Zbiór wiersz Jacka Marii Hohensee, Przejście podziemnie, trafił w moje ręce i od pierwszej chwili coś w nim intrygowało. Czarna okładka, przejmująca, powiedziałabym, że trochę ziejąca grozą. Nawiązująca do samego tytułu i przedstawiająca miejsce w bardzo ujmujący sposób, który pomimo ciemności pokazuje światełko w tunelu. Taka niejednoznaczna, a zarazem czytelna i dosadna. Sama książka musiała dojrzeć do mnie, a ja do niej. Przyciągała i kusiła, aż w końcu odtajniła się trochę przede mną, a może ja pozwoliłam sobie na refleksje. Trudno odpowiedzieć jednoznacznie, co powodowało moje duże zainteresowanie jej zawartością, że nie pozwoliła mi o sobie zapomnieć.
W każdym razie zbiór odkrywał się etapami. Przyciągnął tytuł, prosty w rozumieniu. Pierwsza myśl, połączenie dwóch stron ulicy. Hohensee pozwolił sobie na sprowadzenie tej nazwy do łącznika pomiędzy czasami, światami, czy, być może, różnymi wspomnieniami. Możemy być w jednym miejscu i stać w nim, a jednocześnie możemy próbować iść dalej, zapisując w pamięci szczegóły lub epizody, co później pojawia się, jako nagłe przebłyski, szybki obraz, którego nie możemy w żaden sposób wkomponować w to, co dla nas logiczne i jasne. Takie ostre światło na ustabilizowanym obrazie. Jak wiadomo, ludzka pamięć potrafi wiele w sobie przechowywać, czasami wręcz bardzo głęboko. Wszelkie docierające do człowieka informacje są kodowane, nawet bezwiednie analizowane. Po zapoznaniu się z całością zbioru śmiało powiem, że tytuł nie jest przypadkowy. Hohensee to autor nietuzinkowy więc wykorzystał tą nazwę, by zobrazować płaszczyzny, które ze sobą współgrają, które nie istniałyby bez siebie, a jednocześnie jest im do siebie daleko. Mógł sobie na to pozwolić, gdyż bardzo dokładnie przemyślał układ wierszy w zbiorze. Właściwie, w tym miejscu, pojawia się kolejna zagadka dla czytelnika. Profesjonalnie ułożone wiersze nie mają tytułów i nie byłoby w tym niczego niezwykłego. Jednakże Hohensee swoje utwory podpisał. Otóż autor, w swoim zbiorze, zamieścił 41 wierszy, które się z sobą mieszają, tworząc obrazy. Wiersze podpisane są siedmioma powtarzającymi się nazwami/tytułami (być może to wybór wierszy z różnych tomików, stąd nazwy, tego niestety nie wiem, więc pozostanę przy swojej interpretacji), a wśród nich jest, dodatkowo, pięć pojedynczych tytułów. Czy ten zabieg miał wprowadzić czytelnika w klimat przemijalności i stania w miejscu jednocześnie? Cały zbiór nie daje jasności, nie jest jednoznaczny, nie zatrzymuje się, a jednocześnie sprawia, że jest pociągający i przyciągający, jak w pierwszym momencie okładka. Całość polega na intrydze, zawirowaniu i prostocie w jednym, a same nazwy, o których wspomniałam, są symboliczne i ukierunkowujące. To przejście podziemne, to swego rodzaju ukazana manipulacja. Podążanie za czymś, co nieznane, a jednocześnie ciągłe przypominanie o tym co było bezpieczne, przyjazne i ciekawe. Samo przejście to właśnie swego rodzaju łącznik, ciemny i nieodkryty, który trzeba minąć, za którym jest to nowe, niedoświadczone jeszcze. Autor jest, poza byciem poetą, również malarzem więc jego umiejętności przeniosły się na stworzenie obrazu poezją, który przecinany przez impulsy docierające do człowieka, tworzą złączoną całość, wywołują emocjonujące przeżycia.
Właściwie przeczytałam zbiór w na dwa sposoby. Po pierwsze zwyczajnie, kolejno. Po drugie według wspomnianych nazw. Który był łatwiejszy, tego nie powiem. Mogę jedynie stwierdzić, że Hohensee przeprowadza czytelnika przez całość „Na wypadek gdyby zgasło światło w przejściu / podziemnym…” (s. 15) i nie pozwala mu zabłądzić, ani się cofnąć, czy zawrócić. Trochę igra z odbiorcą, bo mógłby swoje wizje przedstawić w bardziej dostępny sposób, jednak, niezależnie jakby tego nie zrobić „Nie można ich zapamiętać bo uciekają zbyt szybko” (s.33). Tłumaczy to częściowo naprzemienność i wymieszanie utworów, prowadzące do ciągłego podążania za myślą autora, za tym, by zrozumieć, że wszystko ma swoje miejsce, czas i wartość, a jednocześnie nie można się zatrzymać tam, gdzie jest nam wygodnie. Dodatkowo, żyjąc w różnych płaszczyznach samego siebie, uświadamiamy sobie, że posiadamy w pamięci obrazy, do których chce się wracać, chociażby to, co zapamiętane „z dnia na dzień / było coraz mniej czytelne” (s. 10) oraz te wypierane, wręcz zakopane. To sprawia, że przerysowujemy nasz własny świat, szczególnie momenty, które są dla nas korzystne i w których nie odczuliśmy żadnych negatywnych skutków. Autor pokazuje, że aby iść dalej musimy nauczyć się żyć z własną przeszłością, pamięcią i doświadczeniami, a najlepiej, gdy będziemy wyzbywać się z siebie własnych myśli:
„To co że nikt nie przeczyta ważne że z siebie
wyrzucę bo zbyt uwiera piękno tego świata” (s. 16).
Nie jest jednak tak, że autor po prostu, na zimno, zapisuje kolejne wersy. Powiedziałabym, że Hohensee w utworach obrazuje sentymentalizm i przeżywane przez człowieka emocje, tak jakby chciał je namalować (tutaj znów odwołam się do umiejętności posiadanych przez autora), by ten szedł dalej, by pociągające było to z przodu, a nie to z tyłu. Świetnym podsumowaniem wszystkich myśli autora jest ostatni utwór w zbiorze, o znaczącym podpisie Eurydyka:
„Tylko się nie oglądaj za siebie
Będą szli w twoim kierunku
ze wzrokiem który cię ominie
wpatrzeni w to co za tobą jak w obraz wyjścia w nic
Będą coś nieśli i będą wskazywali kierunek
To tylko przejście nie oglądaj się za siebie”. (s.45)
Niesamowite nawiązanie do mitu, w którym Orfeusz schodzi po swoja ukochaną do Podziemi, by przywrócić ją do życia i gdy już wydawałoby się, że wszystko dobrze się skończy, łamie zakaz odwracania się i traci ją na zawsze. Taka jest właśnie podróż przedstawiona w całym zbiorze Jacka Hohensee, możemy wiele zyskać, ale jesteśmy czasami zbyt słabi by iść dalej. Ten utwór też jest niczym uderzenie w czytającego, w jego odbiór całości. Powiedziałam już, że Hohensee bawi się z czytelnikiem, na koniec powiem, że wręcz prowokuje go, ma w swoich utworach taką moc, by zmusić do refleksji, a z drugiej strony, pozwala, tym niegotowym do odbioru jego wierszy, na spojrzenie w tył.
Co więc można powiedzieć o książce poetyckiej Jacka Hohensee? Krótko. To maleńka książeczka, która potrafi huknąć czytelnika niczym dobrze wypalona cegła. Pozostawi ślad, tego jestem pewna, a pomimo zakazu odwracania się, chętnie wróci się do niej kolejny raz.
Przejście podziemne, Jacek Maria Hohensee (Fundacja Duży Format, Warszawa 2019)