Krystyna Konecka – PAMIĘĆ OCALAJĄCA

0
459

     …I znowu spotykam się z Anną Marią Mickiewicz.

Nie – z edytorką (Literary Waves, Londyn) i redaktorką, jak to ma miejsce w przypadku międzykontynentalnej antologii pt. „Do zobaczenia, tom II”, wydanej w roku 2021 w sprawdzonym duecie z Danutą Błaszak (Dreammee Little City, Orlando), już drugiej części książki poświęconej wspomnieniom o polskich artystach, którzy odeszli. Nie  – z autorką zbioru artykułów, reportaży, esejów i wywiadów pt. „Londyńskie bagaże literackie”, kiedy recenzując go przed dwoma laty na portalu e-Pisarze.pl, podkreśliłam, iż warto zaprzyjaźnić się na długo (…) z poetką, animatorką życia literackiego w Londynie (…) wieloletnią członkinią Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, uhonorowaną Medalem Zasłużony Kulturze „Gloria Artis”.

      To kolejne spotkanie jest liryczne, zaświadczające o niezbywalnej obecności w życiu Anny Marii Mickiewicz – poezji, tego „azylu” wobec innych form twórczej egzystencji i ekspresji. Istniejącego na stałe od czasu debiutanckiego tomiku wierszy pt. „Dziewanna”, napisanego jeszcze w kraju podczas stanu wojennego. Tak jak ten, (poszerzony po pierwszej, warszawskiej edycji z roku 1984, i wydany jako „Proscenium” w roku 2010 w lubelskim Norbertinum, podobnie jak  o dekadę wcześniejsze „Okruchy z okrągłego stołu”, najnowszy również ukazał się w tej samej oficynie, w mieście rodzinnym, i z jego nazwą w tytule: „Między Lublinem a Londynem. Wiersze wybrane”. Wiersze o pamięci, o tęsknocie, o wzruszeniach, które trwają nieodmiennie, wibrując w krwiobiegu niczym krople ożywczego tlenu podawanego przez niewidzialny respirator. Zastanawiałam się, na ile jakiś magiczny wpływ na tę poezję może wywierać zbieżność początkowych i końcowych liter w nazwach obydwu miast, a nawet identyczna ich ilość… Coś w tej paraleli zapewne musi być…

     Dwa cykle liryków, niegdyś rozproszonych w różnych publikacjach, teraz połączyło wspólne przesłanie: można zatrzymać upływający czas, który przywróci to, co minione i utracone bez własnej winy. I to co pomoże egzystować nadal, i stawiać czoła wyzwaniom losu w miejscu, którego nie przewidziały lata młodości. Bo to, co wydarzało się „między Lublinem a Londynem” to było dzieciństwo i młodość, przez sam fakt odchodzenia coraz bardziej idealizowane, to prawda, ale – w zderzeniu z obcością, czy tylko innością, przynoszące chwilę ukojenia, poczucia bezpieczeństwa. Gdzie? W istniejącej wciąż jeszcze topograficznie, przywołującej uśmiech z powodu zabawnej nazwy, okolicy lubelskiego Wzgórza Czwartek:

Moja samotnia opuszczona
(…)
Niewidoczna
Spokojna dniem i nocą

       I nie ma piękniejszego miejsca na ziemi ponad tę „pustelnię”, którą w zakamarkach pamięci zachowuje każdy, niezależnie od tego czy dotąd egzystuje w miejscu urodzenia, czy żyje na emigracji, jak autorka.

      Poeta Edward Zyman, emigrant po stanie wojennym, wieloletni prezes Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie, w liście przysłanym w roku 2016, tak oto – jak gdyby znał przesłanki patronujące wierszom Anny Marii Mickiewicz (ale on po prostu zna życie) – uzasadnia sens powstającej z dala od rodzinnego kraju poezji:

     …można być kolekcjonerem kultur, obywatelem świata, a jednak na dnie naszej pamięci i duszy zawsze pozostaje najbliższy pejzaż rodzinny, ów mały świat, który zobaczyliśmy po raz pierwszy, który przeżyliśmy emocjonalnie, i którego obrazu nic nie jest w stanie nas pozbawić. Także dziesiątki lat spędzonych na obczyźnie.

     Niestety, tylko nieliczni z tych, których los oderwał od stron rodzinnych (pamiętam z bristolskich pobytów wśród rodaków osobę z Małopolski, która sięgając po przedwojenne sztućce po rodzicach natychmiast zaczynała szlochać, bo tylko tak potrafiła wyrażać swoje tęsknoty), mają dar i umiejętność ogarniania swoich stanów emocjonalnych poetyckim słowem. Stanów wywołanych użyciem banalnego kuchennego naczynia chociażby, jak ta „Pusta tortownica”, której właścicielka w londyńskiej kuchni („wiktoriańskiego domu”, jak brzmi tytuł innego z wierszy) „mozolnie” próbuje odtworzyć smak makowego, imieninowego tortu z dzieciństwa, ale, w wielkim, a celnym skrócie myślowym:

Nie to miejsce
Nie ten czas
I jakoś zimno

     Szukając najtrafniejszego określenia formy tych impresji poetyckich – pisze autor pięknego, eseistycznego Posłowia, Józef Franciszek Fert – zauważam przede wszystkim ich oszczędność w wyrazie, w operowaniu środkami językowymi tak znamiennymi dla poezji, jak wyszukana metaforyka czy wyrafinowane metrum; nie te „bogactwa” pociągają poetkę, a nawet widać świadome odżegnywanie się od „bogatej formy” wiersza na rzecz oszczędnego i zwięzłego wyrażania myśli i wrażeń, ocen i uczuć…. Zatem tamten czas dla tortu na imieniny był ważniejszy, chociaż i on niestabilny, bo przecież  – jak w wierszu „Lubelski wrzos” – „Zamykają targ w Lublinie…”, więc:

Zaginą opowieści o sitowiu
Upiornych kogutach i mrozie nad ranem
Zajdzie słońce nad jagodami, wrzosem i poziomkami…

     I to jest dramat. I „Kadr…” przywołujący ojca, z którym, nieobecnym:

Idziemy…
Obracając
Klepsydrę jeziornego piachu…

     I, niestety, „…Przemija czas nagłych spotkań” w rodzinnym mieście, i pozostaje tylko „Lublinemukojenie” codzienności londyńskiej, która w swoim wymiarze jest do uniesienia, bo wśród bliskich, obok męża – towarzysza emigranckich dróg, i syna, stałych adresatów dedykacji w kolejnych książkach Anny Marii Mickiewicz. W cyklu wierszy o Londynie najbardziej zapadł mi w serce ten o oświadczynach w „Regent’s Park”, chociaż jest tu wiele innych, emocjonalnych fraz, do których odsyłam czytelników, żeby nie opowiadać całego zbiorku. Trzeba mieć „nieludzkie szczęście” (cytuję kogoś z pamięci), żeby tak się dobrać, i wspólnie, w miłości i przyjaźni przez całe życie budować swoje gniazdo, którego świadomość daje siłę do pokonywania nieustających wyzwań. Można więc i realnie, i w wyobraźni – wystarczy spojrzeć na zniszczoną tytułową „Walizkę” – znowu przypomnieć lubelski bruk:

A po nim przeszły wojskowe buty
I moje czerwone szpilki z kokardą…

     Można zapamiętane, w jakiś sposób ważne, osoby, mieszkańców tamtego Lublina. Annę Szternfinkel, pana Jana malującego „arkady w kościołach”, Stanisława Stolarza, który „kilkadziesiąt lat prowadził renowacje w Muzeum na Majdanku”. I przede wszystkim, główną adresatkę dedykacji, teraz, w pierwszej z książek – świętej pamięci mamę Irenę. Zasługującą na ten osobny wiersz pt. „Moja mama”, która:

Rozpryskując jesienne kałuże
Biegła do pracy
Zakładała fartuch
Wykrochmalony
Biały
(…)
Wychodzą uzdrowieni
Zapłakani
Dziękują matce…

     Nie ma w tym zbiorku wierszy rodzinnych fotografii (a szkoda, bo to bardzo „rodzinna” poezja). Ale są piękne, utrzymane w nastroju, czarno-białe kadry lubelskie, niczym z dawnych kronik oraz równie klimatyczne fotografie charakterystyczne dla wielkomiejskości Londynu – wszystkie autorstwa Bogdana Frymorgena, mieszkającego w Londynie absolwenta anglistyki UJ, m.in. edytora, autora albumów fotograficznych i ekspozycji, korespondenta RMF FM. Nie można też pominąć nazwisk pań, znanych z wielu międzynarodowych publikacji: książkę zredagowała (i zaprojektowała okładkę) Agnieszka Herman przy współudziale Agnieszki Jarzębowskiej. Warto sięgnąć po wiersze z tomu „Między Lublinem a Londynem”. Także po to, żeby skonfrontować te frazy z uniwersalnymi  refleksjami Zbigniewa Andresa w jego wstępie do tomu „Dotykanie świata”, którego autorem był emigracyjny poeta Florian Śmieja:

     Pamięć ocala właśnie, regeneruje i przedłuża istnienie (…). To pamięć może przygnębiać, rujnować psychikę, ale jest też tą wartością, która leczy, regeneruje, ocala, budzi nadzieję, daje siły witalne. Jest więc antytezą nicości (…)

Pamięć, emigranta szczególnie, a zatem powrót do przeszłości, stanowi jakby płaszczyznę, na której dokonuje się porządkowanie doświadczanych i obserwowanych zjawisk. Ogarnianie pamięcią tego, co minęło, łagodzi bolesne doświadczanie stanu emigracji i pojawiający się na tym gruncie niepokój (…) rozpamiętywanie przeszłości umacnia psychicznie człowieka, sprawia, że przeżyte chwile nie zatracają się w perspektywie czasu, ale stają się na nowo żywe i motywują dalsze działania”.

     To wszystko jest i o Pani książce, Pani Anno…

 Krystyna Konecka

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko