Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
283

Między lewicą a nacjonalizmem

„W potocznej opinii nacjonalizm i lewica uważane są za zbiory rozłączne Niesłusznie! Idee lewicowe i narodowe, od jakobinów i zapatystów, splatały się wielokrotnie wydając różnorodne owoce, czasem wstydliwe. Polska  nie stanowi tu wyjątku. Niniejsza praca analizuje osmozę idei lewicowych i nacjonalistycznych w szczególnym okresie – w latach 30-tych XX wieku. To lata Wielkiego Kryzysu, radykalizacji nastrojów społecznych i polaryzacji politycznej. Trwa ofensywa faszyzmu łączącego skrajny nacjonalizm z mniej lub bardziej demagogicznym programem socjalnym, a z drugiej strony wzrasta aktywność sił lewicy wypracowującej własny model patriotyzmu. W rezultacie frazeologia antagonistów upodabniała się do tego stopnia, że współczesnemu obserwatorowi trudno ocenić, co było „faszyzmem lewicy”, a co „ludowym patriotyzmem”. Książka pozwala lepiej zrozumieć genealogie wielu postaw i sporów politycznych w Polsce komunistycznej, na emigracji, jak i po roku 1989” – tak przedstawia pracę Jarosława Tomasiewicza wydawnictwo.

Skąd wzięła się ta ówczesna osmoza idei lewicowych i nacjonalistycznych? Po pierwsze, w Polsce mającej za sobą 123 lata niewoli narodowej, braku niepodległości, także w programach partii lewicowych i radykalnych społecznie nie mogło zabraknąć czynnika narodowego. Po drugie, jego akcentowanie przez partie ludowe, robotnicze, socjalistyczne wynikało także z faktu, że miażdżąca większość kapitału ekonomicznego była w rękach sił obcych narodowo. Po trzecie, nacjonalistyczny czynnik bardzo dynamizował działanie polityczne. Nie pozostaje to w sprzeczności z faktem, że podobne zjawiska występowały także w krajach, które nie miały doświadczenia utraty narodowej niepodległości, co pozwala przypisać im walor uniwersalny. W swojej opartej na bogatym materiale źródłowym pracy autor bardzo drobiazgowo nakreślił geografię polityczną lewicy II Rzeczypospolitej właśnie z tego punktu widzenia. Ujął ją w trzech głównych blokach, które tworzą: lewica piłsudczykowska, ruch ludowy oraz ruch robotniczy. „Bliższa analiza polskiej międzywojennej myśli politycznej pozwala na przełamanie szeregu schematów. Nie cały obóz piłsudczykowski przeszedł autorytarną ewolucję, nie wszyscy ludowcy byli szczerymi demokratami, nie w każdym przypadku marksiści byli nieczuli na nacjonalistyczne kuszenie. Zbitki pojęciowe charakterystyczne dla naszej epoki wówczas nie zawsze się sprawdzały, czasem n.p. liberałowie faszyzowali, a demokratyzm szedł w parze z nacjonalizmem. Sytuację komplikuje częsta niekonsekwencja ideowo-programowa, ideologiczna niespójność nawet małych środowisk, gwałtowne wolty polityczne. W rezultacie oblicze ideowo-polityczne wielu ugrupowań pozostawało niejednoznaczne, ich postawę można rozmaicie interpretować” – napisał autor w zakończeniu. Pozwala to na stwierdzenie, że zjawisko zacierania się różnic między lewicą a prawicą, a także eklektyzm programowy ugrupowań politycznych bynajmniej nie jest znamieniem życia politycznego naszych czasów, lecz ma starą metrykę. Dzięki temu możemy łatwiej zrozumieć n.p. genezę moczaryzmu z czasów PRL, czy połączenie elementów prawicowych i faszyzujących z lewicowymi w programie i praktyce partii, jaką jest PiS. Jednak poza tym, że praca Tomasiewicza może służyć jako punkt wyjścia dla takich aktualizacji interpretacyjnych, jest ona zwyczajnie bardzo interesującym obrazem życia politycznego II RP, pokazuje jego różnorodność, bogactwo, witalizm. Można nawet mówić wręcz o inflacji partyjnej, o nadmierności liczby partii w stosunku do liczby obywateli przygotowanych do czynnego życia politycznego i dojrzałości politycznej poszczególnych środowisk. Zabierając się do lektury tej pracy nie należy spodziewać się jakiejś klasycznej przyjemności czytelniczej, za to może liczyć na pokaźny zasób bardzo szczegółowej wiedzy.

Jarosław Tomasiewicz – „Faszyzm lewicy” czy „ludowy patriotyzm”? Tendencje antyliberalne i nacjonalistyczne w polskiej lewicowej myśli politycznej lat trzydziestych”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str. 271, ISBN 978-83-8196-103-5


Japoński „klucz” erotyczny

Dopiero 60 lat po ukazaniu się „Klucza”  pojawił się  polski przekład  powieści Junichiro Tanizakiego (1886-1965), jednego z najwybitniejszych pisarzy japońskich XX wieku. Po okresie fascynacji kulturą Zachodu stał się piewcą tradycyjnej kultury japońskiej. W polskim przekładzie znane są już „Niektórzy wolą pokrzywy”, „Dziennik szalonego starca”, „Tajemna historia pana Musashiego” czy „Miłość głupca”. Powieść „Klucz” ukazała się w Japonii, z powodów cenzuralnych, dopiero kilka lat po jej napisaniu, a obiekcje cenzury wzbudziły silne motywy erotyczne dominujące w materii utworu. Pojawiły się opinie, że „Klucz” jest powieścią bardziej nieprzyzwoitą niż „Kochanek lady Chatterley” H. Lawrence’a. Marcelina  de Zoete-Leśniczak zwraca uwagę, że w „Kluczu” „pisarz rozbudował do granic możliwości motywy erotyki i seksualności człowieka, a bohaterami zostali ludzie dojrzali, starzejący się, w pełni świadomi śmierci jako przywileju uwalniającego ich od wszelkich ograniczeń oraz zakazów społeczno-obyczajowych”. „Zmagający się z zanikającą potencją seksualną małżonek, desperacko szukający stymulacji i podniet oraz konsekwentnie dążąca go do zaspokojenia go i ulegająca jego fantazjom małżonka, mogą  pozornie wydawać się groteskowi, komiczni, a nawet momentami absurdalni”. „Tanizaki doskonale wiedział, że tylko poprzez literaturę można pisać o tym, o czym nie wypada mówić, gdyż zabraniają tego konwenanse. A że był niekwestionowanym mistrzem pióra, potrafił opisywać to w doskonały sposób. (…)  Chyba nie ma w literaturze japońskiej pisarza, który tak zmysłowo potrafiłby przedstawiać kobiety, a przede wszystkim ich piękne ciała. „Klucz” to powieść trudna, skomplikowana, niejednoznaczna. Tłumaczce wirtuozersko udało się oddać wszelkie zawiłości tekstu – fabuły, lecz także wysoce artystycznego stylu Tanizakiego”. Dziś, 60 lat później, po przełamaniu prawie wszystkich tabu erotyka „Klucza” nie jest niczym szokującym, także dokonania powieści introspekcyjnej są na tyle bogate, że i ta strona utworu Tanizakiego nie stanowi już rewelacji. Natomiast to, co nam pozostało, to przyjemność lektury wynikająca z wyszukanego stylu i finezji rysunku psychologicznego bohaterów tej powieści napisanej w formie dziennika.

Junichiro Tanizaki – „Klucz”, przekł. Anna Zielińska-Elliott, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str. 176, ISBN 978-83-8196-107-3


Znacie PRL, to poczytajcie

Biblioteczka   tekstów   i   książek,   naukowych   i   popularnych,   o warunkach życia w PRL jest już pokaźna i od 1990 ukazało się ich już multum, na ogół na jedno kopyto, pokazujących tamtą Polskę jako czas „absurdów”,   czas „słusznie miniony”. Także edycja o której mowa eksploatuje ten schemat, jako że określona jest w podtytule mianem „przewodnika po czasach słusznie minionych”. Tom pierwszy serii „Wszystkie barwy PRL” obejmuje oczywiście znaną „klasykę” problematyki, w tym obraz siermiężnej socjalistycznej gastronomii, fenomen   budek   z   piwem   i   tryb   picia   w   tamtych   czasach, bimbrownictwo, permanentne niedobory towarów, kolejki i czarny rynek,   proceder   cinkciarstwa   czyli   nielegalny   handel   obcymi walutami, pojawienie się coca-coli i małego fiata jako zajawki, ersatze bogatego   Zachodu.   Na   dodatek,   oczywiście,   nieśmiertelny   wątek warszawskiego pałacu Kultury i Nauki jako materialnego emblematu PRL. 

 Po   części   są   to   teksty   autorskie,   po   części   wywiady   z naukowcami zajmującymi się badaniem epoki. Dla kogoś, kto po raz pierwszy spotyka się z tą problematyką, rzecz może być w lekturze pouczająca, ale kto żył w PRL, względnie ma za sobą quantum lektur na ten temat, ten raczej znajdzie w tym tomiku to, co dobrze poznał.

Nie ulega wątpliwości, że życie w PRL było naznaczone niedoborami i siermiężne, tyle tylko narracja publikacji, o których mowa, oparta jest   na   ogół   na   założeniu,   że   po   odejściu   w   przeszłość   „czasów słusznie minionych” i życia pełnego absurdów, współczesna polska rzeczywistość jest od nich wolna i – w domyśle – dużo lepsza do życia.

A przecież, jeśli się jej przyjrzeć, tak nie jest. Ot, choćby otwierający tomik   rozdział   „Brud,   smród,   hotele   robotnicze”.   Jeśli   autor   tego rozdziału chciał zasugerować, że wymienione w tytule zjawiska są w Polsce   przeszłością,   to   jego   sugestia   jest   błędna   –   brud,   ten najzwyklejszy   fizyczne,   niechlujstwo   i   bylejakość   w   rozmaitych postaciach bynajmniej nie odeszły w przeszłość wraz z PRL, także w sferze usług gastronomicznych. Na pierwszy rzut oka są one mniej niż wtedy widoczne, ale nie zapomnę wrażenia, jakie towarzyszyło mi przy oglądaniu telewizyjnej serii o gotowaniu z Magdą Gessler i ujawnianiu przez nią brudu i niechlujstwa, które demaskowała na zapleczu kolejnych wizytowanych barów i restauracji. Owszem, sporo bolączek i niedoborów wraz z PRL zniknęło z polskiego życia, sklepy przepełnione   są   towarami,   mamy   wolność   podróżowania   i   szereg innych pożytków, ale przybyło mnóstwo nowych absurdów, bolączek i niebezpieczeństw,   o   których   w   PRL  nawet   się   nikomu   nie   śniło.

Gdybym miał dokonać bilansu pozytywów i negatywów obu epok, PRL i obecnej, to nie posunąłbym się co prawda do stwierdzenia, że bilans wychodzi na zero, w moim odczuciu pozytywy jednak w sumie przeważają,   jednak   idealizowanie   naszych   obecnych   czasów   za pomocą obśmiewania i totalnego deprecjonowania PRL nie wydaje mi się uczciwą metodą. My także nie żyjemy w idealnym świecie, a choć Polska w ciągu minionych trzydziestu lat wykonała ogromny skok cywilizacyjny, to nadal nie jest „nowym wspaniałym światem”, a skala i   charakter   absurdów   pośród   których   żyjemy,   kto   wie   czy   pod pewnymi   względami   nie   są   większe   niż   w   PRL.   Dobrze,   że   do pewnego stopnia dostrzega to autor wstępu, Mirosław Maciorowski, który napisał, że nowa rzeczywistość okazała się bezwzględna dla słabych i sięgająca po brutalne metody. Gdy wspomina o „złu tamtej epoki, upadku moralnym, politycznym, o wstecznictwie”, to czy w ten sposób pozwala nam zapomnieć, że te same plagi, choć przyjmujące na ogół inną postać, nadal nam w nadmiarze towarzyszą? A gdy wspomina o braku wolności, to przecież my doskonale widzimy, że trzy   dekady   po   demontażu   PRL   ludzie   rządzący   dziś   Polską podejmują usilne próby jej ograniczenia. Dlatego publikacje o PRL, epoce słusznie minionej i jej absurdach trzeba czytać krytycznie, z zachowaniem obiektywizmu i zdrowego rozsądku. By obśmiewając przy lekturze jej ciemne strony, niedobory, siermiężność i absurdy nie zapomnieć, że rzeczywistość, która dziś nas otacza, wcale nie jest tak wspaniała jak by się niektórym mogło wydawać, a z jednostkowej perspektywy życia zwykłego człowieka być wcale nie aż tak dużo lepsza, a w niejednym wymiarze nawet gorsza.

„Wszystkie barwy PRL. Życie codzienne i niecodzienne”, wyd. Agora, Warszawa 2020, str. 157, ISBN 978-83-268-3378-6

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko