Krystyna Konecka – DICKENS – kronikarz ludzkich losów

0
1129
„Sen Dickensa”. Pocztówka z fragmentem niedokończonego obrazu R. W. Bussa w domu przy Doughty Street

     150 lat temu, 9 czerwca 1870 roku w swoim domu Gad’s Hill Place zmarł Charles Dickens – człowiek pióra epoki wiktoriańskiej, kontynuator tradycji wielkich powieściopisarzy angielskich XVIII w. Niewielu dziś czytelników sięga po takie dzieła jak „Klub Pickwicka”, „Ciężkie czasy”, „Świerszcz za kominem” czy „David Copperfield”. Raz do roku, tradycyjnie można zobaczyć w telewizji poruszający do łez film „Opowieść wigilijna”, według najsłynniejszego dzieła Dickensa. Ale dlaczego dzisiaj nie mielibyśmy przespacerować się śladami wielkiego angielskiego pisarza i opowiedzieć o czasach oraz miejscach, które go inspirowały…

     Przed laty oglądałam inną, czarno-białą ekranizację: opartą na fabule powieści Dickensa pt. „Wielkie nadzieje” historię losów Pipa, sieroty wywodzącego się z nizin społecznych. Jego aspiracje i dążenia, aby dorównać ukochanej, próżnej Estelli z high-class. Pamiętam postać jej ekscentrycznej opiekunki, leciwej miss Havisham, od lat otulonej w ślubny welon i w… firany pajęczyn, potem okropny krzyk w morzu ognia… Dickens pisał w sposób tak sugestywny, że każda jego powieść to gotowy scenariusz na film.

     Lesław Eustachiewicz w swojej „Antologii literatury powszechnej” przywołał ocenę któregoś z krytyków francuskich, iż „dwaj najwięksi epicy w literaturze to Homer i Dickens; ich bohaterowie bowiem nie tylko walczą, kochają i umierają, ale jedzą i śpią”, ponieważ angielski pisarz „ogarniał wspólną pisarską uwagą dramatyczną grozę i komiczne interludia ludzkiego życia, powszednią powtarzalność czynności i zdarzeń oraz ich balladową niezwykłość i portretową monumentalność”. Z kolei Jan Kott już pierwszą z powieści młodego autora – „Klub Pickwicka” nazwał „najbardziej radosną książką Dickensa, pożegnaniem rzuconym starej Anglii oberż i dyliżansów”. Dalsza twórczość stawała się coraz bardziej refleksyjna… Jak pisał w „Historii Anglii” Henryk Zins – „…wywarła duży wpływ na formowanie się europejskiej literatury realizmu krytycznego i na wielu pisarzy ówczesnych”.

     Londyn ze swoim barwnym, skomplikowanym życiem, nierównościami społecznymi i rozmachem georgiańsko-wiktoriańskiej kapitalistycznej metropolii, nazwany przez pisarza „magiczną latarnią”, nie był jego jedynym źródłem inspiracji. Równie intensywnie czerpał Dickens z tradycji i obyczajów południowo-wschodniej angielskiej prowincji, przede wszystkim z  obszaru hrabstwa Kent.

     Ktokolwiek podróżuje do Anglii samochodem lub autokarem, trafi najpierw do Dover z białymi kredowymi klifami. Szkoda, że mało kto dotrze do Market Square nr 7 w centrum, gdzie plakieta na budynku informuje, że David Coppefield… „siedział tutaj na schodach”. Szkoda, że mało kto zatrzyma się w Canterbury z monumentalną katedrą, uwiecznioną w tej powieści. Albo w Rochester z  katedrą i normańskim zamkiem, gdzie odnaleźli się bohaterowie „Klubu Pickwicka”…

    To w tej katedrze pragnął Dickens spocząć na zawsze. Stało się inaczej: kiedy wskutek doznanego udaru mózgu zmarł 9 czerwca 1870 r. w swoim domu w hrabstwie Kent, jego ciało przewieziono do Londynu. Tutaj pisarz został pochowany w dniu 14 czerwca w słynnym Zaułku Poetów wewnątrz londyńskiego Westminster Abbey. To dobre miejsce. Jednym z najbliższych „sąsiadów” pisarza jest Rudyard Kipling, zmarły w roku 1936 autor m.in. „Księgi dżungli”, a obaj twórcy spoczywają u stóp alabastrowej statui Williama Szekspira z 1740 r., pochowanego w rzeczywistości w rodzinnym Stratford-upon-Avon. Ale – wracajmy do początków…

     Charles Dickens urodził się 7 lutego 1812 r. w Portsea (obecnie Portsmouth), na zachód od Dover, na południowym wybrzeżu Kanału La Manche. Dokładnie – na otoczonej burzliwymi falami wysepce, w jednopiętrowym portowym domku Johna Dickensa, pracownika admiralicji (Europę zajmowała wtedy wyprawa na Moskwę i sromotny odwrót cesarza Napoleona. Adam Mickiewicz był trzynastoletnim uczniem w Nowogródku, a przyszła królowa Victoria miała narodzić się za siedem lat).  200. rocznicę urodzin autora „Małej Dorrit”, obchodzono uroczyście zarówno w westminsterskim Zakątku Poetów, jak i w Portsmouth. Z udziałem księcia Karola i jego małżonki, księżnej Kamilli oraz biografki pisarza Claire Tomalin, która powiedziała dziennikarzom: „Wszystko to, o czym pisał Dickens w latach 40. XIX w. jest wciąż obecne we współczesnej rzeczywistości: przepaść między bogatymi a biednymi, korupcja w świecie finansjery, sprzedajni posłowie…”.

     Trzeba pamiętać, że w swoich powieściach autor umieścił mnóstwo akcentów autobiograficznych. Miał Charles zaledwie dwanaście lat, kiedy wraz z przeniesieniem ojca do Londynu, nastał kres szczęśliwego dzieciństwa. Czy to za sprawą pechowego nazwiska? Dickens w slangu, w żargonie znaczy – diabeł…

     …Jesteśmy w centrum stolicy, pomiędzy Camden a Westminster, pośród domów i sklepowych witryn, pamiętających luksusy początku XIX wieku. W budynku z kawiarnią pod numerem 22 było pierwsze mieszkanie Dickensów, gdzie zaczęły się kłopoty. Ojca, borykającego się z problemami finansowymi, próbowała wesprzeć żona, otwierając szkołę przy Upper Gover Street, gdzie dzisiaj stoi uniwersytecki Instytut Biologii. Z powodu braku uczniów wypłynęły same straty, wreszcie ojciec został wtrącony do więzienia za długi, a dwunastoletni Charlie zaczął zarabiać grosze w fabryce pasty do butów przy Chandos Place nr 6. Odnajduję zdjęcie, które zrobiłam kilka lat temu: okrągła niebieska plakieta na ceglastej ścianie, informująca o tym dramatycznym wydarzeniu.

     Na szczęście, nie zdeterminowało ono losów przyszłego pisarza, chociaż w swoich książkach o więzieniach za długi pisywał bez sentymentu. Wkrótce udało mu się zostać urzędnikiem sądowym, następnie parlamentarnym sprawozdawcą, wreszcie londyńskim dziennikarzem, zajmującym się głównie publicystyką polityczną. W tym czasie zaczął używać pseudonimu Boz. W wieku 24 lat był już ożeniony z Catherine, przyszłą matką (i nieustającą opiekunką) dziesięciorga dzieci (co nie przeszkodziło pisarzowi – moraliście bywać samotnie poza domem, aż do opuszczenia go na stałe z miłą aktorką Ellen Ternan…).

     Niedawno miałam szczęście przewędrować szczególną londyńską przestrzeń. Oto aktualne fotografie z dzielnicy Bloomsbury, przy Tavistock Square. Południową stronę zamyka Tavistock Hotel, gdzie przez kilkanaście lat mieściła się rezydencja Leonarda i Virginii Woolf z ich wydawnictwem The Hogarth Press. Wojenne bombardowanie zrównało wszystko  z ziemią. O pisarce, która stworzyła tutaj wiele powieści, przypomina jej pomnik na skwerze. Także ogromna tablica pod szkłem, gdzie czytamy o kolejnym słynnym mieszkańcu tych okolic. Od północnej strony niejaki James Burton wybudował dla siebie ogromny Tavistock House. Po podzieleniu na trzy mniejsze, ale wciąż duże – jeden z nich stał się ostatnim i największym londyńskim domem Charlesa Dickensa: tutaj w latach 1851-60 powstawały liczne powieści, w tym „Bleak House”, w wersji polskiej – „Samotność”. Tu również pisarz podejmował przyjaciół z literackiego środowiska w swoim prywatnym teatrze. Dom nie istnieje od ponad wieku. Pozostał Tavistock Square (jedyny obiekt do fotografii) oraz… tytuł  powieści, przeniesiony do Broadstairs w hrabstwie Kent jako nazwa domu, który był ulubionym miejscem letniego wypoczynku rodziny pisarza w latach 1839 – 1851.

     Wciąż jeszcze pomieszkując przy Tavistock Square, Dickens, już bardzo uznany pisarz, nabył dla swojej licznej rodziny w 1856 r. posiadłość koło Rochester o nazwie Gad’s Hill Place, do której tęsknił od czasów dzieciństwa. Tu odpoczywał najchętniej. Także po katastrofie pociągu w pobliskim Staplehurst. Cóż za przedziwny zbieg okoliczności… Czy można go uznawać dzisiaj za kolejną rocznicę? Do katastrofy doszło w dniu… 9 czerwca 1865 roku. Dokładnie 155 lat temu. Charles Dickens wracał z Paryża do domu  z… ukochaną Nelly (Ellen Ternan) i jej matką. Kiedy pociąg przejeżdżał przez remontowany most, siedem wagonów wykoleiło się i runęło w dół. Na torach pozostał tylko jeden, z którego wydostano poturbowanych pasażerów. Jeden z ocalałych, Dickens właśnie, gdy zorientował się, że pozostawił w wagonie rękopis powieści pt. „Nasz wspólnym przyjaciel”, wrócił po swoje dzieło. Dramatyczne wydarzenia znalazły niebawem swoje odbicie w opowiadaniu „The Signal-man”. Niestety, pisarz doznał w katastrofie obrażeń fizycznych i psychicznych, z których już się nie podźwignął…

    Wróćmy do tych czasów, kiedy cieszący się uznaniem czytelników i środowiska twórczego Charles Dickens prowadził dom otwarty dla gości. Jednym z nich, który zapisał się w rodzinnych annałach w sposób szczególny, był – również cieszący się uznaniem czytelników i środowiska twórczego – duński baśniopisarz Hans Christian Andersen. Warto zatrzymać się przy tej postaci. Mijała już niemal dekada od pierwszego kontaktu obydwu ludzi pióra, kiedy w lipcu 1856 roku autor „Słowika” otrzymał od autora „Małej Dorrit” zaproszenie: „Powinien Pan tu przyjechać, na przykład do mnie, i zatrzymać się w moim domu. Dołożymy wszelkich starań, abyś był Pan szczęśliwy (…). Zapewniam Pana, że go kocham i podziwiam bardziej, niż byłbym w stanie opisać na kartkach, którymi można by usłać drogę stąd do Kopenhagi”. Ach, ci pisarze… z każdego epizodu tworzą literaturę…

     W lipcu następnego roku chimeryczny, hipochondryczny Andersen przybył do Gad’s Hill Place na dwa tygodnie, które przedłużył sobie do pięciu, bywając z gospodarzem w Londynie, absorbując swoją osobą całą rodzinę, nie wyłączając dzieci. M.in. zażyczył sobie osobistego balwierza, a w chwilach depresji, szlochając rzucał się na trawnik. Dickens tak go opisywał przyjacielowi (cytuję za biografią Jackie Wullschlager „Andersen. Życie baśniopisarza”): „Któregoś dnia wrócił na Tavistock Square (…) wyraźnie cierpiąc z powodu odcisków, jakich się nabawił w ciągu ostatnich dwóch godzin. Okazało się, że dorożkarz przywiózł go z City nowym, niedokończonym przejazdem (…). Przekonany, że dorożkarz zamierza go ograbić i zamordować, włożył sobie do butów zegarek i pieniądze – razem z kolejowym rozkładem jazdy, notesem, nożyczkami, scyzorykiem, jakąś książką, kilkoma listami polecającymi i resztą najrozmaitszych rzeczy”. Po wyjeździe drogiego gościa Charles Dickens umieścił na ścianie w domu w Gad’s Hill Place kartkę z tekstem: „Hans Andersen spał w tym pokoju przez pięć tygodni – dla mojej rodziny to była WIECZNOŚĆ!”. Otrzymawszy jednak pełen poczucia winy list od autora „Brzydkiego kaczątka”, pocieszył go we wrześniu, pisząc: „maluch mówi, że jak wrócisz, to nie wystawi cię za okno”. Był to raczej koniec więzi, gdyż sam Dickens niebawem rozstał się z żoną zatrzymując dzieci, jednak rozpoczął życie u boku swojej aktorki.

     Dom w Gad’s Hill Place stoi. Natomiast spośród licznych londyńskich domów, zamieszkiwanych okresowo przez Charlesa Dickensa, ocalał tylko jeden –  przy Dougty Street. Od stacji metra Russel Square to tylko krótki spacer. Nieprzerwany ciąg posesji po obydwu stronach ulicy tworzy wąwóz zadbanych fasad. Nas interesuje dom pod numerem 48. Błękitna plakieta na poziomie pierwszego piętra informuje, że tutaj Charles Dickens mieszkał od kwietnia 1837 do grudnia 1839, zatem niespełna trzy lata. Ciekawe są te plakiety w Anglii: jak kraj długi i szeroki, upamiętniają przeróżne wydarzenia z życia artystów, naukowców i pisarzy, a także – „życie” bohaterów ich twórczości. Sam Dickens jest „posiadaczem” kilkudziesięciu takich znaków pamięci na terenie całej Wielkiej Brytanii.

     Ale tylko w tym jednym jedynym, trzypoziomowym domu z mansardą przy Doughty Street zgromadzono wszystko, co dało się zebrać z innych miejsc jego pobytu, więc meble, wyposażenie, obrazy i fotografie oraz liczne pierwsze wydania książek. Chodzimy tu jak po sanktuarium, „dotykając” wzrokiem niektórych przedmiotów, klawiszy instrumentu,  skośnego blatu biurka, wiktoriańskich sztućców i talerza z wizerunkiem młodego literata. Może przy takim stole zasiadł wreszcie z bliskimi okrutny Ebenezer Scroodge z „Opowieści wigilijnej” po swojej przemianie duchowej…

     To ważny dom. Zaledwie dwudziestokilkuletni pisarz z młodą żoną i malutkimi dziećmi, aspirujący do poziomu middle-class, kończy tutaj „Klub Pickwicka”, pisze „Olivera Twista” i „Nicolasa Nickleby”. Jeszcze nie wie, że te początki kariery twórczej przyniosą mu światową sławę po wiek XXI…

Tekst i fotografie: Krystyna Konecka

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko