Dorota Niczyporuk – A po co w ogóle ta poezja, czyli miłość i wiara silniej mówią do mnie…

0
160
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski

(słów kilka o debiutanckim tomiku Hanki Bondarenko „kobieta która gotuje rosół” wydanym przez Norbertinum w 2018 r., nagrodzonym nagrodą główną w XXIV Konkursie Poetyckim im. Anny Kamieńskiej w 2020 r.)


Na początek jeden z wierszy ze zbiorku – żeby wyjaśnić i uzasadnić podtytuł tych krótkich rozważań oraz aby je usprawiedliwić (pięknem ich przedmiotu zainteresowania):
                       
                        a przecież
                       
                        a przecież wszyscy jesteśmy jak ślepcy
                        w miłości
                        i daleko nam do wiary
                        tak wielkiej
                        jak ziarnko gorczycy
                        powiedziała mała dziewczynka
                        do małego chłopca
                        na uszko

Scenka jak ze słodkiej XIX-wiecznej pocztówki i jakby z tego też okresu przywołane w niej wartości: miłość i wiara. Zestawienie akcesoriów dziecięcego świata z ‘poważnym’ wymiarem szeptanych na uszko słów wywołuje uśmiech czytelnika z zabawnej wizji, ale też otwiera nowe perspektywy. Może te dzieci to my – wszak wszyscy jesteśmy jak dzieci – i może ci ślepcy bez cienia nawet wiary to też my w pozbawionym złudzeń współczesnym świecie?

A tymczasem poetka proponuje podjęcie tych wartości, dla jednych dawno niemodnych, dla innych ‘nawiedzonych’, z całą siłą naiwnego ich przyjęcia – z jednej strony, i z głębią dojrzałości – z drugiej.
Docelowa, ostateczna postawa, do której dochodzi ‘ja’ liryczne zgromadzonych w tomiku wierszy, może być podsumowana kilkoma wersami z kamyka przydrożnego:
                       
                        kiedy idę ulicą
                        w pantofelkach
                        które tańczą
                        z pyłkiem i kamykiem przydrożnym
                        zatopiona w każdym kroku
                        jak w zachwycie
                        stąpam po królestwie niebieskim

czy ze świat ma twoje oczy:

                        właśnie budziło się słońce
                        stałam oparta o kolumnę drzewa
                        a moja twarz stawała się coraz jaśniejsza […]
                        powiedziałam do siebie
                        jesteś piękna
                        nic nie musisz zmieniać
                        widzisz
                        świat ma twoje oczy
                        niebiesko-szare
                        z żółtymi promykami
                        i odrobiną zieleni
                        gdzieniegdzie

To postawa bezgranicznej akceptacji siebie, świata, innych, do której dochodzi się na chwilę, na olśnienie, by potem znowu podejmować pracę i trud ‘godzenia się z życiem’:

                        żeby tak pogodzić się z życiem
                        jeszcze zdążyć powiedzieć coś miłego
                        potrzymać za rękę
                        usiąść w progu
                        na trawie
                        przed sklepem
                        gdziekolwiek
                        i tak sobie
                        posiedzieć
                                               (żeby)

Ale nawet takie krótkie chwile, a dokładniej: przywoływanie takich chwil, wydaje się cenne i potrzebne – jak uchylenie okna, by wpuścić słońce i wiatr do mrocznego pokoju.

Jednak droga do takiej postawy, by w niej  p r a w d z i w i e  być przez mgnienie, nie jest łatwa. Czyhają na niej liczne przeszkody – niezgoda na różne aspekty swojej osobowości (do siebie samej), oczekiwania i wyobrażenia, które stały się niemal naszą drugą naturą (nic sobie nie wyobrażam; i wszyscy święci) czy trudność sprostania wymogom dojrzałej postawy i (samo)świadomości (szukam matki; i wszyscy święci).

Dojrzałość polega na dostrzeżeniu i zaakceptowaniu faktu naszej samotności, bezdomności, niezrozumienia świata i bycia przez świat niezrozumianym, niedopasowania, oraz na znalezieniu rozwiązania – niełatwego i nie w pełni może satysfakcjonującego, ale jednak rozwiązania, poprzez stanie się ‘matką’ dla siebie samego, poprzez ‘rzucenie się sobie w ramiona’:

                        wszystko mnie dzieli […]
                        straszy uwiera
                        płaczę jak dziecko
                        szukam matki która mnie pozbiera […]
                        szukam matki
                        która wie kim jestem
                        szukam matki
                        którą jestem
                                               (szukam matki)

                        a przecież nie ma przy mnie nikogo
                        kto mnie potrzyma za rękę
                        myślisz że mogę jak syn marnotrawny
                        rzucić się sobie w ramiona
                        i zostać tu
                        tak po prostu
                                               (i wszyscy święci)

Wiersze, które mają w sobie wiele delikatności, uroku, humoru, kryją też szorstkie prawdy, będące dla człowieka wyzwaniem. Często pojawia się  w nich motyw niewiernego mężczyzny, ograniczonej, płytkiej kobiecej miłości, nietolerancji ludzi przekonanych, że znają prawdę ostateczną czy marnotrawienia życia na skutek przyjęcia ‘nieludzkich’ ideałów. Konkluzje, do jakich te motywy prowadzą, są niebanalne dzięki psychologicznej wnikliwości lub  humorowi. Na przykład jawi się nam przebłysk zrozumienia, że zdradzana przez męża kobieta tak naprawdę najpierw sama zdradziła siebie, upatrując sens swojego istnienia w byciu ‘czyjąś’ (dzień dobry pani grzegorzowo). Albo porusza groteskowa makabreska losu świętoszki ‘żyjącej bez śladów miłości na starannie wyprasowanej sukni’, którą ma teraz, po-jej-śmierci, ‘każdy robak i podobno dobrze jej robi ta rozwiązłość’ (kasztany).

Szeroka perspektywa przestrzenna i czasowa (wszech-świat, życie i po-życiu) pozwala na przyjrzenie się ludzkim postawom z pewnego dystansu. Nie ma więc łatwych ocen. Nie ma potępienia. Nie dopuszcza się ‘krojenia świata na zło i dobro’ (miłość niczego nie zmieni), co oznacza, że udaje się ‘ja’ lirycznemu osiągać niekiedy perspektywę poznawczą, o jakiej pisze teraz Olga Tokarczuk w „Czułym narratorze”. Tomik, tak pięknie wydany przez lubelskie Norbertinum, ze starannością i prostotą godną umieszczonych w nim wierszy, jest wypowiedzią  c z u ł e g o, w tokarczukowskim znaczeniu, ‘ja’ lirycznego (albo raczej bywa taką wypowiedzią – bo nie dotyczy to, oczywiście, wszystkich utworów).

Dużo jeszcze w zbiorze „kobieta która gotuje rosół” wątków, blasków i cieni, łez i uśmiechów, szeptem nuconych prawd. Tutaj udało się dotknąć zaledwie paru z nich. Wspomnę jeszcze tylko, że na mnie szczególne wrażenie wywarło epitafium napisane po głośnej samobójczej śmierci gdańskiej gimnazjalistki w 2006 roku, z jego wizją człowieka-cudu; opis relacji między ja i nie-ja z nic sobie nie wyobrażam, w której  j e d n o c z e ś n i e  zachowujemy odrębność niezależnych, pełnych, samospełnionych bytów i silnie odczuwamy swoją wzajemną bliskość, a nawet – na pewnym poziomie – tożsamość; czy poruszające wezwanie z mocnego a jeśli się nie opamiętają do niezłomnego trwania przy sobie samym, tak aby oddana została sprawiedliwość należna każdemu istnieniu i zachowany oparty na miłości porządek świata.

Wiele wierszy zaprezentowanych w tomiku Hanki Bondarenko wydaje się potrzebnych (gdyby nie konieczna skromność wypowiedzi, chciałoby się dopowiedzieć: ‘potrzebnych polskiej ziemi’) jak ratujący życie deszcz. Należałoby je rozgłaszać, powtarzać, wyjaśniać, żeby wryły się w duszę czytelników (a może: ‘aby wryły się w polską duszę czytelników’), dodając jej lekkości, piękna, wiary i miłości:

                        kiedy modlisz się do swojego boga
                        nie mojego
                        a ja mówię że to bluźnierstwo
                        albo nie poznałeś dotąd żadnego
                        a ja mówię że to bluźnierstwo
                        to cię nie widzę
                        i mogłabym cię nadepnąć
                        jak kartkę papieru
                        szkoda że już się nie bawimy
                        jak dawniej
                        kiedy nie wiedzieliśmy nic
                        na pewno
                        i wołając pomidor
                        tarzaliśmy się ze śmiechu
                        znanego kilku mistykom
                        i może paru poetom
                                               (pomidor)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko