Człowiek interesuje się najbardziej drugim człowiekiem według Goethego, i na tym stwierdzeniu, w wielkim uproszczeniu, opiera się cała humanistyka.
Dlaczego pytania o wiedzę i podstawy humanizmu są tak istotne?
Humanistyka budzi wiele zastrzeżeń tam, gdzie pełni funkcje tylko ideologiczne, zapominając o swoim naukowym przesłaniu. Mówi się o organicznym związku między humanistyką a ideologią.
Jean Fourasitié uważa, że minęły czasy, kiedy humanistykę nie traktowano jak naukę. Poza tym przez te lata macoszego traktowania humanistyki nauki przyrodnicze wyprzedziły nauki humanistyczne, jednocześnie zakłada, że nauki humanistyczne nadrabiają opóźnienia w stosunku do nauk przyrodniczych i zdobywają liczne osiągnięcia.
Zacierane są granice między poszczególnymi sztukami określanymi jednie ‘humanistyka’. Świat ludzi i wytworów humanistycznych znajduje się w ciągłym ruchu wartości.
W centrum zainteresowań współczesnej humanistyki znajduje się wszystko, co wchodzi w zakres stosunków między tym, co znaczące, a tym, co znaczone. Uwaga współczesnej humanistyki skupia się na umiejętnościach znanych jedynie człowiekowi: nadawanie znaczeń, tworzenie systemów symbolicznych oraz posługiwanie się nimi (można nawiązać tutaj do teorii kulty symbolicznej wg Cassirera).
Humanistyka zajmuje się nie tylko badaniem, ale również współtworzeniem obrazu świata.
Czyni to poprzez objaśnianie mitów, obyczajów, snów, języka artystycznego, czyli poprzez ujawnienie świata wyobraźni, odsłonięcie tej specyficznej rzeczywistości. Humanistyka ma za zadnie uświadomić, że świat nauki i świat artystyczny nie wykluczają się, one wzajemnie się dopełniają, pozostają w dyspozycji człowieka.
Według Dilthey’a nauki przyrodnicze wyjaśniają prawidłowości zjawisk natury, poszukiwań związków przyczynowych, a nauki humanistyczne rozumieją strukturę zjawisk duchowych, związki i zależności strukturalne obowiązujące w tych naukach.
Ale tak naprawdę, po co nam humanistyka?
Bez podstaw wiedzy humanistycznej[1] każde społeczeństwo staje się łatwym przedmiotem manipulacji; nasze myślenie ma charakter praktyczny (wg poglądów Michaela Oakeshotta), czyli decyzje podejmujemy na podstawie intuicji, poczucia smaku, poczucia chwili, tradycji; wszelkie narzędzia dialogu rozumiemy i stosujemy dzięki wiedzy humanistycznej; wiedza humanistyczna jest niezbędna do rozumienia i poznawania świata – samą wiedzą techniczną nie jesteśmy w stanie zrealizować żadnych naszych założeń ani zamierzeń; w naszym codziennym życiu (społeczno-kulturalno-publicznym) istnieje wiele informacji, które musimy w swoisty sposób przetworzyć i scharakteryzować w natłoku informacyjnym – musimy wprowadzić pewne priorytety, dzięki którym sprecyzujemy dane informacje. Humanistyka wyostrza nam obraz świata. Pomaga poradzić sobie z niewygodą egzystencji, jak powiedział Markowski. Ukształtuje obraz świata, oswaja to, co nieznane. Możemy powiedzieć za prof. Borowskim, że „prestiż nauk humanistycznych wzrastał wraz ze świadomością, że czytanie, poznawanie tekstów w pewnym sensie kształtuje człowieczeństwo (…)”.
Humanistyka daje nam określone narzędzia zrozumienia świata i zrozumienia siebie, aby w tym świecie pełnym bałaganu i sprzecznych informacji, ale przede wszystkim szumów i chaosu określić siebie jako człowieka i swoje w nim miejsce.
Humanistyka jest wszystkim – początkiem, kontynuacją, poznaniem, analizowaniem, buduje pytania do nauk ścisłych i pozwala naukom ścisłym odpowiadać na te pytania.
Humanistyka pozwala nam zrozumieć świat relatywistycznie, nie ograniczać się do wpojonych i wyuczonych schematów.
Po dość długawym wprowadzeniu w moją myśl, przechodząc wreszcie do swoistego meritum, pragnę odnieść się do rozumienia interdyscyplinarności teorii wg Jonathana Cullera, cenionego i znanego komentatora pewnych konkretnych zjawisk w humanistyce. Jednak to nie one dzisiaj wypełniają moje myśli, a teoria i jej jestestwo. Culler zakłada interdyscyplinarność teorii i trudno się z nim nie zgodzić. Powoduje to głównie metodologia i narzędzia, z których w danym obszarze nauk korzystamy, które nie łączą się ze sobą naturalnie, a z konieczności i pewnego przymusu. Culler odwołuje się do literaturoznawstwa, zarzucając badaczom pewnego rodzaju zaniechanie i niewypracowanie narzędzi/metod badawczych, co powoduje utracenie tożsamości i narzucenie formy badań ogólnie dostępnymi metodami: „Dlaczego bowiem mielibyśmy uznać, że analiza różnych rodzajów narracji jest bardziej literaturoznawcza niż np. badanie ukrytych w danym dziele przesłanek ideologicznych o charakterze politycznym? Oczywiście większość z nas odruchowo czuje, że w tym drugim przypadku osadzamy teksty literackie w kontekście teorii wyrosłych na polu filozofii, socjologii czy kulturoznawstwa. Innymi słowy, czujemy, że badamy literaturę za pomocą narzędzi wziętych z innych dyscyplin, a więc, doprecyzujmy, za pomocą narzędzi, które nie łączą się w sposób konieczny, naturalny i oczywisty z literaturą.”[2] Choć ciekawe jest, że sporo miejsca na rozumienie w humanistyce (literaturoznawstwie) zajmuje u Cullera intuicyjne poznanie/rozpoznanie poprzez czucie.
Gdyby u szczytu rozwoju humanistyki, w momencie, kiedy była ona najważniejszą i najwyżej traktowaną dyscypliną nauki, naukowcy odpowiednio zadbali o jej ukierunkowanie, może dzisiaj nie borykalibyśmy się z ogólnie przyjętym pojmowaniem humanistyki i jej rozumieniem jako sztuki dla sztuki. Humanistyka ma szersze znaczenie niż kojarzymy je na co dzień i nie ogranicza się do epoki renesansu. Nie ma nic złego w przenikaniu się dyscyplin, nawet jeśli jedna z nich nie wypracowała sobie narzędzi metodologicznych i korzysta z dostępnych starając się je sobie podporządkować. Pamiętajmy, że wszystkie te nauki mieszczą się w tym okręgu zwanym humanistyką. Technologia zmienia naukę, zmienia nasze życie. Jednak w tym procesie cyfryzacji i technokratyzacji nie wolno nam zapomnieć o wzajemnych, nierozerwalnych więziach łączących wszelkie nauki. Pojawiające się nowe zjawiska, zmiany i również oczekujemy, że współczesna humanistyka nadąży za naukami ścisłymi na zasadzie akcji-reakcji. Korzystanie z narzędzi, języka innych dziedzin nie określa niewspółmierności, a jedynie właśnie nadanie tempa, którego potrzebuje humanistyka. Patrząc wstecz założono, że humanistyka sama sobie poradzi zaniedbując sferę metodologii i teorii. Co do „poradności” humanistyki w tej sferze zdania są podzielone. Właśnie poprzez czerpanie z dobytku już istniejącego, adaptując i modyfikując, tak, aby uchwycić istotę swoich badań. Naturalnie zakładam również potrzebę wypracowania własnych narzędzi. Jednak znając historię humanistyki, znając jej teoretyczne podstawy traktuję jej współmierność z innymi dyscyplinami jako formę dobrą i spełniającą swoje zadanie. Bo w humanistyce brakuje „testowania”, „eksperymentowania”, brakuje możliwości zaistnienia marginesu błędu. I przez to właśnie nie ma również czasu ani możliwości na wypracowanie własnej metodologii i potrzebę korzystania z istniejącej. System wdrażania w humanistyce jest powolny i niedopracowany, przez co właśnie służą jej pomocą inne dyscypliny.
Jedną z istotnych plusów w naukach ścisłych jest fakt ujednolicenia nazewnictwa. Upraszcza to proces w skali międzynarodowej i daje możliwość przedstawienia swoich badań ze zrozumieniem poza obrębem danego kraju.
Ewa Domańska w swoim tekście opublikowanym w Tekstach Drugich[3] pisze: „(…) teorie i metody nie są dane raz na zawsze; że powstają, funkcjonują i obumierają w konkretnych kontekstach historycznych.” Oczywiście, jest to niepodważalne stwierdzenie. Jednak wg mojego rozeznania również wymagające rozszerzenia. Te teorie i metody obumierają, stając się bazą i „ciałem” badawczym dla kolejnych i dzięki nim istniejących. Dzięki tym ruchom w naukach możemy zaobserwować na przestrzeni, kiedyś wieków, aktualnie lat, proces zmiany myślenia i interpretacji świata zastanego (w szerokim znaczeniu).
I w tym miejscu wypada wspomnieć o interdyscyplinarności humanistyki, choć nieco wcześniej wspomniałam u niej u Cullera, która wydaje się w dzisiejszym postrzeganiu tejże dziedziny zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem.
Należy pamiętać, że każda z metod badawczych wprowadza swój punkt widzenia do badań nad konkretnym zagadnieniem, co prowadzi często do reinterpretacji danego problemu. Łączenie definicji, metod, praktyk, doświadczeń nadaje cechy interdyscyplinarne i zmusza do wyjścia poza obszar własnej dyscypliny i zrozumienia tematu w szerszym znaczeniu. Jednak takie interdyscyplinarne postrzeganie problemu powoduje nadanie problemowi oddzielnego wartościowania, a co się z tym wiąże również oddzielnej metodologii, by zachować jej odrębność i zachować tym samym pewną nowo ukształtowaną tożsamość, choć problemem może być konceptualizacja danego problemu. Słusznie zauważa Nycz, że społeczeństwo postindustrialne, globalizacja i wszechstronność mediów wymuszają nowe sposoby myślenia o świecie. Za Maxem Weberem możemy stwierdzić, że „Skoro więc z jednej strony będziemy uważać, że wszystko to w naszym jestestwie, co wykazując się poszczególnością i różnorodnością, zostało uformowane przez nas i naszą psychikę, wyrosło w jakimś sensie z naszej sfery emocjonalnej – to założymy podobnie, że wszystko to, co dzięki naszym duchowym osiągnięciom w sferze tego, co ogólne i konieczne, zostało ustanowione nas nami jako kosmos obiektywnych nieuchronności, wyrosło z czynności naszego intelektu.”[4] Choć temat interdyscyplinarności wymaga szerszych studiów lub choćby przywołań już istniejących, licznych prac tematycznych, to ze względu na charakter wypowiedzi, nie będę skupiała się na tym zbyt długo.
Nieco abstrahując do tematu zasadniczego, ale jednak pozostając w sferze humanistki, pozwolę sobie na przytoczenie pewnej anegdoty. Zapytałam swojego męża czym wg niego jest humanistyka, z czym mu się kojarzy. Odpowiedział, że ze zrozumieniem, z historią, z filozofią z tym, jak pojmujemy świat. Bardzo usatysfakcjonowała mnie jego odpowiedz, dopóki jej nie dokończył. Stwierdził, że również kojarzy mu się z bezrobociem. Jak to – zapytałam – Stwierdził, że po prostu system oświaty/edukacji z Polsce, bo do niej mógł się jedynie odnieść, doprowadził do sytuacji, że szeroko rozumiana humanistyka była tak dostępna i łatwa i wcale nie stanowiła tego, co powinna czyli myśli nad człowiekiem. Uznał również, że została ona„spłaszczona” w swojej istocie, ze wszelkie kierunki techniczne czy specjalizacyjne stały się na tyle rzadko podejmowane, a jeśli już to przez wybitnie zdolnych, że humanistyka straciła swoje znaczenie. I tym tropem mój mąż doprowadził mnie do myśli, a w zasadzie zmagań opisanych na łamach „Literatury w teorii” (wprowadzenie) Jonathana Cullera o opanowaniu znaczenia terminów i odwiecznie stawianym pytaniom badaczom: który nurty jest właściwy, dochodząc do stwierdzenia, że ważniejsze jest w jaki sposób przedstawione są te poglądów. Culler dochodzi do istoty problemu i sięga dalej, wychodzi poza ramy humanistyki jednocześnie, stosując tylko pewne znane metody, myśli nieutartym tokiem, sięga dalej do interpretacji i narracji szukając relacji. Jak napisał Markiewka w komentarzu o Cullerze:
„Nie same definicje są tu jednak najważniejsze, lecz zmagania Cullera, który stara się jakoś uporządkować ten pojęciowy galimatias. Sądzę, że owe zmagania są dobrym symbolem kłopotów, które ma całe współczesne literaturoznawstwo, a także duża część humanistyki. Strukturalizm, poststrukturalizm, fenomenologia, hermeneutyka, feminizm, postkolonializm, badania kulturowe, teoria aktora-sieci itd. – wszystkie te koncepcje bez wątpienia wzbogaciły i nadal wzbogacają literaturoznawcze dociekania (jakkolwiek by tych dociekań nie definiować). Problem polega na tym, jak się poruszać w tej mnogości różnych podejść.”[5]
I choć dopiero tutaj otwierają się drzwi do wiedzy, muszę zakończyć mój esej. Czynię to ze względu na ograniczoną ilość znaków, na czas osób to czytających, ale przede wszystkim ze względu na to, że dopiero za tymi przysłowiowymi drzwiami rozpocząć można dywagacje teoretyczne na nurtujące nas pytania – ten proces wymagałby od nas szczegółowego zagłębienia się w treści teoretyczne. Ponadto należy wspomnieć, że wielu wybitnych postaci nie wspomniałam, od wielu genialnych teorii „uciekłam”, zminimalizowałam swoją wiedzę i zamknęłam ją „w pigułce”, jak wiedzę w liceum. Nie mogę również pominąć tytułu: jestem humanistą, zatem i idiotą – w rozumieniu współczesnego świata, i wówczas z czystym sumieniem mogłabym wykrzyknąć „gdybym znała wszystkie języki świata powiedziałabym, że brak mi słów na to o czym myślę”.
[1] Należy choć w podstawowym znaczeniu wyjaśnić co autor ma na myśli i czym określa sformułowanie „wiedza humanistyczna”.
[2] Markiewska T.S., Teorie Jonathana Cullera, „Teksty Drugie”, nr 2/2014, s.194.
[3] Domańska E. Jakiej metodologii potrzebuje współczesna humanistyka?, „Teksty Drugie”, 1-2/2010, s.54.
[4] Weber A., Socjologiczne pojęcie kultury, wykład na wieczorze powitalnym II Niemieckiego Dani Socjologów, 20 X 1912r.
[5] Dz.cyt, s.201.