Janusz Termer – W 110. urodziny Kazimierza Wyki – Oddam kilo liryki za gram dobrej krytyki…

0
387

       Te wyżej przywołane słowa profesora Kazimierza Wyki pochodzą ze wspomnień zamieszczonych w obszernym tomie zbiorowym – Kazimierz Wyka. Charakterystyki. Wspomnienia. Bibliografia. Zanotował je jeden z jego uniwersyteckich uczniów – Andrzej Kijowski. Tom ten wydany został w 1978 roku, czyli w niespełna trzy lata po śmierci jej głównego bohatera (1975). Co świadczy o tym, że to przedwczesne, w wieku 65 lat zaledwie, odejście Wyki z literackiej i naukowej sceny było czymś dojmująco dotkliwym dla wielu jego przyjaciół, nie tylko wspominających go studentw z różnych lat krakowskiej polonistyki, tworzących tzw. „szkołę krytyków”, do której należały nadto tak prominentne potem persony komentatorów ówczesnej literatury polskiej, jak Jan Błoński, Ludwik Flaszen, Jerzy Kwiatkowski,  Henryk Markiewicz, Włodzimierz Maciąg czy Konstanty Puzyna… A także i dla wielu spoza tej „szkoły”, choćby z racji wieku należących do niej niejako „korespondencyjnie”, jako kontynuatorzy tradycji Wykowego myślenia o literaturze. Sam termin „szkoła krytyków” ma swe wcześniejsze źródło w cyklu felietonów, aktualnych komentarzy literackich Wyki, publikowanych pod tym hasłem na łamach pierwszego powojennego tygodnika społeczno-literackiego „Odrodzenie” (współpracowali z nim m. in. J. Andrzejewski,  T. Breza, St. Dygat, J. Iwaszkiewicz, M. Jastrun, H. Malewska, A. Sandauer, L. Staff…).

    Jak wiadomo, profesor Kazimierz Wyka nazywany bywał często „gospodarzem literatury polskiej”. Jego błyskotliwe, oryginalne i nowatorskie krytycznie interpretacje dzieł czy okresów artystycznych miały zawsze szeroki odzew, a na jego wykłady i zajęcia uniwersyteckie uczęszczały „ponadnormatywne tłumy” młodych ludzi z Krakowa i gości z całego kraju. Był bowiem wybitną co się zowie indywidualnością; historykiem literatury, znawcą jej tradycji i teraźniejszości, łączącym zmysł syntezy uczonego i dociekliwość pisarską, a pomysłowość stylistyczną z szerokim i otwartym myśleniem o współczesnym świecie, miejscu w nim twórczości literackiej i artystycznej. Był jej otwartym na nowe pokoleniowe wartości, uważnym i spolegliwym sprzymierzeńcem. Mówił i pisał o najtrudniejszych sprawach w sposób atrakcyjny, eseistycznie śmiały, niebanalny i zarazem jasny, często metaforyczny i aforystyczny. Nie zamykał się w okowach „wieży z kości słoniowej”, w rygorach sztywnego metodologicznie „profesorskiego warsztatu”. Był błyskotliwym komentatorem literatury polskiej – widzącym ją w wielostronnych relacjach z innymi literaturami europejskimi, z nowymi prądami badawczymi (przebywał jako stypendysta tuż przed wojną dwa lata we Francji), a także i z innymi dziedzinami sztuki: patrz np. takie dzieła Wyki, jak Matejko i Słowacki, 1953, Makowski, 1963, Thanatos i Polska. Rzecz o Jacku Malczewskim, 1971 czy filmoznawcze szkice Podróż do krainy nieprawdopodobieństwa, 1964. Obserwował bowiem i opisywał po schillerowsku inspirujące go procesy wzajemnego się „sztuk oświetlania”. Patrzył na nie poprzez wielobarwny pryzmat  XX-wiecznych nauk humanistycznych (psychoanaliza, personalizm, egzystencjalizm), odradzających się wówczas i rozwijających się niejako paralelnie potem i u nas, po 1956 r. Sięgał w swych badaniach literackich po elementy wiedzy socjologicznej, psychologicznej, historiozoficznej oraz myśli filozoficznej XX wieku, ba, ekonomicznej również: patrz np. słynne jego wspomnieniowe eseje Życie na niby, wyd. I 1957, ukazujące cały kontekst i splot mechanizmów życia społeczno-ekonomicznego i obyczajowości czasów drugiej wojny światowej i okupacji w Generalnej Guberni w Krzeszowicach. Skąd tak blisko do owego wspominanego przezeń z czułym upodobaniem „Trójkąta Trzech Cesarzy”, gdzie się był urodził – 19 III 1910 – i tamże pomieszkiwał w one okrutne lata; co nota bene uchroniło go to przed losem wielu profesorów UJ, uwięzionych i skazanych przez okupantów na rozstrzelanie w 1939 r.

      A gdy mówimy o całym dorobku pisarskim Kazimierza Wyki pamiętać trzeba, że odwoływał się on nadto do wielu domen kultury polskiej oraz do ekspresyjnych literacko form wypowiedzi. Pisywał  m. in. dowcipne i celne literacko pastisze i parodie wielkich dzieł i słynnych poetów naszych i obcych – Duchy poetów podsłuchane,1959 oraz teksty prozatorskie o problematyce czerpanej z doświadczeń i przeżyć lat wojny i okupacji – Pamiętnik po klęsce, 1964 czy tom Opowiadania (wyd. 1978). Był też Wyka po wojnie aktywnym działaczem społecznym – prezesem oddziału ZZLP w Krakowie i przez parę lat członkiem Zarządu Głównego w Warszawie. A także – last not least – współtwórcą i dyrektorem – do 1970 roku – Instytutu Badań Literackich PAN. Imponująca to zaiste lista zajęć, czynów, prac i dokonań, którą obdarzyć by można  nie jedną, a wiele postaci! A przy tym, trzeba dodać, miał zawsze czas na wszystko: na przykład na pisanie listów, którymi szczodrze, by tak rzec, obdarzał nawet młodych i nieznanych mu ludzi; czego sam doświadczyłem, gdym pisząc dla PIW-u książkę o twórczości Wilhelma Macha zwrócił się do Niego z korespondencyjną prośbą o pomoc biograficzną; otrzymałem wkrótce rzeczową i intrygująco ciekawą – dla żyjących dzisiaj w innych realiach – odpowiedź, m. in. o tym jak to Mach nie mając jeszcze w dorobku żadnej wydanej książki został przyjęty do Związku Literatów z jego rekomendacji na podstawie obszernego listu, w którym zapowiadał tylko swoje przyszłe pisarskie zamiary! Zważmy, że obecnie, by być „licencjonowanym” literatem trzeba mieć w dorobku kilka tomów wierszy lub prozy! Był też Kazimierz Wyka – co dodaję jako też potwierdzoną osobiście ciekawostkową informację – zapalonym i wiernym kibicem piłkarskim klubu Cracovia; byłem świadkiem, tak się to sympatycznie złożyło na początku lat 70. gdy w trakcie pewnego sympozjonu literackiego (gdzie słuchaliśmy jego wystąpienia o Tadeuszu Różewiczu), bardzo pilnie nadsłuchiwał potem radiowych wiadomości sportowych (a był to czas gdy hokeiście nasi wygrali w Katowicach z niepokonanym ZSRR!). A gdy pytaliśmy skąd na to wszystko ma zawsze czas – mówił  z lekko zażenowanym  uśmiechem, że wstaje o piątej rano i pisze do dziewiątej, a potem to już ma wolne…

   Oto teraz – w stulecie powstania tak z wielu powodów ważnej i cennej niezmiernie, znakomitej edytorsko Ossolińskiej serii Biblioteki Narodowej, najstarszej  polskiej serii wydawniczej, istniejącej od 1919 roku, przynoszącej nieprzerwanie (w latach wojny na emigracji) wybory najcelniejszych utworów literatury polskiej i obcej we wzorowych opracowaniach krytycznych (do czego sam Wyka wielokrotnie się przykładał) ukazuje się teraz właśnieJego Wybór pism*, który stał się pretekstem do tych paru niniejszych uwag, przypomnień i wspominków. Szkoda może tylko, że księga ta nie ukazała się nieco wcześniej, na stulecie Jego urodzin, co nie zmienia oczywiście faktu, że jest to wydarzenie literackie i edytorskie dużej kulturowej rangi…

    Przypomina bowiem, jak najbardziej słusznie (a tu każdy czas jest dobry), nietuzinkową osobę oraz wielki, różnoimienny problemowo i bardzo nadal interesujący i żywy w wielu punktach, dorobek tego urodzonego 110 lat temu wybitnego eseisty, edytora (choćby dzieł Fredry, Brzozowskiego, Baczyńskiego…), antologisty, historiozofa (patrz np. niezamieszczony w tym wyborze esej O prządkach historycznych), historyka literatury ikrytykajawiącego się w rzędzie takich emblematycznych postaci w tej dziedzinie twórczości, jak Maurycy Mochnacki, Stanisław Brzozowski czy Karol Irzykowski (których dzieła także trafiły do tej prestiżowej serii dzieł Biblioteki Narodowej).

     Trafnie zauważa w swym obszernym i wnikliwym wstępie do tej edycji wrocławski polonista młodego pokolenia Paweł Mackiewicz (ur. 1980), pisząc o długiej i złożonej drodze życiowych wyborów, kolejnych etapach różnoimiennych dokonań Kazimierza Wyki, że „jak wielu z jego pokolenia stanął do odbudowy kraju, dostrzegał konieczność zadbania o dziedzictwo kultury, zabezpieczenia ocalałych osiągnięć pracy poprzednich generacji” i chociaż był „coraz bardziej rozczarowany (lecz nie zniechęcony) Polską Ludową, zawiedziony odwrotem od liberalnych przemian Października ’56, przejęty wydarzeniami 1968 roku”, to przecież „uwikłanie w historię nie może przesłonić tych zagadnień z biografii twórczej Wyki, które ujęte w całość stanowią o bogactwie osobowości i spuścizny krytyka, historyka literatury, pisarza”.

     Dodawać nie trzeba, bo to samo przez się zrozumiałe, że autor tego wyboru stanął przed naprawdę ogromnie trudnym wyzwaniem, pytaniem – co z tego bogactwa pozostawionych nam czytelnikom w spadku dzieł autora Pogranicza powieści, Modernizmu polskiego, Wędrówek po tematach, Pokoleń literackich czy Ogrodów lunatycznych i ogrodów pasterskich – wybrać do tego tomu? Nawet gdy ma się do dyspozycji ponad 800 stron! Toteż mówiąc nieco żartobliwie, sam Wyka, jakby w „przeczuciu” tego rodzaju kłopotów  edytorskich przyszłych badaczy, napisał w jednym ze swych tekstów takie, charakterystyczne dla jego stylistyki, z autotematycznym podtekstem, z lekka ironicznym i wyrazistym zdystansowaniem zdanie: Norwid i Mickiewicz, Słowacki i Wyspiański, Sienkiewicz i Dąbrowska, Matejko i Makowski, Hitler i Goebbels, van Meegeren i Czyżewski, Adolf Rudnicki i Lucjan Rudnicki, Przyboś i Czechowicz, Herbert i Harasymowicz, Teka Stańczyka  i „Pan Tadeusz”, doprawdy dziwaczne towarzystwo. I przy innej okazji, w podobnym duchu, choć w znacznie poważniejszym tonie „dodawał” jakby od niechcenia acz oddającym, jakże prawdziwy psychologicznie obraz i ocenę własnych dzieł i rozterek autorskich, owe zarazem nadal aktualnie brzmiące dla nas zdania (zadania dla następców): Czy mam jakąś zasadniczą pretensję do swojej bibliografii. Tak, pretensję, niestety, daremną, niemożliwą do naprawienia ażeby złożyć świadectwo, że rzeczywistość jest nierozerwalnie związana z literaturą. Gdziekolwiek spojrzeć, powtarza się jej wątki ponieważ kraj pełen tematów nie jest dla mnie frazesem ani ozdobnikiem stylistycznym. Dla tych, co więcej drogi mają już za sobą, jest ona doznaniem najbardziej rzeczywistym.

     I na koniec, by nie nadużywać cierpliwości czytelnika tego tekstu, słówko o jego tytule, tak mocno eksponującym niby tylko jeden z wątków pisarstwa Kazimierza Wyki. Tak, to prawda. Ale jakże też istotnym i aktualnym. Oto, zauważmy, jak wiele zmieniło się w świecie życia literackiego od czasu pierwszych powojennych lat, gdy Wyka pisał te swoje objętościowo skromne i podpisywane tylko kryptonimem (kjw) felietony z cyklu „Szkoła krytyków”. Wtedy to, czyli w latach 40. redakcje czasopism (nie tylko literackich) zasypywane były irytująco potężnymi „kilogramowymi” porcjami wierszowanych utwor(k)ów. Jak wiele było ich i potem (np. w latach 70. gdy redagowałem miesięcznik literacki młodych „Nowy Wyraz” gdy codzienna poczta pełna była tego typu tekstów). I jak jest nadal, jak słyszę teraz w redakcji Pisarze.pl. Bo dobrych tekstów literackich, w tym przede wszystkim krytycznych ciągle brakuje, a zewsząd słychać tylko nieustające, jałowe na ogół, owych autorów minoris gentis, lamenty na ten temat – zamiast prób czynów i walki! Mimo iż jest to, okazuje się, zjawisko społeczno-literackie trwałe – wielka nadal bolączka zapewne nie tylko naszego rodzimego życia literackiego. Czyżby krył się za tym współczesny odprysk, przejaw owej odwiecznej Don Kichotowskiej – Cervantesowskiej metafory?  Kazimierz Wyka, który uważał istnienie „dobrej” krytyki za jeden z ważniejszych czynników sprzyjających rozwojowi literatury, próbował z tym walczyć na rozmaite sposoby – i często dość skutecznie. Przy tak wielu rozmaitych okazjach, gdy tak wytrwale i konsekwentnie uprawiał to swoje imponujące, tak przed laty jak i dzisiaj, krytycznoliterackie „poletko”.

  Pozostaje jeszcze tylko pytanie – na ile zostało ono reprezentatywnie „zagospodarowane” w tym Wyborze pism”? Otóż, zasadniczo wybór ten na pewno trafnie oddaje esencję – „ducha” pisarstwa Wyki, acz jeśli chodzi o jego  „literę”, to nieco mniej, bo też byłoby to przecież, z powodu jego objętości, niemożliwe. Acz i nie miałbym nic przeciwko temu,by – pośród przypomnianych, trafnie i słusznie, znakomitych i różnorodnych krytycznych oraz eseistycznych form, tekstów teoretycznych i historycznoliterackich, manifestów programowych czy innych dyskursywnych wypowiedzi  – znalazłoby się też tutaj odrobinę bodaj miejsca dla małej próbki stricte literackiego dorobku Kazimierza Wyki…                                                                                                                                              

                                                                                                                   J.T.

      *Kazimierz Wyka Wybór pism, wstęp i opracowanie Paweł Mackiewicz, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2019, s. 828.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko