Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
641

Hoffmanizm polski – fascynujące zwierzę literackie

Nie wiem czy istnieje w światowym piśmiennictwie historia jednego z moich ukochanych gatunków literackich – literatury niesamowitej, fantastycznej (nie mylić ze współczesnym gatunkiem „fantasy” ani z science fiction), grozy, gotyckiej (określenia stosowane są tu często wymiennie, nie zawsze precyzyjnie), czy istnieje naukowa synteza tego gatunku. Jak znam życie, podejrzewam, że tak, choć nie w Polsce, ale obstawiłbym garść euro przeciw orzechom, że w którymś z krajów Europy Zachodniej, n.p. we Francji, taka synteza gatunku się ukazała. Dopóki jednak jej nie poznałem lub dopóki takowa nie powstanie, warto sięgać po prace cząstkowo obejmujące tematykę. Na przestrzeni roku przedstawiłem na tych łamach dwie nowe (bo takich wyborów, różnej wartości ukazało się w przeszłości sporo) edycje wyborów opowiadań tego gatunku, „Opowieści niesamowitych” zaczerpniętych z literatury francuskiej i rosyjskiej, opatrzonych przy tym znakomitymi wstępami i posłowiami. Teraz z potęg w tej literackiej dziedzinie na analogiczny wybór czekają Anglia, Niemcy, Hiszpania, Włochy, USA ( z E.A. Poe i A. Bierce na czele), a i pomniejsze siły narodowe w tym gatunku też. Mam nadzieję że nieoceniony PIW będzie cykl kontynuował. Ot, choćby także literatura polska, która moim zdaniem wpisuje się w krąg czołówki w tym gatunku, co zauważył już Julian Tuwim, opracowując wydaną w 1949 (!) roku „Antologię polskiej noweli fantastycznej”, po latach wznowioną. Warto dodać, że literatura polska wydała, poza pokaźną liczbą utworów epigońskich, naśladowczych, co najmniej jednego autora zdecydowanie oryginalnego – Stefana Grabińskiego. Pisanie o prozie wspomnianego gatunku nie jest łatwe, gdyż nie jest proste ani wskazanie jego prekursorów (niektórzy wymieniają Jacquesa Cazotte, „Diabeł zakochany”, 1772), ale być może prekursora należałoby szukać raczej gdzieś w starej literaturze angielskiej czy niemieckiej, a w niektórych antologiach gatunku wykorzystywano nawet niektóre nowele z „Dekamerona” Boccaccio), ani też zachowanie precyzji segregowaniu i definiowaniu poszczególnych nurtów i podgatunków. Ponadto gatunkiem tym zajmowali się pisarze najrozmaitszego autoramentu, od typowych rzemieślników tematu niesamowitego, poprzez jego mistrzów i klasyków jak E.T.A. Hoffman, E.A. Poe, A. Bierce, E. Sue,  Gerard de Nerval, Jules Barbey d’Aurevilly, Villiers de l’Isle-Adam Washington Irving, A. Conan Doyle, G.K. Chesterton do takich sławnych/wielkich pisarzy, jak n.p. Walter Scott, Honoriusz Balzac, Teophile Gautier, Aleksander Dumas-Ojciec, Fiodor Dostojewski, Mikołaj Gogol, Charles Dickens, Oscar Wilde, Tomasz Mann, czy „nasi” – Jan Potocki z „Rękopisem znalezionym w Saragossie”, Zygmunt Krasiński, Bolesław Prus, „nasz-nie nasz” Joseph Conrad, Stefan Grabiński czy Stefan Żeromski, w których spuściźnie są większe czy mniejsze „epizody” w postaci nowel czy fragmentów niesamowitych w nastroju i kolorycie. Słowem, mamy do czynienia z gatunkiem o starej metryce, przebogatym i niezwykle, wręcz meandrycznie zróżnicowanym wewnątrzgatunkowo. Bardzo interesującą kartę wzbogacającą wiedzę o gatunku i jego historii dodała do stanu badań literackich Magdalena Rudkowska, autorka kapitalnego studium „Sen nieboszczyka. Polski hoffmanizm w XIX wieku”. Już sam podtytuł pokazuje ogromny wpływ, jaki na polski nurt gatunku prozy niesamowitej wywarł jego wielki niemiecki mistrz, Ernst Teodor Amadeusz Hoffman (1776-1822). Ten ogromny wpływ wywarł on zresztą na literaturę gatunku na całym świecie i był mistrzem dla największych mistrzów, także dla Edgara Allana Poe, Mikołaja Gogola i innych. Hoffman, choć nie był prekursorem, jest dziś niewątpliwie najwybitniejszym arcymistrzem gatunku, najważniejszym w nim punktem odniesienia. Sam hoffmanizm definiuje autorka (cząstkowych czy poszerzających definicji można się zresztą doszukać więcej) jako „zespół zjawisk i tendencji literackich nawiązujących do twórczości Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmana – jest jednym z nurtów fantastyki w literaturze romantycznej Europy. Popularność Hoffmana wynikała z połączenia poetyki „roman noir” z oniryzmem (sny) i motywami szaleństwa, otwierającymi literaturę na mowę Nieznanego”. E.T.A. Hoffmana definiuje też skłonność do dziwności, deformacji, nadnaturalności, niesamowitości pojawiającej się czy tworzącej na tle realistycznego, mieszczańskiego, „biedermajerowskiego” tła. Podkreśla też autorka, że Hoffman stworzył „wielowariantowy model fantastyki literackiej”, którego uprawianie można nazwać „hoffmaniadą”, zarówno dla Wschodu jak i Zachodu, także dla Francji, tak odmiennej w swoim „racjonalizmie”, w której, jak pisał jeden z cytowanych autorów, „nie mógł powstać i nigdy nie powstał romantyzm”, od niemieckiego „marzycielstwa”.  Autorka drobiazgowo prześledziła filiacje prozy niesamowitej polskich „hoffmanistów”, po części z kręgu „cyganerii warszawskiej”, takich jak Ludwik Sztyrmer, nazwany „polskim Hoffmanem”, Józef Bohdan Dziekoński, Józef Dzierzkowski, Jan Barszczewski, Józef Korzeniowski (autor pierwowzoru literackiego znanej telewizyjnej noweli – „Mistrza tańca”), Józef Maksymilian Ossoliński, Henryk Rzewuski (autor literackiego pierwowzoru nieśmiertelnej telewizyjnej noweli „Ja gorę”), Antoni Lange, Ludwik Niemojowski Jadwiga Łuszczewska-Deotyma i inni znamienici rodzimi autorzy – z opowiadaniami Hoffmana, także drogi, dróżki i ścieżki, którymi hoffmanizm, z jego charakterystycznym stylem, nastrojem, sposobem obrazowania i tematyką docierał do polskiej literatury XIX wieku. Przy tym wykazała, że korzystali oni głównie z pośrednictwa rosyjskiego, zwłaszcza „Tygodnika Petersburskiego”, skąd fascynacja hoffmanizmem docierała nad Wisłę. Prześledziła, w jaki sposób najbardziej charakterystyczne cechy prozy Hoffmana były poddawane asymilacji w polskiej retorcie literackiej, jak były przetwarzane, na ile twórczo, a na ile epigońsko, naśladowczo. Niektórych czytelników, którzy za pośrednictwem autorki po raz pierwszy zetkną się z tą chemią, anatomią i mapą polskiego hoffmanizmu i w ogóle gatunku może zaskoczyć fakt, że do polskich przedstawicieli tego gatunku można zaliczyć także kojarzonego zazwyczaj z innym gatunkiem literatury Józefa Ignacego Kraszewskiego. Pisarz ten zarówno o hoffmanizmie pisał („Hoffman jest to wesoły śpiewak na grobach, tancerz, który lekką nogą stąpa po kościach i popiołach cmentarza, z trupią głową w ręku, z wieńcem kwiatów na skroniach”), jak i ma na swoim koncie szereg utworów silnie naznaczonych jego wpływami lub wprost hoffmanistycznych, jak n.p. „Sfinksa”, „Dziwadła”, czy „Latarnię czarnoksięską”. Rudkowska podjęła też bardzo interesująco cały szereg szczegółowych tematów związanych z polskim hoffmanizmem, jak n.p. to, że wyobraźnia Hoffmana akurat w Polsce padła na bardzo żyzny grunt wyobraźni („cudowność”) i uczuciowości słowiańskiej, a także dobrze skorelowała się z polskim, sarmackim wątkiem „nieboszczyka”, „niebożca”, bytu balansującego między snem a jawą, życiem a śmiercią (patrz. m.in. mickiewiczowskie „Dziady”, litewskie co prawda, ale siłą rzeczy przez Wieszcza Adama „spolonizowane”). Pochyliła się też autorka nad naśladownictwem, intertekstualnością czy parafrazą w polskim hoffmanizmie, jako że sieć krzyżujących się i wielowarstwowych wpływów jakie wywierał hoffmanizm w całej literaturze europejskiej, jest bardzo znaczący, a przy tym skomplikowany, więc często niełatwy do uchwycenia i zdefiniowania. Przywołała bardzo interesującą uwagę badaczki literatury polskiej XIX wieku, Ewy Paczoskiej, która stwierdziła, że paradoks recepcji polskiego hoffmanizmu polegał m.in. na tym, że był on forpocztą polskiej refleksji nad rodzącą się wtedy nowoczesnością, że „kategoria modernité, pojawiająca się wszak w samym środku tamtego stulecia, dziś przychodzi do nas w otoczce „dawności” i o oczywistej anachroniczności”. To tylko niektóre ze szczegółowych zagadnień, które w swoim znakomitym, wielogłosowym  studium porusza Magdalena Rudkowska, z przesadną zresztą skromnością zaznaczająca „niekompletność” i „skrótowość” jej pracy. Jako czytelnik polski mam satysfakcję, że jedynym, poza Niemcami i Berlinem, krajem i miastem, w którym pozostawił E.T.A. Hoffman swój ślad, jest Polska (wtedy jej fragment jako zaborczej prowincji o nazwie Prusy Południowe) i Warszawa, w której mieszkał w charakterze pruskiego urzędnika (i która bardzo inspirowała pisarza jako nieokiełznana, anarchiczna, chmurna „Wenecja Północy”). I że ilekroć przechodzę warszawską ulicą Freta, obok kamienicy, na której widnieje tablica upamiętniająca kilkuletni pobyt pisarza w tym miejscu, mogę sobie zafundować dreszczyk przechodzący przez plecy, gdy przywołam z pamięci którąś z jego nowel lub taki oto fragment z opowiadania „Pająk”, czołowego polskiego hoffmanisty Józefa Bohdana Dziekońskiego: „(…) czarna noc obejmowała nas jako smętarz, dwa groby, gdzie jak upiory pijane trupy bez duszy szukają w napoju życia, bo tylko mur rozdzielał bogatszych od nędzarzy, a i tu, i tam muzyka na kształt złowrogiego szyderstwa szatana migała się w dźwiękach śród ciemności”.

Magdalena Rudkowska – „Sen nieboszczyka. Polski hoffmanizm w XIX wieku”, wyd. Instytut Badań Literackich PAN, str.256, ISBN 978-83-65832-82-5

Epikryza przedwojennej gorączki

Obszerna praca Piotra Majewskiego „Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu”, jak informuje dopełniające tytuł zdanie, jest studium przedwojennej gorączki w Europie, zapisem atmosfery nadciągającej katastrofy. Majewski – zasadniczo – bazuje na wiedzy historycznej powszechnie dostępnej, znanej historykom, zwłaszcza specjalistom od tego okresu historii, znanej także wielu amatorom wiedzy historycznej. Jednak użył tej on wiedzy w sposób twórczy, oryginalny, a przy tym i dodał fakty przez siebie samego odnalezione, wydobyte z rozmaitych źródeł, w tym n.p. z nieznanych powszechnie dokumentów czechosłowackich, aby stworzyć unikalne studium historyczne, ale też psychologiczno-polityczno-społeczne, które zupełnie inaczej niż klasyczne syntezy czy podręczniki dotyczące tego okresu pokazuje te dramatyczne dwadzieścia miesięcy dzielące Stary Kontynent od wybuchu II wojny światowej. Jakby odrobinę na przekór tytułowi Majewski rozpoczyna od 31 grudnia 1937 roku, od horoskopu dla Europy, jaki ukazał się w sylwestrowym wydaniu największego wtedy czechosłowackiego dziennika „Lidowe Noviny”. Nie zdradzę jaka była treść tego horoskopu, by nie odbierać przyjemności lektury czytelnikom, ale powiem tylko, że od horoskopu „LN” prowadzi nas Majewski przez najrozmaitsze miejsca i zakamarki, w których zaznaczały się, jakby na termometrze, kreski gorączki zwiastującej zbliżającą się wojnę, choć wielu wtedy taką ewentualność odrzucało, czasem szczerze czasem życzeniowo, na słynnej zasadzie „wishfull thinking”. Prowadzi więc nas Majewski od dworca kolejowego im. Wilsona w Pradze 1 stycznia 1938, od Thermia Palace w czeskich Pieszczanach, przez mieszkanie Konrada Henleina, przywódcy Niemców Sudeckich, zamek Praski, salę kinową Pasażu Lucerna w Pradze, Kancelarię Rzeszy w Berlinie, Zamek Królewski w Warszawie,  Downing Street w Londynie, przejście graniczne polsko-czechosłowackie w Zebrzydowicach, rzymski Palazzo Chigi, siedzibę włoskiego MSZ i przez wiele, wiele innych miejsc różnego autoramentu, rangi i funkcji, poprzez kluczowe fragmenty artykułów z prasy europejskiej aż do, nieco paradoksalnie i może odrobinę zaskakująco, do willi byłego prezydenta Czechosłowacji Edwarda Benesza w Sezimowym Uście, po datą daleko przekraczającą rok 1938, bo sięgającą 3 września 1948 roku. I tu też niczego nie zdradzę, by nie krzywdzić przyszłych czytelników. To, co działo się w tych wszystkich licznych miejscach stało się dla Majewskiego tworzywem do stworzenia fascynującego portretu niezwykle dramatycznego okresu w dziejach Czechosłowacji, Polski i całej Europy. Zamiast kolejnej szablonowej syntezy podręcznikowego typu otrzymaliśmy fascynującą, dynamicznie zbudowaną opowieść historyczną, rodzaj historycznego suspensu opartego na twardych faktach. Niełatwo poddaję się emocjom przy lekturze, ale studium Piotra Majewskiego czytałem jak doskonały thriller, z tzw. wypiekami na policzkach. Bo zdarzenia sprzed ośmiu dekad, choć odległe od nas w czasie, dziś mogą także – zwłaszcza w kontekście tego co dzieje się w Europie i świecie – mrozić krew w żyłach a co najmniej budzić w nas niepokój. Gorąco rekomenduje tę wyborną książkę.

Piotr Majewski – „Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019, str. 572, 978-83-66232-41-9

Prowincja czyli świat cały i epoka też

Dziwnym trafem, jednym z takich jakie od czasu do czasu mi się zdarzają, lektura wspomnień Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej (1881-1961) wpisała mi się w moje nie tak dawno ożywione zainteresowania niektórymi szlakami rodzinnej genealogii. O tym jednak na końcu, bo na początek chcę dać oczywiste pierwszeństwo wybitnemu polskiemu pisarzowi Wiesławowi Myśliwskiemu, który o tych „wspomnieniach galicyjskich” napisał tak: „Autorka tego pamiętnika to postać niezwykła, wyrastająca nie tylko ponad miarę swoich czasów. (…) Jeszcze młódka, a  szybko przeobraża się w światłą, nowoczesną gospodynię, dzięki czemu dzierżawione majątki zaczynają kwitnąć. (…) Obarczona siedmiorgiem potomstwa znajduje czas na systematyczne czytanie, interesuje się nawet psychologią i filozofią (Freud, Platon). Zbiera pieśni ludowe, zajmuje się działalnością społeczną (…) Wiodą z mężem niby-prowincjonalne życie, lecz przegląda się w nim niemal cała epoka”. I rzeczywiście, w głowie się już kręci od tego bogactwa faktograficznego biografii autorki wspomnień przy samej tylko lekturze wstępu autorstwa Rafała Skąpskiego, wnuka Zofii z Odrowąż-Pieniążków. Gąszcz zdarzeń, zjawisk, środowisk, niezliczone personalia, te nieznane i te bardzo znane, historyczne persony, z którymi spotykała lub co najmniej stykała się sama Zofia lub jej antenaci i inni członkowie skoligaconych rodów. Już sam ten wstęp Rafała Skąpskiego jest epopeją, choć podaną w maksymalnie możliwym skrócie. Pod koniec wstępu tak podsumowuje on wartość tekstu swej Babki: „Walorem tych wspomnień, być może nawet niezamierzonym przez Autorkę, jest przedstawienie, przez koleje życia swojej rodziny, historii kraju i ukazanie uniwersalizmu losów narodu i losów kilku pokoleń inteligencji polskiej. Lektura dla czytelnika, który skądinąd znając dzieje polityczne Polski, odnajdzie tu zapis emocji, marzeń, nadziei, radości i smutków dziesiątków barwnych postaci z krwi i kości, których wielowątkowe losy wpisane są w kontekst ledwo co zarysowanych wydarzeń wielkiej historii”. Jak zauważył zacytowany na wstępie Wiesław Myśliwski, choć autorka wraz z mężem prowadzili na Sądecczyźnie (od 1920 roku na Pomorzu) żywot  nader prowincjonalny, budzący naturalne skojarzenia z żywotem Barbary i Bogumiła, bohaterów „Nocy i dni” Marii Dąbrowskiej (asocjacja tym bardziej trafna, że Zofia z Odrowążów urodziła się w Kaliszu), to w trakcie lektury doznaje się zadziwiającego, paradoksalnego wrażenia, że wiodą oni niesłychanie barwne, bujne, wręcz światowe życie, a to za przyczyną zarówno rodzinno-towarzyskich filiacji, spotkań w z wybitnymi osobistościami epoki, jak i z powodu horyzontów intelektualnych autorki, jej lektur i kulturalnych pasji, działalności publicystycznej, podróży, aktywności społecznej. Na kartach wspomnień pojawiają się liczne nazwiska historyczne, w tym postacie z którymi autorka się zetknęła, jak Edward Rydz-Śmigły, Władysław Anders czy Maria Jehanne Wielopolska, autorka sławnych kiedyś, a zapomnianych dziś „Kryjaków”, jak rody Dunikowskich czy Brezów, Feliks Nowowiejski, czy aktorka Teofila Koronkiewicz, znana widzom kultowej komedii Tadeusza Chmielewskiego „Nie lubię poniedziałku” (1971) z roli starszej damy, przedwojennej warszawianki, opowiadającej napotkanemu Włochowi o dawnej Warszawie-Paryżu Północy. Dowiaduję się też z tych wspomnień detali niby drobnych, ale dla zainteresowanego personaliami literatury cennych, jak choćby to, że Skąpscy są spokrewnieni z rodziną Bohdana Rogatko, zmarłego niedawno wybitnego krytyka literackiego o – moim zdaniem – randze myśliciela. Aliści niezliczone wręcz nazwiska, i te historyczne i te mniej historyczne i te zupełnie niehistoryczne, pojawiają się także w cennych przypisach, już to jako postacie, z którymi autorka zetknęła się osobiście, już to niejako za pośrednictwem kontaktów i filiacji męża, już to wtedy, gdy pojawiają się jako postacie „styku pośredniego”, w jakiś sposób związane z postaciami opisywanymi bądź wzmiankowanymi we wspomnieniach i „mnożące” się na zasadzie „linków”. Wspomnienia Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej są prawdziwą kopalnią wiedzy o epoce, zarówno poprzez bezpośredni, realistyczny przekaz, jak i poprzez szerokie konteksty zewnętrzne, bardzo bogate dzięki horyzontom myślowym i rozległym zainteresowaniom autorki. Czyta się te wspomnienia znakomicie, jako że napisane są klarowną, piękną polszczyzną ówczesnej inteligencji, rzeczową, mimetyczną, bogatą w realistyczne detale, a przy tym wolną od jakiejkolwiek minoderii  czy „ćwiczeń stylistycznych”, w tym od wszelkiej „młodopolszczyzny”, która przecież Autorce formującej się duchowo i kulturowo w tej właśnie epoce, łacno mogły się przydarzyć, a jednak się nie przydarzyły. Edycja wspomnień uzupełniona jest między innymi (poza ikonografią fotograficzną) listami autorki oraz tablicami genealogicznymi m.in. rodów Odrowąż-Pieniążków i Skąpskich. Zazdroszczę Rafałowi Skąpskiemu tego dzieła edytorskiego, a nade wszystko tego, że posiada tak bogatą, że prawie pełną dokumentację rodzinną. Ja w poszukiwaniu genealogii rodzinnej ze strony mojej babki doszperałem się zaledwie okruchów – mam tylko wiedzę o małżeństwie mojej prababki z Janem Bielińskim, rocznik 1865 i datę jej urodzenia – w roku 1878, roku w którym zaczyna się akcja „Lalki” Prusa oraz tylko jedną, jedyną jej fotografię, w którym ta kobieta, którą zapamiętałem z dzieciństwa jako zasuszoną, skurczoną, bezzębną staruszkę, jawi się jako młody, czarnowłosy „wamp”, jakby wzięty z otoczenia lub twórczości Stanisława Przybyszewskiego. Na osłodę tej genealogicznej „pustki” pozostaje mi tylko nazwisko męża jej córki Apolonii, mojej ciotecznej babki, która wyszła za przedstawiciela krakowskiej rodziny Jurowiczów, a której jednego z jej przedstawicieli utrwalił w sztuce „Karykatury” Jan August Kisielewski. Czytałem zatem „Dziwne jest serce kobiece” z „genealogiczną” zazdrością, ale pogodną, bez zawiści, za to z ogromnym zainteresowaniem.

Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska – „Dziwne jest serce kobiece. Wspomnienia galicyjskie”, opr. wspomnień, wstęp, komentarz, przypisy i dobór ilustracji Rafał Skąpski, wyd. Czytelnik, Warszawa 2019, str.474, ISBN 978-83-07-03451-5

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko