Mostek w Giverny
zachód słońca
kładzie purpurę na nenufarach
płonie wodna tafla
bieli
różu
kremu
dojrzałe ginkgo i owoce japońskich drzewek pokrywają nieboskłon
irysy
tuberozy
róże
pomieszkują na blejtramach paletą barw
wędrują strzeliste topole okalające dotąd nurt rzeki Epte
lato kładzie cienie nadchodzącej jesieni
Monet odsłoniwszy świat wodnych dywanów
kreuje mistrzowskie impresje
Serdżilla
poprzez wyschnięte wapienne łąki pokruszonych traw
opuszczonych jarów
szańce Krak des Chevaliers
bazylika w Qal’at Simm’an pozbawiona kolumny Tomasza Słupnika
skok dalej w interior w poszukiwaniu kamiennej metafizyki
na płaskowyżu w trójkącie pomiędzy
Aleppo
Hamą i Latakią
miasto opuszczonych domostw
świątyń i kościołów
wyschniętych łaźni
wyrafinowanej ceramiki
cisza
przymykam oczy
słyszę
plusk wody i brzęk srebrnych monet
tu wraz z żywymi przegrała Opatrzność
odeszli
pokonani przez bulgoczące nadymające jądro ziemi
ostry zimowy wiatr pokruszył groby starożytnych Greków
dżuma powaliła genialnego Justyniana i kalifów
wymazała legendę Seleucydów i Wielkiego Aleksandra
zamarł język aramejski Chrystusa i znana mi greka Ewangelistów
pustkowie
nie ma pól obsianych zbożem
porosłych gronem winorośli
zapachem oliwek
wyją okienice drewnianych ram
pośród ospałych cieni pochylonych kamienic
pasterz porzuconych kóz
osobnik w białym burnusie z językiem Puszkina
Apokalipsa wypasiona matka czarnej śmierci
zamieniła w pył profanów i świętych
zakreśliła realność piekła i szatana
strach wcielił się w Anioła Wojny
paraliżuje współczesnych ludzi
w tym miejscu końca dziejów ostatni wędrowiec
odnajdzie odciśniętą stopę człowieka
Esencja
jak mam opisać to co w nas narasta
gdy spoglądam we wspomnienia
wiosna uczuć powraca w mych źrenicach
codzienność porosła nasze ścieżki
srebrzysty blask pokrył skronie czasu
leniwy czas upalnego lata chybocze pomiędzy nami
to mosty rozciągnięte pomiędzy brzegami dni
zapach mowy
drganie powietrza w pytaniach o rozdźwięk
to wszystko istnieje w naszym oknie
utkane pomiędzy kwitnieniem pelargonii
wypełnia przestrzeń pytań
gdy stracimy percepcje przestrzennego oglądu
odpadną nam skrzydła
gasnące rozmowy przejdą w monolog
spopielony ogląd przeszłości zamieszka przed jutrem
bezpowrotnie opuśćmy ramy naszego okna
Brzegi rozchylone
coraz mniej głosu
mowa opuściła codzienność
kolce porastają przestrzeń
nie cieszą roże rozkwitające w przebudzeniu poranka
złudzenia przesłaniają wyrzuty sumienia
śnięte motyle o podkurczonych skrzydłach
porastają wiatr
coraz mniej palców
coraz mniej gniewu
pustka wypełnia opuszczony rezerwuar uczuć
nie wykroimy już wspólnego skrawka jutra
Powroty
Boże
pod tą gruszą
przydrożnym parasolem odpoczynku
zacienienia rozpalonych myśli
podczas drobnego posiłku
ukojenie
to miejsce naznaczone pamięcią
trwaniem
ciągłością zdarzeń
życie utrwalone w mikroskopijnych grudkach ziemi
zapamiętane uczuciem serdeczności
porozkładane pod szelestem przebudzonych liści
drganie powietrza
modulowane przez zaśpiew zamieszkujących ptaków
odwieczne pytanie
o sens dźwigania codziennego bagażu zdarzeń
,,Wolność”
Boże
nim odpadną stopy
conocnych snów
wolność przebudzenia nada nowa perspektywę
pozwól pożeglować jeszcze
po bezmiarze wyobraźni
skoro wiosło natrafiając na taflę mroku
niczym różdżką rozwidnia przedpole podróży
to nie wirtualny zaciąg
aplikacja pobrana z chmury informacji
to nie odpalanie tabletu
smartfona
to niekorzystanie
z banku danych
to podświadomość wodząca po zakamarkach natury
nasz wewnętrzny świat
ogląd niewyreżyserowanego planu
zbogaca wirtualną czasoprzestrzeń
człowieka niszczy pycha
rozbestwienie
zawodna ułuda
dziękczynienie po lada nieokreślonym sukcesie
ten niezdarny biegnący przez wyobraźnie ciąg zdarzeń
Przedświt
Boże!
daj szansę powrócić pod gruszę
symbol tożsamości
w tej odwróconej drodze początków żeglowania
po sercach życia
pierwszego oddechu
pierwszego brzasku
pierwszego mroźnego kuligu
pierwszego wyartykułowanego słowa w ludzkim języku
pierwszego kroku do dzisiaj
niech pozostanie ze mną anioł podróżnik
kiedy staną hufce policzonych
u początku krańca bez znaczenia odniesień
do alfy i omegi
w pochodzie z wiatrem
przejdę przez niewidzialny próg
bramę kolejnego wymiaru
nim z obłoków spłynie łódka
trampolina wędrówki dusz
kiedy niepodobne zejść z bulwaru
drżących pasażerów
kiedy niewyczuwalny zapach ziemskiej rosy
a noc bezkres bezgwiezdnego oceanu
pozbawiona aplikacji komunikacyjnych satelitów
Wędrówka we mgle
Boże!
otwórz podwoje zagubionym pasażerom tej samotni
zapal iskrę
tchnij nadzieję
daj siłę osłabionym
w tej łajbie zwanej życie
niech odkryją dobroć utkaną z milczenia
w mroku wzburzonych fal
latarnię
drogowskaz na pustkowiu dróg
kiedy już ostatni ruch wiosła
ucieczka przed zderzeniem z bulwarem
codziennych absurdów
pozbawi sił
dopóki jeszcze ciągną konie
dopóki czytamy Twoje znaki
dopóki w nas wiara
dopóki nieświadomi jutra
witamy zorzę zwiastun nowego dnia
Wytężając wzrok dostrzegamy pianę bytu
Nacinanie zdarzeń
wieczorne znaki
ponacinane przypadłością dnia
nachodzą półcienie obrazów
boli to co istotą zażyłości
zwoje rulonu półprawd
przeszywająca cisza obojętności
wypełzające wytwory portalowych punktów odniesień
nasze brzegi to wydmy zdarzeń
poprzecinane zmysłami
nakłuwanie igłą
naświetlone strumieniem zapisanych kart
opowieściami
nieodwracalnej wirtualnej przestrzeni
to codzienne punkty odniesień
drążą wyobraźnię
unoszą na platformy mega obrazów
w chmury komunikacji
stawiając przed wyborem normalności
a elektronicznym wykluczeniem
Kraków nie pamięta
Pamięci Tadeusza Śliwiaka
kiedy o świcie w ostatnim spacerze
przytuliłeś się do tramwajowego odgłosu
stukot kół i naprężenie stali
pochłonęło twoje istnieje
i zabrzmiał w porannym chłodzie
Song o młodości
z niedomkniętych drzwi Piwnicy Pod Baranami
w chłopięcych latach z tobą coś promował wielkich
w Zebrze
w Życiu Literackim i Tygodniku Kulturalnym
godzinami przesiadywałem Pod Jaszczurami
zapoznawałeś mnie z zasadą poetyki
przestrzegając przed przepychem ornamentów
opraw i okuć
Ty równy sławnym zaletą i talentem
Różewiczowi i Herbertowi
swym poematem O Miejskiej rzeźni
pograłeś w lidze pierwszorzędności
Warszawa 40 i 4
W 75 Rocznicę Powstania Warszawskiego
szliśmy po rumowisku dymiących kamieni
godzina ,,W,, zbierała krwiste żniwo
promień wiary w zwycięstwo spłynął kanałami
spełniła się przestroga Matuchny z Gierzwałdu
my ocaleni
z nieprzeniknionej ciemności ich labiryntu
z miłości do miasta i bliźnich
wybaczamy sprawcom tej jatki
tym z Berlina i tym zza murów rzeki Moskwy
stojącym nad brzegiem Wisły
z nadzieją na lepsze jutro
żegnaliśmy tych z pożogi Woli
jeszcze dymiły groby Getta
jeszcze ranni wzywali Boga
jeszcze sanitariuszki zaopatrywały ich przed ostatnią drogą
dżuma rozlała się na obolałe kikuty ukochanych dzielnic
z nienawiści tych co hasłem dnia
pandemia zła
to im zawdzięczamy nieśmiertelność
przerodzoną w narodowy Mit
nie spotkał nas los antycznej Troi
nie przysłoniły popioły zniszczeń
jesteśmy nadal obecni
Malowanie lata
na progu dojrzałego lata
podkręcony wiatr kołysze
łódką dni
powietrzny walc
maluje pastelowy pejzaż
zastygłych akwarel
to krzywizna czasu
moduluje ciągłość zdarzeń
przykucnięty przydrożny Jan Nepomucen
bezwiednie od dziesiątków lat
odlicza przechodzących ludzi
zapełnia się kartoteka
nieposklejanych zdarzeń
swoista partytura
ósemek
ćwierć i półnut
okraszone kluczem pięciolinie
pora wracać
tam gdzie jaśniejący promień
nieskończoności
Dwa wiersze siedzące w mojej głowie
Pamięci przyjaciela Józefa Kawałka
I
chodzę z myślą ostatniej rozmowy
tej z dwóch perspektyw
nieuchronnego oczekiwania na zamiary Pana
zamysłu następnego spotkania
nadal mam obraz wyciągniętych rąk
drgania fal
zaśpiew twojego głosu
perspektywiczne plany nowych dzieł
tkwi to w mojej głowie
zarysowują się profile twórców
pęczniejących na podkarpackiej ziemi
szliśmy ich śladem w Przestrzeniach Wyobraźni
oddychając pięknem poetyckiego wyrazu
krajobrazów i zastygłych bukietów polnych kwiatów
utrwalonych na blejtramach i kartach
pociągnięciach pędzla i pióra
uniesieni melodią z partytur mistrzów pięciolinii
z rozmów z Kilarem i korespondencją z Pendereckim
tenorzy urzeczeni chóralnym śpiewem
wciągnięci w wir pochylenia nad Kulturą i Pieśnią
II
Twoje dłonie nie zapiszą już nowych strof
pneuma uniosła przyjacielski uścisk
życzliwe spojrzenie
energiczną sylwetkę
piękno mowy
domknęła się Księga Przestrzeni Wyobraźni
STEFAN M. ŻARÓW
Poeta, animator kultury, publicysta, eseista i krytyk literacki, Członek ZLP Oddział w Rzeszowie, współtwórca i wiceprezes Mieleckiego Towarzystwa Literackiego, były długoletni wiceprezes Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie.
Wiersze i artykuły publikuje w prasie krajowej i zagranicznej, na portalach poetyckich, wydawnictwach zwartych, rocznikach historycznych i uniwersyteckich, wydawnictwach elektronicznych, w tym: Poezja dzisiaj, Akant, Własnym Głosem, Biały Orzeł, Semper Fidelis, Podkarpacka Historia,Nasz Dom Rzeszów, Zeszyty Wiejskie UŁ, Rocznik Historyczny MRL, Kamerton, Barbizon Wiśniowski, Nadwisłocze.
Autor zbiorów poezji: Spotkania w rejsie, Na krawędziach rozciągłości, na Styku cieni, Itaka Odyseusza, na Skraju podróży, Inez, Kurtyna kolorowych szkieł, oraz zbiorów esejów: Podkarpackie Ślady Pegaza – eseje, recenzje i omówienia, z kart historii, Otwarci na wolność.
Brał udział w ponad 50. antologiach, almanachach i albumach: Utrwalić siebie,
Z podróży na wyspy słowa, So fern wie nah, Osobność nasza, Lustra, Przestrzenie wyobraźni. Almanach Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury i Środowisk Twórczych Podkarpacia, Antologia Poetów Polskich, Antologia Wierszy Krakowskich, Antologia poetów współczesnych Zanim zabierze nas wiatr. Ebooki: Na Styku cieni, Inez, Podkarpackie Ślady Pegaza.
Nagrania wierszy: Odkrywanie Krajobrazów Słowa, CD. na Styku cieni, CD.
Itineris CD.
Za działalność na rzecz krzewienia kultury odznaczony między innymi: SrebrnymKrzyżem Zasługi, odznaką honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej.