Jan Tulik – Pośród metafor król pokrzyw i ostów

0
264

Ryszarda Mścisza tom „Kołatanie do wrót nocy” *) obliguje czytelnika do skupienia się, a jednocześnie daje mu radość czytania wierszy pełnych pokoju i spokoju. Skupienie jest konieczne podczas lektury utworów pełnych zadumy, ewokujących klasyczne sentencje, filozoficzne refleksje, a jednocześnie kreujących barwne zabiegi językowe, powodujące nie raz niemal satyryczne obrazy.

Tomik otwiera wzruszający wiersz „Odejście taty”. Pierwszy wers tego utworu brzmi: już nie boli, prawda tato? Tak, już nie boli ten rak, który odszedł z duszą ojca w wieczność. Dalej czytamy: prawda że wiecznością oddycha się swobodnie? Mścisz mówi o dramacie choroby i – w jakimś sensie – wyzwoleniu się z niej  poprzez śmierć. Lecz mówi to tonem pełnym łagodności. Wszystek ból staje jakby obok koturnów bolesnej egzystencji. To wielka umiejętność czerpać z dystansu wobec bólu, cierpienia, smutku. Mścisz to potrafi, zachowując jednocześnie powagę sytuacji. Podobny dystans znajdziemy i w innych jego wierszach z kręgu – nazwijmy to umownie – filozofii właśnie. Choć – przecież także filozofii sensu stricte.  W wierszu „Po kres” pojawia się pewna temporalna refleksja:

im słabszy oddech człowieka tym więcej
świeczek do zdmuchnięcia
za duży staż najwięcej płacą
bo cóż większego niż śmierć
czeka

Tak, to także ostatni człeczy oddech, także jakby oglądany z oddalenia. Czy dlatego, że z oddalenia lepiej widać całość, pełnię? Zapewne zmienia się perspektywa. To stan obiektywizowania rzeczy i spraw ważnych, na tyle istotnych, że nie trzeba nazbyt mocnych wzruszeń, które mijają się z rzeczywistą prawdą. Poeta wie, że w życiu trzeba się wciąż określać, zajmować jakieś stanowisko wobec nastających faktów. Wszak życie to ciągły wybór / anioł to jeden z wyników – powiada Mścisz. Mówi on o sprawach i rzeczach istotnych, ale mówi nie ex cathedra; ba, niekiedy nawet z elegancką nonszalancją. Może także dlatego, że – jak autor podkreśla – kłamstwo zawsze jest ładnie ubrane? Dlatego również nie chce ubierać w „ładność” słów wyrażających emocje? Pewnie także, gdyż poeta ten swobodnym językiem porusza niezmiernie istotne kwestie. Zwłaszcza w naszym czasie, gdy jakże często prym wiedzie kult prymitywa?

Są tu także wspomnienia, w tym wspomnienie czasu służby ziemniaka w mundurku. Wspomnienia – zapewne głównie z dzieciństwa i okresu dorastania. Jak echo minionych lat – a piękna to fraza, z innego wiersza – brzmi zdanie: wierzę w przelot jaskółki sprowadzi klucze chmur niech opłaczą / ziemię. Bohater liryczny wyśpiewuje to echo (porte parole poety, można przypuszczać): ja król pokrzyw i ostów tropiciel pasikonika. Cóż – to jakby i moje rozkoszne chwile niejednego lata, jakże już odległego.

Z nurtu niejako rustykalnego intryguje wiersz „Letni agon”:

brzoza kontra wierzba pojedynek patriotek
ziemia wypina dumnie urodzaj przeciw niebu
kos śpiewa przeciw słowikowi
rzeka gardzi strumykiem
polna droga chichocze gdy topi się asfalt
Karol jedzie na Majorkę na złość Leonowi

Osobliwe to połączenie gatunków drzew – patriotek. Owszem, nasze wierzby płaczące (i nie tylko) to poszum splątany z muzyką Chopina choćby, już do kanonu wspomnieniowego weszła brzoza, widniejąca pod niemal każdym powstańczym krzyżem. Stają te drzewa do dziwnego pojedynku – o palmę pierwszeństwa? Wszak obie są pierwsze i Mścisz doskonale o tym wie, wprowadził ów „pojedynek” dynamizując wiersz, zwracając uwagę czytelnika na dawne, a wciąż trwałe patriotyczne symbole dendrologiczne. Kontynuacją – na pewno nie ściśle w tego słowa znaczeniu – jest wiersz „Osnowa lata”:

promienie oszukują liście wkradają się pomiędzy
dzięcioł wystukuje rytmy lata
deszcz czeka na tęsknotę
pragnienie wyznacza siłę miłości

pokrzywa zagląda za płot widzi się
coraz bardziej osamotniona ma w sobie
tę młodą dzikość czuje się dzisiaj
jakby była w rezerwacie w świecie chorym
na nowość nowoczesność sterylność

wróbel stroszy swą niewinność oby
jej więcej każdy winien mieć swoją
gałąź punkt zawieszenia

Pewien rodzaj animizacji, jak owa pokrzywa zaglądająca za płot, uczłowiecza roślinę, przydaje jej ludzkie atrybuty. Zabieg ten u Ryszarda Mścisza pojawia się niekiedy dość często, ta Leśmianowa cudowność, ale na pewno w oryginalnym wydaniu autora „Wibracji”.

Teraz, kiedy papież Franciszek ogłosił kategorię grzechu ekologicznego, z czego – szkodząc naturze, więc i sobie – powinniśmy się spowiadać, wiersze Mścisza, a pisane były przed laty,  trafiają we właściwy nurt samoobronnego myślenia. Natura bowiem to wszystko żywe i ożywione co nas otacza, i niech sczezną krzykacze fałszujący ideę słów Bożych „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Bo nie o „poddanie” ziemi na pastwę chodzi. Zatem i zwierzęta, po franciszkańsku nasi bracia mniejsi, są godne dobrego życia – przy, – i dzięki człowiekowi. Mówi o tym wiersz „Canis homini”:

polizał mnie bo chciał
ale nie czegoś
w jego psich oczach mogę być
dobrym panem od głaskania
a może
władcą kości i mięsa
był zawsze oszczędny w podawaniu
dumnej łapy
(…)
a ja wiem że natura jego
psia
przywraca mi pamięć że jestem
człowiekiem

O, tak, natura zwierzęcia może przywrócić naszą równowagę wewnętrzną, niejako nakazując: bądź człowiekiem, człowieku. Człowiek – pies, pies – człowiek; canis homini…

Nie koniecznie dlatego, że autor jest polonistą, potrafi bawić się twórczo językiem. Mścisz taki jest z natury – jego język przenika każdą tkankę rzeczywistości. Nieustanne skojarzenia powodują, że powstają urocze kalambury, neologizmy. Zabiegi językowe (człowiek przysłowieje), a używając bezmyślnika – wzdychając mój Boże, o Boże, na Boga, potęgują dźwięk i semantykę słowa. Tyle zwrotów, językowych kalek opuszczają opłotki naszych ust na co dzień, a tu niebywałej urody językowe nowości. Można by pokusić się o summę tego akapitu, oczywiście cytując poetę: jeszcze nie czas na amen modlitwa / wciąż trwa.

Do cyklu „wspomnieniowego” można dołączyć „modlitwy” – wiersze jakby przywołujące czas pierwszych doznań, wczesnych iluminacji, smagnięć zdziwień mistycznych. Podmiot literacki dostrzegł był ongiś obecność Ducha. Oto „Modlitwa”:

moja modlitwa nie potrafiła unosić
po jakimś czasie włączał się automat słów
a wyobraźnia wiara i pamięć chadzały
własnymi drogami oddaleń
On znosił tę moją nieznośność

dobre chęci na bruku
piekła czy raczej słabość co nigdy
nie jest obca
człowiek przysłowieje każdego
ułomnego dnia
naturam mutare difficile est

jeszcze nie czas na amen modlitwa
wciąż trwa

Może w pewnym stopniu tradycja modlenia się pozostaje niekiedy bardziej nawykiem niż potrzebą, czy pobożną koniecznością. Tego nie dowiedziemy. Być może łacińska sentencja zawarta w tym wierszu, w wolnym przekładzie na polski brzmiąca: trudno jest zmienić naturę, stanowi jakiś trop, którym czytelnik może próbować podążać. Być może. Autor wie, że poezja to nie lapidarny wykład, że sztuka to niemal święte naczynie z Tajemnicą.

Inna „modlitwa” – wiersz zaczynający się incipitem słuchałem modlitwy zmierzchu, również wnosi Tajemnicę, wszak gwiazdy oddalały pewność. Bo pewność to zracjonalizowany fakt, często dokumentowany banał. Tu jest inaczej:

słuchałem modlitwy zmierzchu
ognie w duszy rozpalały iskry urojeń
zamierał we mnie dawny trzepot skrzydeł

jeszcze tylko wosk ze świecy skapywał
pieczętował palce na wieczną przepowiednię
cienie licytowały się przed lampą
a gwiazdy oddalały pewność

Ryszard Mścisz w swoim dystansowaniu się wobec spraw ważnych dociera do autoironii: dziękuję Ci, Panie, że tyle razy byłem głupcem / ani razu skończonym. A może to dyskretne, zawoalowane credo pisarza? W wierszu „Spotkanie autorskie” czytamy: idę na spotkanie z autorem – ze mną, a dalej: co to za twórca który nie zna dzieła / na pamięć. To Rosjanie szermują przekonaniem, że autor musi, skoro jest autorem, mówić swe wiersze z pamięci.

Ów dystans do siebie – twórcy równie wyraźnie  odsłania utwór „Ponad”:

chwała Bogu nie napisałem jeszcze niczego
dobrego
wszystko przede mną – moja wierna ułuda
wszystko przede mną już napisano – z dawna wypracowane alibi
[…]
wolę chwalić nudę nawet rzeźbić patos z odwiecznego kamienia
czytałem życie buntowników geniuszy słowa z przytułków
dzieła kaskaderów którzy film pomylili z literaturą
pomyślałem: nie tak źle być nikim
[…]
po co szukać czegoś co samo się znajduje co jest
cóż ponad powietrze i słońce i wodę i wiatr

Czy to, co samo się znajduje, należy do kategorii natchnienia? Czy wers: geniuszy słowa z przytułków jest aluzją-odniesieniem do geniuszu Norwida, który w skrajnym ubóstwie konał w paryskim przytułku? Chyba w obu przypadkach możemy odpowiedzieć twierdząco, choć ostateczną odpowiedź zna jedynie autor. W niedopowiedzeniu, w stawianiu pytań bez odpowiedzi, zasadza się sedno każdej sztuki.

Wiersze autotematyczne wnoszą osobliwą lekkość: dawno nie łowiłem słów na haczyk wiersza / mają się beze mnie doskonale. Pewnie to prawda, ale czytelnik na autorskich pauzach przecież traci, wszak w wakującym okresie mogłyby powstać językowe kruszce. Lecz kto wie co by było, gdyby? Skoro najlepiej mają ci którzy nic o mądrości nie wiedzą?

Ryszard Mścisz – poeta, krytyk literacki, satyryk, regionalista i publicysta, polonista w Zespole Szkół w Jeżowem na Podkarpaciu; autor sześciu tomików wierszy; laureat Nagrody Literackiej Miasta Stalowej Woli „Gałązka Sosny” a także „Złotego Pióra” – nagrody rzeszowskiego oddziału ZLP. Stale współpracuje z kwartalnikiem literacko–artystycznym „Fraza”, wydawanym przez Stowarzyszenie związane z Uniwersytetem Rzeszowskim. We „Frazie” od początku swej literackiej kariery publikowała swe utwory laureatka literackiego Nobla Olga Tokarczuk.

Swoistym „streszczeniem” „Kołatania do wrót nocy” jawi się ilustracja na okładce (projektu Sylwii Tulik); mówi ona wiele o tych wierszach, ich temperaturze (kojarzy się  głównie z inicjującym tom wierszem „Odejście taty”); imitację kreski elektrokardiogramu prowadzi od prawej strony do grzbietu książki złota stalówka; lecz tutaj to już kreska jednolita, już wymilczany został puls.

Jan Tulik

*) Ryszard Mścisz „Kołatanie do wrót nocy”, Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, Rzeszów 2020

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko