pewność siebie i zarazem nieśmiałość. Spojrzałam na niego, on spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się, on się uśmiechnął i w tamtej chwili nie liczyło się nic więcej”.

         Tak zaczyna się niezwykle osobista opowieść Susany Mrożek, która poznała pisarza w 1979 roku w Meksyku. On był wdowcem, miał 49 lat i tkwił w długiej burzliwej relacji z mężatką. Susana miała wtedy 27 lat, była po rozwodzie i podjęła decyzję, że nigdy więcej nie wyjdzie za mąż. Została tłumaczką i przewodniczką Sławomira, on był jej przyjacielem, bezwarunkowo szczerym. Zakochali się, rozjechali, pisali do siebie, szukali się, spotykali w Europie, rozstawali, wchodzili w nowe związki, ranili, tęsknili. W 1987 roku oświadczył się jej w Paryżu. Bez namysłu odpowiedziała nie, ale to nie koniec tej historii pokazującej głębokie uczucie łączące dwoje dojrzałych i świadomych siebie ludzi – miłość z jej blaskami i cieniami, która jest w stanie przezwyciężyć mroczne, depresyjne tło, nieobce obojgu. Wspomnienia Susany Mrożek, przeplatane listami, jakie para pisała do siebie przez lata, oraz nieznanymi rysunkami Mrożka, pokazują pisarza z zupełnie nieznanej strony. Kto by pomyślał, że Sławomir Mrożek, jawiący się powszechnie jako samotnik stroniący od wszelkich egzaltowanych uniesień, ozdabiał swoje liściki do ukochanej serduszkami i zapakowywał je w koperty z Hello Kitty? Jednak ogromna czułość, jaką Susana i Sławomir darzyli się przez lata, nie ma w sobie nic infantylnego. Czy możliwe jest pogodzenie tych wszystkich sprzeczności: depresji, namiętności, osamotnienia, czułości, beztroski i prozy życia w obliczu chorób i upływającego czasu? Mrożkowie znaleźli na to własny, jedyny w swoim rodzaju sposób, a Susana Mrożek nareszcie uchyla rąbka tajemnicy” – czytamy w nocie wydawniczej.

         Sławomir Mrożek, to uosobienie szyderstwa, demaskujący mity współczesnej cywilizacji, wielki kpiarz i demaskator, stawiany w jednym szeregu z Ionesco, Beckettem, Pinterem czy Witkacym, pisarz który o Witoldzie Gombrowiczu mawiał per „szef” – jako bohater romansu a la Grochola? Mrożek jako bohater serialu na brazylijską modłę? I miły i dobry mąż, a przy tym  w uczuciach niemal romantyk? W opisie małżonki? W końcu, czemu nie? Co nie zmienia faktu, że bez jego „Tanga”, bez wynurzeń Edka i jego tańca z Wujem Eugeniuszem, bez „Policji”, „Rzeźni”, „Vatzlava”, „Szczęśliwego wydarzenia”, „Garbusa”, „Emigrantów”, ta lektura nie byłaby szczególnie atrakcyjna. A tak – jest.

Susana Osorio-Mrożek – „Przylepka i potwór”, przekł. Marta Szafrańska Brandt, Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021, str. 520, ISBN 978-83-08-07398-8

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko