Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (51)

0
154

Opowieść z dzieciństwa i nie tylko

         Kiedy byłem jeszcze mały, to poznałem Pana Drzymałę – mieszkał tak jak my w tym samym bloku. Był już starcem absolutnie z innej epoki.
         Gdy były  jakieś szczególne wydarzenia, to Pan Drzymała zakładał swój mundur: na spodniach miał oczywiście lampasy, a na torsie masę orderów, które jego zwycięstwa obwieszczały.
         Takich postaci dzisiaj już nie spotkacie. Jego główny czas przynależał do Polski międzywojennej. Oczywiście i wcześniej już działał jako żołnierz.
         Potem PRL otworzył nowy czas, czyli Polską Republikę Ludową.
         Nie jestem w stanie powiedzieć czy był tym PRL-em zachwycony… No ale przecież nie miał wyjścia… Zresztą guzik go to obchodziło, bo On żył nadal w minionym czasie.
         Czasami nam – dzieciakom – opowiadał o tamtych latach. Niewiele nas to  zajmowało, jednak w uszach dotychczas coś mi pozostało.
         Już nie pamiętam kiedy odszedł od nas na wieki wieków, ale urywki Drzymały do dzisiaj w sytrzępach mi pozostały.
         To wszystko się działo w Strzelcach Opolskich. One były też nie dla niego, bo przed wojną, Strzelce Opolskie (czyli Groß Strehlitz) należały do Niemców.
         Zostały one po wojnie przywłaszczone do Polski. No i ja tam się urodziłem.
         Konglomerat był spory: z jednej strony pozostali ci Ślązacy, którzy tam po wojnie przetrwali. Ale jednak z różnych stron ludzie po wojnie tu też się osiedlili.
         To była diaspora z różnych stron, także wschodnich. Moja Babcia ze Lwowa tu się zaaklimatyzowała. No i mój Ojciec tu postawił nogę i tak My – Żulińscy – już na zawsze się tu zatrzymali.
         Tutaj ja się urodziłem!
         Ale życie jest ruchome… Mój Ojciec po wielu latach został przeniesiony do Warszawy. Ja akurat kończyłem tu nasze liceum. No i natychmiast Mama, Siostra, no i ja zostaliśmy „warszawiakami”.
         Ledwo do Warszawy przyjechałem, to na polonistykę się zacumowałem – to trwało pięć lat, a potem już po prostu pracowałem w różnych redakcjach, aż dobiłem do emerytury.
         Bardzo często jeszcze do Strzelec przyjeżdżałem, bo to było przecież „moje miasto”. Tam mam jeszcze nie tylko grób rodzinny, ale też wielu kolegów.
         Najważniejsza dla mnie postać to mój polonista licealny – Profesor Tubek (jeszcze nam się zdarza, że po kilka słów do siebie wysyłamy).
         Dzisiaj to, co najważniejsze, to moje 38 książek napisanych – różnych!
         Widzę jednak, że coraz rzadziej w Strzelcach bywam. Zwłaszcza przez ostatni rok, który przyniósł tyle rozgardiaszu.
         Ja bardzo mocno obecny czas przeżywam – jestem tym wszystkim skołotany.
         Czy nadejdzie lepszy, stary czas?
         To jest moja jedyna nadzieja!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko